– Widziałem w Górniku bardzo ofensywne ustawienie, z którego potem korzystał przeciwnik – mówi Michal Gasparik, który chce wprowadzić w zespole z Zabrza znacznie większą dyscyplinę taktyczną. Czego nauczył go Adam Nawałka i dlaczego nie miał u niego łatwo? Jakie ma wnioski po przeanalizowaniu całego sezonu Górnika? Czy w Spartaku Trnawa, z którym trzykrotnie wygrał Puchar Słowacji, dobił już do sufitu? Jakiego piłkarza zaproponował do klubu? Dlaczego Gasparik-trener nigdy nie postawiłby na Gasparika-piłkarza? Zapraszamy na wywiad z nowym trenerem Górnika, który rozpoczął sezon od dwóch zwycięstw.
![Gasparik: Jestem defensywnym trenerem. Wolę 1:0 niż 4:3 [WYWIAD]](https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/width=1920,quality=85,format=avif/2025/07/michal-gasparik-scaled.jpg)
Na początku muszę pogratulować tego, jak świetnie posługuje się pan naszym językiem. Wiadomo, że jako Słowak miał pan łatwiej, ale jednak wyraźnie słychać, że włożył pan w naukę polskiego sporo pracy jeszcze zanim przyjechał pan do Zabrza.
Pamiętałem trochę języka z czasów, kiedy jeszcze byłem piłkarzem Górnika, ale tak – gdy tylko dowiedziałem się, że tu trafię, od razu zacząłem naukę. Po prostu ćwiczyłem w domu. Kupiłem sobie książkę i uczyłem się po kolei, tak jak w szkole. Od kiedy jestem w Polsce, po prostu używam języka i ciągle pytam: „jak się na to mówi po polsku?”. Często proszę, żeby ktoś mi coś wytłumaczył jeszcze raz. Jak jadę samochodem, to słucham polskiego radia. Słyszę polskie słowa, przypominam je sobie.
Jak długo potrwała ta nauka?
Kilka tygodni. Nie była długa, bo wszystko potoczyło się bardzo szybko. No i od kiedy tu jestem uczę się codzienne.
Mógł pan zakładać, że prędzej czy później trafi do Polski. Pierwszy kontakt z Górnika był trzy lata temu.
Tak, był wtedy kontakt, ale jeszcze nic poważnego.
Wtedy założył pan wraz ze swoimi asystentami grupę „Polska” na Whatsapp.
I mamy ją do dziś! Przydała się, bo jesteśmy tutaj razem.
Na grupie mieliście wymieniać się wiadomościami dotyczącymi zapytań z Polski. Przez te trzy lata grupa żyła?
Żyła, bo pełniła też funkcję grupy przyjacielskiej, pisaliśmy o sprawach codziennych. Ale dodatkowo wysyłaliśmy na nią też rzeczy związane z Ekstraklasą lub z innymi ligami, bo miałem po drodze także inne oferty lub po prostu o czymś mówiono. Wtedy obgadywaliśmy to na grupie.
Kiedy klub obsadza w roli trenera swojego byłego piłkarza, to zwykle dzieje się to na dwa sposoby – albo piłkarz zostaje w klubie i uczy się zawodu jako asystent, albo jest jego legendą lub zasłużonym piłkarzem. Pan…
Legendą na pewno nie jestem, zaliczyłem tylko krótki epizod. Właśnie taką ścieżkę miałem w Trnawie. Pochodzę z tego miasta, grałem tam, trenowałem młodzież, a później trafiłem do pierwszego zespołu. To była standardowa droga. Ale czasami zdarza się też niestandardowa.
Dlaczego ten epizod piłkarski był tak krótki?
Pierwsza połowa była fajna. Grałem, strzeliłem jakieś bramki. Potem głównie siedziałem na ławce. Gdy pojawiła się okazja na powrót do Trnawy – a Spartak budował mocny zespół, skończyliśmy później na drugim miejscu – decyzja była dla mnie prosta. Zresztą, gdy jeszcze jako młody piłkarz odchodziłem z Trnawy, myślałem sobie, że powrót do tego miejsca to takie moje małe marzenie.

Poziom Ekstraklasy był dla pana za wysoki?
Nie wiem, czy tak bym to określił. Było mi ciężko w tej lidze, bo lubiłem grać tylko z piłką przy nodze, ale nie znosiłem pojedynków i walki. A że Górnik prowadził Adam Nawałka… (śmiech)
No tak.
