Reklama

Deszcze niespokojne. Lando Norris najlepszy w Australii

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

16 marca 2025, 07:39 • 7 min czytania 5 komentarzy

Safety car był dziś jednym z najbardziej zapracowanych samochodów na torze. Takie to było Grand Prix. W deszczowej aurze w Australii wielu kierowców miało problemy – aż sześciu nie dojechało zresztą do mety. W konsekwencji działo się też z przodu, choć Lando Norris przez większość dnia był najszybszym zawodnikiem na torze. I ostatecznie sięgnął po zwycięstwo.

Deszcze niespokojne. Lando Norris najlepszy w Australii

Wyczekiwany wyścig

Dawno nie było aż takich emocji przed startem sezonu Formuły 1. Wyniki wszystkich testów, treningów i kwalifikacji wskazywały bowiem na to, że czeka nas wyrównana walka o zwycięstwa i – w konsekwencji – mistrzostwo. O ile w kilku poprzednich sezonach Max Verstappen dominował (a wcześniej, poza pamiętnym sezonem 2021, oglądaliśmy dominację Lewisa Hamiltona), o tyle w tym zapowiadało się, że Holender ma bolid nieco wolniejszy od McLarena, w którym jeżdżą Lando Norris i Oscar Piastri.

A chrapkę na to, by powalczyć o wyższe cele miał też z pewnością George Russell w Mercedesie czy Lewis Hamilton i Charles Leclerc w Ferrari.

W dodatku sesje przed startem Grand Prix pokazały też, że szybkie są w tym roku Williamsy, które przy sprzyjających warunkach mogą nawet walczyć o podium, a także bolidy ekipy Racing Bulls. Innymi słowy: zapowiadało się na fantastyczne ściganie. Pełne emocji, walki i zmian w klasyfikacji do ostatniego okrążenia. Niektórych mogło cieszyć też to, że zapowiadano deszcz – bo ten, wiadomo, w F1 potrafi dodać dramaturgii. Choć nad torem w Melbourne padało tak mocno, że jeszcze przed startem rywalizacji w Formule 1, odwołano wyścig F2. Kierowcy co prawda wyjechali na tor, ale ostatecznie uznano, że warunki uniemożliwiają rywalizację.

Reklama

CZYTAJ TEŻ: RUSZA FORMUŁA 1. NA CO CZEKAMY W TYM SEZONIE?

Pozostało liczyć, że w F1 będzie inaczej. Bo deszcz, owszem, często tym wyścigom pomaga, za jego sprawą jest ciekawie. Ale co za dużo, to niezdrowo. A my chcieliśmy dziś ciekawej, ale jednak rywalizacji. A nie czerwonych flag i oczekiwania na to, co się stanie.

Zapłacone frycowe

FIA, znając prognozy, brała nawet pod uwagę przełożenie wyścigu na inną godzinę. Ostatecznie kierowcy ruszyli jednak do rywalizacji o godzinie 5 czasu polskiego. Czy raczej – mieli ruszyć. Bo jeszcze przed właściwym startem, na okrążeniu formującym, swój bolid rozbił Isack Hadjar, jeden z sześciu zawodników w stawce, którzy rozpoczynają swój pierwszy pełny sezon w F1. Dla Francuza był to zresztą absolutny debiut… i w sumie nie wiemy, czy możemy napisać, że go zaliczył, czy też, ze przesunie się on do czasu kolejnego Grand Prix.

Kamery złapały potem Isacka we łzach. Zresztą nic dziwnego, w kwalifikacjach był najlepszym z “rookies”, zajął 11. miejsce. A w wyścigu nawet nie dostał szansy na to, by pokazać swoje umiejętności.

Inna sprawa, że kilku jego młodych kolegów wkrótce do niego dołączyło. Już na początku wyścigu z toru wylecieli bowiem Jack Doohan (a to Australijczyk, dla niego miał to być miły, domowy wyścig) i – tu akurat weteran – Carlos Sainz. Później, w środkowej fazie wyścigu, rywalizację przedwcześnie zakończył najstarszy kierowca w stawce, czyli Fernando Alonso. A na koniec, w deszczowych warunkach, z wyścigiem pożegnali się kolejni dwaj nowicjusze – Gabriel Bortoleto oraz Liam Lawson, mający z całej szóstki najwięcej doświadczenia.

CZYTAJ TEŻ: SEZON NOWICJUSZY. W F1 NAJWIĘKSZY ZACIĄG DEBIUTANTÓW OD 15 LAT

Reklama

Czterech z sześciu debiutantów zapłaciło więc frycowe. Piąty – Oliver Bearman – dojechał do mety, ale jako ostatni z zawodników, którzy się tam dotoczyli (był 14.). I tylko jeden Andrea Kimi Antonelli w Mercedesie zgarnął punkty. I to niemało – Włoch przekroczył linię mety jako czwarty zawodnik wyścigu, ale z powodu nałożonej na niego kary pięciu sekund ostatecznie sklasyfikowano go na piątej lokacie. Patrząc jednak na to, co zrobili jego młodzi koledzy, nie powinien przejmować się napomnieniem.

To piąte miejsce to i tak spory sukces. Włoch startował w końcu z 16. pozycji!

Lando przetrzymał ataki Maxa i… pogody

Młodzi kierowcy okupowali więc dziś głównie tyły stawki. A co działo się z przodu? Tam królować miał dziś – zgodnie z przewidywaniami – Lando Norris. Kierowca McLarena był przez cały weekend najszybszy w stawce, ale wiadomo, że jedno to mieć tempo w kwalifikacjach, a drugie – utrzymać je przez ponad 50 okrążeń wyścigu. Stąd na Brytyjczyku ciążyła spora presja. Tym bardziej, że zwycięstwo dawałoby mu pozycję lidera klasyfikacji generalnej, a tej jeszcze nigdy w karierze nie zajmował, bo w ostatnich latach okupował ją Max Verstappen.

Na starcie Norris utrzymał prowadzenie, ale McLaren i tak nie mógł być w pełni zadowolony – Verstappen dość łatwo połknął bowiem Oscara Piastriego, drugiego zawodnika kwalifikacji, i ustawił się za plecami Lando. Australijski kierowca po kilkunastu minutach wrócił jednak na pozycję wicelidera, bo Max przestrzelił jeden z zakrętów, a jego opony wyraźnie zaczęły się poddawać i potrzebna była ich zmiana. W tamtym momencie wyścigu wydawało się, że jedyne emocje w walce o zwycięstwo dostać możemy, jeśli Piastri zaatakuje zespołowego kolegę.

Tyle tylko, że polecenie zespołowe McLarena, jakie dostali obaj kierowcy, brzmiało “zachowajcie pozycje”. I tyle było z ataków. Na szczęście doświadczenie Fernando Alonso podpowiedziało mu, że trzeba poświęcić się dla fanów.

A tak całkiem poważnie – gdy Hiszpan rozbił swój bolid, na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa. Kierowcy wykorzystali neutralizację, zjechali do alei serwisowej, a potem ustawiła się procesja, która czekała na wznowienie wyścigu. W teorii nawet w tej sytuacji można było spodziewać się, że McLareny gładko rywalom uciekną, gdy rywalizacja zostanie wznowiona. I pewnie tak by się właśnie stało, gdyby nie to, że niedługo po tym wznowieniu nad Melbourne znów przeszła ulewa.

Pogoda w Australii wyraźnie chciała bowiem emocji w Grand Prix. I te emocje dostarczyła. Norris i Piastri, jadący na niedopasowanych do warunków oponach, zgodnie wypadli na pobocze. Tyle tylko, że Lando wyszedł z tego bez większych strat, a jego kolega wręcz przeciwnie – Australijczyk utknął bowiem w trawie i dłuższą chwilę zajął mu powrót do rywalizacji. W efekcie spadł w klasyfikacji i mógł pożegnać się z marzeniami o podium. Norris z kolei musiał obserwować, co robi Verstappen, bo ten w efekcie uślizgu Brytyjczyka go wyprzedził… ale chwilę później sam zjechał do alei serwisowej. Jak zresztą wielu innych zawodników.

Ryzykować próbowało w tym okresie Ferrari, które przez chwilę nie zmieniało opon, a Charles Leclerc i Lewis Hamilton poszli w górę klasyfikacji. Ten drugi był nawet przez chwilę liderem wyścigu. Ale Monakijczyk w trudnych warunkach po chwili zaliczył “bączka”, więc zespół ściągnął obu swoich kierowców do alei serwisowej. Hamilton uważał to za błąd, mówił przez radio, że trzeba było zaryzykować. Zresztą trudno się dziwić jego frustracji – bezpośrednio po zmianie opon wylądował na dziewiątej pozycji. A mógł walczyć nawet o podium.

O zwycięstwo ostatecznie rywalizowali więc Norris i Verstappen, tyle że… po kolejnym wyjeździe samochodu bezpieczeństwa na tor. Bo w końcówce bolidy porozbijali wspomniani już Bortoleto i Lawson. W efekcie dostaliśmy emocje na ostatnich kilku kółkach, gdy Holender naciskał na Brytyjczyka. Ten jednak skutecznie się obronił, a więcej działo się pod koniec pierwszej dziesiątki, gdzie było jeszcze trochę wyprzedzania – pozycje kosztem Pierre’a Gasly’ego zyskali Charles Leclerc, Lewis Hamilton i Oscar Piastri. Australijczyk na finiszu łyknął jeszcze Hamiltona i ostatecznie wywalczył dziewiąte miejsce.

Do wymarzonej lokaty na podium temu jednak daleko. Oscar mógł się więc pocieszać co najwyżej tym, że triumfował dziś jego zespołowy kolega. Ale że sam Australijczyk też ma najpewniej ambicje na walkę nawet o mistrzostwo – to jest to pocieszenie stosunkowo marne.

Top 10 Grand Prix Australii:

  1. Lando Norris (McLaren)
  2. Max Verstappen (Red Bull)
  3. George Russell (Mercedes)
  4. Alex Albon (Williams)
  5. Andrea Kimi Antonelli (Mercedes)
  6. Lance Stroll (Aston Martin)
  7. Nico Hulkenberg (Stake)
  8. Charles Leclerc (Ferrari)
  9. Oscar Piastri (McLaren)
  10. Lewis Hamilton (Ferrari)

Fot. Newspix

CZYTAJ WIĘCEJ O F1:

 

 

 

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Formuła 1

Live

LIVE PACZULA: Raków demoluje Legię – już 3:1!

Paweł Paczul
101
LIVE PACZULA: Raków demoluje Legię – już 3:1!
Ekstraklasa

Niezwykły efekt nowej miotły w Lubinie! Ojrzyński z bohaterskim remisem

Kamil Warzocha
34
Niezwykły efekt nowej miotły w Lubinie! Ojrzyński z bohaterskim remisem