Pod koniec lutego zeszłego roku Szymon Sićko doznał w meczu z Gwardią Opole tak poważnej kontuzji kolana, że koledzy z drużyny patrząc na tę sytuację łapali się za głowy. Nie brakowało ekspertów, którzy uważali, że po takim urazie zdolny rozgrywający już nigdy nie wróci na dawny poziom. Błąd! Dziś zawodnik Industrii Kielce został wybrany graczem spotkania, i to nie byle jakiego – bo z Wisłą Płock! Jego postawa walnie przyczyniła się do wygranej 25:24 z mistrzami Polski. Dla drużyny Talanta Dujszebajewa to zwycięstwo jest niezwykle ważne – kończy mało chlubną passę pięciu porażek z rzędu z Nafciarzami.
Kibice piłki ręcznej przywykli do tego, że Kielce rządzą w naszym kraju. Drużyna z tego miasta sięgała po mistrzowskie tytuły w latach 2012-23. Znakomita passa skończyła się w poprzednim sezonie, w którym Wisła wygrała finały 2:0, a dodatkowo zdobyła też Puchar Polski. Podopieczni Xaviego Sabate poszli potem za ciosem – w obecnych rozgrywkach sięgnęli po superpuchar kraju, a w pierwszej rundzie Orlen Superligi znów zlali kielczan.
Poza tym Nafciarze w 2025 roku są we wspaniałej formie w Lidze Mistrzów. Najpierw ograli w Paryżu PSG, z którym wcześniej przegrali dziewięć kolejnych (!) spotkań. Następnie pobili w Orlen Arenie groźne Fuechse Berlin, a niedawno wypunktowali w Bukareszcie bardzo solidne Dinamo. To wszystko kazało upatrywać dziś w roli faworytów drużynę z Płocka, mimo że mecz był rozgrywany w Hali Legionów. Jej najważniejszym plusem miała być defensywa, z której Wisła słynie nie tylko w kraju, ale i właśnie w Europie. Po 13. kolejkach Ligi Mistrzów płocczanie stracili w niej… najmniej bramek ze wszystkich drużyn – 337 – mimo że w grupie A zajmują piąte miejsce.
I rzeczywiście – obrona Wisły przez większość tego meczu prezentowała się bardzo dobrze. Ta kielecka, dyrygowana przez Tomasza Gębale i Artsema Karaleka, też grała jednak na światowym poziomie. Jedni i drudzy musieli się więc solidnie nakombinować, żeby trafić do siatki rywali. Industria górowała dziś jednak nad mistrzami Polski liczbą rozgrywających, którzy są w stanie wykańczać akcje. I wydaje się, że to przesądziło o jej sukcesie.
Gol Daniego Dujszebajewa po kosmicznym zwodzie, indywidualne wejścia na szósty metr Michała Olejniczaka i Gębali, rzuty z dystansu Sićki – u gospodarzy nie brakowało różnorodności na rozegraniu. Tymczasem grę Wisły z przodu trzymał tylko Miha Zarabec (10 bramek, bardziej niż Sićko zasłużył na tytuł MVP), który trafiał z ekwilibrystycznych pozycji po rzutach z biodra czy pod poprzeczkę. Słoweniec miał może delikatne wsparcie w Gergo Fazekasu, ale to było za mało, szczególnie, że poza grą był Tomas Piroch. Czech rzucił niedawno wspomnianemu Fuechse 10 bramek, zagrał kapitalne zawody, dziś snuł się po parkiecie bez ładu i składu bardziej przeszkadzając drużynie niż napędzając jej akcje (ani razu nie trafił do siatki!).
Może gdyby kolejny wybitny mecz przeciwko Kielcom zagrał Mirko Alilović, wynik tego spotkania byłby inny. Ale Chorwat popisał się genialną paradą właściwie tylko raz – gdy przy stanie 3:4 obronił w sytuacji sam na sam rzut Dylana Nahiego.
Bramka bez błysku, rozegranie bez pomysłu i bardzo dobra obrona – to wszystko nie wystarczyło na Industrię. Gospodarze też nie błyszczeli dziś między słupkami, ale tak jak wspominaliśmy – nadrabiali kreatywnością z przodu. Może Wisła poradziłaby sobie z nią gdyby w 53. minucie z parkietu nie wyleciał Mirsad Terzic. 42-letni (!) obrońca pacnął jednak w twarz wspomnianego Sićkę i zasłużenie obejrzał czerwoną kartkę. Brak takiego zawodnika w kluczowych momentach spotkania okazał się dla Wisły olbrzymią przeszkodą. A dla gospodarzy – kolejnym czynnikiem motywującym do tego, żeby w końcu pokonać odwiecznego rywala. Ostatni raz Industria ograła Nafciarzy w… Płocku 21 marca 2024 roku. Potem poległa w meczach z nimi pięć razy z rzędu. Dzisiejsze zwycięstwo wzmocni zapewne wiarę drużyny Talanta Dujszebajewa w to, że można odzyskać tytuł.
Fot. Newspix.pl