Reklama

Cezary Kulesza wygrał, ale stracił swoich ludzi. Kulisy kruszenia betonu w PZPN

Szymon Janczyk

30 czerwca 2025, 17:28 • 8 min czytania 35 komentarzy

Veni, vidi, vici. Tak miały wyglądać wybory prezesa PZPN w głowie Cezarego Kuleszy. Konkurencja wycięta, oporu nie stwierdzono. Wszystko szło po myśli stróża polskiego futbolu do momentu, w którym z mównicy rzucił nazwiska trzech kandydatów na wiceprezesów federacji. Żaden z nich nie uzyskał poparcia delegatów, co wprawiło Kuleszę w osłupienie. Co stało się za kulisami i czy możemy mówić o rewolucji w związku?

Cezary Kulesza wygrał, ale stracił swoich ludzi. Kulisy kruszenia betonu w PZPN

W studiu Weszło, w którym komentowaliśmy wybory w Polskim Związku Piłki Nożnej, kolega Wojciech Górski przytoczył anegdotę. Podczas spotkania popleczników Cezarego Kuleszy tuż przed „dniem zero” pewny siebie Maciej Mateńko, wiceprezes do spraw szkolenia, wzniósł toast, wbijając jednocześnie szpilkę Wojciechowi Cyganowi, którego uważano za głównego opozycjonistę wobec rządów obecnego prezesa.

Reklama

Panowie, to oby nas nie wycyganili!

Siup. Okazało się, że nie warto było opuszczać gardy z pokory. Mateńko wraz z dwoma pozostałymi najbliższymi współpracownikami Cezarego Kuleszy — Henrykiem Kulą oraz Mieczysławem Golbą — został wymieciony z fotela wiceprezesa PZPN. Jak do tego doszło? Odsłaniamy to, co działo się za kulisami zjazdu wyborczego.

Golba, Kula, Mateńko – ludzie Cezarego Kuleszy wylecieli z PZPN. Dlaczego?

Cezary Kulesza został niekwestionowanym zwycięzcą wyborów w Polskim Związku Piłki Nożnej. Nie miał żadnego kontrkandydata. Paweł Wojtala, który udzielił Weszło wywiadu, w którym skrytykował obecny zarząd związku, nie ogłosił swojego startu. Andrzej Padewski, który przebąkiwał o tym, że warto podjąć rękawicę, także. Kulesza co prawda mógł zostać niewybrany, lecz nawet taki manewr nie zyskał wielkiego poparcia.

Siedem głosów przeciwko obecnemu prezesowi. Jedenaście osób się wstrzymało. Zero chętnych, żeby wyjść na mównicę i w płomiennym przemówieniu wyliczyć błędy, porażki i kompromitacje PZPN, których za rządów Cezarego Kuleszy nie brakowało. Sternik federacji mógł więc dalej się chełpić, chwalić. Ostatni wywiad, jakiego udzielił przed głosowaniem, był pokazem siły, rozsmarował w nim swoich przeciwników. Stwierdził nie tylko, że skoro nie ma rywala, to wszyscy oceniają jego pracę dobrze, lecz też bezpośrednio obśmiał rywali.

 W każdym peletonie znajdują się maruderzy, którym nie będzie odpowiadać tempo liderów — puszył się w rozmowie z Adamem Godlewskim.

Nie można było dziwić się jego postawie. Wiedział, że zmierza po miażdżące zwycięstwo i sądząc po reakcji na wyniki głosowania w sprawie wiceprezesów, nie spodziewał się kompletnie, że opozycję stać jeszcze na bolesnego kuksańca, wyprowadzenie kontry. Frakcja Cezarego Kuleszy była mocno zakłopotana tym, co wyświetliło się na ekranie.

Na bok teorie spiskowe o tym, że prezesowi opłacało się usunąć Henryka Kulę, którego nie trawi spora część środowiska, który wszem wobec chwalił się, że skoro jest na tyle mocny, żeby załatwić fotel działaczowi z Podlasia, to może sam powinien wystartować. Kulesza sam potwierdzał sprawczość Kuli, nazywał go bratem i ojcem chrzestnym swojej prezesury. Mniej zależało mu na Mieczysławie Golbie, kojarzonym z Prawem i Sprawiedliwością senatorze z Podkarpacia, ale i tu nie ma mowy o podstępie.