Miałem ciężko!
Teraz jako trener wymaga pan od zawodników walki?
Teraz tak. I powiem więcej – obecnie nie lubię takich piłkarzy jak ja. Nie wystawiałbym dziś siebie do składu. Ale wtedy byłem młody, miałem co innego w głowie. Jeden trener próbował to zmienić, zrobił mi indywidualne ćwiczenia, podczas których miałem szkolić fizyczne pojedynki, skakać do główek. Ale nic z tego nie wyszło. Dziś jako trener wiem, że nie da się tak diametralnie zmienić piłkarza. Jesteś w stanie tylko go w jakimś stopniu poprawić – lepiej ustawić taktycznie, dopracować jakieś szczegóły, ale nie zmienisz jego charakteru.
Adam Nawałka próbował pana zmienić?
Trochę tak. Wymagał wiele. I nawet ja też wtedy próbowałem. Ale jak nie masz tego w sobie, to jest ciężko.
Portal „MY Trnava” zapytał kiedyś o trenerów, którzy pana ukształtowali. Wymienił pan między innymi Adama Nawałkę. Wykorzystuje pan coś z jego metod w dzisiejszej pracy?
Podobało mi się to, jak ułożoną miał szatnię, jaki panował w niej poziom dyscypliny. Miał dużo zachowań, które sobie notowałem, bo już jako piłkarz zapisywałem sobie w notesie różne ćwiczenia moich trenerów, ich pomysły taktyczne, zachowania na boisku czy poza nim. Nawałka był trochę dyktatorem, ale z drugiej strony panowała w tym zespole dyscyplina i to przekładało się na boisko. Nie mieliśmy najlepszego zespołu, ale mogliśmy walczyć z każdym. Każdy musiał dać z siebie na boisku sto procent, bo taki był Nawałka.
Co z czasów Nawałki zapisał pan w notesie?
To był pierwszy trener, który wskazówki taktyczne pokazywał mi na komputerze. Dziś analizy wideo to oczywistość, ale wcześniej były inne czasy, trenerzy pokazywali wszystko na tablicach albo na papierze. To mi imponowało. Zapisałem też dużo małych rzeczy z treningów.
Ja tamtego Górnika zapamiętałem zwłaszcza ze zbiegania na przerwę.
Taaaaak! Musieliśmy zbiegać po gwizdku, żeby wykorzystać przerwę tak efektywnie, jak to możliwe. Na treningach Nawałka też nie pozwolił nam się nigdy zatrzymywać. Musieliśmy ciągle truchtać. Jak była przerwa na picie, to na nią zbiegaliśmy, napiliśmy się i wracaliśmy na pozycje truchtem. Potem to przekładało się na mecz.
U pana też panuje taka dyscyplina?
Aż taka nie. Ale jestem wymagający. Musi być porządek na boisku i poza nim.

I jest pan też maniakiem taktyki. Co się wydarzyło, że wystąpiła w panu taka przemiana?
Wraz z doświadczeniem zacząłem patrzeć na piłkę inaczej niż wcześniej. Tych różnic pomiędzy mną-piłkarzem a mną-trenerem jest znacznie więcej. Piłkarzem byłem bardzo ofensywnym, a trenerem? Najważniejsza jest dla mnie defensywa. Dlaczego? Nie wiem. Z wieloma byłymi piłkarzami tak jest. Często napastnicy wraz z wiekiem przechodzą do obrony.
Woli pan wygrać 4:3 czy 1:0?
Nieee, takich wyników jak 4:3 bardzo nie lubię! Oznaczają, że miałeś na boisku bałagan. Każdy chce wygrywać i strzelać najwięcej bramek, ale mi najbardziej podoba się 2:0.
Martin Chudy mówił na naszych łamach: „Gasparik wychodzi z pragmatycznego założenia, kocha wygrywać 1:0 i to nie wszystkim się podoba. Kibice i dziennikarze woleliby bardziej ofensywną grę”.
Jak będziemy grać dobrze w defensywie i wykorzystywać okazje, to wyjdzie na mój wynik, czyli 2:0! OK, ma trochę racji. Ja po prostu chcę zrobić wynik i osiągać sukcesy. Nie zawsze da się grać bardzo ładnie. Zwykle zależy to od tego, na co pozwoli ci drugi zespół. Ważne jest dla mnie, żeby mieć zawsze mecz pod kontrolą. A to możemy zrobić na dwa sposoby – albo posiadając piłkę i utrzymując się przy niej, wtedy jest super, albo bez piłki, gdy przeciwnik jest zbyt mocny. Wtedy wychodzi defensywa, organizacja i walka.
Czyli będziemy się teraz nudzić na meczach Górnika?
Niekoniecznie, bo to, co było dobre w tym zespole, chcę zatrzymać. Muszę dużo zrobić w organizacji bez piłki. Podszlifować ustawienie po tym jak ją tracimy.
Obejrzał pan dużo meczów Górnika Zabrze z zeszłego sezonu, zanim przyjął ofertę?
Wszystkie.
Wszystkie?
Tak, cały sezon.
Robił pan to pod kątem analitycznym?
Tak. Widziałem, jaki jest styl, kiedy wyniki są dobre albo kiedy gra wyglądała dobrze, a wynik był zły.
Górnik był mocny w ofensywie, ale czy dobrze zorganizowany?
Każdy trener ma swój sposób. Ja jako trener widzę trochę piłkę inaczej, ale to normalne, bo dróg do sukcesu jest wiele i każdy wybiera swoją. Nie chcę mówić, czy coś jest lepsze czy gorsze, ale spróbujemy zrobić tak, żeby Górnik wyglądał trochę inaczej.
Inaczej – czyli jak?
Bardzo podobał mi się Górnik w ofensywie, ale nie podobało mi się, że ci chłopcy czasami nie walczyli tyle, ile mogli. Widziałem bardzo ofensywne ustawienie, z którego potem korzystał przeciwnik, kreował okazje i strzelał bramki. Pojawiał się problem w defensywie i przy stałych fragmentach gry. Chcę, byśmy tracili w ten sposób mniej bramek. Organizacja w defensywie będzie wyglądać inaczej niż wcześniej.
Dużą wagę przywiązuje pan do analizy danych. Jak wygląda ten proces i jakich narzędzi pan używa?
Kiedy zaczęliśmy pracę w Górniku, to klub musiał dla nas zorganizować dodatkowe programy do analiz. Używamy ich więcej niż wcześniej. Codziennie mamy analizę wideo. Wychodzę z założenia, że piłkarze muszą wiedzieć wszystko o przeciwniku – zachowania w defensywie, ofensywie, stałe fragmenty, do tego jest jeszcze indywidualna analiza, żeby wiedzieli, kto zagra na danej pozycji i jaki ma pakiet cech.
Druga część analizy to liczby. W nich widać naprawdę dużo. Korzystamy z takich platform jak Panoris, WyScout, Statsbomb i Statsperform. Zawsze rozpoczynamy analizę od liczb, dopiero potem patrzymy na boisko. Dlaczego? Bo znając liczby już wiemy, co chcemy potem odszukać na boisku i oglądamy wideo w określonym kierunku. Proces jest przez to sprawniejszy. Na wideo widzisz później wszystko.
Są w Górniku piłkarze, którzy w konkretnych parametrach są najlepsi w skali ligi, ale nie widać tego na pierwszy rzut oka?
Patrik Hellebrand jest topowy na swojej pozycji, bardzo mocny z piłką przy nodze. Ogólnie cały zespół Górnika był w zeszłym sezonie trochę dziwny – niby skończył na dziewiątym miejscu w tabeli, ale w ofensywie w kilku rubrykach był najlepszy w całej Ekstraklasie. To niecodzienne, bo zespoły z dziewiątych miejsc zazwyczaj mają statystyki zbliżone do średniej ligowej. A w Górniku, dla kontrastu, wiele liczb było też na dole ligowego zestawienia, zwłaszcza w defensywie. Zespół miał na przykład najgorszy indeks PPDA (pass per defensive action) pokazujący, na ile podań pozwolisz przeciwnikowi. To coś, co próbujemy zmienić. Jak? Chcemy wyżej się ustawiać, wyżej pressować.
W Spartaku sięgnął pan trzy razy po Puchar Słowacji i cztery razy kończył na podium. Przejście do Górnika to w ogóle awans sportowy?
Dla mnie tak. Lepsza liga, lepsi piłkarze, większe zainteresowanie, większe stadiony. Dla mnie to krok do przodu. W Trnawie było super, bo graliśmy w grupie Ligi Konferencji, zdobyliśmy trzy razy puchar, cztery razy byliśmy w finale.
Swoją drogą, wie pan kiedy ostatnio Górnik zdobył puchar?
Hm… Ostatni tytuł był w 1988 roku. A puchar? Nie wiem.
W 1972. 53 lata temu.
Łatwiej jest wygrać puchar, bo nie musi wygrać go najlepszy zespół, a ten, który jest najlepiej przygotowany. I nie oszukujmy – potrzebujesz też w piłce trochę szczęścia. To krótsza droga do sukcesu.
W Spartaku Trnawa dobił pan do sufitu?
Myślę, że tak. Kiedy zdobyliśmy puchar po raz trzeci, to wiedziałem, że ciężko będzie coś więcej zrobić. Trzy razy skończyliśmy na trzecim miejscu. Za każdym razem byliśmy o włos drugiego. Raz brakowało nam jednego punktu, raz dwóch, a raz trzech. Zawsze traciliśmy punkty w końcówce, gdy graliśmy mecze pucharowe – dwa półfinały, a potem finał. W ciągu ostatnich pięciu czy sześciu kolejek dochodziły nam trzy dodatkowe mecze i nie potrafiliśmy przejść przez ten gorący okres. To coś, co mogłem zrobić więcej. Ale jestem przekonany, że gdybyśmy nie byli w półfinale Pucharu Słowacji, zrobilibyśmy w tej lidze ze dwa razy drugie miejsce.
A pierwsze?
Slovan to Slovan. Jest najmocniejszy finansowo. Ma najlepszy zespół. Trudno o mistrza Słowacji, gdy nie jesteś Slovanem. W pucharze dwa razy wygraliśmy z nimi w finale, a w ostatnim sezonie w półfinale. Mecze Spartaka ze Slovanem to największe derby na Słowacji. Wyniki są zawsze 50:50. Problemem jest to, że Trnawa nie ma takiego zaplecza, żeby zwyciężać tak często meczów w lidze jak Slovan, więc to on na końcu wygrywa.
Porównywał pan Górnik do Spartaka Trnawa pod kątem parametrów?
Tak. Pod kątem statystyk Trnawa była przez cztery lata najlepsza w defensywie w całej lidze słowackiej. Nie mam na myśli tylko traconych bramek, a to ile przeciwnicy kreowali okazji, ile oddawali strzałów, ile dośrodkowań, ile mieli kontaktów w naszej szesnastce. W ofensywie, OK, byliśmy na czwartym czy piątym miejscu, było pole do poprawy. Górnik był od Spartaka lepszy w ofensywie.
W Spartaku pełnił pan jednocześnie funkcję dyrektora sportowego i skauta. Chciałby pan mieć w Górniku duży wpływ na transfery? Wie pan jak to się robi.
Wiem, ale muszę powiedzieć, że łączenie tych funkcji jest trudne, bo jako trener nie mam na tyle dużo czasu, żeby jeszcze szukać piłkarzy. Podoba mi się to, jak wygląda struktura transferowa w Górniku. Najlepsza decyzja jest zawsze wtedy, kiedy zgadzają się na nią wszyscy – ja, dyrektor i skauci. Tak samo działałem w Trnawie. Nigdy nie decydowałem sam.
Zaproponował pan, żeby Górnik ściągnął Phiilipa Azengo, skrzydłowego ze Spartaka, ale transfer nie doszedł do skutku. Dlaczego?
Górnikowi podobał się ten zawodnik. Problemem było tylko to, że ma już 28 lat, a trzeba było za niego zapłacić. Gdyby był dostępny za darmo, pewnie by tutaj trafił. W Górniku panuje prosta filozofia – jak płacisz za piłkarza, to musi mieć on potencjał sprzedażowy. A Azengo w tym wieku już go nie ma.
Jak się pan zapatruje na to, że jak jakiś piłkarz u pana wystrzeli, to za chwilę go już w Górniku nie będzie?
Rozumiem to. Jak jest taka filozofia, to ciężej zbudować mocny zespół, to oczywiste. Z drugiej strony, jeśli wiemy że tak jest i klub potrzebuje finansów, to musimy ciągle myśleć jak przygotować następnych na jego miejsce. I myślę, że to dobrze tutaj funkcjonuje.
Jest pan zadowolony z okna transferowego?
Mamy dużo nowych piłkarzy, jestem zadowolony z jakości jaką wnoszą. Wiemy, że jeszcze możemy wzmocnić ten zespół. Podoba mi się też to, że wszystko było przygotowane wcześniej. Wyjechaliśmy na zgrupowanie i mieliśmy 90% zespołu. To było bardzo ważne, bo nowy trener i sztab ma tylko cztery tygodnie na przygotowanie wszystkiego. Dostaliśmy duży komfort pracy.
