Kacper Urbański znalazł się w takim położeniu, że musiał szukać kroku wstecz. Młody piłkarz, zamiast zejść o szczebel niżej, chciał spaść z drabiny i zobaczyć, czy uda mu się wrócić na górę. W przypadku przenosin do Legii należy zadać pytanie – czy nie za szybko?

Legia Warszawa ogłosiła dziś oficjalnie pozyskanie Kacpra Urbańskiego. 20-latek podpisał kontrakt do 2028 roku. Dla warszawskiego klubu to na pewno robiący duże wrażenie ruch. Czy jednak pomocnik podjął właściwą decyzję?
Kacper Urbański – dziwnie prowadzona kariera
Trudno zrozumieć ten ruch z perspektywy piłkarza. Dopiero co przebojem wdzierał się do składu na Euro, grał w Bologni, znalazł się na 43. miejscu w plebiscycie Golden Boy. Nie minął jeszcze rok, jak wychodził w jedenastce na Liverpool w Lidze Mistrzów. Polska piłka nie może pochwalić się aktualnie większym talentem. Wciąż jest nadzieją na to, że mamy na kim budować reprezentację Polski.
I nagle przyszło niewytłumaczalne załamanie. Michał Probierz wieszczył, że kolejny rok w karierze okaże się dla piłkarza trudniejszy, ale skala tej trudności jest wręcz szokująca. Jeśli w pierwszy sezon w dorosłej piłce Urbański wszedł jak nóż w masło, to drugi okazał się dla niego podróżą jak po polskich drogach w latach dziewięćdziesiątych.
Diametralnie zmienił swój status w Bologni, dla której nie rozegrał nawet pięciuset minut. Przeciętnie wypadł w Monzy, najsłabszej drużynie Serie A, do której udał się na wypożyczenie. Nie można powiedzieć, że odbił się od tych klubów, bo koniec końców łapał jakieś minuty. Stracił jednak zaufanie. Tak Bologni, w której od początku sezonu jest na wylocie, jak i całego włoskiego rynku, a w konsekwencji reprezentacji Polski, bo w czerwcu nie dostał powołania ani do dorosłej kadry, ani na mistrzostwa Europy U-21.
To oczywiste, że w tej sytuacji robisz krok w tył. Czy w przypadku Urbańskiego nie jest to jednak krok zbyt duży? Wielu kadrowiczów podpowiedziałoby pewnie młodszemu koledze, że na powrót do Ekstraklasy zawsze ma czas. Gdy Arkadiusz Milik miał problemy z grą w Bayerze Leverkusen i był po średnio udanym wypożyczeniu do Augsburga, udał się do Ajaksu Amsterdam, co okazało się strzałem w dziesiątkę i genialną trampoliną do dalszej kariery, dzięki której przez lata postrzegano go jako napastnika typu premium.
Czy ta droga byłaby możliwa, gdyby wrócił do, powiedzmy, Górnika Zabrze? Pewnie nie. Jakub Moder po dużych kłopotach w Brighton wybrał Feyenoord, a nie Lecha, i wychodzi na tym dobrze. Mateusz Klich po nieudanych próbach w Niemczech i Anglii zawsze odbudowywał się w Holandii i działo się to z korzyścią dla jego kariery. Jakub Kamiński cierpliwie pracuje na rynku niemieckim i cały czas dostaje na nim szanse. Niby się spektakularnie nie rozwinął, ale też ciągle pływa po powierzchni.
Wielu zawodników po powrocie do kraju przepadało. Rafał Wolski i Filip Starzyński, niegdyś nasi eksportowi ofensywni pomocnicy, już nigdy się z Ekstraklasy nie odbili. Damian Kądzior miał wrócić na chwilę, a nawet w skali ligi okazał się zbyt słaby. Bartosz Kapustka przyjechał po wielu próbach na zachodzie, gdy Legia była dla niego najsensowniejszą opcją pod każdym względem. Tacy piłkarze jak Kamil Jóźwiak czy Tymoteusz Puchacz wciąż nie mają klubu, ale mimo to wzbraniają się przed polskimi boiskami.

