Można mieć ciężary, a można też rozstrzygnąć rywalizację w 45 minut. Barcelona przyzwyczaiła nas ostatnio, że lubi to pierwsze, ale tym razem zagrała jak na dojrzałego faworyta przystało. Podpuściła, skasowała, a później przez większość czasu grała sobie w dziadka.

Już w 10. minucie Lewandowski mógł, a może wręcz powinien cieszyć się z gola. Yamal próbował wtedy asystować po raz pierwszy. Gdy kilkadziesiąt sekund później próbował po raz drugi (chyba, bo może strzelał), Raphinha wykonał robotę zdecydowanie lepiej niż kolega z ataku. Wcześniej kilka razy zaspał na spalonym, był jakby nieobecny, ale w tym najważniejszym momencie wszystko zrobił dobrze. Z kolei Yamal, który jednym zagraniem zostawił na innym peronie dwóch piłkarzy z Lizbony, nawet jeśli skiksował – cóż, jak kiksować, to właśnie w tak szczęśliwy sposób.
Tylko co z tego, skoro niemal od razu Benfica odpowiedziała bramką na 1:1. Rzut różny, skandalicznie złe krycie Otamendiego, Szczęsny… no, właśnie, Szczęsny bez szans? Nie chcemy czepiać się na siłę, ale na pewno znajdą się kibice, którzy to zrobią. Polak miał piłkę na rękach, choć z drugiej strony Argentyńczyk uderzał z tak bliskiej odległości, że mogło zabraknąć czasu na lepszą reakcję i wybicie jej poza słupek. Jeden rabin powie tak, drugi inaczej. Nazwijmy to zatem kwestią dyskusyjną.
Z kolei żadnych dyskusji nie powinno być w temacie Lamine’a Yamala. Ten dzieciak jest za dobry, niepoprawnie dobry. Asysta wyszła mu raczej przypadkowo, ale przy bramce już takich wątpliwości nie ma. Wymyślił sobie, że zawinie rogala w okienko, no i zawinął rogala w okienko. A zrobił to z taką lekkością, może nawet nonszalancją, jakby z tej samej kępki powtarzał to po raz tysięczny. Z dziurawym butem!
Swoją drogą ten mecz był napisany zgodnie z pewnym scenariuszem. Lewy marnował setkę? Chwilę później Raphinha strzelał gola. Pół godziny później działo się to samo? Zgadliście: Brazylijczyk też cieszył się z trafienia i ogółem w rywalizacji z Benficą tak podkręcił swoje statystyki, że to właśnie on, nie „Lewy”, będzie jednym z głównych kandydatów do zdobycia tytułu króla strzelców. Gość zdobywa więcej bramek niż ma spotkań, a patrząc na jego przeszłość, to zjawisko nadające się do kolejnej odsłony „Facetów w czerni”. W miejsce człowieka ktoś ewidentnie wstawił kosmitę.
Groźby śmierci, żebractwo, uliczne areny. Droga Raphinhi z faweli do Barcelony
Raphinha – obecnie najlepszy brazylijski piłkarz
Już jesienią pisaliśmy, że to najlepszy Brazylijczyk na świecie. Dokładnie w październiku. Mamy marzec, a nic się w tej kwestii nie zmieniło.
Zresztą musielibyście żyć pod kamieniem, żeby tego nie widzieć. Ba, to jest oczywistość, a trzeba jeszcze dodać, że skrzydłowy Barcy pracuje też na miano piłkarza sezonu. Jeśli tendencja z poniższego screena z Transfermarktu będzie poparta trofeami, na następnej gali Złotej Piłki wybór między faworytami do odebrania statuetki będzie mocno ograniczony:

Raphinha się cieszył, lecz cały ten mecz po 42. minucie był dla gości jedną wielką stypą. Oni przyjechali z jakąś nadzieją, we wcześniejszych starciach potrafili nadepnąć Katalończykom na odcisk, ale dziś? Nic z tego. Barca zabiła rywalizację już w pierwszej połowie, a druga, delikatnie mówiąc, była dla podopiecznych trenera Lage upierdliwym treningiem biegowym. Nie wiemy, czy ktoś w jego zespole przygotowuje się do maratonu po godzinach, ale jeśli tak – na Montjuic miał dobrą podkładkę.
Gdyby Barcelona chciała wbić Benfice piątkę, pewnie by wbiła. Ale mądrzej było potrzymać piłkę, odpoczywać i nabijać podania z myślą o niedzielnym boju z Atletico Madryt, które prawdopodobnie zadecyduje o losach mistrzostwa Hiszpanii. Szkoda tylko, że przed włączeniem trybu „eco” na listę strzelców nie załapał się Lewandowski. I to nie tak, że nie miał okazji. Owszem, pewnie byłoby ich więcej niż dwie, gdyby drużyna nie spuściła nogi z gazu, jednak nawet mimo tego Polak niestety zagrał słabo. Niewiele było z niego pożytku pod bramką, niewiele również w rozegraniu, ale sztuka Barcelony polega właśnie na tym, że „Lewy” czasami nie musi być potrzebny, żeby reszta zabawiła się jak na podwórku pod blokiem.
FC Barcelona – Benfica Lizbona 3:1 (3:1)
(w dwumeczu 4:1)
- 1:0 – Raphinha 11′
- 1:1 – Otamendi 13′
- 2:1 – Yamal 27′
- 3:1 – Raphinha 42′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Nie tylko Rosa. Poniedziałek atrakcyjny jak nigdy! [KOZACY I BADZIEWIACY]
- Pożegnanie z Bukową
- Czesław Michniewicz przyjmie ofertę Zagłębia Lubin? Powrót blisko! [NEWS]
- Djoković bliski końca kariery? „W jego przypadku wszystko jest możliwe”
fot. NewsPix.pl