Trafił do Rakowa na skutek mało przyjemnej sytuacji w poprzednim klubie. W szkole miał średnią 5,1, pasjonował się geografią i historią XX wieku. Kacper Trelowski stwierdza, że powołanie do dorosłej kadry pokazało, że nie brakuje mu dużo do najlepszych w Polsce. W rozmowie z Weszło bramkarz Rakowa opowiada o swoich początkach, dziadku-kulturyście i meczu założycielskim, w którym świetne interwencje mieszał z patologicznymi. Mówi też, co chciałby osiągnąć na EURO U-21, które w środę rusza na Słowacji.
![Trelowski: Gdy wybrano Mrozka, czułem niedosyt. Mój sufit jest wyżej [WYWIAD]](https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/width=1920,quality=85,format=avif/2025/06/20250524_040_BRY-scaled.jpg)
Jakub Radomski: Co sobie pomyślałeś, gdy na Gali Ekstraklasy usłyszałeś, że najlepszym bramkarzem sezonu został wybrany Bartosz Mrozek?
Kacper Trelowski, bramkarz Rakowa Częstochowa i reprezentacji Polski U-21: Czułem pewien niedosyt, mogę powiedzieć to szczerze. Liczyłem na tę nagrodę. Ale uważam, że Bartek też zagrał kapitalny sezon. Był jedną z kluczowych postaci, która pomogła Lechowi sięgnąć po tytuł. Zwłaszcza w końcówce sezonu wyglądał rewelacyjnie. Jego obrona sytuacji sam na sam z Mateuszem Makiem w meczu z GKS-em Katowice to było coś. Przecież gdyby tam padł gol, Lech przegrywałby 1:3. Dobrze zaprezentował się też w meczu ostatniej kolejki z Piastem Gliwice.
Cieszę się, że podczas tej samej gali dostałem statuetkę dla młodzieżowca sezonu. Pragnąłem innej, ale to też duże wyróżnienie. Zresztą powiedziałem, odbierając swoją nagrodę, że mam nadzieję, że w kolejnym sezonie to ja będę najlepszym bramkarzem Ekstraklasy. Nie ma między nami złej krwi. Lubimy się bardzo z Bartkiem i szanujemy.
Mam wrażenie, że twój sezon ocenia się przez pryzmat tego, że Raków ma świetnych obrońców, dzięki czemu ty nie masz aż tak wiele pracy. Po meczu ostatniej kolejki w Częstochowie bramkarz Widzewa, Rafał Gikiewicz, przekonywał nas, że gdyby on grał w Rakowie, też miałby tyle czystych kont, co ty. Jak to skomentujesz?
Nie będę zakłamywać rzeczywistości. To prawda, tej pracy jest trochę mniej. Raków w obronie jest jak świetnie funkcjonująca maszyna, w której wszyscy idą za sobą w ogień, ale to ma też drugą stronę medalu. Załóżmy, że w meczu rywal oddaje tylko trzy celne strzały, a ja puszczam jedną bramkę. Mój występ będzie najpewniej oceniany wtedy jako średni lub słaby. Dopiero jeśli stracę jednego gola przy dziesięciu uderzeniach celnych będzie odbierany inaczej.
Jeżeli ktoś mówi, że liczba czystych kont nie jest idealnym wyznacznikiem poziomu bramkarza, to ma trochę racji, choć ja osobiście uważam, że, zwłaszcza na wiosnę, w wielu meczach zespołowi pomogłem. Poza tym, biorąc pod uwagę specyfikę i rosnący poziom Ekstraklasy, oraz to, że nie pada w niej tak mało goli, 17 czystych kont to jednak imponujący wynik i duży sukces. Jestem z tego dumny. Nie pamiętam też, żebym w minionym sezonie zawalił jakąś bramkę. Byłem stabilny. A takie mówienie, że jakby się grało w Rakowie, to miałoby się takie statystyki, to przesada. Nikt danemu bramkarzowi nie bronił trafić do klubu z Częstochowy.

Trelowski i Mrozek na zgrupowaniu dorosłej reprezentacji
Co poczułeś po ostatnim gwizdku w meczu z Widzewem? Wygraliście, ale nie sięgnęliście po mistrzostwo Polski.
Był smutek. Nie potrafiłem się cieszyć z tego zwycięstwa. Miałem w głowie, że tak naprawdę zadecydowała jedna bramka. Gdyby Piast wyrównał w Poznaniu, to my zostalibyśmy mistrzami Polski. Dopiero z czasem pojawiła się radość i pewna wdzięczność. Dotarło do mnie, że każdy z pozostałych 16 zespołów bardzo chciałby być na naszym miejscu. Przecież my do ostatnich minut biliśmy się o mistrzostwo Polski, a na początku sezonu nie każdy widział w nas faworyta do sięgnięcia po tytuł.
Powiedziałeś kiedyś, że zostałeś bramkarzem z przypadku. Jak to wyglądało?
Zaczynałem w Ajaksie Częstochowa. Miałem sześć albo siedem lat, pojechaliśmy na turniej rozgrywany gdzieś obok Częstochowy. Nie mieliśmy bramkarza i trener mówi do mnie: „Nie mam na kogo postawić, a z ciebie w polu to już chyba nic nie będzie. Stań w bramce”. Tak mi się spodobało, że od tamtej pory nie zmieniłem pozycji.
Były jakieś inne dyscypliny, które uprawiałeś w dzieciństwie?
Pewnie, że tak. Nawet dziś, jeżeli mam chwilę wolnego, chętnie je uprawiam. Gram w tenisa, ping-ponga czy badmintona. Podczas wakacji dochodzi często siatkówka plażowa. Mam w rodzinie pewne tradycje sportowe. Tata próbował grać w piłkę, ale zakończył tę przygodę na wieku juniora. Dziadek natomiast uprawiał kulturystykę, choć bardziej rekreacyjnie.
Twoja mama uczy języka niemieckiego. A tata?
Pracuje w Wodociągach Częstochowskich. Jest kierownikiem.
Jak rodzice podchodzili do twojej piłki?
Na początku wręcz pchali mnie w stronę sportu. Zawozili na treningi, bo chcieli, żebym wyładował z siebie całą skumulowaną energię, a przy okazji spędził przyjemnie czas. Nie myślałem wtedy, że w przyszłości będę wielkim piłkarzem. Były jakieś marzenia, ale jednocześnie koncentrowałem się na nauce. Zwłaszcza mama na to naciskała. Tata bardziej kontrolował. Ale nie byłem problemowy, bo zawsze się dobrze uczyłem.
Widziałem twoje świadectwo. Średnia 5,1: same piątki i jedna szóstka – z historii. Ten przedmiot jakoś wyjątkowo cię interesował?
Szczególnie pasjonował mnie okres od 1900 roku do II wojny światowej. Dużo o nim czytałem, dziadek często podrzucał mi książki. Urodził się tuż po wojnie i pokazywał mi wiele rzeczy związanych z tamtym czasem. Pamiętam też jego opowieści, gdy jechaliśmy rodziną na wakacje nad morze. Był prawdziwą skarbnicą wiedzy. Lubiłem historię, ale najbardziej geografię. Spokojnie rozpoznam większość flag narodowych, za dzieciaka kochałem też gry, w których odgadywało się stolice poszczególnych krajów. Miałem łatwość ich zapamiętywania, byłem w tym naprawdę dobry.
To może mały test. Kanada?
Ottawa, nie było trudne (śmiech).
Jak trafiłeś z Ajaksu do Rakowa?
W wyniku pewnej niezbyt przyjemnej sytuacji.
Opowiedz.
Ćwiczyłem ze starszym rocznikiem Ajaksu, zmienił się trener. Zajęcia rozpoczynały się o 15.30. Mój tata kończył pracę o trzeciej, przyjechał odebrać mnie ze szkoły i ruszyliśmy na trening. Było wiadomo, że będziemy na styk. Przyjechałem w momencie zbiórki, spóźniony o pięć minut. Trener stwierdził, że skoro się spóźniłem, to nie będę grał i mogę wracać do domu. Tata wtedy powiedział: „To nie jest właściwe postępowanie z dzieckiem w takich okolicznościach”. Trochę się zniechęciliśmy do Ajaksu. Do akademii Rakowa niedługo wcześniej przeszli Olivier Sukiennicki i Mateusz Musiałowski.
Twoi koledzy z Ajaksu.
Dokładnie. Oni mi doradzili, żebym przyszedł do Rakowa i tak zrobiłem. To była świetna decyzja. Miałem 14 lat, gdy zostałem zaproszony na trening pierwszego zespołu.

Trelowski po swoim debiucie w Ekstraklasie, na stadionie Wisły Kraków
Kto robił wtedy na tobie największe wrażenie?
W bramce stał Mateusz Lis. Gdy zaczynałem ćwiczyć z pierwszym zespołem, miał kontuzję. Później wrócił, ja trenowałem z rezerwami, a on niedługo potem zmienił klub. Trochę się minęliśmy. Największe wrażenie robił jednak Andrzej Niewulis. Jako piłkarz i jako człowiek. Na boisku przywódca, a poza nim osoba, której funkcjonowanie mi imponowało.
A teraz?
Pod względem umiejętności piłkarskich oraz osobowości – Ivi Lopez. Mimo pewnej bariery językowej. Dwaj kolejni to Gustav Berggren i Stratos Svarnas. To są naprawdę świetni zawodnicy.
Który mecz jak dotąd dał ci najwięcej w karierze?
Debiut w Ekstraklasie, na stadionie Wisły Kraków. Miałem 17 lat, nie było łatwo, ale tamten moment uświadomił mi, że jestem w stanie rywalizować na bardzo wysokim poziomie. Wygraliśmy 2:1, mimo długiej gry w dziesiątkę. Drugim takim spotkaniem był mecz w Białymstoku z Jagiellonią, z minionego sezonu. Mimo dwóch straconych bramek (mecz zakończył się remisem 2:2 – przyp. red.), byłem przeszczęśliwy, bo czułem, że zagrałem naprawdę dobrze. Nie mogę zapomnieć o finale Pucharu Polski. Rok 2022, Stadion Narodowy, a my ogrywamy Lecha Poznań. Kolejny zastrzyk optymizmu i pewności siebie.
Ale równie wiele dał mi mecz ze Stalą w Mielcu, kiedy byłem wypożyczony do Śląska Wrocław. Jacek Magiera dał mi wielką szansę, wskoczyłem w miejsce Rafała Leszczyńskiego. Niestety, zawaliłem trzy bramki. Nie wykorzystałem okazji i trener podjął decyzję, by jednak posadzić mnie na ławce. Dziś, gdy o tym myślę, dochodzę do wniosku, że to był dla mnie mecz założycielski. Nie było mi łatwo się po nim pozbierać, ale nie zabiło mnie to. Po Mielcu przez niemal rok nie grałem na wysokim poziomie, ale miałem w sobie ambicję, by iść ciągle do przodu, wrócić do Rakowa i w nim walczyć o pierwszy skład. Udało się.
Co zawiodło w Mielcu? Głowa?
Trochę tak. Rzut karny Piotra Wlazły, który obroniłem, okazał się gwoździem do trumny. Chyba poczułem się zbyt pewnie i zlekceważyłem strzał z 40 metrów, który powinienem spokojnie obronić. A później nakręciła się spirala błędów. Nie dałem rady się podnieść. To było dziwne spotkanie, w którym świetne interwencje przeplatałem z patologicznymi. Wtedy zrozumiałem, że nie zawsze jest kolorowo.

Trelowski podczas meczu w Mielcu. Tutaj jeszcze cieszy się po obronionym karnym.
Miałeś jakiś wzór bramkarza, gdy zaczynałeś?
Iker Casillas. Świetnie pamiętam mistrzostwa świata z 2010 roku w RPA. Miałem sześć lat, maniakalnie oglądałem mecze. Później zrozumiałem, że trochę się różnimy, bo ja jestem wyższy, a Iker był niższy, ale zwinniejszy. Teraz nie mam jednego idola. Są pewne rzeczy, które podłapuję od innych. Alisson kapitalnie gra nogami. Jeżeli chodzi o ustawianie się i bronienie sytuacji sam na sam, mistrzem jest Gianluigi Donnarumma. Ubiegły sezon należał całkowicie do niego. Refleks? Kapitalny ma Guglielmo Vicario, bramkarz Tottenhamu.
Dużo oglądasz piłki.
Staram się. Ale też nie chcę się na nikim tak totalnie wzorować. Staram się być sam dla siebie wzorem i z dnia na dzień tworzyć się jako bramkarz.
Kilka dni temu przeczytałem, że poważnie interesuje się tobą Sevilla. Czujesz się gotowy na zagraniczny transfer?
Co ma być, to będzie. Osobiście chciałbym zostać w Rakowie i występować w europejskich pucharach, ale wiem, że czasami pojawia się oferta, której nie da się odrzucić. Jeśli chodzi o moją przyszłość, nic konkretnego nie wiem. Skupiam się teraz na przygotowaniach do EURO. Mamy w młodzieżówce silny zespół, a rywalizacja o miejsce w bramce jest mocna i jednocześnie odbywa się na zdrowych zasadach. Po turnieju wracam do Rakowa i rozpoczynam przygotowania do sezonu. A co będzie? Zobaczymy. Ja na nic się nie nastawiam.
Byłeś już powołany do dorosłej reprezentacji. Pojawiłeś się na zgrupowaniu w październiku ubiegłego roku. Co dał ci tamten epizod w pierwszej kadrze?
Dużą dawkę pewności siebie. Wcześniej patrzyłem na tych gości w telewizji, gdy siadałem wieczorem z tatą czy dziewczyną, a teraz nagle pojawiam się na zgrupowaniu i siedzę z nimi przy jednym stole. Rozmawiamy, wymieniamy się spostrzeżeniami. Miałem też wrażenie, że w treningu nikomu nie przeszkadzałem. Że wyglądałem dobrze. Że zaprezentowałem się tak, jak chciałem. Z jednej strony muszę znać swoje miejsce w szeregu, ale z drugiej – zobaczyłem, że wcale tak dużo mi nie brakuje do najlepszych w Polsce na mojej pozycji. To dopiero moja podłoga. A sufit jest jeszcze wyżej.
Z jakim nastawieniem jedziesz na EURO do lat 21?
Mamy w grupie Francję, Portugalię i Gruzję. Wiadomo – w przypadku tych dwóch pierwszych rywali narodowość zawodników może w głowie tworzyć wrażenie, że będzie bardzo ciężko. Ale patrzę na naszą drużynę i dochodzę do wniosku, że stać ją na naprawdę dobre granie i powalczenie z każdym. Podstawowym celem będzie dobre zaprezentowanie się w grupie. Chcemy z niej wyjść, a potem skutecznie rywalizować w fazie pucharowej.
WIĘCEJ O PIŁCE NA WESZŁO:
- Luka Elsner: Cracovia nie jest dla mnie krokiem w tył [WYWIAD]
- Wadliwe celowniki Niemców. Francja z brązem Ligi Narodów
- Trelowski wygrywa z Mrozkiem. Nasz ranking bramkarzy
Fot. Newspix.pl