Reklama

W meczu Rakowa cieszy wynik i obrona rywali. Tylko i aż

Antoni Figlewicz

21 sierpnia 2025, 23:00 • 4 min czytania 32 komentarzy

Czasem aż korci zapytać, trochę nabijając się z byłej minister sportu, kto wybiera te drużyny do eliminacji Ligi Konferencji… Dawno nie przytrafił mi się taki mecz, w czasie którego nudziłbym się jak mops i zarazem zaniósłbym się parę razy szczerym śmiechem. Dziś, przy najbardziej niespodziewanej okazji – mecze Rakowa zwykle nie wzbudzają tych najbardziej pozytywnych emocji – nie mogłem się powstrzymać, oglądając niektóre popisy defensywne ekipy z Bułgarii. Medaliki miały szczęście trafić na rywala, który bardzo chciał tracić gole i nie umiał sam niczego sensownego zlepić z przodu. No i znów byliśmy świadkami meczu, którego w sumie można się było spodziewać. Meczu zdecydowanie na warunkach Rakowa.

W meczu Rakowa cieszy wynik i obrona rywali. Tylko i aż

Widząc jeszcze przed rozpoczęciem zmagań w Częstochowie, co dzieje się w Białymstoku i Poznaniu, trochę się zasmuciłem, że czeka mnie zaraz starcie dosyć cienkiej Ardy z pragmatycznym i nudnym Rakowem. Zanim się ktoś oburzy – nudnym, ale przeważnie skutecznym, kilka razy doceniałem już Raków za to, że potrafi zwyczajnie zrobić robotę i wynik zwykle się zgadza. Ale nie udawajmy, że występy Medalików obfitują w fajerwerki.

Reklama

Dobrze nam mieć Marka Papszuna w pucharach [KOMENTARZ]

Całe więc szczęście, że Bułgarzy przywieźli ze sobą do Polski pewnego obrońcę z Kamerunu, który okazał się dziś najjaśniej błyszczącym w Częstochowie diamentem.

Raków – Arda 1:0. Oda do Felixa

No to tak – rozrywkę zapewnił dziś pan Felix Eboa Eboa, który na papierze nie wydaje się jakimś absolutnym badziewiakiem. Piłkarsko dojrzewał w Paris Saint-Germain, tam przytrafiła mu się młodzieżowa Liga Mistrzów, fajna sprawa. Jako nastolatek Kameruńczyk załapał się na debiut w reprezentacji narodowej. W czasie swojej kariery rozegrał też dwa pełne sezony w Ligue 1. Coś tam generalnie oferuje, ale tego wieczoru w zaledwie dwóch akcjach mógł całkowicie pogrzebać szanse swojego zespołu na korzystny rezultat w Częstochowie. Pechowy dzień, ot co.

Najpierw błąd przy golu Pieńki – podanie od bramkarza może nie było najmocniejszym w historii, ale skoro piłkarz Rakowa potrafił się do niego zebrać w niezłym tempie, to tym bardzie Eboa Eboa mógł zareagować lepiej. Był jednak wolny, zdezorientowany, pewnie trochę zdekoncentrowany i w efekcie Pieńko zabrał mu piłkę i jak gdyby nigdy nic wpakował ją do siatki.

Jeden skok w pressingu czasem wystarczy.

Potem było jeszcze kilka niezwykle koślawych kopnięć Kameruńczyka gdzieś w pobliżu koła środkowego boiska. I kolejna pechowa akcja, kiedy znalazł się obrońca Ardy w złym miejscu i czasie. Wtedy właśnie trochę mnie ten mecz rozweselił – bo tak samo reaguję na takie akcje, gdy na orliku kopiemy się po czołach z kolegami i też przytrafiają się nam podobne babole. Tak jakby Eboa Eboa był dziś zbyt pewnym punktem swojej drużyny, to jeszcze do jego pechowego dnia swoje postanowił dorzucić kolega. Nabity przez niego z niewielkiej odległości Kameruńczyk miał to szczęście, że znów całkiem niezamierzenie sprezentował stuprocentową okazję Pieńce.

Tym razem jednak piłkarz Rakowa był na tyle zdziwiony, że nie zdołał dobrym strzałem pokonać bramkarza. A powinien, byłoby 2:0, byłoby spokojniej, byłoby miło.

Raków zakrzywia czasoprzestrzeń, ale znów daje radę

Ale nie, to by nie było w stylu Medalików. Dostaliśmy więc drugą połowę, w czasie której można było nawet momentami pomyśleć, że to Arda jest zespołem lepszym. Był strzał w słupek, było uderzenie głową, które lepszy efekt dałoby, gdyby jednak okazało się podaniem. Miała też Arda taki fragment, kolejny zresztą w całym spotkaniu, w którym gol dla Rakowa znowu wisiał w powietrzu. Bułgarzy, niewiele brakło, sami mogli wbić piłkę do własnej siatki przy niemałym udziale bramkarza. Był też strzał Jesusa Diaza w końcówce – znów okazja do co najmniej uniesienia kącika ust, bo próba Kolumbijczyka to jedna z tych wyjątkowo nieudanych.

Gdybym miał podsumować to wszystko jednym zdaniem, napisałbym tak: Raków znów nie dał z siebie za wiele, ale znów dał radę.

Choć sprawdzałem, ile do końca, średnio co trzy minuty i za każdym razem uznawałem, że zdecydowanie za dużo, to po raz kolejny nie mogę przejść wobec tego meczu obojętnie. Raków zrobił swoje i na swoich warunkach. Znowu. Wynik się zgadza, więc niech im będzie, niech dalej grają swoje.

Raków Częstochowa – Arda Kyrdżali 1:0 (1:0)

  • 1:0 – Pieńko 28′

CZYTAJ WIĘCEJ O EUROPEJSKICH PUCHARACH NA WESZŁO:

Fot. Newspix

32 komentarzy

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Konferencji

Reklama
Reklama