Przed Lechem już tylko walka z samym sobą. Jeśli wygra w ostatniej kolejce z Piastem, sięgnie po mistrzostwo Polski, mimo jednego dość rażącego problemu, przez który uciekło mu trochę punktów w tym sezonie. Chodzi o to, jak sobie radzi, gdy coś w meczu nie idzie po jego myśli. Wszystko rozbija się o mentalność, zwłaszcza na finiszu mistrzowskiej kampanii, którą niektórzy podważają.

Jak za chwilę zobaczycie, z jednego powodu ten sezon z ligowym trofeum dla Lecha może znacznie różnić się od tych z 2022 i 2015 roku. Pozwólcie, że dalej sięgać nie będziemy i zamkniemy się wyłącznie w ostatnich 10 latach. Zaczynając od wybicia faktu najważniejszego, że Lech najprawdopodobniej pobije wszystkich w Ekstraklasie, mimo że, gdy niektórzy zaczęli bić go pierwsi, nigdy nie wygrał.
Zrobił to GKS, zrobi Piast? Gol rywala jak wyrok dla Lecha
W siedmiu meczach sezonu 2024/2025, w których jako pierwszy tracił gola, Lech ani razu nie potrafił zejść z boiska jako zwycięzca. A trudno przy tej okazji nie zapomnieć o Pucharze Polski, w którym Resovia dorwała się do bramki Lecha raz, w 16. minucie, co w zupełności wystarczyło.
To jest pewna aberracja, sami przyznacie, zwłaszcza że mówimy o jednej z najgorszych ekip w ekstraklasowej stawce w tej kwestii. Owszem, są takie kluby, które znacznie częściej dostawały gonga na otrzeźwienie, ale raz, że to prawo natury i słabsi tak po prostu mają, dwa: nawet tzw. „dół tabeli” potrafił czasami coś wyszarpać albo od święta nawet wygrać. Natomiast Lech – cóż, jest pod tym względem na poziomie spadkowiczów:
- 0 – tyle meczów wygrali Lech, Puszcza i Śląsk, gdy jako pierwsi stracili bramkę
Lech dopiero teraz, tuż przed końcem sezonu, dorzucił pierwszy punkt w niesprzyjających okolicznościach. Niezwykle ważny, bo wciąż stawiający go w roli faworyta przed ostatnią kolejką, ale jakże inna byłaby dzisiaj perspektywa, gdyby wczoraj na „Nowej Bukowej” podopieczni Nielsa Frederiksena zapracowali na pełne przełamanie. Na mecz z Piastem mieliby trzy punkty przewagi nad Rakowem i margines błędu na remis. Marzenie, bajka, prawie zero stresu.
Jeśli Lech zostanie mistrzem Polski z taką piętą achillesową, niewątpliwie będzie to powód, żeby jeszcze mocniej go pochwalić, choć przy okazji pewnie podważymy siłę czołówki, która nie potrafiła tego wykorzystać. Tego faktu, że Lechowi brakuje mentalności do odwracania wyników, Lechowi bez tych kilku dodatkowych „punkcików”, które zostawały w rękach wcale nie topowych rywali (poza Rakowem). Zresztą sami spójrzcie:
- 1:2 z Widzewem
- 0:2 z Puszczą
- 1:2 z Górnikiem
- 0:1 z Lechią
- 0:1 z Rakowem
- 1:3 ze Śląskiem
Gdy wcześniej Lech zdobywał mistrzostwa, przy 0:1 często był nie do zdarcia
A jeśli będzie zupełnie odwrotnie i Lech jednak potknie się kilka metrów przed metą na rzecz Rakowa, właśnie do tych meczów i tych statystyk będziemy wracać. Po części w ramach przestrogi dla następnych pretendentów, ale też jako uzupełnienia niechlubnej części historii i lat, kiedy „Kolejorz” borykał się z podobnym problemem. No bo właśnie – jak to wyglądało w ostatnich 10 latach, szczególnie w sezonach mistrzowskich?
- 2014/2015: Lech 11 razy tracił bramkę jako pierwszy – 4/4/3 (najlepszy wynik w lidze) – MISTRZOSTWO
- 2015/2016: 20 – 1/2/17
- 2016/2017: 8 – 2/1/5
- 2017/2018: 12 – 2/2/8
- 2018/2019: 17 – 1/3/13
- 2019/2020: 13 – 0/8/5
- 2020/2021: 13 – 1/5/7
- 2021/2022: 12 – 4/4/4 (jeden z najlepszych wyników w lidze) – MISTRZOSTWO
- 2022/2023: 15 – 2/6/7
- 2023/2024: 7 – 1/1/5
- 2024/2025: 7 – 0/1/6 (jeden z najgorszych wyników w lidze) – MISTRZOSTWO?
Jak zatem widać, istnieje jakaś korelacja między odpowiednim nastawieniem do mini-remontad a wynikiem końcowym w danym sezonie. Gdy Lech miał formę mistrzowską i dowoził sukcesy, ludzie obstawiający mecze musieli mieć się na baczności, gdy przeciwnik napoczynał „Kolejorza”. Nie dało się tak jak teraz, niemal ze stuprocentową pewnością, stwierdzić, że do 90. minuty Lech się nie wygrzebie.
Najlepsze przykłady? Czerwiec 2015 roku, przedostatnia kolejka i wyścig z Legią o mistrzostwo na centymetry. Górnik strzela na 1:0, drażni Lecha i finalnie dostaje od niego szóstkę. Maj 2022 roku, ostatnie kluczowe kolejki dla pojedynku z Rakowem – stawiają się Stal i Warta, mamy 1:0, ale Lech i tak wygrywa. Zdarzały się wpadki, ich nie da się uniknąć, ale ogółem dało się przyznać, że tamtą drużynę bardzo trudno było złamać.
Co do obecnej nie możemy powiedzieć tego samego, a mimo to wiele wskazuje na to, że w najbliższy weekend będziemy gratulować jej kolejnego osiągnięcia w Ekstraklasie. Trochę wbrew tendencji, do jakiej Lech przyzwyczaił, gdy był najlepszy. Ale czy ten fakt czyniłby poznaniaków mistrzem słabszym, wdzięcznym do podważania? Absolutnie nie. Byłoby to dziwne, jak na standardy nietypowe, ale na pewno nie deprymujące.
Oczywiście będzie inaczej i ostrzej w stosowanej narracji, jeśli Piast w sobotę o 17:32 strzeli szybkiego gola, a Aleksandar Vuković będzie cieszył się z wbicia dużej szpilki w piętę Lecha. Wtedy będziemy już wędrować, żeby oddać zaszczyty, ale na Jasną Górę.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- I po co to było? Co Górnik zyskał na zwolnieniu Jana Urbana?
- Zagłębie Lubin znów szykuje rewolucję. Rozmawiano z dyrektorem sportowym [NEWS]
- Trela: Utrzymanie indywidualne. Kto ze spadkowiczów zasłużył na Ekstraklasę?
Fot. Newspix