Reklama

Skażony raj. Nikt nie da ci tyle, ile obieca Rosjanin na Malcie

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

24 marca 2025, 14:54 • 7 min czytania 29 komentarzy

Kilkanaście lat temu piłkarska scena na Malcie (jakkolwiek to brzmi) zadrżała. Pewne konsorcjum pod przewodnictwem rosyjskiego multimiliardera osiadło na jednej z tamtejszych prowincji i stwierdziło, że zabawi się w budowanie klubu. Od zera, z milionami, a nawet miliardami inwestycji w zespół, trenera i infrastrukturę. Plany były tak ambitne, że Bidnija, jedna z najmniejszych miejscowości na wyspie, maleńka kraina skupiająca kilkaset osób, miała stać się postrachem Europy!

Skażony raj. Nikt nie da ci tyle, ile obieca Rosjanin na Malcie

Ale coś nie wyszło. Słuch po klubie zaginął, zanim ten na dobre wystartował.

Siergiej Bollokkoff. Opowieść o bogatym inwestorze z Rosji na Malcie…

Dziś nie ma po nim śladu, choć – jeśli wierzyć strzępkom informacji z maltańskiej prasy – niedoszły moloch istniał naprawdę. Przez moment, do pierwszej niespełnionej obietnicy rosyjskiego bogacza, Siergieja Bollokkoffa. Nam się wydaje, że Alex Haditaghi urwał się z ciekawej krainy, ale co dopiero powiedzieć o właścicielu nieistniejącego już Bidnija Blackjacks? On nie obiecywał Maltańczykom złotych gór. On zapewniał, że Bidnija teleportuje się na Marsa.

Mieszkańcy wioski, która zasłynęła z posiadania gaju oliwnego kilka tysięcy lat starszego od Jezusa, byli ciekawi, co w ich strony wprowadzi biznesmen z Rosji. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, co tak naprawdę oznacza połączenie biznesu, Rosji i Malty. Czytaj: korupcji, prania pieniędzy i morderstw na tle politycznym. Bo kiedy na maltańską scenę zaczęli wchodzić oligarchowie z Moskwy, dla wyspy nie było ratunku. Tuż pod nosem przeciętnego turysty z Europy stała się zaprzeczeniem raju, który widzimy na zdjęciach.

Ale raj to przecież pojęcie względne. Bollokkoff miał dobry interes w tym, żeby stworzyć swój własny, choć zapewniał wszystkich wokół, że robi to właśnie dla nich. Właściwie bez zastanowienia, ustami swoich przedstawicieli, rzucał takimi hasłami, że mieszkańcy Bidniji mogli poczuć się jak na wygranej loterii. Ci mniej mądrzy, rzecz jasna, bo innym pozostało patrzeć na przybyłego Rosjanina jak na wariata.

Reklama

Zamierzamy uczynić Bidnija Blackjacks największym klubem – nie tylko na Malcie, ale w Europie, a może nawet na świecie. Zapomnijmy o Chelsea Romana Abramowicza, Sheika Mansoora z Manchesteru City, katarskich właścicielach Paris Saint-Germain – słyszeli w Bindiji.

Alex Ferguson, Pele, stadion na 150 tysięcy. To wszystko na Malcie!

Rzecznik rosyjskiego miliardera potwierdził, że w klub zostaną wpompowane olbrzymie sumy. Bollokkoff przekazał mu, żeby dał ciekawskim zajrzeć za kulisy. Zdradził plany transferowe, nad wyraz ambitne i nietypowe: – Nikt nie jest poza naszym zasięgiem. Zamierzamy pozyskać tylko najlepszych. Złożyliśmy już siedmiocyfrową ofertę za piłkarzu uznawanych za najlepszych na świecie!

Kurtyna.

Ale to nie koniec. Rosjanie oprócz tego, że opowiadali o ściąganiu emerytów mających pomagać w tworzeniu klubu, zamachnęli  się na gwiazdę z najwyższej półki trenerskiej. Może wysłali list, może SMS-a, w każdym razie padła wieść, że ściągają do klubu… Alexa Fergusona.

Tak, przekonywali spragnionych wielkiego futbolu Maltańczyków, że 13-krotny mistrz Anglii z Manchesterem United, na skutek obsypania złotem, anuluje emeryturę i zgodzi się na trenowanie amatorów pod maltańskim słońcem. Atuty? Piękna pogoda zamiast deszczowej szarzyzny w Carrington. Do tego milionowa pensja, willa z najwyższej półki, spełnianie każdej zachcianki. Aż chciałoby się powiedzieć, że żaden arabski multimiliarder nie potrafił dać tyle, ile obiecywał bogaty Rosjanin na Malcie.

A skoro najlepsi piłkarze i najlepsi trenerzy, musi być również najlepszy stadion, prawda? Bollokkoff ze swoim tajemniczym konsorcjum naprawdę musiał mieć coś wspólnego z Marsem.  Nie ma innej opcji, skoro plany sięgały kosmosu. Na totalnym zadupiu, obok kilkudziesięciu domów i kilkuset drzew oliwnych, zamierzał zbudować obiekt mieszczący – uwaga – 150 tys. widzów. Inspiracja Termaliką w Niecieczy, ale z trzydziestokrotnie większą pompą? Niewykluczone, a czy niewykonalne?

Reklama

Pole nieopodal Bindiji. Tu miał powstać największy stadion piłkarski w historii

Bollokkoff jako abstrakcyjny symbol rosyjskich “interesów”

Cóż, w świecie futbolu tak abstrakcyjna liczba byłaby absolutnym rekordem. Nasz bohater w planowaniu przyszłości miał rozmach, choć stworzenie stadionu na tyle osób samo w sobie nie jest groteską. Na Bristol Motor Speedway w USA, gdzie zamiast murawy leży wyścigowy asfalt, dawno przebili granicę 150 tysięcy. Ale wiecie, o co chodzi – raczej nie ma na świecie człowieka, może poza kapryśnymi szejkami, który chciałby wybudować nikogo nieinteresujący stadion, nikogo nie interesującego klubu, na środku pustyni.

Ale czy aby na pewno rosyjski miliarder nie mógłby uczynić z przypadkowej wioski na Malcie wielkiej europejskiej firmy? Czy nie tak zaczynają się przygody najbogatszych magnatów piłkarskich, później na tysiąc sposobów opisywanych w prasie? Bollokkoff w tej części świata miał być pionierem, miał wiele udowodnić. Zapewniał, że ma pieniądze i chce się nimi dzielić, powołując do życia maltańską potęgę. Ale wiecie, w czym leżał problem?

Mało prawdopodobne, że ktoś taki w ogóle… istniał.

***

Cała ta mini-opowieść wzięła się z satyrycznego artykułu jednego z maltańskich dziennikarzy, który demaskował patologie tamtejszego systemu przyjmowania obcych majątków. Szczególnie tych, które napływają z Rosji. Kiedyś prawa obywatelskie, wizy i paszporty na Malcie można było kupić jak chipsy w sklepiku szkolnym. Dziś tak łatwo już nie jest, ale wciąż mówi się, że to problem. Podchodzisz, mówisz, że chcesz to i to, dajesz dwa złote. Pani sprzedająca wie, że jesteś klasowym zbirem, że na korytarzach robisz złe rzeczy, ale czy to ważne? Skąd. Ważne, że płacisz.

Dopóki Unia Europejska nie zwróciła na to uwagi, do sieci trafiały listy nowych obywateli Malty. Zgadliście: pełno było na niej rosyjsko-podobnych nazwisk, ale nie mogło być inaczej, skoro dla Rosjan Malta stała się rajem. Tak zwany Indywidualny Program Inwestorski Malty pozwalał obcokrajowcom dosłownie kupić obywatelstwo UE z wszelkimi korzyściami, a przy okazji mieć szereg przywilejów na wyspie. Wystarczyło wpłacić odpowiednie sześciocyfrowe sumy “na rzecz państwa”, wykazać inwestycję w obligacje rządowe czy zakup nieruchomości. I voila – Rosjanin zadowolony, rząd Malty też.

Ambasador Malty i Władimir Putin na spotkaniu w 2024 roku.

Malta rajem dla Rosjan. Ich pieniądze są tam wszędzie

Jedni piorą pieniądze i oszukają na podatkach, drudzy przeszli z deficytu budżetowego do nadwyżek. Rosnąca grupa nabywców paszportów z Moskwy stała się tak dochodowa, że dopiero rosyjska agresja na Ukrainę w 2022 roku wywołała trzęsienie w kwestii maltańskiej gościnności. Ale czy wraz z wojną skończyły się rosyjskie wpływy na Malcie? Nic z tych rzeczy.

W kraju nad Morzem Śródziemnym swoje majątki wciąż mają ulokowane grube ryby – szefowie największych rosyjskich banków, dyrektorzy sektorów technologicznych, prezesi wielkich firm przewozowych i zwykli biznesmeni, którzy kasę dostają z racji urodzenia. Co więcej, część bogatszych ludzi nieprzychylnych Władimirowi Putinowi uciekło właśnie na Maltę, żeby przeczekać “ciężkie czasy” na prywatnych jachtach.

Narodziny dyktatora. Skąd się wziął Władimir Putin?

Choć Maltę kolonizowali Brytyjczycy, którzy zresztą zainicjowali futbol na wyspie pod koniec XX wieku, ponad 100 lat później to nie oni, a Rosjanie mają tam więcej do powiedzenia. Oczywiście nie na otwartej scenie, nie w świetle reflektorów, ale z potężnymi pieniędzmi i sprawczością za kulisami.

W takiej rzeczywistości futbol jest jednym z narzędzi. Kolejnym biznesem, który sprytnie można użyć do transferu gotówki. Na Malcie, gdy ktoś trafiał na trop nieczystych interesów, korupcji czy prania pieniędzy, szybko zostawał uciszany. Kraj jest bogaty, władze są bogate, a Rosjanie jeszcze bogatsi. Na wyspie, poza wyjątkami, mało kto decyduje się podnieść na nich rękę. A jeśli już ktoś to robi, jeśli stara się wyjawiać maltańskie brudy i zachodzi ze śledztwem bardzo daleko, po prostu ginie. Jak pewna dziennikarka, Daphne Caruana Galizia w 2017 roku.

Istnieją poszlaki, że za futbolem na Malcie też stoją brudne pieniądze

Cała ta maltańsko-rosyjska (choć w ostatnich latach wzmocniły się wpływy arabskie i chińskie) machineria zahacza także o piłkę nożną, która jest skazana na stanie w miejscu. W maltańskich klubach nie ma presji, żeby być transparentnym. Nie ma ambicji, żeby pokonywać kolejne bariery. Nie ma potrzeby, żeby za bardzo się wychylać. Najważniejszy jest profit. Ten, o którym w klubie wie tylko specjalnie zatrudniona księgowa. W mediach maltańskich trudno jednak o konkrety – wiadomo, że Rosjanie stoją za jakimś klubami, ale sieć powiązań jest tak zawiła, a ryzyko zawodowe na tyle duże, że nikt tego nie drąży.

Historia o niejakim Bollokkoffie z pierwszej części tekstu była pewnego rodzaju komentarzem, do czego doszło na Malcie, do jakich bajek opowiadanych na ulicach mogli przywyknąć Maltańczycy, kiedy bogaty Rosjanin przyleciał i rozepchał się z walizką pełną dolarów. Tak się działo i dziać zapewne będzie.

Dla niektórych to mogłoby być nawet smutne, bo w takim układzie nie da się wyjść daleko poza 168. miejsce w rankingu UEFA czy 41. pozycję w klasyfikacji ligowej w Europie. Nawet mimo naturalnych ograniczeń, takich jak liczba ludności. Ale ich raj, ich problemy. Dla nas lepiej, że bogactwo finansowe nie odpowiada bogactwu piłkarskiemu, choć niejeden rosyjski kibic będzie dzisiaj trzymał kciuki, żeby było inaczej.

WIĘCEJ NA WESZŁO PRZED POLSKA – MALTA:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna