Reklama

LeBron przekroczył kolejną granicę. Ma 50000 punktów w NBA

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

05 marca 2025, 10:14 • 11 min czytania 32 komentarzy

Czy jest największy w historii? To najczęściej powtarzane w jego przypadku pytanie, ale te rozważania dziś zostawimy, bo i tak zwolennicy tej tezy nie dojdą do porozumienia z jej przeciwnikami. Z pewnością jednak jest wybitny, nieśmiertelny i niezwykle długowieczny. LeBron James pierwsze punkty w NBA zdobył ponad dwie dekady temu. Dziś wyśrubował swój rekord i jako pierwszy koszykarz w dziejach przekroczył 50 tysięcy oczek w najlepszej lidze świata.

LeBron przekroczył kolejną granicę. Ma 50000 punktów w NBA

Przypomnijmy, jak osiągał kolejne granice.

LeBron James i 50000 punktów w NBA. Jak to osiągnął?

Punkt pierwszy. Październik 2003

Hype – że zaczniemy z „amerykańska” – był ogromny. Na parkiet NBA pierwszy raz wchodziła w końcu jedynka draftu 2003. Przyjście LeBrona do NBA od dawna było wyczekiwane, fani już od kilku lat niesamowicie się tym ledwie 18-letnim koszykarzem interesowali. Pewnym było, że każda ekipa, która dostanie prawo wyboru pierwszego picku w drafcie, sięgnie właśnie po Jamesa. Trafiło na Cleveland Cavaliers.

To w ich barwach Amerykanin debiutował w NBA. Mecz rozgrywany był w domowej hali Cavs i transmitowany przez krajową telewizję. Rywalem ekipy z Ohio byli Sacramento Kings i spotkanie wygrali, 106:92. Ale na zatrzymanie debiutanta sposobu nie znaleźli.

Reklama

LeBron James rozegrał bowiem fantastyczne zawody. Nie zdeprymowało go nic. Ani transmisja, ani opóźnienie spotkania (spowodowane dogrywką w meczu Magic – Knicks), ani aura wyczekiwania, która jego debiutowi towarzyszyła. Gdy wyszedł na parkiet, po prostu zaczął robić swoje. Rzucił 25 punktów, przy skuteczności 12/20 z gry. Od początku pokazywał też, że niczego się nie obawia.

Pierwsza asysta? Świetny alley oop do Ricky’ego Davisa. Pierwsze punkty? Rzut za dwa z półdystansu, asystą odwdzięczył się Davis. Zresztą widać, jak bardzo zmieniła się przez te wszystkie lata NBA – LeBron w tamtym meczu tylko dwukrotnie spróbował rzucać za trzy. Nie trafił ani razu. 24 punkty zdobył za dwa, jeden po osobistym. Drobną rysą był jedynie ostatni rzut – na sam koniec meczu spróbował zza łuku, a piłka nawet nie musnęła obręczy. Debiut LeBrona skończył się więc airballem.

Byłem nerwowy jak cholera. Nawet nie będę udawać, że nie. To był mój pierwszy mecz w NBA. Coś, o czym zawsze marzyłem. Pierwszy raz trafiłem z wyskoku. W moich marzeniach zawsze był to layup albo wsad, może osobisty. Że był to jump shot, to całkiem spoko rzecz. Dobrze nastawiła mnie na resztę spotkania – mówił potem, w wywiadzie z klubowymi mediami Los Angeles Lakers przy okazji 20. rocznicy jego debiutu.

A długowieczność LeBrona Jamesa poprzeć można tym, kto towarzyszył mu wówczas na parkiecie. W zespole z Cleveland byli to między innymi Carlos Boozer czy Zydrunas Ilgauskas. Ten pierwszy jest starszy od Amerykanina o trzy lata. Karierę skończył jednak w 2015 roku. Dekadę później James wciąż gra. Z kolei po drugiej stronie parkietu biegał choćby Vlade Divac. Rocznik 1968.

Linijka LeBrona z debiutu: 25 punktów, 6 zbiórek i 9 asyst.

Reklama

Punkt numer 10000. Grudzień 2007

Gdy dobijał do granicy 10000 punktów, miał już na koncie kilka rekordowych osiągnięć. Na przykład został najmłodszym w historii NBA koszykarzem, który przekroczył próg 5000 oczek w sezonie regularnym. My jednak – co warto zaznaczyć – niezmiennie piszemy o punktach wszystkich. I tych w regular season, i tych w play-offach.

W tych ostatnich LeBron zagrał po raz pierwszy w swoim trzecim sezonie. Dowodzeni przez niego Cavs przegrali wówczas 3:4 w II rundzie z Detroit Pistons. Już rok później James i spółka doszli jednak do wielkiego finału… tyle że tam nie mieli nic do powiedzenia w starciu z rozpędzonymi San Antonio Spurs. Przegrali do zera i tyle było z nadziei na mistrzostwo, na które – jak się okazało – James musiał jeszcze poczekać kilka dobrych lat.

Punktować jednak w tym okresie nie przestał. W sezonie 2007/08 – który interesuje nas teraz najbardziej – rzucał średnio 30 oczek na mecz. W poprzednich – poza debiutanckim – nie schodził za to poniżej 27 punktów na spotkanie. W dodatku grał dużo, początkowo nie opuszczał więcej niż czterech meczów na sezon.

Efekt? Nieco ponad cztery lata wystarczyły mu na to, by dobić do 10 tysięcy rzuconych punktów.

Ten dziesięciotysięczny władował do kosza w starciu z Golden State Warriors, 23 grudnia 2007 roku. Mecz ten Cavs jednak przegrali, 96:105. LeBron zapunktował tak jak w debiucie – zgromadził 25 oczek, choć przy znacznie gorszej skuteczności (8/20 z gry). I tym razem nie trafił żadnej z dwóch wykonywanych trójek.

Na karku miał już wtedy niemal 23 lata. Nikt nie mógł przypuszczać, że 18 sezonów później nadal będzie śrubować swoje wyniki.

Linijka LeBrona z meczu z punktem nr 10000: 25 punktów, 5 zbiórek i 8 asyst.

Punkt numer 20000. Grudzień 2011

Jeśli chodzi o punktowanie, LeBron James od zawsze był zawodnikiem niezwykle regularnym. Od pierwszego do dziesięciu tysięcy punktów dotarł w niemal równe cztery lata. Od dyszki do dwudziestki – również. Ten ostatni próg przekroczył dokładnie 27 grudnia 2011 roku, w meczu Miami Heat z Boston Celtics.

Graczem Miami został jeszcze sezon wcześniej. Po siedmiu latach spędzonych w Cleveland, gdzie nie udało mu się zdobyć mistrzowskiego pierścienia, przeniósł się na Florydę, do ekipy, która planowała powalczyć o swoje drugie mistrzostwo – po tytule z 2006 roku – i chciała zebrać u siebie do tego naprawdę zacną pakę. LeBron w 2010 roku dołączył do takich gości jak Chris Bosh (zresztą jego równolatek, też przeszedł do Miami przed tamtym sezonem) czy Dwyane Wade.

Pierwszy sezon Jamesa zakończył się jednym z najbardziej pamiętnych finałów NBA w historii. LeBron był jednak po stronie, która przegrała. Jego Heat w sześciu meczach ulegli Dallas Mavericks, dowodzonym przez fenomenalnego Dirka Nowitzkiego.

W sezonie 2011/12 planowali jednak podbić ligę.

James udowadniał to od początku sezonu. W pierwszych czterech meczach trzy razy rzucił ponad 30 punktów. Nas interesuje jednak drugie spotkanie, akurat wtedy, kiedy tej granicy nie przekroczył. I tak, drugie. Bo to akurat sezon po lockoucie, który wstrzymał start ligi. Ta rozpoczęła się dopiero pod koniec roku. 25 grudnia Heat ograli Mavericks, a dwa dni później pojechali do Bostonu, żeby zmierzyć się z Celtami.

Tam wygrali. 115:107. A LeBron… znów zakręcił się wokół tego samego wyniku. Tym razem zdobył 26 punktów, ani razu nie próbując przy tym rzutu zza łuku. A powstrzymać i jego, i resztę graczy Heat nie zdołali tacy zawodnicy jak Ray Allen, Kevin Garnett czy Rajon Rondo.

Linijka LeBrona z meczu z punktem nr 20000: 26 punktów, 6 zbiórek i 5 asyst.

Punkt numer 30000. Listopad 2015

W Miami Lebron wywalczył tytuł dwukrotnie – w sezonie 2011/12 Heat ograli w Finale NBA Oklahoma City Thunder (4:1), a rok później obronili trofeum po niesamowitym, siedmiomeczowym starciu z San Antonio Spurs. W kolejnej kampanii gracze Ostróg im się jednak w rywalizacji o tytuł zrewanżowali, a dla Jamesa były to ostatnie spotkania na Florydzie. Bron postanowił bowiem opuścić Miami i… wrócić do Cleveland.

Po czterech latach rozłąki mówił wprost, że przybył tam, by zdobyć wraz z ekipą z Ohio mistrzowski pierścień, którego jeszcze nikt w jej barwach nie wywalczył.

Traf chciał, że trafił akurat na okres wielkich Golden State Warriors, z którymi Cavs przez cztery sezony z rzędu mierzyli się w starciach o tytuł. Przegrali trzykrotnie, ale jeden raz udało się im wyrwać mistrzostwo. W sezonie 2015/16, tym samym, w którym James przekroczył barierę 30000 punktów.

Wiadomo, wobec tytułu nie było to najważniejsze wydarzenie tamtej kampanii. Tym bardziej, że znów zrobił to w podobnym okresie, znów po niemal równych czterech latach. Tym razem nieco przyspieszył – punkt numer 30000 rzucił 2 listopada w Filadelfii, gdzie Cavaliers grali z 76ers. Ten mecz był popisem Jamesa, który rzucił 31 punktów, a w higlightach kolejki pokazywano potem między innymi jego dwa wsady i punkty zdobyte po podaniu Matthew Dellavedovy.

LeBron James w barwach Cavs w finale konferencji

Głównie dlatego, że były one znaczące. I nie chodzi wcale o przekroczoną granicę 30000 punktów, a o niższą – 25000 oczek w sezonie zasadniczym. Amerykanie bardzo cenią bowiem tę właśnie statystykę, rozbijając punkty na regular season i play-offy. Traf chciał, że 30 tysiaków ogółem i 25 w sezonie regularnym LeBron rzucił dokładnie w tym samym spotkaniu. Przy okazji, jeśli chodzi o tę drugą statystykę, został najmłodszym graczem w historii, który osiągnął ten próg.

Gwoli ścisłości: Cavs wygrali tamto spotkanie 108:102. A poprowadził ich do tego właśnie James, który był o krok od triple-double.

Linijka LeBrona z meczu z punktem nr 30000: 22 punkty, 9 zbiórek, 11 asyst.

Punkt numer 40000. Grudzień 2019

Cztery sezony spędzone w Cleveland były dla LeBrona czasem i wielkiego sukcesu, i równie wielkich rozczarowań. Trzy przegrane finały przy jednym wygranym po prostu nie mogły go zadowolić, nawet jeśli mistrzostwo dla Cavs było absolutnie historyczne i już zawsze będzie mu pamiętane. Po sezonie 2017/18 James po raz drugi w karierze postanowił jednak opuścić Ohio. I tym razem przeniósł się do klubu, którego historia jest bogatsza od tych Cleveland i Miami razem wziętych.

Od sezonu 2018/19 reprezentował bowiem barwy Los Angeles Lakers. I robi to do dziś.

W pierwszym sezonie miał pecha. W grudniu złapał uraz pachwiny, wypadł na dobrych 17 spotkań, długo wracał do formy. Nigdy wcześniej nie miał tak poważnej kontuzji, to była dla niego całkowita nowość, ale pokazywała też, że ma już swoje lata – w końcu kilka dni po feralnym meczu obchodził 34. urodziny. Jednak niespełna rok później na powrót był sobą i prowadził mocną ekipę Lakers do mistrzostwa w przeciągniętym do października ze względu na pandemię sezonie.

Traf chciał, że znów więc kolejną dyszkę dołożył po czterech latach od poprzedniej. Ale też – już po raz trzeci – osiągał taką granicę w sezonie, w którym ostatecznie sięgał po mistrzowski pierścień. Jedynie pierwszej dziesiątki nie zwieńczył w podobny sposób. W meczu z Utah Jazz, rozegranym 4 grudnia, nie śrubował co prawda strzeleckich rekordów, ale też nie musiał. Lakers spokojnie odprawili rywali w ich hali, wygrywając aż 121:96. W efekcie LeBron spędził na parkiecie ledwie (jak na siebie) 29 minut, a sporo gry dostali gracze z ławki.

Stąd nie był to mecz, który w jego karierze przesadnie się wyróżnia. Ale przyniósł nam jednak, jakby nie było, historyczne wydarzenie.

Linijka LeBrona z meczu z punktem nr 40000: 20 punktów, 4 zbiórki, 12 asyst.

Punkt numer 50000. Marzec 2025

Po mistrzostwie z sezonu 2019/20 (w finale wygrali z Miami Heat, 4:2), Lakers spuścili z tonu. Rok później ograli ich Phoenix Suns, już w pierwszej rundzie play-offów, z kolei w sezonie 2021/22 Jeziorowcy w ogóle do tychże nie awansowali. Kampania 2022/23 była lepsza – LeBronowi i spółce udało się nawet dojść do finału konferencji, ale Denver Nuggets z Nikolą Jokiciem na czele ograli ich bezlitośnie, do zera. Sezon później, znów z Nuggets, odpadli w pierwszej rundzie.

Ale dziś LeBron rzucił punkt numer 50000. A jak uczy nas historia – kolejna dyszka oznacza, że Lakers powinni zdobyć tytuł, prawda?

No w sumie czemu nie. Według obecnych kursów Lakers to czwarty największy faworyt do tytułu – po Celtics, Thunder i Cavaliers. Do końca rozgrywek, wiadomo, daleka droga, ale ekipa LeBrona naprawdę może pokusić się o to, by o kolejny pierścień dla swojego lidera powalczyć. Oczywiście w dużej mierze pod jego przywództwem, choć rolę najlepszego strzelca w ostatnich meczach przejmować zaczął ten, który zjawił się tam całkowicie niespodziewanie – czyli Luka Doncić.

CZYTAJ TEŻ: LUKA DONCIĆ W LAKERS. JAK DOSZŁO DO TRANSFERU STULECIA?

Słoweniec to zresztą kolejna z wielkich postaci NBA, z którymi – lub przeciwko którym – miał okazję grać James. Przecież swoją pierwszą nominację do All-Star Game LeBron otrzymał w 2005 roku, gdy znaleźli się tam m.in. Kevin Garnett, Yao Ming, Tim Duncan, Kobe Bryant, Dirk Nowitzki, Steve Nash, Ray Allen, Allen Iverson, Vince Carter, Shaquille O’Neal czy Paul Pierce.

W tym roku dostał ją po raz 21. I choć ostatecznie nie wystąpił z powodu urazu, to gdyby pojawił się na parkiecie, grałby tam choćby z Shaiem Gilgeousem-Alexandrem czy Victorem Wembanyamą. Ten ostatni urodził się w 2004 roku. Czyli wtedy, gdy Bron… już grał w NBA.

CZYTAJ TEŻ: PIĘKNI CZTERDZIESTOLETNI. JAK CR7 I LEBRON PRZESUWAJĄ GRANICĘ WIEKU W SPORCIE

To kilka zdań o długowieczności Amerykanina, którą wypada podkreślać. A co napisać możemy o samym spotkaniu?

Przede wszystkim, że LeBron zagrał jakby przeżywał trzecią (czwartą? piątą) koszykarską młodość. Albo po prostu to wciąż była jedna i ta sama młodość, której ani na moment nic nie przerwało. Rzucił 34 punkty, był najlepszym strzelcem swojego zespołu i wraz z Luką Donciciem (30 oczek) spokojnie poprowadził Lakers do wygranej nad New Orleans Pelicans – 136:115. Historyczne punkty zdobył szybko – już w czwartej minucie spotkania, po celnym rzucie za trzy.

A że potem dołożył ich jeszcze ponad 30, to znaczy, że kolejną dyszkę rozpoczął z przytupem. Do 60000 raczej już nie dobije – a “raczej” w tym przypadku piszemy tylko dlatego, że to LeBron, przy innych zawodnikach napisalibyśmy po prostu, że nie ma na to szans – ale swój historyczny wynik jeszcze z pewnością wyśrubuje. Pytanie brzmi tylko: jak bardzo? I gdy już to zrobi – jak długo ten rekord wszech czasów przetrwa? Bo nawet w obecnej NBA, w której najlepsi regularnie wykręcają wysokie wyniki punktowe, trudno wyobrazić sobie, by ktoś miał się do niego prędko zbliżyć.

Linijka LeBrona z meczu z punktem nr 50000: 34 punkty, 8 zbiórek i 6 asyst.

Jeszcze kilka rekordów

Krótko, bo wiele zostało już o tym powiedziane, przypomnieć wypada na koniec, że LeBron to – co nie dziwi – rekordzista w liczbie punktów i w sezonie zasadniczym, i w fazie play-off. Wcześniej pobił drugi z tych rekordów. Zrobił to już 25 maja 2017 roku (Cavaliers wysoko ograli wtedy Celtics, James rzucił 35 punktów), a przebił tym samym Michaela Jordana. Osiągnięcie MJ-a przetrwało 19 lat, a LeBron wyśrubował je tak – i jeszcze nie skończył – że on sam najpewniej przebije dwie dekady.

Rekord sezonu zasadniczego był znacznie bardziej wiekowy. LeBron dobił do niego 7 lutego 2023 rok. Wtedy najlepszy w historii wynik wynosił 38387 punktów i należał do Kareema Abdula-Jabbara, który ustanowił go 39 lat wcześniej. Dziś już od jakiegoś czasu żeby zostać najlepszym scorerem wszech czasów w sezonie regularnym, trzeba rzucić ponad 40000 punktów. Bo i tę granicę LeBron przekroczył.

Wszystkie punkty LeBrona sprzed dzisiejszego meczu. Fot. NBA

Jeszcze inna granica, którą osiągnął jako pierwszy koszykarz w historii, to zdobycie 10000 punktów, asyst i zbiórek w swojej karierze w sezonie zasadniczym. Nikt inny nie może się czymś takim pochwalić, mało kto był nawet uprawniony do tego, by o takich osiągach marzyć. Kobe Bryant – który przecież na parkiecie robił właściwie wszystko – dobił do 7047 zbiórek i 6306 asyst. John Stockton – rekordzista ligi, jeśli chodzi o asysty – zbiórek miał ledwie nieco ponad 4000.

LeBrona i tu nikt więc długo zapewne nie dogoni. Ale to chyba przestaje nas dziwić?

CZYTAJ WIĘCEJ O NBA:

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Koszykówka

Ekstraklasa

Oni uwielbiają Polskę. Historia o tym, jak Japończycy sędziują w Ekstraklasie

Kamil Warzocha
12
Oni uwielbiają Polskę. Historia o tym, jak Japończycy sędziują w Ekstraklasie