Komu opłaciła się Ekstraklasa?
W ostatnich latach dostaliśmy tylko dwa przykłady młodych zawodników, którzy po przyjściu do Polski odbili się w krótkim czasie do lig top5:
- Mariusz Stępiński,
- Maxi Oyedele.
Stępiński przepadł w Norymbergii, nawet w niej nie zadebiutował, ale po dwóch latach w Wiśle i Ruchu wyjechał na Euro i wzięło go Nantes. To jednak zupełnie inna skala talentu, co zresztą pokazała jego dalsza droga. Oyedele to z kolei przykład błyskawicznie prowadzonej kariery. By zadebiutować w reprezentacji potrzebował zaledwie trzech-czterech dobrych meczów w Legii. Po sezonie wyjechał do Strasbourga za sześć milionów, a nawet nie stał się jeszcze gwiazdą Ekstraklasy pełną gębą. Gdy jednak decydował się na Ekstraklasę, był w kompletnie innym miejscu niż Urbański. Jego jedynym przetarciem w dorosłej piłce było dwumiesięczne wypożyczenie do League Two. Urbański już jest tam, gdzie Oyedele chciał dotrzeć.
Rozumiem, że polska liga rośnie w siłę. Rozumiem, że w mierzącej się z permanentnymi problemami finansowymi Legii, przyjmującej niemal każdą ofertę, trudno się zakopać. Rozumiem też, że w Legii wartość Urbańskiego raczej wzrośnie niż spadnie w porównaniu do tego, ile trzeba za niego zapłacić dziś. Tylko znów – czy to nie za wcześnie na taki ruch?
Trudno o wrażenie, że kariera naszej polskiej perełki idzie według jakiegoś ustalonego scenariusza. Trudno też o wrażenie, że jego menedżerowie panują nad tą drogą. Bo jeśli Urbański po dwóch miesiącach okna musi ratować się powrotem do Ekstraklasy, jest to bardzo duży głaz do ogródka agentów.
Dla Legii to hitowy ruch
Jest też druga strona tego medalu, czyli perspektywa samej Legii. Dla niej to byłby absolutny hit, nawet jeśli przy negocjacjach trzeba zgodzić się na duży udział Bologni w następnym transferze Urbańskiego. Mamy 20-latka, na którym można oprzeć grę zespołu i który może dać zarobić duże pieniądze w szybkim czasie. Michał Żewłakow pewnie nie wyśnił sobie nawet tego, że taki ruch będzie możliwy.
Warszawska społeczność przeżyła latem absolutnie każdy stan, jaki może przeżyć kibic w trakcie okna transferowego. No bo Legia…
- miała tracić płynność finansową i musiała nerwowo wyprzedawać młodziutkiego Jakuba Zielińskiego, żeby mieć na pensje
- nagle zrobiła największy ruch w dziejach ligi (tak przedstawiano transfer Rajovicia za trzy miliony euro)
- nie robiła żadnych ruchów, trener miał pracować na materiale, który już ma
- robi dużo mocnych jak na polskie warunki ruchów, ściągając dwóch (z Urbańskim trzech) piłkarzy ocierających się o reprezentację Polski
- decyduje się na małą rewolucję w kadrze na tydzień przed końcem okna transferowego
W niektórych klubach przez kilka lat nie dzieje się w temacie transferów tyle, co tego lata w Legii Warszawa. Ale koniec końców takie wzmocnienia – Piątkowski, Szymański, Rajović, Reca, Krasniqi, Colak, Weisshaupt, Stojanović i Urbański – wyglądają na papierze naprawdę topowo. A to scenariusz, którego po niemrawym początku okna nigdy byśmy się nie spodziewali.
CZYTAJ WIĘCEJ O TRANSFERACH POLAKÓW:
- Czy Ziółkowski wyjedzie za wcześnie?
- Błysk w alpejskim otoczeniu. Byliśmy w Bergamo na debiucie Zalewskiego [REPORTAŻ]
- Trela: Niedobitki. Rola Polaków w Bundeslidze wciąż marginalna
JAKUB BIAŁEK
Fot. FotoPyK