Na koniec chcę zapytać o pucharowe mecze z polskimi zespołami. Czuł pan z boiska, że Lech Poznań was zlekceważył?
Nie, ale myślałem, że tak będzie w drugim meczu. Lech rozpoczął dobrze, przez dziesięć minut był lepszym zespołem, potem my przejęliśmy inicjatywę i – co było najważniejsze dla nas w Trnawie – jak my strzelaliśmy u siebie pierwszą bramkę, to potem przeciwnik zawsze miał wielki problem.
Było widać, jak się napędzacie.
Wiedziałem, że muszę coś zmienić i na ten jeden mecz zmieniłem cały system. Zawsze graliśmy czwórką z tyłu, tylko na ten jeden mecz zdecydowałem się grać na trójkę. Gdy strzeliliśmy pierwszą bramkę, to chłopcy uwierzyli w ten pomysł. Na Słowacji najlepsi kibice są w Trnawie. Zaczęli się nakręcać przy pełnym stadionie. I już wtedy Lechowi było bardzo trudno.
Skąd ta zmiana systemu? Zagrał pan konkretnie pod Lecha czy chciał zmienić cokolwiek, żeby zaskoczyć?
Szukaliśmy rozwiązania, które będzie najlepsze przeciwko temu systemowi, w którym gra Lech. Nie było tak, że chcemy coś zmienić, więc spróbujemy na ślepo. Przez trzy dni nie rozmawiałem z nikim, nie wychodziłem z domu, próbowałem coś zmienić. Znalazłem rozwiązanie i je wdrożyłem. Zawsze w piłce potrzeba trochę szczęścia i nam się udało. Jeszcze jak przypomnę sobie tę ostatnią bramkę… Jak to się mówi w Polsce, nożyczki?
Przewrotka.
Jak często padają takie gole? W trakcie tego meczu wiedziałem, że jest dobrze.
Po porażce z Wisłą Kraków nastroje były zgoła odmienne. Jak przyjęto na Słowacji odpadnięcie z polskim pierwszoligowcem?
Po tym meczu miałem bardzo ciężko. W domu było 3:1. Jeszcze w ostatniej minucie trafiliśmy w poprzeczkę i przy 4:1 byłby pewnie koniec. Ale w drugim meczu popełniliśmy za dużo błędów. Ale i tak potem mogliśmy to rozstrzygnąć, bo mieliśmy decydujący rzut karny. Piątym graczem w serii jedenastek był Bainović. Sam go wybrałem, żeby był tym piątym, bo ma najlepiej ułożoną nogę. I nie trafił. A wcześniej wygrywaliśmy wszystkie karne – i w Europie, i w Pucharze Słowacji. To był pierwszy raz jak przegraliśmy.
Kibice domagali się później odejścia?
Tak w Tranwie było zawsze, gdy nie wygrałem dwóch meczów. Wielu kibiców pisało, że jestem już za długo i nie dam już nic temu zespołowi. To klub, na który najbardziej na Słowacji naciskają kibice. W innych miastach nie ma takiego podejścia.
Z kim byłoby łatwiej awansować do Ligi Konferencji – z obecnym Górnikiem czy obecnym Spartakiem?
Ze Spartakiem łatwiej byłoby zająć wysokie miejsce w lidze i dostać się do eliminacji. A gdzie byłoby łatwiej awansować? Trudno powiedzieć, to ciężkie zadanie.
Jaki jest cel Górnika na ten sezon?
Rozegrać lepszy sezon niż w poprzedni.
Czyli wyżej niż dziewiąte miejsce.
Ale nie wiem, czy będziemy zadowoleni z ósmego. Powiedzieliśmy sobie z Łukaszem Milikiem, że najpierw zobaczymy, jak będzie wyglądał początek, w końcu mamy dwunastu nowych piłkarzy, i dopiero później ustalimy jakiś konkretny cel. Jeszcze go nie wyznaczyliśmy.
Rozmawiał JAKUB BIAŁEK
WIĘCEJ O GÓRNIKU ZABRZE:
- Kluby, uczcie się od Górnika! To wzór
- Derby poobiedniej drzemki. Farfocel Placha daje Górnikowi zwycięstwo
- Piłkarz Górnika wspomina stare czasy. “Dziś ktoś mógłby to odebrać jako mobbing”
Fot. newspix.pl / FotoPyK