Kibice The Blues mogli marudzić na mecz swoich ulubieńców z Legią, ale teraz już nie mają prawa narzekać. Chelsea obrała sobie za cel wygraną w Lidze Konferencji i wiele wskazuje na to, że bez większego wysiłku zapewni sobie udział w finale tych rozgrywek. Dzisiejszy rywal, jak właściwie wszyscy w tej edycji europejskich pucharów, startował do meczu z londyńczykami w roli tego wyraźnie słabszego i skazywanego na pożarcie. Słusznie.
Gol dający Chelsea prowadzenie utwierdził nas tylko w przekonaniu, że zespół z Anglii znalazł się na trzecim szczeblu rozgrywek europejskich tylko przez przypadek. Druga opcja byłaby przykra dla Szwedów – zakłada bowiem, że to oni całkowicie niezasłużenie dotarli do tego etapu rozgrywek. Wszystko dlatego, że nie przystoi bronić w ten sposób własnego pola karnego.
Już pominiemy fakt, że dla Jadona Sancho to dopiero czwarty gol w sezonie i pierwszy z tych goli zdobyty na arenach europejskich. Zostawili mu miejsce i czas, to strzelił. Wielu słabszych też by dało radę.
Djurgarden – Chelsea 1:4. Anglicy stawiają wielki krok na drodze do finału
Na nic się zdała jeszcze rozpaczliwa interwencja Danielsona, który miał piłkę na nodze i szanse na jej wybicie. Nie – dobił tylko strzał Sancho i Chelsea już od trzynastej minuty miała to, czego chciała. Zaliczkę.
Gol dla Chelsea! Jadon Sancho dosyć szczęśliwie posyła piłkę do siatki! 😅
📺 Polsat Sport Premium 4 📲 Polsat Box Go pic.twitter.com/cU6PTEPtbg
— Polsat Sport (@polsatsport) May 1, 2025
Dalej trzeba było już tylko myśleć o kolejnych sposobach na zbliżenie się do finału, a nie przychodziło to gościom z wielkim trudem. Szwedzi mogli ograniczyć się tylko do okazji po głupich stratach The Blues albo naprawdę dobrze wyprowadzonych kontratakach. Ale pełną kontrolę nad meczem mieli Anglicy, bez ich pozwolenia nic tu się nie mogło stać.
Więc się też nie stało.
Seler naciowy. Zakazane warzywo Chelsea [CZYTAJ WIĘCEJ]
Gol do szatni i mecz z głowy
Jakiekolwiek emocje w tym spotkaniu zabiła druga bramka, którą podopieczni Enzo Mareski wypracowali sobie tuż przed przerwą. Znów wystarczyło trochę rozciągnąć linię defensywną rywali, zmusić ją do przesuwania się za wędrującą między nogami londyńczyków piłką i gol strzelił się sam.
Takie to wszystko było łatwe dla piłkarzy Chelsea.
I takie skomplikowane dla graczy Djurgarden, którzy z trudem przedzierali się pod bramkę gości. Parę razy faktycznie sprawdzili czujność Jorgensena, ale były to bardziej strzały treningowe niż realne zagrożenie bramki. Przynajmniej w większości, bo pamiętamy jak po jednym z rzutów rożnych bramkarzowi angielskiego zespołu zrobiło się naprawdę gorąco i tu już interwencja nie należała do najłatwiejszych. Szwedzi grali ambitnie, lecz i ze świadomością, że Enzo Maresca i jego podopieczni traktują ten mecz trochę jak… sparing. Bo jak inaczej wytłumaczyć potrójną zmianę w przerwie? No nijak, Chelsea gra w Lidze Konferencji na swoich zasadach.
Ale wygrywa, więc nikt nie będzie szukał dziury w całym. Tym bardziej, że pod dostatkiem jest dziur w defensywie Djurgarden. Trzeci gol dla gości z Londynu to już prawdziwy popis nieporadności gospodarzy. Konkretnie Danielsona i Rinne, którzy kompletnie się pogubili i sprezentowali trafienie Nicolasowi Jacksonowi. Chelsea zawdzięcza rywalom również czwartego gola. Szwedzi na tle The Blues wyglądali momentami jak mali harcerze wypuszczeni do lasu bez mapy.
Niby wiedzieli, o co chodzi, ale nie umieli się odnaleźć.
Nicolas Jackson z dubletem! ⚽⚽ Chelsea prowadzi z Djurgarden już 4:1 🔝
📺 Polsat Sport Premium 4 📲 Polsat Box Go pic.twitter.com/sXtKhKk11B
— Polsat Sport (@polsatsport) May 1, 2025
Łzy otarte, ale wygrany dwumeczu jest już znany
Dobrze o tyle, że przed własną publicznością gospodarze zdołali zachować twarz. Gola honorowego rozluźnionej Chelsea strzelił przy stanie 0:4 Isak Alemayehu Mulugeta. Widać było, że londyńczycy nie grają o życie, że nie będą się zbytnio wytężać, by zapobiec utracie tej bramki. Trzy czy cztery gole zapasu? A co to za różnica!?
Znów już po pierwszym meczu możemy być praktycznie pewni, że The Blues przejdą kolejnego rywala, nic nie wskazuje na inny scenariusz. Gospodarze próbowali, po przerwie nawet trochę wyrwali się do ataku, ale nie mogli dziś nic zdziałać, nie byli w stanie konkurować z londyńskim walcem, który po dzisiejszej wygranej w rewanżu pewnie, znowu, spuści z tonu i spokojnie wtoczy się do finału. A tam będzie czekać… no właśnie, kto tam będzie czekać?
Djurgardens IF – Chelsea FC 1:4 (0:2)
- 0:1 – Sancho 13′
- 0:2 – Madueke 43′
- 0:3 – Jackson 59′
- 0:4 – Jackson 65′
- 1:4 – Alemayehu Mulugeta 68′
***
W drugim meczu półfinałowym zerkaliśmy sobie jednym okiem na rywalizację Betisu z Fiorentiną.
Jest w Polsce co najmniej jeden gość, który temu dwumeczowi przygląda się bardzo uważnie i po dzisiejszym spotkaniu jest raczej w niezłym humorze. Ulubieńcy Wojtka Kowalczyka wygrali dziś na własnym stadionie z gośćmi z Italii i na wyjeździe będą bronić zaliczki.
Wesołe czasy Kowala w Sewilli. Wąsy, złamana noga i sprzedane mecze [CZYTAJ WIĘCEJ]
Betis – Fiorentina 2:1. Piorunujący początek gospodarzy
Pierwszy strzał w meczu i od razu gol dla Hiszpanów – lepiej nie dało się wejść w ten mecz, po prostu. Akcja sama w sobie przyniosła nam sporo kontrowersji. Po pierwsze – czy asystujący przy tym trafieniu kat Jagiellonii, Cedric Bakambu, nie faulował walczącego z nim rywala? Zawsze pojawiają się takie wątpliwości, gdy obrońca po prostu odbija się od napastnika, ale trzeba brać poprawkę na to, że piłkarz Betisu to niemały byk…
Po drugie – gol padł, ale naprawdę niewiele brakowało, by w banalnej sytuacji Abde Ezzalzouli niesamowicie się ośmieszył i na zawsze już został tylko stałym bywalcem składanek z serii “Nie uwierzycie! W tej sytuacji nie padł gol!”. Piłka odbita od poprzeczki ostatecznie minęła linię bramkową, ale, powiedzmy sobie szczerze, ledwo co.
CO TU SIĘ WYDARZYŁO! 😲
Abde Ezzalzouli miał teraz sporo szczęścia! ⚽
📺 Polsat Sport Premium 3 📲 Polsat Box Go pic.twitter.com/TDH49nnTS5
— Polsat Sport (@polsatsport) May 1, 2025
To jednak ta bardziej wyrównana z par półfinałowych, nie tylko na papierze. I dowodem nie jest tylko ostateczny wynik, ale i gra Fiorentiny, która okazji miała nieco mniej, ale spokojnie może odwrócić losy całego dwumeczu na własnym terenie.
Antony strzelił jak z armaty. Strata gości nie jest jednak wielka
Wróćmy jednak do meczu, którego ozdobą był dziś zjawiskowy gol Antony’ego. Brazylijczyk przyfasolił zza pola karnego, z całej siły, w okienko bramki gości. Na raty padła ta bramka i zdawało się przez krótki moment, że po pierwszym bloku Włochów nic z tego nie będzie, ale piłkarz Betisu szybko zebrał się do dobitki i uderzył doskonale. Nie do obrony, w same widły, bramkarz był tu naprawdę bez szans.
🗣️ Joaquín (Real Betis legend): “I’ll bring the car if Antony has to be kidnapped, but he has to stay no matter what.” pic.twitter.com/txm1rlbyaa
— The Touchline | Football Coverage (@TouchlineX) May 1, 2025
Fiorentina relatywnie szybko odpowiedziała na dwubramkowe prowadzenie hiszpańskiego zespołu – straty zniwelował Luca Ranieri i przed rewanżem walka o finał pozostaje sprawą otwartą. Mogło być trochę gorzej, ale o odpowiednią dramaturgię i dobry sen piłkarzy Fiorentiny zadbał sędzia Michael Oliver, który ostatecznie nie podyktował rzutu karnego dla Betisu w samej końcówce meczu.
O ile pierwszy półfinał całkowicie nam się rozstrzygnął już dziś, o tyle w drugim będziemy jeszcze mieli emocje. A to oznacza, że Chelsea nadal nie może wiedzieć, z kim zagra w meczu o trofeum.
Real Betis – ACF Fiorentina 2:1 (1:0)
- 1:0 – Ezzalzouli 7′
- 2:0 – Antony 64′
- 2:1 – Ranieri 73′
CZYTAJ WIĘCEJ O EUROPEJSKICH PUCHARACH NA WESZŁO:
- Skandal: Polowanie na Polaków na Chelsea – Legia! [PATOLIGA]
- Szczęsny surowo oceniony w hiszpańskiej prasie. “Był po prostu katastrofalny”
- 100 meczów Yamala. Czy to największy wybryk natury w futbolu?
Fot. Newspix