Jeśli trzeci raz z rzędu zdobywasz medal dużej siatkarskiej imprezy – a Liga Narodów taką jest – to nie da się napisać nic innego niż to, że jesteś w światowej czołówce. I polskie siatkarki zdecydowanie się w niej znajdują. Same jednak wiedzą, że by to ostatecznie potwierdzić, potrzebują medalu imprezy docelowej. Ot, na przykład mistrzostw świata, które już od 22 sierpnia w Tajlandii.
![Polskie siatkarki w gronie najlepszych na świecie. Pora potwierdzić to medalem MŚ [KOMENTARZ]](https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/width=1920,quality=85,format=avif/2025/07/polska-siatkowka-liga-narodow-2-scaled.jpg)
Siatkarki znów z medalem Ligi Narodów. Teraz czas na krążek MŚ
Różne są tryby dochodzenia do wielkości. Ot, choćby polscy siatkarze wystrzelili – niemal dwie dekady temu – dość nagle. Okej, może widać było, że coś zaczyna się w tej kadrze zmieniać, gdy awansowała ona na igrzyska olimpijskie w Atenach i doszła tam do ćwierćfinału. A potem, pod przywództwem Raula Lozano – który objął jej stery w 2005 roku – grała z tygodnia na tydzień coraz lepiej, zajmując choćby czwarte miejsce w Lidze Światowej. Ale nie było innych medali, żadnych brązów, niczego.
A potem nagle wpadło srebro mistrzostw świata. I zmieniło się całe podejście wobec tej reprezentacyjnej siatkówki. Po latach znów mieliśmy sukces.
Jednak przez lata były to sukcesy „rwane”. Po srebrze MŚ przyszły dwa sezony suche, a dopiero po nich sensacyjne złoto mistrzostw Europy. Potem znów nic, a w 2011 też nieco niespodziewany brąz ME. Rok 2012 to, owszem, wygrana Liga Światowa, ale też rozczarowanie na igrzyskach. Potem kiepskie mistrzostwa Europy i w 2014 roku złoto MŚ. Co było po nim? Trzy lata bez jakiegokolwiek medalu – aż do obrony złota w 2018. I od tego momentu zaczął się najlepszy okres polskiej kadry w jej historii.
Od 2018 roku zdobywamy bowiem medale co roku (z wyłączeniem covidowego roku 2020). Czy to w Lidze Narodów, czy mistrzostwach – świata lub Europy – czy, wreszcie, ubiegłorocznych igrzyskach. Ale by osiągnąć taki stan rzeczy, od tego pierwszego srebra mistrzostw w 2006 roku – medalu założycielskiego tych sukcesów – minęło kilkanaście dobrych lat.
***
Kilkanaście lat minęło też od ostatnich wielkich medali Polek. Lata 2003 i 2005 to, wiadomo, złota mistrzostw Europy. Potem był jeszcze brąz w 2009 roku i nic, pustka. Zmarnowano tamte sukcesy, nie było kolejnych, potwierdzających klasę naszej kadry. Skończyło się pokolenie Złotek, przeszło kolejne i wciąż czegoś brakowało. Kolejni selekcjonerzy nie potrafili doprowadzić Polek do medali, ba, bywało, że nie wprowadzali ich nawet na turnieje (Polki ominęły MŚ 2014 i 2018, a także igrzyska 2012, 2016 i 2020). Stefano Lavarini przyszedł i zgarnął medal po roku pracy.
Jasne, z perspektywy niektórych krajów to tylko Liga Narodów. Ale dla nas była to AŻ Liga Narodów.
A co ważniejsze – jest to medal potwierdzony. I w 2024, i 2025 roku. Od trzech lat Polki niezmiennie przywożą brązowe krążki z turnieju, który przecież nie jest w świecie siatkówki na pobocznym torze. Wiadomo, nigdy nie będzie ważniejszy od mistrzostw świata czy Europy. Ale poza nimi to najważniejsze, co reprezentacyjna siatkówka ma. Za medalem w Lidze Narodów stoi spory prestiż, bo by go zdobyć trzeba prezentować się znakomicie na przestrzeni kilkunastu spotkań, a potem jeszcze okazać się lepszym od innych ekip w tych decydujących o awansie do finału bądź zdobyciu brązu.
W pewnym sensie to wręcz bardziej wymierne rozgrywki od turniejów mistrzowskich, gdzie o wszystkim może zadecydować dyspozycja jednego dnia.
Choć wiadomo, to o medalach mistrzostw się marzy.
***
Polki przy tym wciąż są w fazie budowy, choć ta powoli się kończy. W ostatnich latach przygodę z kadrą skończyło kilka bardziej doświadczonych zawodniczek, a Stefano Lavarini wyszukał i „zbudował” na potrzeby reprezentacji nowe. Tak naprawdę cykl naszej kadry zakończyć powinien się w tym przypadku na kolejnych igrzyskach, w 2028 roku. I to cykl, który zapoczątkowany został wraz z zatrudnieniem Włocha w 2022 roku. Igrzyska paryskie były tu w pewnym sensie przystankiem. Podobnie kolejne mistrzostwa.
Niemniej – miło byłoby na takim przystanku zgarnąć medal.
Polki też tego chcą. Otwarcie o tym mówią, choć zaznaczają, że w tej Lidze Narodów nie grały najlepiej i muszą się poprawić, jeśli marzą o krążku mistrzostw świata. Z drugiej strony, skoro nie najlepsza gra dała im brąz LN, to widać, że potencjał w tym zespole jest naprawdę duży. I tu wróćmy do dróg, w jakich zespoły dochodzą do wielkości. Bo ta Polek jest nieco inna niż ich kolegów po fachu. Biało-Czerwone z jednej strony od razu były w stanie rok po roku potwierdzać swoją klasę, a z drugiej – nie odniosły sukcesu na MŚ czy ME, a więc imprezach ważniejszych.
I ten brak da się momentami dostrzec czy usłyszeć w wypowiedziach. Zarówno fanów, jak i samych zawodniczek.
Bo Liga Narodów jest fajna, jej medal jest dużym wydarzeniem, ale z każdym kolejnym takim krążkiem rosną oczekiwania i nadzieje co do imprezy docelowej w danym sezonie. Tym bardziej, że przecież Polki – od 2022 roku licząc – na trzech kolejnych z najważniejszych imprez były w ćwierćfinale. W 2022 roku na MŚ były o krok od tego, by wyrzucić z turnieju późniejsze mistrzynie, a więc Serbki (przegrały po tie-breaku granym na przewagi). W 2023 roku na ME trafiły na piekielnie mocne Turczynki, późniejsze triumfatorki, i przegrały 0:3. Z kolei na ubiegłorocznych igrzyskach chyba nie poradziły sobie z presją oczekiwań – ale też nie trafiły idealnie z formą – i oberwały od USA, a Stany ostatecznie zdobyły srebro.
Niemniej – za każdym razem były chociaż w ćwierćfinale, w fazie pucharowej, o jeden kroczek od medali. Może gdyby miały nieco więcej szczęścia w losowaniu, to awansowałyby dalej. A to – podobnie jak te medale Ligi Narodów – budzi nadzieje.
***
Czy więc pora na to, by wreszcie sięgnąć po krążek wielkiej imprezy? Oczywiście. Jeśli w Lidze Narodów jesteś niezmiennie w TOP 3, a na docelowych imprezach na miejscach 5-8., to śmiało można założyć, że znajdujesz się w gronie 5-6 najlepszych ekip świata. Zresztą mówi to też ranking FIVB, w którym Polki są aktualnie trzecią siłą świata. To już naprawdę poziom, na którym mogą się porównywać do reprezentacji siatkarzy. Bo nie są jej wcale tak daleko.
Ale by te porównania nabrały jeszcze większego sensu – trzeba medali. Nie tylko z Ligi Narodów.
Na mistrzostwa świata do Tajlandii Polki pojadą więc z nadziejami i ogromnym potencjałem. Czy uda się go zrealizować już w tym roku – przekonamy się. Ale one same wiedzą, że przyszła na to pora. Bo chcą, są w stanie i mogą. W Łodzi udowodniły to dziś po raz kolejny.
Teraz pora to zrobić też na MŚ.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix