Reklama

Bejger: Nie wyczytano mnie na treningu. To był sygnał, że czas odejść ze Śląska

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

13 marca 2025, 11:21 • 11 min czytania 17 komentarzy

Do pewnego momentu wydawało się, że Łukasz Bejger harmonijnie rozwija się w Śląsku Wrocław i może być bohaterem ciekawego transferu za granicę za dobre pieniądze. Po sezonie wicemistrzowskim dopadła go jednak kontuzja, przez którą latem wysypało się kilka ciekawych tematów, jesienią grał mało, a zimą był wręcz wypychany z klubu. Stanęło na tym, że odszedł do mistrza Słowenii – NK Celje, z którym dopiero co w Lidze Konferencji rywalizowała Jagiellonia. Dziś on i koledzy powalczą z Lugano o ćwierćfinał. Rozmawiamy z nim o wszystkich tych kwestiach.

Bejger: Nie wyczytano mnie na treningu. To był sygnał, że czas odejść ze Śląska

Jaki ciekawy transfer Śląsk mu latem storpedował, a gdzie go wypychał? Czy żałuje, że odmówił Dynamu Kijów? Jaka scenka pokazała mu, że nie jest już w Śląsku potrzebny? Dlaczego Albert Riera to jeden z najlepszych trenerów, jakich miał. Na kogo chciałby trafić w razie awansu do 1/4 finału? Czy Jacek Magiera miał rację, gdy go skrytykował na konferencji? Zapraszamy.

*

Po pierwszym meczu z Lugano macie tylko 1:0 czy aż 1:0? Statystyki zdają się sugerować, że szczęście było wam bardzo potrzebne.

Z boiska widziałem to tak, że rywal częściej posiadał piłkę, ale klarownych sytuacji żadna ze stron raczej sobie nie stwarzała. Koniec końców byliśmy skuteczniejsi i wygraliśmy. Nastawiamy się na ciężki rewanż w Szwajcarii. Na tym etapie nie ma już łatwych meczów w pucharach. Przekonałem się o tym we wcześniejszym dwumeczu z APOEL-em Nikozja [2:2, 2:0, PM], jednak jedziemy tam po awans. Nie zamierzamy grać na remis. Dla wielu naszych zawodników ćwierćfinał Ligi Konferencji byłby już spełnieniem marzeń, dla mnie również.

Reklama

Piłem do tego, że wasze xG wynosiło 0.34, Lugano natomiast aż 1.68, mimo że sędzia nie podyktował żadnego rzutu karnego.

Nie znam szczegółów liczenia tej statystyki. Nie przypominam sobie jakichś wyjątkowych sytuacji dla Lugano. Na pewno Szwajcarzy mieli więcej spięć w naszym polu karnym, podchodzili do bramki bliżej niż my, ale raczej nie dochodzili do sytuacji z gatunku stuprocentowych. My mieliśmy jedną dobrą i akurat ją wykorzystaliśmy.

Czuć w klubie i w mediach słoweńskich, że macie szansę na coś historycznego?

Tak, już w meczu domowym czuło się bardziej podniosłą atmosferę niż zwykle. Jeśli się nie mylę, klub ze Słowenii nigdy nie zaszedł tak daleko w europejskich pucharach. W poprzedniej rundzie była jeszcze Olimpija Ljubljana, ale odpadła i zostaliśmy sami. Jeśli wywalczymy awans, będzie to wielki sukces nie tylko dla klubu, ale dla całej słoweńskiej piłki. A w ćwierćfinale wpadlibyśmy na kogoś z pary Panathinaikos – Fiorentina, więc tak czy siak byłyby wielkie mecze. Chciałbym trafić na dwóch Polaków, łatwo jednak nie będzie, bo we Florencji muszą obronić jednobramkową zaliczkę sprzed tygodnia.

Jakiś dodatkowy procent motywacji wzbudza u ciebie rywalizacja polsko-szwajcarska w rankingu UEFA? Po wygranej Jagiellonii z Cercle Brugge wyprzedziliśmy Szwajcarię, a wyeliminowanie przez was Lugano byłoby nam mocno na rękę. 

Pod tym kątem akurat nie patrzyłem. Dla mnie najważniejszy jest po prostu awans z moim klubem. Oczywiście śledzę wyniki polskich zespołów i naprawdę dobrze to wygląda. Duże gratulacje dla Jagiellonii za występ sprzed tygodnia, a myślę, że i Legia może u siebie powalczyć. Przed naszym meczem śledziłem pierwszą połowę w Molde i nic dobrego się nie zapowiadało, ale przy porażce 2:3 są jeszcze realne szanse na ćwierćfinał.

Reklama

Jeszcze niedawno zapewne nawet nie przeszłoby ci przez myśl, że zimą wylądujesz w Słowenii.

Na pewno kilka miesięcy temu plan był inny, ale nauczyłem się już, że i w życiu, i w piłce nie możesz sobie wszystkiego zaplanować. W krótkim czasie wiele potrafi się zmienić, chociażby przez kontuzje i to właśnie tematy zdrowotne latem pokrzyżowały mi szyki. Było wtedy spore zainteresowanie, ale też sporo klubów wycofywało się, nie mając pewności, kiedy dokładnie będę zdrowy po operacji. My z agentami zapewnialiśmy, że wszystko idzie jak trzeba i po wrześniowej przerwie reprezentacyjnej wracam do gry. I tak też się stało, lecz okienka w większości krajów zdążyły się pozamykać i wiele tematów przestało być aktualnych.

Któregoś szczególnie żałujesz? Pisano o kierunku tureckim i możliwości pójścia do cypryjskiego Pafos, ale tutaj sam zrezygnowałeś, bo chodziło jedynie o wypożyczenie.

To prawda. Na wypożyczenie nie chciałem iść, zwłaszcza że jednocześnie miałbym wtedy przedłużyć kontrakt ze Śląskiem i to na tych samych warunkach, co dotychczas. Nie mogłem się na to zgodzić.

Dla mnie najbardziej interesujący był temat z Holandii. Powiedziałem “tak”, tamten klub również, ale zabrakło porozumienia między klubami głównie ze względu na stanowisko Śląska. Kilka dni później w klubie stwierdzili, że jednak są w stanie zejść z ceny i można wrócić do tematu, tyle że Holendrzy chcieli już rozmawiać z innej pozycji i ostatecznie wycofali się z tego pomysłu. Szkoda, bo przedstawili fajne konkrety, a liga byłaby bardzo ciekawa.

Dlaczego Śląsk zmienił swoje stanowisko?

Nie wiem, być może dlatego, że była to już końcówka okienka i w klubie widzieli, że oprócz tej Holandii wszystkie konkretne oferty przestały być aktualne. Dopiero później pojawiła się Turcja i opcja z Pafos.

Ile Holendrzy chcieli zapłacić? Mniej czy więcej niż milion euro?

Dokładnie nie mogę powiedzieć, ale mniej niż milion euro. Z tego, co wiem, najwięcej dawało Dynamo Kijów. Dyrektor Balda od razu tę propozycję zaakceptował i namawiał mnie na ten transfer, żeby klub zarobił. Nikt inny nie zapłaciłby więcej. Warunki kontraktowe miałbym 4-5 razy lepsze niż we Wrocławiu, jednak wojna na Ukrainie i wszystko, co z nią związane mnie zniechęciła. Klub i jego poziom sportowy wyglądał super. Pytanie tylko, czy gdyby nie było wojny, taki temat kiedykolwiek by się pojawił. Podejrzewam, że nie. Przejrzałem kadrę Dynama i poza Ukraińcami miało chyba tylko dwóch Brazylijczyków. Raczej każdy z zagranicy niechętnie patrzył na ten kierunek.

I po czasie nie żałujesz tej decyzji?

Nie. Rozmawiałem z bliskimi, rodzice nie chcieliby mnie puścić. Zapytałem też o opinię Jacka Magierę, zawsze mieliśmy super kontakt. Przyznał, że gdyby był na miejscu moich rodziców, to na ten moment swojego syna by tam nie wysłał. Pieniądze byłyby dobre, poziom sportowy też, ale większość dnia spędzasz prywatnie, poza klubem. A wydaje mi się, że życie w Kijowie nie do końca byłoby bezpieczne.

Jaka była twoja pierwsza reakcja, gdy usłyszałeś, że możesz iść do Słowenii?

Od samego początku podchodziłem do sprawy na chłodno. Szybko dokładnie przejrzałem klub i drużynę, sprawdziłem trenera i tak dalej. Celje to aktualny mistrz kraju, nadal walczy na wszystkich trzech frontach. Domyślałem się, że chodzi o miejsce, w którym szybko mógłbym zacząć grać. Z czasem warunki indywidualne też – bo na początku nie – zaczęły się zgadzać. Poziom sportowy również jest fajny, jak widać, w Europie sobie radzimy. Wielu w Polsce pewnie sądzi o lidze słoweńskiej, że połowa zespołów jest dużo słabsza i… tu akurat byłbym w stanie się zgodzić, ale takie kluby jak Celje, Maribor, Olimpija, NK Bravo i FC Koper są naprawdę dobre. Słoweńska piłka idzie do przodu, pojawiło się wielu nowych inwestorów.

W jakim sensie warunki finansowe zaczęły się zgadzać: progresywnego kontraktu czy etapu w negocjacjach?

Etapu w negocjacjach. Wiadomo, że na początku zawsze kwoty transferowe i wysokość pensji są zaniżone. Każdy klub tak zaczyna, ale moi agenci wykonali dobrą robotę i rozmowy poszły do przodu. Do tego trener Albert Riera wyraźnie dał do zrozumienia, że mnie chce, co pewnie zmobilizowało Celje. Na koniec dostaliśmy te warunki, których oczekiwaliśmy. To pokazało, że byłem tu bardzo chciany.

Brałeś w ogóle pod uwagę pozostanie w Śląsku do końca sezonu?

Bardzo ciekawy temat… Przed zimowym obozem zamierzałem zostać do czerwca, ale szybko zauważyłem, że nie jestem tu potrzebny. Po jednym z pierwszych treningów doszło do dziwnej sytuacji. Nowy trener wyczytał nazwiska ośmiu czy dziewięciu obrońców, ale mnie nie wymienił. Dopiero po chwili ktoś mu przypomniał, że nie zostałem wywołany i zapytał, w której grupie w takim razie mam trenować. Jestem w miarę inteligentny, to był sygnał, że coś jest nie tak. Łatwo było się domyślić, o co chodzi.

Kilka dni później dostałem informację, że Śląsk w tym okienku za wszelką cenę musi mnie sprzedać, bo i tak nie przedłużymy umowy. Już wcześniej takie były sygnały z mojej strony, później również z klubu. W listopadzie po powrocie z reprezentacji młodzieżowej dostałem co prawda zapewnienie ze strony dyrektora Grodzickiego, że będziemy rozmawiali o nowym kontrakcie, ale w styczniu zdecydowali, że jednak nie siądziemy do stołu i najlepiej byłoby jeszcze cokolwiek na mnie zarobić w tym okienku. Na obóz pojechałem więc głównie dla siebie, żeby w miarę możliwości przygotować się indywidualnie. Wiedziałem, że wiosną w Śląsku na boisku się nie pojawię i pytanie brzmiało, czy wolę czekać cztery miesiące na trybunach, czy chcę grać i powalczyć o wyjazd na Euro U-21, który jest dla mnie ważny. Rozmawiałem z selekcjonerem Adamem Majewskim i było jasne, że aby móc znaleźć się w kadrze, trzeba teraz regularnie występować. Oczywiście sam ten fakt jeszcze niczego nie gwarantuje, ale jest punktem wyjścia.

Jak całościowo oceniasz cztery lata spędzone we Wrocławiu? W pewnym momencie wydawało się, że możesz pójść w znacznie ciekawszym kierunku.

Na pewno liczyłem na więcej, ale też niczego nie żałuję. Spędziłem super czas w Śląsku. Grałem i o utrzymanie, i o mistrzostwo, zadebiutowałem w europejskich pucharach. Generalnie zachowam bardzo dobre wspomnienia. A że na koniec nie wszystko potoczyło się tak, jak ja i klub zakładaliśmy? Wracamy do tego, że różne losowe zdarzenia mogą pokrzyżować plany. Uważam, że latem tamtego roku był najlepszy moment na odejście, ale przez kontuzję, która wymagała operacji, nie udało się do tego doprowadzić.

Niewiele ponad rok temu przyznawałeś, że po cichu myślisz o dorosłej reprezentacji. 

Nigdy nie czułem, że coś tu się może wydarzyć, nie miałem kontaktu z selekcjonerem. Michał Probierz obserwuje jednak wielu młodych zawodników i potrafi im dawać szanse. Gdy byłem w formie, a Śląsk świetnie punktował, kilka osób wspominało mi, że może pojawić się taki temat. Ja starałem się na tym zbyt mocno nie skupiać.

Dziś po tamtym sezonie Śląska nie ma śladu. Jak wyjaśnić tę zapaść, można wszystko sprowadzić do odejścia Exposito, Nahuela i Olsena?

Śledziłem ostatnie wypowiedzi trenera Magiery. Za główny powód kryzysu podawał zbyt dużą liczbę zmian kadrowych między sezonami. Łącznie kilkunastu zawodników odeszło i kilkunastu przyszło. Trzeba było budować niemalże od nowa, a przecież nie wszystkie te zmiany miały miejsce przed sezonem. Nahuel na przykład odszedł bardzo późno, gdy już brakowało czasu na sprowadzenie następcy. Nie chcę się wypowiadać, jak nowi piłkarze zastąpili odchodzących, to już nie mnie oceniać, ale bez wątpienia nasza gra jesienią momentami wyglądała naprawdę słabo. A że dopiero się poznawaliśmy, nie od razu można było ze szczegółami stwierdzić, co nie działa i jak trzeba to zmienić.

Co do innych kwestii, mam wrażenie, że po odejściu trenera Magiery momentalnie porzucono to, co budował przez półtora roku. Wracaliśmy do punktu wyjścia w niektórych sprawach organizacyjnych w klubie i poza nim, ale nie chcę rozwijać tego tematu.

Kilka razy podkreślałeś, jak dobre masz relacje z Jackiem Magierą, który jednak potrafił cię publicznie skrytykować. Gdy w poprzednim sezonie szybko zostałeś zmieniony w Gliwicach, tłumaczył to tym, że musisz znacznie lepiej grać w kontakcie, zbierać drugie piłki i wykazywać się w pojedynkach. Wziąłeś sobie te słowa do serca?

Tak, trener miał rację. To była bardzo szczera relacja, rozmawialiśmy również o tym, co nie działa. Nie dotyczy to tylko mnie, każdy w zespole szanował jego zdanie. A to, co powiedział, pokrywało się z rzeczywistością. Nie mogłem mieć pretensji. Cenię w nim to, że potrafi mówić prawdę, gdy było źle, ale jednocześnie potrafił chwalić i to bardzo często, kiedy dobrze nam szło. Nic dziwnego, że do dziś piłkarze z tamtego zespołu go szanują.

Poprawienie tych elementów dzieli cię od wskoczenia na europejski poziom? Masz dynamikę, ustawianie się, wyprowadzenie piłki, ale dało się zauważyć, że brakuje trochę atrybutów, które dawniej najbardziej ceniono u obrońców. 

Być może tak właśnie jest. Niejednokrotnie słyszałem takie opinie. Mam swoją charakterystykę i na niej dotarłem do Ekstraklasy, a później zbudowałem w niej swoją pozycję. Pracowałem i pracuję nad tymi rzeczami, ale nie jest łatwo diametralnie zmienić swoje boiskowe cechy, które miało się od zawsze. Niewykluczone, że już do końca kariery te elementy będą wymagały poprawy. Zawsze staram się skupiać na tym, co jest moją mocną stroną i jak mogę sobie radzić nawet w przypadku przegrania pojedynku. Wtedy staram się nadrabiać szybkością czy sprytem i wiele razy mi się to udawało.

Wracając do Celje. Możecie napisać historię w europejskich pucharach, ale grozi wam to, że w przyszłym sezonie w niech nie zagracie. W lidze zajmujecie dziś dopiero piąte miejsce.

Niestety gubimy punkty, od mojego przyjścia wygraliśmy tylko jeden mecz ligowy. Chcemy jak najszybciej wrócić na właściwe tory. Musimy regularnie wygrywać, bo nikt nie dopuszcza myśli, że puchary mogłyby nam uciec. Jesteśmy jeszcze w Pucharze Słowenii, którego zdobycie gwarantuje eliminacje Ligi Europy, więc na nim też mocno się skupiamy. Chcemy wycisnąć maksimum z każdego frontu.

Jak już wygraliście, to aż 9:1 z NK Radomlje. To musiało być najprzyjemniejsze spotkanie w życiu. Chyba nie sprzedasz mi tu formułki, że nie był to łatwy mecz?

Najprzyjemniejszy… Jeżeli patrzymy na wynik, to tak, ale trener Albert Riera ma bardzo duże wymagania dotyczące tego, jak gramy. Obojętnie, czy byłoby 1:0, czy 9:1, zawsze skupia się na tym, gdzie popełniliśmy błędy i co mogło wyglądać lepiej. Właśnie wtedy zwrócił mi uwagę, że w takim meczu trzeba być bezbłędnym, a przynajmniej starać się takim być, bo jedynie w ten sposób można się rozwijać.

Brzmisz, jakbyś miał wrażenie, że możesz wiele skorzystać na tej współpracy.

Po tych kilku tygodniach mogę uważać go za jednego z najlepszych trenerów, których miałem. Standardy jego pracy, wymagania co do zespołu i oczekiwania związane ze stylem gry są bardzo wysokie. To też był jeden z głównych powodów, dla którego przyszedłem do Celje. Jego deklaracje nie rozminęły się z praktyką. Czuję, że rozwinę się pod jego wodzą. W całej Słowenii jest uważany za jednego z topowych trenerów tu pracujących. Nic dziwnego, że wzbudza spore zainteresowanie za granicą. Wierzę, że jeszcze mu je podbijemy poprzez awans co ćwierćfinału Ligi Konferencji.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ: 

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Zagłębie żebrze o utrzymanie Ojrzyńskim. Byleby nie spaść, przeżreć jeszcze parę transz z C+…

Paweł Paczul
5
Zagłębie żebrze o utrzymanie Ojrzyńskim. Byleby nie spaść, przeżreć jeszcze parę transz z C+…

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Zagłębie żebrze o utrzymanie Ojrzyńskim. Byleby nie spaść, przeżreć jeszcze parę transz z C+…

Paweł Paczul
5
Zagłębie żebrze o utrzymanie Ojrzyńskim. Byleby nie spaść, przeżreć jeszcze parę transz z C+…