Reklama

Polski narciarz zwycięzcą mistrzostw… Ghany. O co tu chodzi?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

03 kwietnia 2025, 18:58 • 4 min czytania 12 komentarzy

Piotr Habdas zdobył dziś złoto otwartych mistrzostw Ghany w narciarstwie alpejskim. Polski zawodnik okazał się najlepszy w slalomie gigancie. Tak mogłaby brzmieć cała informacja o tym sukcesie, jednak domyślamy się, że macie pytania. Pierwsze z nich brzmi zapewne: ale że jak Ghany? Drugie: jak on się tam właściwie znalazł? A trzecie: o co w tym wszystkim chodzi? Pozwólcie więc, że odpowiemy.

Polski narciarz zwycięzcą mistrzostw… Ghany. O co tu chodzi?

Polak mistrzem Ghany w narciarstwie. Skąd ten sukces?

Habdas (swoją drogą Piotr to brat Jana, skoczka narciarskiego) na co dzień reprezentuje klub z Żywca i startuje w zawodach na całkiem wysokim poziomie – w tym sezonie kilka razy pojawił się na starcie Pucharu Świata, wziął też udział w mistrzostwach świata. Piszemy to, żebyście wiedzieli, że nie jest to narciarz z trzeciego czy czwartego szeregu w Polsce, a gość, który – choć na najwyższym szczeblu się nie liczy – w Polsce jest czołowym zawodnikiem. Poza wspomnianymi występami nieco krążył po świecie – a to startował w Pucharze Europy, a to gdzieś w Azji na tamtejszych zawodach.

Ogółem: szukał miejsc, w których mógłby postarać się o dobre wyniki i punkty FIS. Zwłaszcza te ostatnie.

Bo to one są kluczem do zrozumienia tego wszystkiego. Otóż punktów FIS potrzebują zawodnicy do startów w zawodach najwyższej rangi i rozstawień z lepszymi numerami, z kolei poszczególne związki, które chcą się w Międzynarodowej Federacji Narciarskiej znaleźć, muszą organizować mistrzostwa kraju. Wiadomo jednak, że jeśli to kraj egzotyczny, to nie zrobi tego u siebie.

Ghana jest jednym z państw, którym na tym miejscu zależy. Więc organizują otwarte mistrzostwa, ale nie u siebie – tam po prostu nie mają warunków. W tym roku organizatorem zostało więc Szczyrbskie Pleso, znajdujące się w Słowacji, blisko granicy z Polską. Wczoraj zresztą miały się tam odbyć mistrzostwa naszego kraju, ale pogoda uniemożliwiła ich rozegranie. Nie pomyślano o ich przeniesieniu – a udałoby się dzisiaj – ponoć dlatego (jak donosi Jakub Pobożniak z TVP Sport), że… nie było już komu rozwinąć odpowiednich banerów reklamowych na miejscu, bo nikt nie założył, że może się pojawić szansa na to, by te mistrzostwa nadal przeprowadzić.

Reklama

Cóż, organizacja poziom top, jak to w polskim związku, wiadomo. Ale to temat na inną dyskusję.

W każdym razie – do Szczerbskiego Plesa raz, że blisko z Polski, a dwa – nasi zawodnicy po prostu już tam byli. Nic nie stało więc na przeszkodzie, by wzięli udział w dzisiejszych zawodach, które mistrzostwami Ghany tak naprawdę były tylko z nazwy, bo wśród kobiet i mężczyzn kraj ten reprezentowała… jedna osoba. Był to Carlos Maeder, który zajął 48. miejsce, do zwycięzcy stracił 33 sekundy, a do zawodnika bezpośrednio przed sobą – prawie dziesięć. Ale przynajmniej wystartował i zaliczył oba przejazdy (co nie udało się wszystkim). To już coś.

Wróćmy jednak do Habdasa. Ten wziął udział w mistrzostwach Ghany, bo był na miejscu, a poza tym były to naprawdę nieźle obsadzone zawody. Na tyle, że za zwycięstwo przyznawano 20 punktów FIS (w tym przypadku: im mniej, tym lepiej), które zgarnął właśnie Polak. Innymi słowy: opłacało się. Zresztą nie tylko jemu, bo druga wśród kobiet była Nikola Komorowska, która tym samym zaliczyła najlepszy wynik w swojej karierze – zgarnęła 34,99 punktów FIS.

Nawiasem mówiąc Habdas wygrał już w tym sezonie również mistrzostwa Japonii w slalomie gigancie… choć wtedy faktycznie się do kraju-gospodarza udał. Podkreślić należy tu jednak, że choć zdobył złoto w obu przypadkach, to oficjalnie mistrzem czy to Japonii, czy Ghany tytułować się nie może – jedynie “zwycięzcą otwartych mistrzostw” danego kraju. Tytuł mistrza trafia bowiem do najwyżej sklasyfikowanego z zawodników z gospodarza (bądź “gospodarza”). W przypadku Ghany jest nim więc wspomniany Carlos Maeder, któremu wystarczyło dojechać do mety.

Reklama

Habdas na swój triumf musiał wysilić się trochę bardziej. Ale opłaciło się.

Zresztą nie on pierwszy z Polaków startował w egzotycznych mistrzostwach (ogółem w tegorocznych mistrzostwach Ghany wzięło udział 23 Biało-Czerwonych), bo to po prostu stary i sprawdzony sposób na nabijanie punktów. W przeszłości nasi reprezentanci brali też udział na przykład w czempionacie Timoru Wschodniego. Prym wiódł w tym przede wszystkim Michał Jasiczek, który w swoim CV ma złote medale mistrzostw Irlandii, Portugalii i Uzbekistanu. Na podium stał ponadto w czempionacie Iranu czy Indonezji. Inny z naszych narciarzy – Paweł Pyjas – był brązowym medalistą mistrzostw San Marino i stał tuż za podium w mistrzostwach Meksyku. A to tylko kilka przykładów, pierwszych z brzegu.

Tak więc: Polacy zgarniają medale, choć na razie te egzotyczne. Za to na krążki z mistrzostw świata pewnie jeszcze długo poczekamy. Tak to wygląda w naszym narciarstwie.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o sportach zimowych:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane