Reklama

Nie ilość, a jakość, czyli Polacy na HMŚ. Czy zdobędziemy medale w Chinach?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

20 marca 2025, 18:55 • 10 min czytania 1 komentarz

Na niedawnych halowych mistrzostwach Europy zdobyliśmy pięć medali, w tym dwa złote. Na HMŚ o krążki będzie jednak znacznie trudniej i powinien nas cieszyć każdy medal. Jakiegokolwiek koloru. Choć szans na to, by je zdobyć, nieco dostaniemy i to mimo tego, że do Chin wysyłamy ledwie… 14 osób. Kadra Polski w Nankinie stawia jednak na jakość i niemal każdy, kto tam jedzie, powinien być gotów powalczyć o podium. Gdzie więc upatrywać największych szans na medal? I dlaczego bardzo czekamy na polskie złoto, ale równocześnie trudno nam w nie uwierzyć? 

Nie ilość, a jakość, czyli Polacy na HMŚ. Czy zdobędziemy medale w Chinach?

Okrojona kadra. Niewielu Polaków na HMŚ

Polacy do Chin jadą w składzie, który można określić jako „ekonomiczny”. Właściwie wszyscy zawodnicy, których tam wysyłamy, ruszają tam po coś. Albo z nadzieją na dobry wynik, albo nawet na medal. Ale o tym potem. Przede wszystkim napisać trzeba, że takie wybory nie dziwią – to w końcu sezon, który „obciążony” jest wieloma imprezami mistrzowskimi.

Za nami już halowe mistrzostwa Europy. Przed nami – właśnie HMŚ. Będą też choćby drużynowe mistrzostwa świata sztafet, będą właściwe MŚ, które w dodatku odbędą się w Tokio. A poza tym wiadomo – mityngi Diamentowej Ligi, kilka innych, ważnych imprez. Lekkoatleci po prostu nie będą się nudzić.

Stąd wielu z nich postanowiło odpuścić wyprawę do Chin.

Reklama

Zrobił to na przykład Maksymilian Szwed. Nasz srebrny medalista z HME postanowił, że taka podróż mu po prostu nie po drodze. Wolał zregenerować się przed sezonem na stadionie, tym bardziej, że ma tam dwa duże cele.

Mistrzostwa Europy do lat 23 i mistrzostwa świata w Tokio. Na tych pierwszych zawodach celuję w złoto, bo jest w moim zasięgu. W mistrzostwach świata nastawiam się na start w sztafecie, ale też fajnie byłoby pokazać się indywidualnie. Zobaczymy, w jakiej będę formie, ale mam nadzieję, że może udałoby mi się dostać do finału albo półfinału. Nie jestem jednak w gorącej wodzie kąpany i nie czuję takiej potrzeby, żeby wszystkie sukcesy świata osiągnąć od razu – mówił Interii.

Wiadomo, jeśli ktoś woli podchodzić do swojej kariery ostrożnie (nie zarzucając przy tym sportowcom, którzy tam jadą, że tego nie robią), to tegoroczne HMŚ są najlepszym momentem na to, by sobie którąś imprezę mistrzowską odpuścić. To w końcu długa podróż na Wschód, w dodatku na tę edycję mistrzostw, która była już kilkukrotnie przekładana. Pierwotnie miała odbyć się w 2020, ale wiadomo, co wtedy się stało. W 2023 – rok, na który mistrzostwa pierwotnie przełożono – sprawa również upadła, bo Chińczycy nadal utrzymali część obostrzeń. W końcu mistrzostwa wylądowały więc wciśnięte w kalendarz na 2025 rok. Pomiędzy ubiegłoroczną edycją w Belgradzie, a przyszłoroczną… w Toruniu.

Biorąc pod uwagę, że do obu tych miejsc daleko jeździć nie trzeba – dla Polaków (i wielu innych Europejczyków) dość oczywiste jest, że to, co odpuścili teraz, będzie można nadrobić. Inna sprawa, że – jak wspomnieliśmy – do Chin nie jedzie właściwie nikt, kto ma się tam tylko uczyć. Każdy z reprezentantów naszego kraju, który tam się zjawi, może wyznaczyć sobie osiągalne cele.

Dla wielu będzie to nawet miejsce na podium.

Kto po medal?

Odpowiedź na powyższe pytanie brzmi: niemal każdy. Oczywiście, wysyłamy do Chin 14 osób, a realistycznie patrząc spodziewać ostatecznie możemy się dwóch, może trzech medali. Ale szans faktycznie mamy sporo – bo tym razem to wyraźnie kadra jakościowa, a nie ilościowa. Zresztą przeanalizujmy ją, krok po kroku, zaczynając od największych szans na pudło.

Reklama

A więc na pierwszy ogień – Kuba Szymański. Nasz płotkarz dopiero co został halowym mistrzem Europy, a na światowych listach jest w tym roku trzeci. Lepsi są tylko dwaj Amerykanie – wielki Grant Holloway oraz Dylan Beard. Innymi słowy: Szymański MUSI być uznawany za faworyta do podium. Po prostu nie da się traktować jego formy inaczej. Sam zresztą mówi, że wierzy w pokonanie każdego rywala. Nawet Hollowaya, który na 60 metrów przez płotki nie przegrał biegu od… 2014 roku.

CZYTAJ TEŻ: MARZENIA O ZŁOCIE I POKONANIU HOLLOWAYA. JAK JAKUB SZYMAŃSKI ZOSTAŁ MISTRZEM EUROPY

Druga największa szansa medalowa? Dość niespodziewanie – sztafeta 4×400 metrów kobiet. Niespodziewanie, bo pierwotnie w ogóle mieliśmy jej do Chin nie wysyłać, na początkowo ogłoszonej liście była tylko Justyna Święty-Ersetic. Ostatecznie jednak razem z nią do Chin ruszą Aleksandra Formella, Anastazja Kuś, Anna Maria Gryc i Anna Pałys. Skład nie imponuje, skąd więc nadzieja na medal?

Wyjaśnia Tomasz Spodenkiewicz, statystyk lekkoatletyczny, prowadzący konto Athletic News na Twitterze:

– World Athletics (zadziwiająco!) późno zorientowało się, że niewiele „400-metrówek” planuje podróż do Chin w takim terminie i w popłochu szukano chętnych do startu. Na oficjalnej liście zgłoszeń w sztafecie 4×400 m pań widniały: USA, Polska, Indie (z… jedną zgłoszoną zawodniczką, która według moich źródeł i tak ostatecznie nie wystąpi), Australia oraz Chiny. W rzeczywistości w Nankinie wystąpi sześć sztafet, bo poza wymienionymi pięcioma państwami startuje także Sri Lanka – mówi.

W takiej stawce Polki są faworytkami do srebra. Odskoczyć wszystkim powinny Amerykanki, za nami znajdą się raczej Australijki, bo te rzadko biegają w hali. Chinki są słabe, biegaczki ze Sri Lanki również, a zawodniczki z Indii – jeśli wystąpią – to głównie juniorki, bo z jakiegoś powodu ten kraj całą tę imprezę traktuje jak poligon doświadczalny dla młodych zawodników i zawodniczek. Tak naprawdę na papierze jedynie błąd w rodzaju zgubienia pałeczki mógłby sprawić, że Polki nie zgarną tu medalu. Innymi słowy – byle dobiec i powinno być coś do klasyfikacji.

Dalej jest już trudniej.

A może się uda…

Przede wszystkim – z góry możemy odrzucić szanse na medal Justyny Święty-Ersetic (mimo przetrzebionej stawki na 400 metrów), Patryka Sieradzkiego (800 m) i Krzysztofa Kiljana (60 m przez płotki). Dla nich sukcesami będą już finały. W teorii szansą medalową może być Konrad Bukowiecki, ale po tym, jak Polak odpadł w eliminacjach halowych mistrzostw Europy, nie odważymy się napisać więcej.

Na podium pchać na HMŚ trzeba by przy tym zapewne ponad 21 metrów – trudno powiedzieć, z jak dużą przebitką. Atutem Konrada może być tu to, że nie będzie eliminacji, kulomioci od razu przejdą do rywalizacji o medale. Na światowych listach Bukowiecki – wśród osób zgłoszonych – jest szósty z wynikiem 21,32 m. Tyle mogłoby dać miejsce na pudle, bo w Nankinie zabraknie najlepszych kulomiotów świata, jak Ryana Crousera. Ale czy Polak znów się nie spali? Trudno powiedzieć.

Ciężko o medale będzie też w sprintach kobiet, choć ani Ewy Swobody, ani Pii Skrzyszowskiej nie odważymy się skreślić. Niemniej – obie musiałyby wejść na wyżyny swoich możliwości. Pia – brązowa medalistka HME – biegała w tym sezonie 7,83 s. Wśród zgłoszonych na chińską imprezę zawodniczek, to ósmy wynik (ex aequo z Devynne Charlton. Trzecia na liście Ackera Nugent biegała 7,75 s. Różnica niby nie jest ogromna, ale u Skrzyszowskiej – po kilku problemach, jakie miała w okresie przygotowawczym – nie widać dyspozycji, która uprawniałaby do myślenia, że stać ją w tym momencie na bieganie na tym poziomie.

Pia Skrzyszowska

Pia Skrzyszowska ze swoim medalem HME. Fot. Newspix

Swoboda? Ona w ostatnim okresie kilkukrotnie podkreślała, że coraz trudniej jej motywować się do treningów i biegania. W tym sezonie zresztą widać, że nie jest w topowej formie, choć i tak pokazała, że potrafi przygotować się na imprezę docelową i na HME omal nie stanęła na podium. Inna sprawa, że stawka w Nankinie będzie dość wybrakowana i wśród dziesięciu najlepszych zawodniczek na tym dystansie, aż siedem to Europejki. W dużej mierze będzie to więc powtórka z holenderskiego Apeldoorn, a w niej… kto wie, może Ewa poprawi tegoroczny season best (7,07 s) i wkradnie się na podium?

Przed sporym wyzwaniem stanie Anna Wielgosz – złota medalistka HME na 800 metrów. W Apeldoorn wygrała mocnym finiszem, ale w stawce, w której brakowało wielu gwiazd. W Nankinie zobaczymy sporo zawodniczek z tegorocznymi najlepszymi wynikami poniżej dwóch minut. Wielgosz wybiegała w tym sezonie 2:00.38. Stąd jej obecność nawet w finale już byłaby sukcesem. A medal? No, tu można wygłosić tylko dość standardową maksymę o tym, że „biegi średnie rządzą się swoimi prawami”.

CZYTAJ TEŻ: CZAROWNICA NA BIEŻNI. JAK WIELGOSZ UPARŁA SIĘ NA BIEGANIE. I ZDOBYŁA ZŁOTO

Kto wie, czy o zgarnięcie medalu nie pokusi się Paulina Ligarska. Nasza wieloboistka notuje naprawdę dobry sezon… problemem jest tylko to, że ma już wiele za sobą. Tomasz Spodenkiewicz też zwraca na to uwagę. – Paulina jest co prawda trzecia w tabelach, ale dla niej to będzie już piąty wielobój. A możliwe, że niektóre rywalki budowały formę konkretnie na Chiny – mówi. No i właśnie, problem z listami wielobojowymi polega też na tym, że część zawodniczek – jeśli ma kwalifikację na dane zawody – nie startuje w wieloboju przed imprezą docelową, wybierając raczej testy w poszczególnych konkurencjach, wchodzących w jego skład. Trudno więc powiedzieć, jak realnie stoją szanse Polki na medal, choć bukmacherzy wyceniają je na około 35 procent. Czyli całkiem sporo.

Niżej zapewne oceniać trzeba możliwości Anny Matuszewicz. Nasza młoda skoczkini w dal swoje co prawda potrafi – niedawno ustanowiła życiówkę skokiem na znakomite 6,71 m – ale jeszcze spala ją presja. Z nią właśnie przegrała w Apeldoorn, gdzie nie przeszła eliminacji. Tu nie będzie musiała tego robić, bo – podobnie jak u kulomiotów – u skoczkiń nie przewiduje się tej fazy, od razu będą skakać w finale. Życiówka Ani daje jej w tej chwili siódme miejsce wśród zgłoszonych zawodniczek (biorąc pod uwagę wyniki tylko z tego sezonu). Ale do potencjalnego podium ma niedaleko. Na medal trzeba by najpewniej przebić rekordowy rezultat.

Ale gdzie to robić, jak nie na mistrzostwach świata?

Podsumowując: jeden medal to niemal pewnik. Drugi wydaje się bardzo prawdopodobny. A każdy kolejny będzie po prostu miłym dodatkiem. Zresztą, jak pokazuje historia, więcej niż dwa medale z HMŚ to w naszym przypadku po prostu bardzo dobre wyniki.

W oczekiwaniu na złoto

W zeszłym roku były dwa medale. Trzy lata temu – również. W 2018 rozbiliśmy za to bank, zdobywając pięć krążków, w tym dwa złota. To, jak na nasze warunki, były halowe mistrzostwa świata jak wyjęte z marzeń. I nie ma w tym żadnej przesady, bo wcześniej – od pierwszej właściwej edycji HMŚ w 1987 roku, do mistrzostw z 2016 roku – zdobyliśmy łącznie… trzy złota.

Owszem, regularnie wpadały inne medale (łącznie nasz bilans na HMŚ wynosi 5 złotych, 13 srebrnych i 18 brązowych medali), ale tych najcenniejszych ewidentnie nam brakowało.

Dość napisać, że musieliśmy czekać do 1999 roku, by zobaczyć pierwszy z nich. Nieco niespodziewanie wywalczył go wówczas Sebastian Chmara, dziś prezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Chmara triumfował w zawodach siedmioboistów. Dwa lata później złoto zdobyła nasza sztafeta 4×400 metrów mężczyzn, mając wówczas być może najlepszy okres w swojej historii. A potem znów przerwa – aż do 2014 roku i mistrzostw w Sopocie, gdy życiowy sukces odniosła Kamila Lićwinko w skoku wzwyż.

No i w końcu mistrzostwa z 2018 roku. Jedyne z dwoma złotymi medalami. Wywalczyli je Adam Kszczot na 800 metrów i (znów) sztafeta 4×400 m mężczyzn. Ci ostatni pobili wówczas przy okazji rekord świata.


Niemniej: na złoto znów czekamy. Od pierwszej edycji mistrzostw do Chmary było tego czekania 12 lat. Po złocie z 2001 roku aż do triumfu Lićwinko upłynęło 13 wiosen. Potem ten okres się skrócił, tylko cztery lata czekaliśmy na Kszczota i sztafetę, ale to był złoty okres naszej lekkiej atletyki, który tak naprawdę już się zakończył i teraz powoli odbudowujemy naszą pozycję. Czy zrobimy to złotem na HMŚ?

Jak już pisaliśmy – na medale mamy spore szanse. Na złoto – niewielką. I tak naprawdę powinniśmy się nastawić, ze skończymy te mistrzostwa bez niego, bo każde byłoby niespodzianką. Za to za rok – gdy mistrzostwa odbędą się w Toruniu – będziemy mogli wierzyć w to, że ktoś wywalczy dla Polski medal o właśnie takim kolorze.

***

Początek rywalizacji w Chinach już tej nocy o 3:05 polskiego czasu. Pierwszego dnia odbędzie się cała rywalizacja w pięcioboju kobiet – ostatnia konkurencja, bieg na 800 metrów, o 14:08. Okaże się wówczas, czy Paulina Ligarska będzie w stanie powalczyć o medal.

SEBASTIAN WARZECHA

CZYTAJ WIĘCEJ O LEKKIEJ ATLETYCE NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Xabi Alonso ze spokojem o swojej przyszłości. “Jest inaczej niż przed rokiem”

Michał Kołkowski
0
Xabi Alonso ze spokojem o swojej przyszłości. “Jest inaczej niż przed rokiem”
Hiszpania

Polacy imponują w Barcelonie. Szczęsny dalej bez porażki, “Lewy” blisko elitarnego grona

Michał Kołkowski
6
Polacy imponują w Barcelonie. Szczęsny dalej bez porażki, “Lewy” blisko elitarnego grona
Hiszpania

Lewandowski wszedł z ławki i wyprzedził Ronaldinho! A Szczęsny to kawał dryblera

Wojciech Górski
22
Lewandowski wszedł z ławki i wyprzedził Ronaldinho! A Szczęsny to kawał dryblera

Lekkoatletyka

Hiszpania

Lewandowski wszedł z ławki i wyprzedził Ronaldinho! A Szczęsny to kawał dryblera

Wojciech Górski
22
Lewandowski wszedł z ławki i wyprzedził Ronaldinho! A Szczęsny to kawał dryblera
Hiszpania

Szczęsny nie przestraszył się dwóch rywali. Olimpijski spokój polskiego bramkarza [WIDEO]

Michał Kołkowski
6
Szczęsny nie przestraszył się dwóch rywali. Olimpijski spokój polskiego bramkarza [WIDEO]