Opozycja przegrała walkę o najważniejszy stołek, lecz nie złożyła broni. Uśpiła czujność prezesa i sprawiła, że jego pozycja w federacji znacznie osłabła; że niezadowolone z jego rządów kluby, które uważają, że Kulesza ich oszukał, zdradził, będą miały do powiedzenia więcej niż dotychczas. Tak jak i pozostali przeciwnicy prezesa, którzy już myślą o tym, kto nastanie po nim.

Zaplanowany zamach. Opozycja wobec Cezarego Kuleszy chciała obalić wiceprezesów

Zamach był skrupulatnie zaplanowany. Głosy o tym, że Dariusz Mioduski ma chrapkę na posadę wiceprezesa do spraw piłki zagranicznej, pojawiały się od dawna, lecz ostatecznie ani jego kandydatura, ani propozycja zrobienia Sławomira Kopczewskiego z Jagiellonii Białystok wiceprezesem odpowiedzialnym za szkolenie, nie zostały wysunięte przez Cezarego Kuleszę, który postawił na swoich zaufanych ludzi, chciał dać im kolejną kadencję.

Jak powiedział mi niegdyś pewien przedstawiciel działaczowskiego betonu — umawialiśmy się na osiem lat, trzeba było tylko o tym przypomnieć.

Do ostatnich chwil, do ostatniej nocy przed głosowaniem, trwały jednak konsultacje opozycji, która w końcu zwarła szeregi. Nie wyłoniła może kontrkandydata dla Cezarego Kuleszy, ale wspólnymi siłami ustalono trzyosobowe grono następców tercetu wiceprezesów — Dariusz Mioduski, Sławomir Kopczewski i Tomasz Garbowski. Przeciwnicy prezesa byli pewni, że wystarczy im szabelek do obalenia wiceprezesów, lecz mieli też świadomość, że to Kulesza proponuje kandydatów, więc to tylko pierwszy krok do sięgnięcia po władzę.

Cezary Kulesza i Henryk Kula

Rzeczywiście — Kulesza podjął próbę ratowania sytuacji. Trochę rozpaczliwą, ale też butną, przypominając wszystkim zgromadzonym, że federacja jest zamożna, że panuje dobrobyt i trzeba docenić pracę tych, którzy do tego doprowadzili, bo sam tego nie zrobił. Metody prezesa PZPN zwykle skłaniały ludzi do namysłu, zmiany zdania. Tak przecież wyciął własną konkurencję. Tym razem jednak nikt się nie wyłamał, za co później wzajemnie sobie dziękowano.

Drugie głosowanie nad wiceprezesami z pierwszej kadencji przyniosło taki sam efekt. Trzeba było pertraktować, nieprzypadkowo piętnastominutowa przerwa rozciągnęła się do minut trzydziestu.

Kaźmierczak, Kopczewski i Mioduski wiceprezesami PZPN. Jak do tego doszło?

Opozycja wzmocniona faktem, że nikt nie zmienił obozu pomiędzy głosowaniami, miała mocne karty. Jak już pisaliśmy: każdy z tych, którzy w poprzednich miesiącach próbowali zebrać głosy przeciwko Cezaremu Kuleszy, dołożył coś od siebie, namówił swoich kolegów. Słyszymy jednak, że szczególnie mocni w tym był Dariusz Mioduski, któremu naprawdę zależało na władzy nad relacjami międzynarodowymi. Zero zdziwienia — wiceprezes ECA od dawna robi wszystko, żeby jego pozycja na europejskiej scenie piłkarskiej była mocna.

Ustalenia były takie, że jednym z wiceprezesów PZPN musi zostać przedstawiciel klubów. Tę rolę przypisano właśnie Mioduskiemu. Pozostała dwójka podlegała negocjacjom, po których zatwierdzono ostateczny podział. Mówiło się, że Cezary Kulesza chce wywalczyć utrzymanie stołka dla Henryka Kuli, któremu do szczęścia zabrakło dwóch głosów, jednak dla opozycji usunięcie najtwardszego przedstawiciela betonu było nienegocjowalne.

Na jego stanowisko od dawna chrapkę miał Adam Kaźmierczak, przedstawiciel łódzkiego ZPN. I faktycznie: to on wskoczył do trójki największych ważniaków, oddając Tomaszowi Garbowskiemu z opolskiego ZPN rolę wiceprezesa do spraw piłki amatorskiej, którą wcześniej wywalczył sobie, zdobywając rekomendacje wojewódzkich związków. Kaźmierczak był kandydatem optymalnym dla obydwu stron. Wraz z Wojciechem Cyganem działał w opozycji do prezesa, lecz nie był jego zajadłym krytykiem.

