Jan Ziółkowski ma odejść do Romy, sam tego transferu bardzo chce i jak zwykle w takich przypadkach można się zastanawiać, czy to aby nie za szybko na przeprowadzkę. I szczerze: tutaj faktycznie stwierdzenie, że Ziółkowski wyjeżdża za szybko, nie będzie naciągane.

Zanim do spekulacji – bo siłą rzeczy trzeba będzie w tym temacie spekulować – najpierw fakty. Ziółkowski ma za sobą tak naprawdę jeden sezon Ekstraklasy w Legii, ale też nie cały, gdyż w wielu meczach siedział na ławce rezerwowych (konkretnie w jedenastu się nie podniósł, w czterech był zmiennikiem). Dołożył do tego spotkania w Lidze Konferencji, natomiast wcale nie był tam kluczowym piłkarzem, większość fazy ligowej również spędził w pozycji siedzącej. Do tego nie pojechał na Euro U21, oczywiście nie zadebiutował też w seniorskiej reprezentacji.
I co, to świadczy o tym, że jest słaby? Absolutnie. To talent. Może nawet wielki talent.
Dlatego pospekulujmy – czy można sobie wyobrazić, że przez najbliższy rok Ziółkowski jest podstawowym stoperem Legii, gra w Ekstraklasie i w Europie (szanse Legii na co najmniej Ligę Konferencji są bardzo duże), a co więcej, dostrzega go Jan Urban i łapie jakieś występy w drużynie narodowej? Oczywiście. O pozycję w klubie można być spokojnym, z kolei kadra ma tak marnie obsadzony środek obrony, że każdy ciekawy zawodnik jest na wagę złota.
Wówczas mógłby wyjechać nie za sześć milionów euro z bonusami, tylko za kilka milionów więcej z bonusami i też byłoby łatwiej mu w nowym klubie. Jednak żadna to tajemnica, że inaczej patrzy się na piłkarzy, którzy kosztowali więcej niż na tych, którzy kosztowali mniej. No bo jak się wykosztowałeś, to dbasz, a jak nie, to dbasz trochę mniej.
Jan Ziółkowski w Romie – czy nie za wcześnie?
Są dwa argumenty-wytrychy, których przeciwnicy pozostania Ziółkowskiego będą używać. Po pierwsze – „taka oferta może się nie powtórzyć”. Cóż, jeśli ktoś zakłada, że taka oferta już dla Ziółkowskiego by się nie powtórzyła, to jednocześnie zakłada, że zawodnik się nie rozwinie. A jeśli się nie rozwinie, to zaraz w Romie i tak nie będzie, tylko w jakimś Cremonese, a potem w Turcji. Lepiej chyba zakładać, że się rozwinie, bo wiele na to wskazuje – powtórzmy, to duży talent.
Po drugie – „a co jeśli przytrafi mu się kontuzja”. Cóż, równie dobrze może mu się przytrafić na pierwszym treningu w Romie (odpukać). Tego nigdy nie przewidzisz i nie ma sensu według tego planować kariery.
Ponadto też jednak inna jest historia Ziółkowskiego niż Oyedele, którego wyjazd tak szybko popierałem. Przede wszystkim pomocnik poszedł do mniejszego klubu – Roma to marka, Strasbourg to średniak ligi francuskiej, czyli rozgrywek słabszych niż te włoskie. Przeskok nie będzie dla niego tak bolesny. Poza tym jakkolwiek spojrzeć Oyedele już wie, jak wygląda życie w poważniejszych miejscach niż Ekstraklasa, a Ziółkowski nie. Po trzecie – Francuzi aktywowali klauzulę odstępnego, choć to już bardziej sprawa Legii niż zawodnika.
Czy gdyby więc po Ziółkowskiego zgłosił się ktoś mniejszy, to zawodnik wówczas powinien zmieniać klub? Też sądzę, że… nie. Prawdę mówiąc widzę w Ziółkowskim większy talent niż w Oyedele i uważam, że przed nim byłby kapitalny sezon, który ustabilizowałby go na tyle, że wyjazd byłby czymś naturalnym.
Teraz taki raczej nie jest. Inna kwestia to podejście Legii, która też nie chce zaryzykować i zarobić w przyszłości na przykład podwójnie (aczkolwiek tutaj można się spierać, czy przy historii transferowej młodych Polaków ta przebitka byłaby aż tak duża).
Cóż, z obawami, ale najwyraźniej z Ziółkowskim się pożegnamy. Pozostaje życzyć, żebyśmy się znowu nie musieli witać, bo to by oznaczało, że wyjazd jednak był zbyt wczesny.
WIĘCEJ O TRANSFERACH NA WESZŁO:
- Gwiazda zespołu nie pomoże Lechowi Poznań w walce o Ligę Mistrzów [NEWS]
- Gual z ofertą z polskiego klubu. Może jednak zostać w Ekstraklasie
Fot. Newspix