Reklama

Waga półciężka ma nowego króla! Dmitrij Biwoł wziął rewanż

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

23 lutego 2025, 01:15 • 7 min czytania 7 komentarzy

To miała być jedna z najlepszych gal nie tylko roku, ale i dekady. Do tego miana może jej jednak nieco zabrakło, ale i tak w Rijadzie obejrzeliśmy naprawdę fantastyczny pokaz boksu. Na czele z tym, gdy do ringu wyszli Artur Beterbijew i Dmitrij Biwoł, którzy dali fantastyczne starcie. A wcześniej? Wcześniej obejrzeliśmy świetne starcie na otwarcie, dwa fantastyczne skończenia przed czasem i kawał dobrego boksu.

Waga półciężka ma nowego króla! Dmitrij Biwoł wziął rewanż

Show na początek

Główna karta gali zaczęła się od wojny w wydaniu brytyjsko-brytyjskim. Walka Joshuy Buatsiego (19-0, 13 KO*) z Callumem Smithem (30-2, 22 KO) obiecywała po sobie wielkie emocje i spory potencjał na nokaut, obaj potrafili przecież w przeszłości rozbić rywali – i to wielokrotnie. Buatsi – posiadacz pasa Interim federacji WBO – raczej unikał do tej pory wielkich nazwisk. W przeciwieństwie do Smitha, którego pokonali do tej pory Saul Alvarez i Artur Beterbijew. Faworyta przed starciem trudno było wytypować, ale już w ringu znacznie lepszy okazał się Smith. Wygrał jednogłośną decyzją sędziów (115-113, 119-110, 116-112), choć trzeba przyznać, że obaj dali fantastyczne widowisko. A Smith tą wygraną udowodnił, że ma jeszcze chrapkę na zrobienie w boksie dużych rzeczy.

Co dalej? Starcie niepokonanego Agita Kabayela (25-0, 17 KO) z Zhileiem Zhangiem (27-2-1, 22 KO) o pas Interim WBC w kategorii ciężkiej. Chińczyk na karku ma już 41 lat, ale że dysponuje żelazną szczęką i jest po prostu wielkim chłopem, to nadal trudno go jakkolwiek poruszyć. Ale jeśli ktoś miał to zrobić, to właśnie Kabayel, który zdecydowaną większość swoich rywali odprawiał do tej pory przed czasem. I dokładnie tak stało się też w Rijadzie. Choć w pewnym momencie to Niemiec wylądował na deskach, to jednak już w szóstej rundzie posłał na nie Chińczyka. I zrobił to w swoim stylu – kapitalnymi ciosami na korpus. A że tego Zhang nie ma tak dobrze opancerzonego, jak szczęki, to już walki kontynuować nie zdołał.

Reklama

Chwila na oddech

Po starciu w królewskiej kategorii do ringu wyszli Vergil Ortiz Jr (22-0, 21 KO) i Israil Madrimow (10-1-1, 7 KO). Mierzyli się dokładnie o ten sam tytuł, co dwaj poprzedzający ich ciężcy, tyle że w wadze junior średniej. Amerykanin kiepsko zaczął tę walkę, a Madrimow wykorzystywał umiejętnie typowe dla swojego stylu aspekty – przede wszystkim uniki i kontry. Z czasem jednak wyraźnie osłabł, natomiast Ortiz się napędził i w drugiej połowie pojedynku był wyraźnie lepszy. Amerykanin co prawda drugi raz z rzędu nie zakończył walki przed czasem (a wcześniej robił to w każdym swoim pojedynku), ale wygrał wyraźnie – zdaniem sędziów 115-113, 115-113 i 117-111.

Starcie Ortiza z Madrimowem nie było jednak tak wielkim show, jak mogliśmy tego oczekiwać… i kolejne dwie walki też się takim nie okazały.

O mistrzostwo świata WBC w kategorii średniej boksowali Hamzah Sheeraz (21-0, 17 KO) i Carlos Adames (24-1, 18 KO). W zestawieniu tej kategorii według magazynu The Ring zajmowali kolejno 2. i 3. miejsce. Faworytem – choć minimalnym – był Sheeraz, który jednak mocno zawiódł w ringu. Owszem, sędziowie ostatecznie wypunktowali remis (115-114 Sheeraz, 118-110 Adames i 114-114), co oznacza, że pas został w posiadaniu Brytyjczyka. Trzeba jednak podkreślić, że była to walka, którą śmiało można – a wręcz trzeba – było zapisać i na konto boksera z Dominikany, który był po prostu lepszy. Tak zresztą uznał też program Jabbr, który używa AI do oceny walk, który uznał, że najbardziej prawdopodobne punktowanie sędziów to 114.9-113.1 na korzyść Adamesa.

Wiadomo jednak, że łaska sędziego na pstrym koniu jeździ. I tym razem więcej otrzymał jej Sheeraz.

Po niej czekało nas starcie, po którym trudno było oczekiwać, by miało nas zachwycić. Shakur Stevenson (22-0, 10 KO), czyli mistrz wagi lekkiej WBC, mierzył się bowiem z Joshem Padleyem (15-0, 4 KO). Ten drugi walkę wziął na niedługo przed galą, bo wycofał się pierwotny rywal Stevensona, czyli Floyd Schofield (18-0, 13 KO). Padley to w dodatku na co dzień… elektryk. I o ile elektryka prąd nie tyka, o tyle Stevenson zrobił to w ringu wielokrotnie. Wreszcie, w dziewiątej rundzie, narożnik Brytyjczyka wrzucił do ringu ręcznik. I słusznie, bo Josh ewidentnie miał spore problemy z tym, by ustać na nogach. I owszem, pokazał kawał serducha, ale szans między linami po prostu nie miał.

Główne danie? Delicje!

Co-main eventem wieczoru miał być pojedynek Daniela Dubois (22-2, 21 KO) i Josepha Parkera (35-3, 23 KO), ale z tego nic nie wyszło. Dubois na dwa dni przed walką poważnie się rozchorował, musiał zrezygnować z pojedynku. Saudyjczycy stwierdzili więc, że wezmą do ringu Martina Bakole (21-1, 16 KO), który w rankingu BoxRec jest piątym zawodnikiem wagi ciężkiej. Napisać, że to fantastyczne zastępstwo, to jak nic nie napisać. To po prostu magia saudyjskich pieniędzy, która sprawiła, że karta walk właściwie na nieobecności Dubois w żadnym razie nie ucierpiała. Przynajmniej na papierze.

Reklama

O formie i przygotowaniu Kongijczyka wiadomo było bowiem niewiele. Przystąpił do walki z marszu, przyleciał do Rijadu w ostatniej chwili. W teorii mógł zaskoczyć Parkera mocnym ciosem, którym przecież dysponuje, ale w praktyce zdecydowanym faworytem był Nowozelandczyk. I o ile w pierwszej rundzie jeszcze nie było tego w pełni widać, o tyle w drugiej okazało się, że jest bokserem zdecydowanie lepszym. Bakole co prawda kilka razy trafił, rozbił nawet nos rywala, ale były mistrz WBO wagi ciężkiej też trafiał. I na minutę przed końcem rundy wyrzucił znakomitego prawego prostego, którym ustrzelił rywala. Ten zatańczył na nogach, a potem padł na deski. Steve Gray, sędzia ringowy, nie miał wyjścia – musiał zakończyć pojedynek.

Na przystawkę przed walką wieczoru dostaliśmy więc fenomenalny nokaut. I pozostało tylko czekać na to, co zaprezentują dwaj główni bohaterowie całej gali.

Przypomnijmy, że poprzednie starcie Dmitrija Biwoła (23-1, 12 KO) i Artura Beterbijewa (21-0, 20 KO) odbyło się w październiku zeszłego roku. Minimalnym faworytem można było uznać Biwoła, młodszego, znakomitego technicznie, mniej wyeksploatowanego od rywala. Ale Beterbijew też miał swoje wielkie atuty – ogromne doświadczenie, w dużej mierze jeszcze z ringów amatorskich, ogromną siłę ciosu i znakomitą ofensywę. Ich starcie zresztą nie zawiodło. Obaj dali świetny, wyrównany pojedynek. Lepiej zaczął Biwoł, potem walka się wyrównała, a z czasem inicjatywę przejął nawet Beterbijew… ale tylko po to, by w 9. i 10. rundzie znów lepszy był jego rywal. Beterbijew dołożył za to w dwóch ostatnich starciach.

Sędziowie ostatecznie wypunktowali jego zwycięstwo, ale niejednogłośnie – 115-113, 116-112 i 114-114. Beterbijew w efekcie został niekwestionowanym czempionem kategorii półciężkiej. A Saudowie widząc, że werdykt wzbudził sporo kontrowersji z miejsca postanowili: trzeba rewanżu.

I dobrze, bo ten okazał się chyba lepszy od ich pierwszego starcia.

Lepiej – jak i poprzednio – rozpoczął Biwoł. W kolejnych jednak dostaliśmy wyrównane starcia, z kapitalnym boksem na pierwszym planie. Obaj pięściarze zanotowali sporo celnych ciosów i znakomitych akcji, a inicjatywa w pojedynku przechodziła z jednej na drugą stronę. Dopiero w piątej rundzie ewidentnie lepszy okazał się panujący mistrz, jednak Biwoł specjalnie się tym nie przejął i od siódmej rundy to on zaczął obnażać boks rywala. Kilkukrotnie znakomicie go trafił i utrzymał przewagę przez kolejnych kilka rund – właściwie od 7. do 11. w ringu panował właśnie Dmitrij. Beterbijew otrząsnął się jeszcze w końcówce, zaatakował rywala, próbując znaleźć nokautujący cios. Nie udało się jednak, choć trzeba przyznać, że wizualnie sobie poradził – rozciął nawet lewy łuk brwiowy rywala.

Jednak ostatecznie tak jak poprzednio, tak i teraz pozostało czekać na decyzję sędziów.

I o ile w ich pierwszej walce można było mieć wątpliwości, czy ci mieli rację, o tyle dzisiaj wypunktowali tak, jak można się było tego spodziewać. Pasy mistrzowskie zmieniły bowiem właściciela, a nowym królem wagi półciężkiej został Dmitrij Biwoł. Wygrał – jak Beterbijew poprzednim razem – niejednogłośną decyzją sędziów i to… z dokładnie takim samym punktowaniem na kartach – 115-113, 116-112, i 114-114. Taki werdykt poza nowym mistrzem właściwie gwarantuje nam też, że rywalizacja tych dwóch fantastycznych bokserów zamieni się w trylogię.

A to może nas wyłącznie cieszyć. Dziś obaj dali bowiem kawał wielkiego widowiska. I takiego spodziewać możemy się też następnym razem.

*podajemy bilans walk sprzed gali w Rijadzie.

Fot. Newspix

CZYTAJ WIĘCEJ O BOKSIE:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Jerzy Dudek mówi o charakterze polskich piłkarzy. “Może trzeba wrócić do boisk asfaltowych?”

Michał Kołkowski
9
Jerzy Dudek mówi o charakterze polskich piłkarzy. “Może trzeba wrócić do boisk asfaltowych?”
Niemcy

Imad Rondić rozczarowuje w Niemczech. Wkrótce znajdzie się na wylocie?

Michał Kołkowski
4
Imad Rondić rozczarowuje w Niemczech. Wkrótce znajdzie się na wylocie?

Boks