Reklama

Trela: Chcemy tygrysów, chowamy koty. Kamil Jakubczyk i wyjście poza schemat

Michał Trela

10 sierpnia 2025, 09:37 • 7 min czytania 16 komentarzy

Młode pokolenie piłkarzy przypomina zaprogramowane na karierę roboty. Na boisku unikają ryzyka. W mediach społecznościowych kontrowersji. Przed kamerami są generatorami komunałów. Pilnują, by nikomu nie podpaść. Środowisko tęskni do czasów, gdy było inaczej. Ale gdy ktoś zrobi coś nieszablonowego, machina zawodowej piłki błyskawicznie go temperuje.

Trela: Chcemy tygrysów, chowamy koty. Kamil Jakubczyk i wyjście poza schemat

Gdy po boisku biega młody piłkarz, wszelkie jego zachowania są zwykle tłumaczone tzw. młodzieńczą fantazją. Błędy, niestandardowe zachowania, cokolwiek. „Młodzieńcza fantazja”. Jeśliby jednak przestać używać tej frazy bezrefleksyjnie, a przypisać ją tylko piłkarzom z Ekstraklasy, do których faktycznie pasuje, wcale nie byłaby tak wyświechtana. Bo nie ma ich wielu.

Reklama

Trela: Młodzież jest zapatrzona w Roberta Lewandowskiego

Fantazja nie jest bynajmniej cechą dominującą polskich nastolatków przebijających się do ligi. Większość stara się raczej nikomu nie podpaść, a w wywiadzie odpowiedzieć utartą formułką, zamiast czymś odbiegającym od schematu. A do mediów społecznościowych wrzucić selfie w trakcie przerzucania żelastwa. Z jakimś patetycznym podpisem, koniecznie po angielsku, w stylu „follow your dream”. Żeby nikt nie zarzucił braku zaangażowania.

Kibice, którzy patrzą na tę fabrykę młodych profesjonalistów, wspominają z nostalgią młodość. Już nawet niekoniecznie postawiony kołnierzyk Erica Cantony, czy wściekłe oblicze Olivera Kahna, ale też nieszablonowe postacie polskich boisk. Takie, które poza boiskiem nie gryzły się w język, a na nim nie bały się odpowiedzialności. Takie, którym przypisywano charakter. Nie chodzi o gloryfikowanie alkoholików i hazardzistów, którzy przechwalają się w autobiografiach, ile mogliby osiągnąć, gdyby im się chciało. Co do zasady tendencja, w którą poszła dzisiejsza, zapatrzona w Roberta Lewandowskiego młodzież, jest dobra. Ale kibicom coraz częściej wydaje się to mdłe i nijakie.

DELIKATNA SZPILKA

I wtedy Kamil Jakubczyk, do niedawna kompletnie nieznany, w swoim czwartym meczu w Ekstraklasie, ładuje gola z dystansu w samo okienko. W domowym spotkaniu przy prawie pełnym stadionie. Na wagę pierwszego od pięciu lat zwycięstwa jego klubu w Ekstraklasie. Przeciwko klubowi, w którym się wychował, ale w którym nie dostał szansy wyżej niż w III-ligowych rezerwach. I w którym asystentem jest trener, który przez kilka miesięcy współpracy wpuścił go na boisko na pięć minut. Jeśli to nie jest moment, by dać się ponieść emocjom, nigdy go nie będzie. Najlepiej, żeby w ogóle się zreflektował i demonstracyjnie uniósł ręce, sugerując, że gol przeciwko byłemu klubowi wcale go nie cieszy, bo ma doń tak wiele szacunku.

Piłka nożna, choć będąca coraz większym biznesem, u źródeł była jednak sportem nie do końca grzecznych chłopców. Miejscem, w którym młodzież miała się wyżyć. Na boisku nie zawsze rządziła idea fair play i nie każdy kontakt był faulem. O czym zresztą mówimy. Jakubczyk nikogo nie kopnął, nie ugryzł i nie złamał nogi. Nie podeptał herbu ani nikogo nie zbluzgał. Futbol zaszedł już w ugrzecznieniu tak daleko, że piłkarz, który w kierunku byłego trenera, z którym ma na pieńku, krzyknie „Tomek!” i pośle mu całusa, wywołuje awanturę na boisku i falę komentarzy poza nim. Zwykle złośliwych, sugerujących, że życie wkrótce nauczy go pokory, a komuś, kto ma na koncie cztery mecze w Ekstraklasie, takich rzeczy nie wypada.

Jest zgoła przeciwnie. Od ludzi z doświadczeniem Rafała Gikiewicza, Kamila Grosickiego czy Lukasa Podolskiego oczekiwałbym klasy, doświadczenia, chłodnej głowy, bycia ponad to. Ale od 21-latka?

ODMIENNE REAKCJE

Znamienne było obserwowanie publicznych wystąpień pomocnika Arki po tych wydarzeniach. Przed kamerami Canal+, jeszcze na gorąco, na murawie, wciąż było widać, że jest wulkanem emocji. Wprawdzie błyskawicznie zaznaczył, że jego zachowanie nie służyło obrażaniu Pogoni, czy jej kibiców, ani trenera Roberta Kolendowicza, lecz „członka sztabu” Portowców, którego nazwiska nie wymienił, bo „zyskałby rozgłos, na którym mu zależy”. Podkreślał, że „jeśli ktoś nie szanuje jego, to on też nie będzie go szanował”. Brzmiał jak ktoś, kto chciał wyjaśnić, że to kwestia osobista, ale nie jak ktoś, kto żałuje tego, co zrobił.

Kamil Jakubczyk po golu

Kamil Jakubczyk po golu

Od razu zaczęło się jednak temperowanie. Wzięła go w obroty machina zawodowej piłki. Jeszcze na murawie było widać, jak wyjaśniał mu coś Grosicki, który akurat w takich zachowaniach mógłby dostrzec młodego siebie. Dawid Szwarga niby go tłumaczył, ale potem mówił o głowie do lodu i zaznaczył, że jako zawodowy piłkarz powinien kontrolować emocje oraz zachowywać się profesjonalnie do końca. Robert Kolendowicz podkreślił, że jest rozczarowany, bo wychowankowi Pogoni takie zachowanie nie przystoi. Reakcji w mediach społecznościowych nie ma co nawet przytaczać.

TEMPEROWANIE INNYCH

Szybko komunikat dotarł też do samego piłkarza, bo jeszcze tego samego wieczoru tłumaczył się „młodzieńczą fantazją” (a jakże!), przyznawał, że było to niepotrzebne i przepraszał osobę, do której był skierowany gest. Kogoś, kto zachował się niestandardowo, udało się futbolowi spacyfikować w zarodku.

Następnym razem już pewnie niczego nie podpali. Wiedząc, że jest na cenzurowanym w Szczecinie, pewnie nie będzie nawet celebrował gola. O ile w ogóle go strzeli, bo może nie mając silnego emocjonalnego napędu, który ewidentnie kierował nim w sobotę, będzie innym piłkarzem. Za słabo go znam. Niektórym nadmiar emocji na boisku przeszkadza, ale nie brak takich, którzy dopiero na odpowiednim poziomie adrenaliny wchodzą na wyższy pułap.

Oczywiście, że w skali całej kariery pewnie nie było to najmądrzejsze. W Szczecinie, mimo przeprosin, niesmak pewnie pozostał. Niewykluczone, że w rewanżu na Jakubczyka będzie się gwizdać w jego rodzinnym mieście, co nigdy nie jest przyjemne. Być może z czasem sprawa tak narośnie, że nikt już nie będzie pamiętał, o co poszło, ale będzie się pamiętało, że Jakubczyka lepiej z powrotem do Pogoni nie ściągać.

Może dziś brzmi to absurdalnie, pamiętajmy jednak, że Łukasz Surma po rzuceniu koszulką Wisły Kraków w połowie lat 90. nie mógł zostać trenerem jej juniorów dwie dekady później. Środowisko jest małe. Za chwilę trenerem Jakubczyka zostanie Grzegorczyk, który na wstępie z niego zrezygnuje, przez wzgląd na dawne zaszłości. Lepiej, będąc profesjonalnym piłkarzem, takich rzeczy unikać. Nie zamykać sobie żadnych drzwi, zostawiać furtki, pokornie ssać dwie matki. Czy do tego jednak powinniśmy dążyć jako środowisko? Czy takich piłkarzy-robotów bez emocji, przymilających się trybunom przy każdej okazji, chcemy oglądać? Wychowujemy koty, a potem narzekamy, że po boiskach nie biegają tygrysy.

Kamil Jakubczyk w meczu z Pogonią Szczecin

Kamil Jakubczyk w meczu z Pogonią Szczecin

CZUPURNI MAJĄ TRUDNIEJ

To nie jest oczywiście tylko przypadek Jakubczyka. Gdy Dawid Drachal, grając jeszcze w Miedzi Legnica, nieopatrznie wygadał się, że jego marzenia sięgają Złotej Piłki, rechotom nie było końca. Aż Robert Lewandowski poczuł się wywołany do tablicy, by przypomnieć, że w Polsce też można mieć marzenia zawieszone na tym pułapie. Kacper Tobiasz jako chłopak z Żylety, który wskoczył do bramki Legii, na początku był fajny, ale wróciło to do niego po pierwszym błędzie.

Mariusza Fornalczyka też już spisywano na straty, bo nie pasował do szablonu. Musiał trafić dopiero na Jacka Zielińskiego, który jego energii nie stłamsił, lecz przekuł w największy atut wart sporo pieniędzy.

Tureccy skauci, którzy przyjechali kiedyś na mecz Cracovii, by oglądać rozchwytywanego wtedy Michała Rakoczego, wyszli ze stadionu z poczuciem, że na boisku widzieli tylko jednego ciekawego piłkarza. Filipa Rózgę, z jego podwórkową zadziornością na twarzy, który grał w tamtym meczu osiem minut. To bardzo charakterystyczne, wspominać z rozrzewnieniem młodego Wojciecha Kowalczyka, czy Grzegorza Szamotulskiego, a potem krytykować młodego piłkarza, bo coś chlapnął. Ani Jakubczyk pierwszy, ani ostatni.

Oczywiście, że wychylając się, wybrali trudniejszą drogę, więc teraz muszą jej sprostać. Tobiasz, który był forowany jako chłopak z Żylety, musi umieć przetrwać moment, w którym jako chłopak z Żylety dostaje dwa razy mocniej. Fornalczyka, jeśli kreuje się od początku na młodego Grosickiego, nie może przygnieść ciężar kwoty, jaką zapłacił za niego Widzew. Drachal co jakiś czas będzie medialnie rozliczany ze słów o Złotej Piłce. Nie musi jej zdobyć, ale lepiej by było, gdyby przynajmniej próbował się do niej zbliżać. Rózga nie może za chwilę wrócić z Austrii z płaczem, że trener go nie lubił i trudno mu było się odnaleźć poza domem.

Jakubczyk zaś, jeśli zdarzy się, że zostanie w Szczecinie wygwizdany, powinien w tych okolicznościach rozegrać najlepszy mecz w karierze. Bycie buńczucznym nie musi być dla piłkarza wadą, ale nie jest samo w sobie zaletą. Dopiero gdy będzie umiał unieść tego konsekwencje, może stać się charakterny.

I to moje życzenie na jego przypadające dziś 21. urodziny.

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O PIŁCE NA WESZŁO:

16 komentarzy

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama