Zaczął treningi piłkarskie, żeby zapomnieć o trudnym dzieciństwie. Świetnie szło mu w biegach sprinterskich, ale postawił na futbol. Mariusz Fornalczyk już jako 15-latek grał w seniorach Polonii Bytom, ale początki nie były łatwe. – Był buńczuczny. Myślał, że jest najlepszy na świecie – wspomina jego były trener. Dziś Fornalczyk w barwach Korony Kielce stał się czołowym skrzydłowym Ekstraklasy. Piłkarzem, dla którego przychodzi się na stadion. Niektórych dziwi jego brak na liście powołanych przez Michała Probierza. Inni mówią, że jeżeli nie teraz, to i tak wkrótce pojawi się w reprezentacji.
Gdy PZPN w czwartek, tuż po zakończeniu meczu Legia – Molde (dziwny termin, prawda?), opublikował listę zawodników powołanych na mecze eliminacji mistrzostw świata z Litwą i Maltą, zaczęły się komentarze. Najczęstszy, w stylu: „gdzie są młode, mniej oczywiste nazwiska?”. Sporo osób dziwiło się, że w kadrze znalazł się Paweł Dawidowicz, a nie ma świetnie prezentującego się w Jagiellonii Mateusza Skrzypczaka. Ale były też pytania: „gdzie jest Mariusz Fornalczyk?”.
Jeszcze w grudniu ubiegłego roku nikt raczej nie sugerowałby jego nazwiska, choć w październiku skrzydłowy Korony Kielce strzelił fantastycznego gola w meczu młodzieżówki z Niemcami (3:3), który otworzył Polakom drogę na mistrzostwa Europy. Ale teraz? Cztery ostatnie mecze ligowe to najpierw jego dwie asysty, a później dwa gole. W Mielcu zapewnił Koronie zwycięstwo, zdobywając bramkę w końcowych minutach, po indywidualnej akcji. W poprzedniej kolejce, gdy jego zespół pokonał 2:1 Puszczę Niepołomice, najpierw trafił w poprzeczkę, a później po efektownej akcji i precyzyjnym strzale doprowadził do wyrównania.
Fornalczyk w meczu z Puszczą
Pomógł mu psycholog
Nie przesadzimy, stwierdzając, że Fornalczyk nagle stał się zawodnikiem, dla którego kibice przychodzą na stadion. Nie przesadzają ci, którzy mówią, że dziś z miejsca wskoczyłby do pierwszego składu Legii Warszawa. Nie przesadza też Paweł Tomczyk, dyrektor sportowy Korony, który w niedawnym wywiadzie dla serwisu PS Onet stwierdził, że oczekują za Fornalczyka przynajmniej półtora miliona. Euro, nie złotych.
Skąd taki wybuch formy skrzydłowego i tak znakomita forma Korony, która pod wodzą Jacka Zielińskiego w 2025 roku cztery spotkania w Ekstraklasie wygrała, a dwa zremisowała? – Na zimowym obozie stworzyliśmy jedność. Utrzymujemy to do tej pory. Poza tym poświęciliśmy dużo uwagi na bronienie w niskim pressingu i to nam pomogło. Tracimy mało bramek, a jesteśmy groźni z kontrataku – analizuje Fornalczyk.
A gdy pytamy go o jego dużo lepszą grę, odpowiada: – Mental i głowa są bardzo ważne w kontekście mojej coraz lepszej formy. Pracuję nad sobą, wykonuję dużą pracę z psychologiem. Rozmawiamy raz w tygodniu, przez godzinę. Wiedziałem, że prędzej czy później to zaprocentuje. Nie mogłem tego przerwać. Zaprocentowało trochę później, niż się spodziewałem. Kiedyś byłem zawodnikiem, który chciał zrobić wszystko na hura. Wciąż jestem młody, ale dorosłem i dziś nie pokazuję już wszystkiego w jednej akcji. Doszedł spokój i takie wyczucie, co mogę zrobić w konkretnej sytuacji.
Szukał sportu, żeby zapomnieć
Szybkość. Tym wyróżniał się zawsze. – On trafił na poziom juniorski trzy lata wcześniej niż powinien. Był niesamowicie szybki na tle rówieśników. Imponowała mi też jego swoboda w pojedynkach jeden na jeden. Wykorzystywaliśmy te atuty bardzo mocno, i w juniorach, i w seniorach – mówi w rozmowie z Weszło Kamil Rakoczy, szkoleniowiec, który prowadził Fornalczyka w Polonii Bytom, najpierw w kategoriach juniorskich, a później w pierwszym zespole.
Mały Mariusz dość szybko pokochał piłkę, choć – co raczej nie dziwi – jako dziecko świetnie wypadał też w biegach, głównie na 60 i 100 metrów. Niektórzy próbowali namówić go na zmianę dyscypliny, ale nie dał się przekonać. – Nie chcę, żeby to głupio zabrzmiało, ale nie czułem tego biegania jak najszybciej po prostej i zwyciężania. Jakieś biegi udało się wygrać w gimnazjum czy na początku liceum, ale często wolałem odpuścić zawody sprinterskie i pójść na trening piłkarski. To nie było dla mnie, po prostu. Zawsze najlepiej czułem się z piłką przy nodze i to wygrało. Od najmłodszych lat chciałem być piłkarzem. Miałem siedem lat, gdy pojawiłem się na pierwszych zajęciach w Polonii Bytom. Na trening zaprowadziła mnie ciocia z wujkiem. Czasami też babcia chodziła ze mną na zajęcia – opowiada Fornalczyk.
W 2022 roku, w wywiadzie udzielonym Mateuszowi Janiakowi z „Przeglądu Sportowego”, powiedział: – Szukaliśmy sportu, żebym mógł odreagować to, co działo się w moim życiu. Zapomnieć. Chwilę później dodał: – Nie zaliczyłem łatwego startu. Kiedy miałem dwa tygodnie, zmarła moja mama. Gdy byłem siedmiolatkiem, odszedł mój tata. Dlatego zamieszkałem z wujostwem i to ciocia przyprowadziła mnie na pierwszy trening.
Fornalczyk w barwach Polonii Bytom
Dostawał burę i spokorniał
W wieku 15 lat zadebiutował w piłce seniorskiej. IV liga, wszedł na boisko w domowym spotkaniu Polonii Bytom. – Kiedy wchodziłem do pierwszej drużyny Polonii, poczułem, że chcę grać w piłkę na 100 procent. Choć przeskok z juniorów do seniorów był dość szybki i nie był łatwy. Pamiętam, że trenowałem dwa tygodnie w pierwszej drużynie i nastąpił mój debiut. Dostałem pół godziny. To było dużo szybsze granie i, przede wszystkim, dużo bardziej fizyczne – opisuje skrzydłowy Korony.
W lipcu 2023 roku tak na Weszło mówił Damianowi Smykowi: – Po przeskoku do seniorów szybko byliśmy kasowani, by się nie kiwać. Często było słychać: „Fornal, podaj, wyjdź na pozycję”.
Rakoczy, dziś trener Pniówka Pawłowice, znał już Fornalczyka od kilku lat. W sezonie 2019/2020 to on prowadził występującą w III lidze Polonię i dawał skrzydłowemu szansę. Przekonuje jednak, że początki Fornalczyka w dorosłej piłce nie należały do najspokojniejszych.
– Cechowała go niezłomność i twardy charakter. Choć z jego głową bywało różnie. Była trochę gorąca. Pamiętam moment, gdy miał 15 lat i ewidentnie odpłynął. Myślał, że jest już najlepszy na świecie i wie wszystko najlepiej. Wytykaliśmy mu błędy, a on w ogóle nie brał sobie tego do serca. Był buńczuczny. Dostawał wtedy jedną burę, drugą. Na trzy tygodnie wrócił do drużyny juniorów. Spokorniał, zaczął słuchać i wrócił na odpowiednie tory – opisuje Rakoczy.
A po chwili dodaje: – Mariusz wiele razy powtarzał mi, że chce jak najszybciej dostać się na jak najwyższy poziom. Pewnym przełomem było spotkanie z Rekordem Bielsko-Biała, już w seniorach. Mariusz wiedział, że na meczu będzie trener Tomasz Łuczywek, który był wtedy asystentem w reprezentacji jego rocznika. Wystąpił od pierwszej minuty i wypadł kapitalnie. Powołanie oczywiście przyszło.
Gdy zaczął występować w reprezentacji swojego rocznika, szybko stało się jasne, że Polonia robi się dla Fornalczyka za mała. Był na rozmowach w Śląsku Wrocław, Górniku Zabrze, interesował się nim Raków. Wybrał jednak Pogoń – przekonali go działacze ze Szczecina, prezentując plan na rozwój zespołu i budowany stadion. Łukasz Olkowicz w artykule w serwisie PS Onet opisywał, że kwota wykupu Fornalczyka wynosiła ok. 50 tys. zł, ale on twardo negocjował, by jego macierzysty klub otrzymał za niego 100 tys. zł.
Fornalczyk potwierdza, że tak właśnie było. – Kiedy odchodziłem z Polonii do Pogoni, miałem 17 lat, z których 10 spędziłem w klubie z Bytomia. Czułem do niego wielki sentyment i właśnie dlatego dążyłem do tego, żeby za mój transfer wynegocjować więcej pieniędzy. Udało się – tłumaczy.
Analizy Kolendowicza
W Pogoni zakładał, że przebije się szybciej. Tymczasem jego bilans ligowy w klubie ze Szczecina wygląda tak:
- sezon 2020/2021 – 6 meczów, 0 zero goli, 0 asyst. 62 minuty na boisku.
- 2021/2022 – 18/1/3, 491 minut.
- 2022/2023 – 11/0/1, 185 minut (od lutego na wypożyczeniu w Bruk-Becie).
- 2023/2024 – 15/2/0, 233 minuty (od stycznia zawodnik Korony).
– Najtrudniejszy był moment, kiedy Pogoń prowadził już Jens Gustafsson, a ja nie grałem. Musiałem iść na wypożyczenie, żeby łapać więcej minut. Trafiłem do Bruk-Betu Termaliki Nieciecza, ale nie złapałem tam tylu minut, ile bym chciał. Przeniosłem się do nich, gdy trwały już rozgrywki, to była jedna z przyczyn. Chciałem iść na tamto wypożyczenie szybciej, ale sprawa się przeciągała i zielone światło dostałem dopiero pod koniec okienka – analizuje Fornalczyk.
Mariusz Fornalczyk w barwach Pogoni
Z czasów Pogoni świetnie wspomina zajęcia, które miał z Robertem Kolendowiczem, wtedy asystentem, a dziś głównym trenerem klubu ze Szczecina.
– Uczył mnie odpowiedniego pierwszego kontaktu z piłką i żebym, gdy wychodzę sam na sam, zachowywał zimną głową, ewentualnie szukał bardziej technicznego uderzenia. Miałem też z nim indywidualne odprawy po meczach. Gdy schodziłem do rezerw, trener Kolendowicz wycinał mi fragmenty mojej gry i analizował, co w danej sytuacji mogłem zrobić lepiej – opowiada piłkarz Korony.
„Piłka nie chciała wpaść do bramki”
Choć Korona jest rewelacją rundy wiosennej Ekstraklasy, nie udało jej się awansować do najlepszej czwórki Pucharu Polski. W ćwierćfinale zespół Zielińskiego przegrał 0:2 z Ruchem Chorzów na Stadionie Śląskim. W tym meczu Fornalczyk próbował robić wszystko. Brał na siebie grę, ruszał z piłką do przodu. To on po efektownym dryblingu wywalczył pierwszy rzut karny, niewykorzystany przez Pedro Nuno. Kiedy Ruch zdobył pierwszą bramkę, widać było, jak wściekły Fornalczyk mobilizuje kolegów do odrobienia strat. Niedługo później rozpoczął akcję, po której Miłosz Strzeboński trafił w poprzeczkę. W drugiej połowie sam zmarnował kapitalną szansę. A następnie obserwował, jak Martin Remacle nie wykorzystuje kolejnej jedenastki.
– Nie umiem jeszcze przegrywać, choć uczę się tego. Bardzo mnie to frustruje. Próbuję takie sytuacje odpowiednio przepracować, ale to nie jest łatwe. Jeżeli chodzi o ćwierćfinał z Ruchem, miałem wrażenie, że gdybyśmy grali z nimi przez trzy dni, to też nie zdobylibyśmy bramki. To był dzień, w którym piłka po prostu nie chciała wpaść do siatki. Mieliśmy dwa rzuty karne, oba zmarnowane. Do tego moja bardzo dobra sytuacja sam na sam, której nie wykorzystałem. Byliśmy po meczu bardzo zdenerwowani – wspomina Fornalczyk.
Efektowne dryblingi są dziś jego znakiem rozpoznawczym. Ten najbardziej znany, który odbił się największym echem, to akcja ze wspominanego już spotkania młodzieżówki z Niemcami. 15 października ubiegłego roku, stadion w Łodzi. Polacy przegrywali 1:3, ale rozpoczęli efektowną pogoń. Gola kontaktowego strzelił Jakub Kałuziński. W 56. minucie Fornalczyk zmarnował bardzo dobrą sytuację, ale trzy minuty później przejął piłkę blisko lewej strony boiska, ściął z nią w pole karne i ograł trzech Niemców, by pięknym strzałem doprowadzić do remisu. Ten wynik sprawił, że Polacy awansowali na młodzieżowe mistrzostwa Europy, które latem odbędą się na Słowacji. Nie będą jednak mieli łatwego zadania w grupie, bo zmierzą się w niej z Francją, Portugalią i niedocenianą Gruzją.
Fornalczyk w meczu z Niemcami (3:3)
– Przede wszystkim cieszymy się, że udało nam się awansować na ten turniej. Wiadomo, to trudni rywale, ale jak już dostaliśmy się na mistrzostwa, to uważam, że to jednocześnie bardzo dobra grupa, by pokazać, że nie znaleźliśmy się w tym miejscu przypadkiem. W tamtym meczu z Niemcami pokazaliśmy, ile potrafimy. Na turnieju będziemy chcieli to potwierdzić – zapowiada Fornalczyk.
Imponują mu kontry Realu
W jednym z wywiadów przyznał, że jest szybszym zawodnikiem niż Kamil Grosicki. W tej samej rozmowie stwierdził, że zagra kiedyś w La Liga. – Lubię Hiszpanię jako kraj i bardzo podoba mi się tamtejsza liga. Często ją oglądam. Występy w niej to mój cel. Będę uparcie do niego dążył. Nigdy nie miałem ani ulubionego klubu, ani jakiegoś zdecydowanego idola, choć zawsze podziwiałem Cristiano Ronaldo i do dziś lubię patrzyć na Real Madryt. Strasznie podobają mi się te ich wyjścia do przodu, w kontrataku, ofensywną trójką – mówi Fornalczyk w rozmowie z Weszło.
A jak reaguje na pozytywne głosy, doceniające jego efektowną grę, i na sugestie, że nawet jeżeli nie teraz, to następnym razem powinien znaleźć się w kadrze? – Tego typu komentarze tylko napędzają mnie do dalszej pracy. Cieszę się, że kibice lubią przychodzić na stadion, by oglądać moje akcje: wchodzenie w pojedynki, grę jeden na jeden. Robienie przewag. Oddawanie strzałów. Tego typu zawodników jest może w Ekstraklasie mniej niż wszyscy byśmy chcieli, ale myślę, że pojawi ich się więcej, bo jest coraz większy popyt na takich piłkarzy – ocenia Fornalczyk, który nie znalazł się na liście powołanych, ale wydaje się, że, grając na takim poziomie, powołanie do dorosłej kadry prędzej czy później otrzyma. Bo na nie zasługuje, po prostu. – Jeżeli to się wydarzy, będę bardzo zadowolony. Na pewno nie zboczę z drogi, na której teraz jestem – kończy skrzydłowy Korony.
Rakoczy: – Mariusz w ostatnich kilku latach bardzo poprawił się w elementach taktycznych. Na pewno lepiej gra też w defensywie. Widać, że przyjął pewne zasady obowiązujące w Pogoni, a teraz w Koronie. Potrzebował trochę czasu, żeby odnaleźć się na najwyższym poziomie. Jestem przekonany, że za jakiś czas będzie pokazywał klasę w sporo mocniejszej lidze niż polska.
WIĘCEJ NA WESZŁO EXTRA:
- Bejger: Nie wyczytano mnie na treningu. To był sygnał, że czas odejść [WYWIAD]
- Bogaci jak Club, mądrzy jak Cercle, piękni jak Brugge [REPORTAŻ]
- Duch Puszczy i “Szrotomierz się grzeje”. Historia Afimico Pululu
Fot. Newspix.pl