Florian Wirtz nie spieszył się z odejściem z Bayeru Leverkusen. Opuszcza Niemcy z wszystkimi możliwymi trofeami, a mało brakowało, by zdecydował się pozostać w klubie jeszcze na kolejny rok. Cierpliwość i wsparcie otoczenia sprawiają, że 22-latek, za którego Liverpool FC zapłacił około 125 mln euro, wydaje się być gotowym na największe wyzwania.
Stało się – Florian Wirtz został zawodnikiem Liverpoolu FC. Według niemieckich mediów angielski klub zapłacił za 22-latka 125 mln euro, a kwota transakcji może wzrosnąć do astronomicznych 150 mln euro, co z miejsca czyni Wirtza jednym z najdroższych piłkarzy w historii futbolu.
Według Kickera to najdroższa sprzedaż w historii całej Bundesligi. Inne zdanie ma Transfermarkt, według którego Ousmane Dembele odszedł z Borussii Dortmund do Barcelony za 135 mln euro (wg Kickera było to „tylko” 105 mln euro). Oba źródła są za to zgodne, że to najdrożej kupiony piłkarz w historii Premier League – Wirtz przebił pod tym względem transfer Enzo Fernandeza do Chelsea (121 mln euro) i Jacka Grealisha do Manchesteru City (117,5 mln euro).
Reprezentant Niemiec pobił też klubowy rekord Bayeru Leverkusen, a i tu suma nie była przecież mała. Nie tak dawno temu The Blues zapłacili za Kaia Havertza około 80 mln euro, a dodatkowe 20 mln zostało zagwarantowanych w bonusie.
Taka kwota wydana przez mistrza Anglii oznacza wielkie oczekiwania. Ale Wirtz wydaje się być na nie gotowy. Na transfer i tak czekał dość długo, zważywszy na to, że łatkę wonderkida świat europejskiej piłki przypiął mu już przeszło pięć lat temu.
W tym czasie Wirtz wygrał w Niemczech wszystko, co tylko mógł. Z Bayerem Leverkusen został mistrzem Niemiec, zdobył Puchar Niemiec, wygrał Superpuchar, posmakował gry w Lidze Mistrzów, a w reprezentacji narodowej był kluczowym piłkarzem na domowym Euro 2024.
Leverkusen opuszcza z dorobkiem 197 rozegranych spotkań, 57 bramek i 65 asyst.
Florian Wirtz. Z Bayeru Leverkusen do Liverpoolu
W zespole z BayAreny muszą mieć świadomość, że lepiej wykorzystać obecności Wirtza w klubie się nie dało. Z nim zespół sięgnął po pierwsze, historyczne mistrzostwo Niemiec, udało się utrzymać go w składzie przez kilka sezonów, a przy okazji – choć lata mijały – młody wciąż piłkarz nic nie tracił na swojej wartości. Przeciwnie, odkąd dwa lata temu wrócił do gry po poważnej kontuzji kolana, ta tylko rosła w górę.
A przecież jego obecność w Leverkusen wcale nie była oczywista. Już jako 7-latek Florian trafił do akademii FC Koeln, do której rzetelnie uczęszczał przez blisko kolejną dekadę. Koziołki w nagrodę za oszlifowanie talentu tej skali otrzymały w nagrodę… 200 tysięcy euro.
Tyle właśnie zapłacił lokalnemu rywalowi Bayer, przy okazji łamiąc niepisaną zasadę, obowiązującą wcześniej między dużymi klubami z Nadrenii, które miały nie podkradać nawzajem swoich największych talentów. Działacze Leverkusen byli jednak oczarowani Wirtzem do tego stopnia, że postanowili ściągnąć go do siebie za wszelką cenę.
Patrząc z perspektywy czasu – nie najgorszy ruch, choć pewnie mało elegancki.
Debiutancki gol z Bayernem i poważna kontuzja
W lutym 2020 roku Wirtz zadebiutował w drużynie Bayeru U19. Zdążył rozegrać cztery spotkania, strzelić dwa gole i zaliczyć trzy asysty, kiedy sezon przerwała pandemia koronawirusa. Gdy w maju wznawiano rozgrywki, na boisko wrócił jako podstawowy piłkarz, ale… dorosłej drużyny z Leverkusen. Peter Bosz umieścił go w meczu z Werderem Brema w wyjściowym składzie za plecami Havertza, choć młodziutki Florian miał wówczas zaledwie 17 lat i 15 dni. Gdy 18 dni później zdobywał pierwszą bramkę w Bundeslidze przeciwko Bayernowi Monachium, już mówiła o nim cała Europa.
W kolejnym sezonie był już kluczowym piłkarzem Bayeru, co potwierdził na początku kampanii 2021/22. Wówczas w każdym z siedmiu pierwszych występów notował albo bramkę albo asystę. A czasami obie naraz – dzięki czemu już na tym etapie sezonu zgromadził cztery bramki i sześć asyst. Bilans, jakiego wielu piłkarzy nie osiąga przez cały sezon. Przypomnijmy: miał wówczas nieco ponad 18 lat. Niestety, sezon przerwała mu poważna kontuzja kolana, gdy w połowie marca zerwał więzadła krzyżowe. Jak na ironię, poważnego urazu nabawił się właśnie w meczu z FC Koeln.
Gdy po blisko roku Wirtz wrócił na boisko, trenerem Bayeru był już Xabi Alonso. Bask sprawił, że potencjał wonderkida, tak jak całego Leverkusen, eksplodował z całą mocą.
Spokój związany z transferem
Choć temat transferu wisiał nad Wirtzem od lat, jego otoczenie podchodziło do sprawy wyjątkowo spokojnie. Nawet po mistrzowskim sezonie uznano, że środowisko Bayeru i osoba Xabiego Alonso to odpowiednie miejsce, by zostać na BayArenie na kolejny sezon. Zimą, gdy wydawało się, że realna jest długofalowa walka z monachijczykami oraz pozostanie w klubie Alonso – było blisko kolejnego przedłużenia umowy 22-latka.
Zwłaszcza, że młodziutki piłkarz cały czas kuszony był przez Bayern Monachium, którego przedstawiciele od pewnego czasu jasno dawali do zrozumienia, że nie wyobrażają sobie innego scenariusza jak tylko przenosiny utalentowanego chłopaka do Bawarii. Z zamiarami przestał kryć się zwłaszcza Uli Hoeness, który, choć formalnie nie pełni już w klubie rządzącej roli, wciąż w wielu sprawach ma bardzo ważny lub nawet decydujący głos.
– Gdybym miał pełną wolność wyboru i żadnych ograniczeń to życzyłbym sobie Floriana Wirtza w Bayernie – ogłaszał jeszcze w lutym tego roku.
Innym razem niemieckie gazety rozpisywały się o jego spotkaniach z rodzicami piłkarza w rezydencji Hoenessa nad jeziorem Tegernsee. Tam bawarski działacz przekonał już niejednego agenta do transferu.
Florian Wirtz razem ze swoimi rodzicami oraz siostrą
Z rodzicami Floriana – jednocześnie reprezentującymi interesy piłkarza – nie było jednak tak łatwo. Choć zwieść może ich powierzchowność, okazali się twardymi negocjatorami. Zresztą nie tylko Hoeness, który mógł uważać, że będzie mu łatwo przekonać dwójkę starszych, sympatycznie wyglądających małżonków, mógł poczuć się zdezorientowany. Ich wygląd zmylił nawet jednego z reporterów, który swego czasu zagadnął Floriana o wizytę na stadionie jego… dziadków.
– To mama i tata – sprostował dziennikarza Wirtz junior przed kamerami DAZN.
Stawiając ostatecznie na Liverpool rodzina Wirtzów sprawiła, że Bayer Leverkusen ucieszył się podwójnie – nie tylko zarobił na młodym piłkarzu astronomiczną kwotę (bo tę dostałby także od Bayernu), ale i nie wzmocnił swojego największego rywala. Bo z Florianem w składzie, Bawarczycy graliby już w innej galaktyce.
Wyrwa nie do zastąpienia
Nie zmienia to oczywiście faktu, że utrata Wirtza zwiększyła dystans dzielący Leverkusen od Monachium i w przyszłym sezonie Bayern znów będzie murowanym faworytem do tytułu.
Sytuacja w Bayerze może trochę przypominać to, co z czym ponad dekadę temu musiała mierzyć się Borussia Dortmund – czyli wyzwanie polegające na zastąpieniu kluczowych zawodników. To dość długo udawało się BVB bezbłędnie: za Nuriego Sahina do klubu trafił Ilkay Guendogan, za Shinjiego Kagawę sprowadzono Marco Reusa, za Mario Goetzego przyszli Henrich Mchitarjan i Pierre-Emerick Aubameyang. Ale i wówczas praca działu transferowego rozłożona była na kilka okienek. W Leverkusen rewolucja dokonuje się w czasie jednego.
Klub poza Wirtzem już opuścił lider obrony Jonathan Tah (odszedł do Bayernu), a razem z Florianem do Liverpoolu powędrował Jeremie Frimpong. To może nie być jeszcze końcem odejść, ale żadne z nich nie będzie już tak ważne jak zmiana na ławce trenerskiej. Tam Xabiego Alonso zastąpi Erik ten Hag, co sprawia, że w Bayerze rozpocznie się zupełnie nowy rozdział.
Dyrektor sportowy Simon Rolfes rzecz jasna nie próżnuje i już sprowadził do Leverkusen choćby bramkarza Marka Flekkena, a niebawem do Bayeru ma trafić także Jarrel Quansah. Wirtza ma – oczywiście w miarę możliwości – zastąpić za to 19-letni Ibrahim Maza, ofensywny pomocnik, sprowadzony z Herthy BSC. I właśnie na takie rozwiązania będzie w dużej mierze musiał liczyć Bayer. Na to, by znów być szybszym i skuteczniejszym na rynku transferowym od innych, inaczej szybko wypracowana przewagą nad częścią zespołów Bundesligi stopnieje.
Samego Wirtza też czeka wyzwanie – udowodnić, że bez problemu odnajdzie w klubie na absolutnie najwyższym światowym poziomie. Dla Liverpoolu taki piłkarz też będzie czymś nowym – w ostatnich latach był to zespół grający zazwyczaj bez nominalnej dziesiątki (choć u Arne Slota często na tej pozycji ustawiany bywał Dominik Szoboszlai). Wydaje się jednak, że zarówno piłkarz, jak i klub, są na takie wyzwanie jak najbardziej gotowi.
WIĘCEJ O TRANSFERACH NA WESZŁO:
- Media: Darwin Nunez może trafić do Włoch
- Obrońca wybrał 3. ligę niemiecką, choć mógł trafić do GKS-u Katowice [NEWS]
- Wieczysta kusiła mistrza Polski. Wybrał grę w Ekstraklasie [NEWS]
fot. Newspix.pl