O Kaźmierczaku mówi się, że potrafi dogadać się z Cezarym Kuleszą, mimo że jest człowiekiem z innej bajki. Prawnikiem preferującym mniej biesiadny styl negocjacji. Stawia na merytoryczny przekaz i działania, lecz, żyjąc w symbiozie z obecnymi władzami PZPN, nikomu nie wadzi, nikomu nie podpada. To istotne, bo prezes nie chciał, żeby najważniejszy fotel — wiceprezes do spraw organizacyjnych oraz finansowych — trafił w ręce kogoś z obozu jego największych wrogów.

Sam Adam Kaźmierczak z kolei zaczął powoli budować koalicję, która za cztery lata może wynieść go do rangi prezesa. Ma takie aspiracje i ambicje, jest ceniony zarówno przez kluby, jak i przez środowisko związkowe. Do kolejnych wyborów daleka droga, ale jest to pakiet zalet, który sprawia, że z miejsca staje się faworytem do zastąpienia Cezarego Kuleszy.

Adam Kaźmierczak następcą Cezarego Kuleszy? Kulisy kruszenia betonu w PZPN

W środowisku mówią, że wybór Adama Kaźmierczaka to poniekąd „trzecia droga”. Postawienie na kogoś spomiędzy totalnej opozycji i obecnego obozu władzy. Podobnie jest ze Sławomirem Kopczewskim. Cezary Kulesza ponoć obiecał mu posadę fachowca od spraw szkolenia, jednak ostatecznie promował kandydaturę Macieja Mateńki. Kopczewski związał się więc z drugą stroną i wywalczył to, na czym mu zależało. Jednocześnie też zapiszemy go raczej do symetrystów, nie jest wybitnie przeciwko Kuleszy, nie jest też jego wielkim zwolennikiem.

Prezes PZPN na wyborze nowych wiceprezesów wiele stracił. Nie będzie już miał po swojej stronie „długopisów”, ludzi, którzy przytakną każdej jego decyzji. Klubom i środowisku przeciwnemu prezesowi, udało się uszczknąć tyle, ile się dało. Przegrali nie wystawiając kontrkandydata, mogli sięgnąć po zwycięstwo lub chociaż stoczyć równą walkę. Zachęceni kolejną aferą wokół reprezentacji Polski zdołali jednak wywalczyć sobie kawałek tortu, nadać sobie większe znaczenie.

Warto zauważyć, jak wzrosła reprezentacja klubów, to naprawdę istotne w całym tym zamieszaniu. W zarządzie mają one przewagę dziewięć do ośmiu, osiągnęły swój cel. Chwilę po wyborach apelowały o jedność środowiska, lecz teraz to one dyktują warunki tej jedności. Zresztą, niewiele brakowało, żeby przewaga była nawet większa. Motor Lublin mocno zabiegał o umieszczenie w zarządzie Łukasza Jabłońskiego, któremu zabrakło jednego głosu. Analogicznie Radomiak liczył na Sławomira Stempniewskiego, który przegrał o dwa głosy.

Zmiany w otoczeniu Kuleszy. Oto nowy skład zarządu PZPN

Pokonanym pozostało lizanie ran. Henryk Kula wywalczył sobie miejsce w zarządzie PZPN, ale cóż z tego. Lista rekomendacji, którą przed wyborami przekazał delegatom Cezary Kulesza, nie miała większego wpływu na ostateczny wybór. Nie udało się utrzymać pełni władzy, nie udało się spiąć klamrą propagandy sukcesu, którą karmiła nas federacja, mimo że niewiele osób dawało wiarę tej narracji.

Beton nie runął, lecz przynajmniej jest powoli kruszony. Opozycja uratowała twarz. Tylko tyle i aż tyle. Dla polskiej piłki jest to wiadomość świetna, bo kolejne cztery lata z bandą Kuleszy zostawiłyby nas ze zgliszczami tego, co jeszcze w naszym futbolu działało.

WIĘCEJ O WYBORACH PZPN NA WESZŁO:

SZYMON JANCZYK

fot. FotoPyK

35 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama