Trudno było wierzyć. Przed mistrzostwami świata – a i owszem, pewnie się dało, zresztą Stefano Lavarini i Agnieszka Korneluk podkreślali w rozmowach z naszym portalem, że Włoszki są do pokonania. Ale już mecze polskich siatkarek w trakcie mistrzostw pokazały nam, że z najlepszą aktualnie kadrą świata niezwykle trudno będzie ugrać choćby seta. I faktycznie, Polki długimi fragmentami były bezradne. Finalnie więc przegrały – do zera.

Polskie siatkarki poza mistrzostwami świata. Włoszki okazały się lepsze
Ponad 30 meczów o stawkę bez porażki. Licznik Włoszek przebił właśnie tyle już na mistrzostwach świata. Reprezentantki Italii ostatnią porażkę w oficjalnym spotkaniu poniosły w trakcie ubiegłorocznej Ligi Narodów, ale tę… i tak wygrały. A potem zgarnęły mistrzostwo olimpijskie, w sześciu meczach nie tracąc choćby seta. Ten rok? To kolejny triumf Włoszek w Lidze Narodów, a w półfinale – wygrany mecz z Polską, do zera. I to takie spotkanie, w którym Polki właściwie nie miały nic do powiedzenia. Jak mówiła nam Korneluk, kapitanka naszej kadry:
– Nawet po tym wywalczonym później brązowym medalu… wiadomo, cieszyłam się, że mamy medal, ale czułam ból w sercu, że z Włoszkami właściwie nie podjęłyśmy walki. Zaczęłyśmy mecz nieźle, ale szybko przestałyśmy wierzyć w swoje możliwości i siły. Bardzo źle czułam się z tym, że tak to wyglądało. Oczywiście, wiemy, że Włoszki są teraz najlepsze, ale my nie pokazałyśmy stu procent możliwości.
Czy dziś Polki pokazały sto procent? Patrząc na ten turniej – pewnie tak. Jednak biorąc pod uwagę pełnię ich możliwości, to zapewne do tej setki sporo brakowało. Długimi fragmentami bowiem Biało-Czerwone gubiły się a to w ataku, a to w przyjęciu, a to na zagrywce. Włoszki za to robiły to, w czym są najlepsze – grały prostą, ale niezwykle skuteczną siatkówkę. Dobre przyjęcie, dobre rozegranie, dobry atak. Bez udziwniania, za to na odpowiednim poziomie i skuteczności. Owszem, czasem udało się je zablokować czy przyjąć ich ataki. Ale na dłuższą metę niezmiennie było widać, że to rywalki są lepsze.
Polki bez szans. Rywalki zdominowały ćwierćfinał MŚ
W pierwszym secie w ataku istniała Paulina Damaske, a jej koleżanki statystowały obok z nadzieją, że coś ta – najmniej doświadczona z nich na poziomie reprezentacyjnym – zawodniczka wykręci. Serio, znikąd poza Damaske nie było w tej pierwszej partii nadziei. Równie dobrze można by obok Pauliny wystawić drużynę szkoły podstawowej ze Świętochłowic czy Darłówka, efekt byłby zapewne ten sam. To była powtórka z tego braku wiary, o którym mówiła Korneluk. Biało-Czerwone wyglądały bowiem tak, jakby ostatnie czego się po tym meczu spodziewały to tego, że mogą go wygrać. Pierwszego seta przegrały więc do 17.
Paulina Damaske w pierwszym
secie meczu o półfinał:▪️ 50% w ataku (4/8)
▪️ 50% eff. w atakuReszta naszego zespołu w pierwszym
secie meczu o półfinał:▪️ 31% w ataku (8/26)
▪️ 0% eff. w ataku (!!!!!!)……#jazdababy | #WWCH2025 pic.twitter.com/ekLBYowxhO
— Jakub Balcerzak (@Jakub110Jakub) September 3, 2025
Set numer dwa przyniósł jednak pewną odmianę. Polki początkowo długo utrzymywały się w okolicach remisu, grały z rywalkami punkt za punkt. Ba, gdyby tylko lepiej potrafiły wyprowadzić własne ataki – a część z nich wykończyć – mogłyby nawet faworytkom tego spotkania odskoczyć. Jednak każda otrzymana szansa kończyła się tak samo: a to błędem, a to dobrą obroną Włoszek. Bo żebyśmy mieli jasność – nasze rywalki nie tyle wypada, co trzeba chwalić. Grały znakomicie, w każdym elemencie były co najmniej dobre, w niektórych wybitne.
Ale Polki równocześnie bardzo im pomagały.
Najbardziej w drugiej połowie seta. Wcześniej po kilku dobrych akcjach wyszły bowiem na prowadzenie 14:13. Szalała w tym fragmencie gry Martyna Łukasik, która dodatkowo zagrzewała do dopingu publiczność – a miejscowi fani bardzo lubią polskie siatkarki – i się ich wsparciem nakręcała. Nieźle w bloku pracowała Agnieszka Korneluk. Magda Stysiak też swoje dołożyła. Jednak gdy Polki osiągnęły to jednopunktowe prowadzenie, Juloio Velasco – trener naszych rywalek – wziął czas.
A gdy obie ekipy wróciły na boisko, wyglądało to tak, jakby ktoś wcisnął reset. Włoszki znów były wielkie, a nasze zawodniczki grały o wiele gorzej niż przed przerwą. Mnożyły się błędy. Zagrywka regularnie nie pomagała. Włoszki skutecznie broniły i atakowały.
Z 14:13 zrobiło się w efekcie 15:20. Ostatecznie set zakończył się wygraną naszych rywalek do 20.
A trzecia partia zaciętą historię miała co najwyżej przez kilkanaście punktów. Polki po dobrym początku prowadziły nawet 6:5, jednak znów a to Sarah Fahr, a to Paola Egonu, a to inne z tamtejszych siatkarek karciły nasze zawodniczki. Na tyle skutecznie, że ledwie kilka punktów później prowadziły czterema oczkami. I nie tylko nie dały się już złapać, a przewagę wręcz powiększały. Do siedmiu punktów – wygrały bowiem 25:18 i awansowały do półfinału.
#Thailand2025: 🇮🇹 ITALY 3-0 POLAND 🇵🇱
The Azzurre stay unstoppable! 🔥
The world’s #1 ranked team — reigning Olympic and #VNL champions — celebrate their 34th straight win and advance to their fourth successive #WWCH semifinal, staying firm in their chase for a second-ever… pic.twitter.com/fwgMePL0bB
— Volleyball World (@volleyballworld) September 3, 2025
Polki za to drugi raz z rzędu pożegnały się z mistrzostwami świata w ćwierćfinale, choć bez wątpienia lepsze wrażenie zostawiły po sobie trzy lata temu, gdy do ostatnich piłek walczyły z Serbkami o awans. Dziś nie było wątpliwości, że – choć momentami Włoszki pokazywały krótkie chwile słabości – przejść dalej może tylko jedna ekipa. I nie były to podopieczne Stefano Lavariniego.
Polska – Włochy 0:3 (17:25, 20:25, 18:25)
Fot. Newspix