Lech grał z Koroną i potrafił utrzymać prowadzenie. Nawet je podwyższył i wygrał 2:0. Na trybunach był doping, a nie szydercze śpiewanie hitów z dyskotek. Ale Lech tym razem ma na ławce trenera w osobie Nielsa Frederiksena. Nie było jak na koniec ubiegłego sezonu, gdy „prowadził” go Mariusz Rumak. Wreszcie – Lech ma również piłkarza, który szczególnie upodobał sobie Koronę. Patrik Walemark jesienią w Kielcach władował jej trzy gole, a dziś miał dwie fantastyczne asysty. Szwed znów będzie się śnił po nocach Miłoszowi Trojakowi i spółce.

Właśnie takiej Ekstraklasy chcemy – meczu, w którym w obu drużynach na boisko wychodzi trzynastu Polaków i większość z nich to młodzi gracze. Frederiksen może nie zaskoczył za bardzo wystawieniem od pierwszej minuty Michała Gurgula (rocznik 2006), ale postawienie na środku obrony na Wojciecha Mońkę (2007), a z przodu na Kornela Lismana (2006) to były dość odważne posunięcia Duńczyka.
Mońka miał sporo szczęścia, że na stoperze partnerował mu Bartosz Salamon. W kilku sytuacjach było widać, jak doświadczony były (?) reprezentant kraju pokazywał mu, jak się ustawiać. Lisman wypadł gorzej – nie był aktywny, a kiedy pod koniec pierwszej połowy znalazł się w bardzo dobrej sytuacji, zabrakło mu zdecydowania. A może trochę spanikował?
Lech prowadził już jednak wtedy 1:0.
Ali Gholizadeh ma inne atuty niż Mariusz Fornalczyk
Wiecie, co sobie pomyśleliśmy po pierwszej bramce dla Lecha? Że Ali Gholizadeh to zupełnie inny typ piłkarza, niż Mariusz Fornalczyk, który miał błyszczeć w akcjach Korony. Pomocnik Lecha jest świetny technicznie i często gra kombinacyjnie na małej przestrzeni. Irańczyk, którego na początku uważaliśmy za wielki niewypał transferowy, wreszcie zaczyna grać trochę na miarę możliwości. 25 spotkań w tym sezonie, pięć goli, cztery asysty – to jego bilans po meczu z Koroną. Może nie znakomity, ale na pewno dość przyzwoity.
„Podaj i idź za akcją” – to elementarz futbolu, który często wpajany jest młodym piłkarzom. Gholizadeh właśnie to zrobił: zagrał do Walemarka i pobiegł do przodu. Szwed idealnie odegrał mu lewą nogą. Irańczyk już tam był, bliżej bramki Korony i precyzyjnym strzałem trafił do siatki. W składzie Lecha było siedmiu Polaków, ale to akcja obcokrajowców dała mu prowadzenie.
POGRALI! 😎
Ali Gholizadeh wykończył efektowną akcję Lecha 🔥
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/DQ34Cznwst
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) April 5, 2025
Korona to zespół, który do meczu w Poznaniu jako jedyny w 2025 roku strzelał minimum gola w każdym spotkaniu ligowym. To też drużyna, w której wiele zależy od Fornalczyka. Podobnie jak w poprzedniej kolejce, to jednak nie był jego mecz. Ok, w pierwszej połowie przeprowadził świetną akcję lewą stroną, którą spartolił Pedro Nuno. W drugiej błysnął raz, zakładając siatkę rywalowi. Ale jednocześnie w kilku sytuacjach podejmował złe albo bardzo złe decyzje. Później Fornalczyk pokazał jeszcze bezradność, faulując Irańczyka, przez co obejrzał ósmą w sezonie żółtą kartkę i zabraknie go w następnej kolejce.
Szwed lubi grać z Koroną
Gdy jesienią Lech wygrywał na wyjeździe z Koroną 3:2, wszystkie gole dla zespołu z Poznania strzelił Walemark. Szwed najwidoczniej upodobał sobie drużynę z Kielc, bo dziś, zwłaszcza w drugiej połowie, też był najlepszym zawodnikiem Lecha. A to po kolejnym świetnym rozegraniu z Gholizadehem uderzył obok bramki, a to trafił w słupek. Minęło kilka minut i mógł mieć swój udział przy golu Gurgula, ale piłka po trochę przypadkowym odbiciu od młodego obrońcy nie wpadła do siatki. Kolejna szansa – to Szwed podał do rezerwowego Daniela Hakansa, ale Fin nie trafił do bramki. Wszystko, co najlepsze w Lechu, zaczynało się od Walemarka.
Korona natomiast niezłą okazję miała w 72. minucie, ale Salamon świetnie zablokował we własnym polu karnym Adriana Dalmau. W ostatnich minutach goście trochę przycisnęli, ale bez efektu. A Lech? Lech miał Walemarka, który przyjął piłkę i idealnie obsłużył Mikaela Ishaka. 2:0 i do widzenia. Po meczu.
Pamiętacie pewnie ostatni mecz Lech – Korona w Poznaniu. Wtedy Kolejorz też pierwszy strzelił gola, ale później to Korona, która musiała wygrać, by utrzymać się w lidze, zdobyła dwie bramki. Na trybunach szydera. Leciały dyskotekowe przeboje, m. in. „Przetańczyć z tobą chcę całą noc”, po pewnym czasie puszczono marsz żałobny. Były też wulgarne transparenty.
Tym razem Lech dołożył drugiego gola, co nie dziwi, bo to inny zespół. Tamten w zasadzie nie miał trenera (na ławce był Mariusz Rumak), a ten w osobie Frederiksena ma cenionego szkoleniowca.
Zwycięstwo gospodarzy po dwóch porażkach przeciwko Jagiellonii i Śląskowi oznacza, że Lech ciągle liczy się w walce o wymarzony tytuł.