Trzeba mieć wielki dar przekonywania, żeby namówić bogatego biznesmena najpierw do inwestycji czasu w trzy spotkania z małym, niewiele znaczącym graczem, a później do zainwestowania paru milionów w biznes z dosyć przypadkowym 29-latkiem z Polski. Początek drogi Roberta Dobrzyckiego do potęgi europejskiego oddziału Panattoni jest jak fragment filmowego hitu oznaczonego ikonką “family friendly” – sen, który spełnił się tylko dlatego, że pewien Amerykanin postanowił przelotem wpaść do Warszawy, a pewien ambitny Polak miał ochotę za wszelką cenę wykorzystać swoją szansę. Teraz Dobrzycki znów chce pojawić się w dobrym miejscu i czasie. W oko wpadł mu Widzew Łódź.
– Pierwsze spotkanie było dość luźne. Szybko zaczęło się jednak ujawniać wiele wspólnych poglądów i spojrzenia na biznes. Ja już wtedy byłem przekonany, że chcę z nim współpracować. Nie wiem, jak on, ale podczas dwóch kolejnych dni widzieliśmy się jeszcze dwa razy i na koniec powiedział: „OK, to róbmy razem biznes”. A potem wrócił do Stanów. Na miejscu zostałem zupełnie sam w nowo wynajętym biurze. To był szok – wspomina Robert Dobrzycki w świeżutkiej rozmowie z magazynem “Forbes”. Jego pierwsze kroki w branży nie były zbyt spektakularne. Zarządzał małą firmą, która budowała kilka magazynów rocznie i choć miał swoje ambicje, to był pewien, że szybszy rozwój jest niemożliwy bez dodatkowego wsparcia. I wtedy z nieba spadła okazja życia, do której szykował się zapewne od dobrych kilku lat.
Carl Panattoni i jego kilka milionów dolarów.
Biznesmen zza oceanu zaufał Dobrzyckiemu, potraktował go trochę, jak dobrego chłopaka, a trochę jak dobrego przedsiębiorcę. Dla niego wydanie takich pieniędzy nie było wcale tak wielkim wydarzeniem, ale jego polski wspólnik mógł wreszcie wskoczyć do zupełnie innej ligi. W gruncie rzeczy takiej, w której na ten moment gra sam i niewiele wskazuje na to, że wkrótce miałoby się to zmienić.
Panattoni, bo tak niżej będziemy w skrócie określać firmę Dobrzyckiego, to gigant, który tylko w 2023 roku sprzedał dwanaście parków przemysłowych za łączną sumę około 500 milionów euro, co stanowi ponad 50% udziału w krajowym wolumenie transakcji na rynku nieruchomości przemysłowych. Zdanie bardzo długie, ale już działające pobudzająco na wyobraźnię kibiców Widzewa, którzy chętnie kreślą mocarstwowe plany. Czy słusznie?
Widzew i kierunek rozwoju. Dyktatura Excela czy rząd dusz? [CZYTAJ NASZĄ ZAPOWIEDŹ WIOSNY]
Dobrzycki i biznes. Wielki gracz ma chrapkę na Ekstraklasę
O Widzewie będzie tu mało, może tylko pod koniec uda się wpleść wątki, na które najbardziej czekają zagorzali fani drużyny z Łodzi. Wiecie, te o miłości do klubu, koszulce Citki nad łóżkiem czy inne podobne… Robert Dobrzycki to bez wątpienia wielki fan futbolu, który nie szczędzi pieniędzy na swoją pasję. We ubiegłym roku sponsorował mecz pożegnalny Łukasza Piszczka i Kuby Błaszczykowskiego. – Jako zagorzały fan piłki nożnej jestem dumny, że Panattoni jest częścią tej uroczystości – deklarował. W ostatnim czasie jego firma została też partnerem Borussii Dortmund, ale teraz biznesmen skupia się na klubie z Łodzi.
Robert Dobrzycki to przede wszystkim gość z wizją robienia dużych pieniędzy, ale klub sportowy, jak wiemy już z doświadczenia, nie służy raczej do zarabiania. Prezes Panattoni jest jednak na takim etapie, że może sobie pozwolić na bardzo wiele i równie wiele chciałby robić – u niego zresztą droga od chęci do czynu jest naprawdę krótka. Nawet jeśli teraz działa już z większą rozwagą niż zwykł w przeszłości.
– Wtedy miałem 29 lat i ciągle chciałem przeć do przodu. Mniej zaprzątały mnie wtedy pytania o idealną strukturę biznesu. Gdybym zaczynał przy dzisiejszym stanie mojej wiedzy i świadomości, pewnie bym tego nie zrobił w takim tempie. Człowiek bardziej dojrzały i świadomy działa w dużo bardziej zrównoważony sposób, ale każde podejście ma swoje plusy i minusy – mówi sam zainteresowany we wspomnianym wywiadzie dla “Forbesa”.
Jak wspomina sam Dobrzycki, tak agresywna strategia pozwoliła mu na szybki przeskok do świata, o którym wcześniej marzył i na który, na szczęście, był gotów. Właściwie od ręki piętnastokrotnie zwiększono roczną sumaryczną powierzchnię budowanych magazynów. Na początku ubiegłej dekady zaczęła się już ekspansja poza granice Polski i teraz prezes Panattoni ma okazję do chwalenia się foteczkami z brytyjskim premierem.
A co pewnie jeszcze ważniejsze – wielomilionowym biznesem, który udało się przyklepać na Wyspach przy udziale najważniejszych osób w Anglii. Choć z królem raczej jeszcze pan Dobrzycki nie gadał, ale jeśli będzie chciał, to sposób na pewno znajdzie.
Choć nie lubi kombinatorki i wcale nie jest gorącym orędownikiem nowatorskich rozwiązań, szczególnie jeśli sprawdzają się stare metody: – Na pewno mamy podejście wolumenowe i staramy się nie komplikować zbędnie naszej działalności. Odtwarzamy podobne sprawdzone schematy. Dostosowujemy się do rynku lokalnego, bo każdy ma swoją specyfikę, ale raczej staramy się stawiać i skalować standardowe budynki. Mamy też sposoby na identyfikację odpowiednich lokalizacji. Wszystkie mają podobne cechy. Jeśli wiemy, że gdzieś mieszka dwa miliony ludzi, jest lotnisko, obwodnica, to pozostaje analiza konkurencji, podaży i wakatu. To bardzo prosta analiza. Nie trzeba do tego doktoratu – przekonuje Dobrzycki, który owe sprawdzone schematy może wraz z Panattoni stosować już od dwudziestu lat.
I tak rok po roku przybywało i przybywa kolejnych szaro-niebieskich magazynów budowanych przez spółkę Polaka i Amerykanina w Polsce i całej Europie. Wjeżdżacie na autostradę – stoi wielki klocek od Panattoni. Zjeżdżacie z niej – stoi wielki klocek od Panattoni. Obwodnicą miasta przejeżdżacie na jego drugi koniec a tam – zgadliście – wielki klocek od Panattoni. Przyzwyczailiśmy się już, że to stały element naszego krajobrazu, ale kryje się za nim biznes, o którym myślimy rzadziej. Już nawet nie wielomilionowy, a wielomiliardowy. I transkontynentalny.
Świat to za mało. Panattoni ma ochotę na o wiele więcej
Przewodzenie polskiemu rynkowi, szczególnie w skali przedsiębiorstwa, które miałoby być finansowym zapleczem klubu z Ekstraklasy, już samo w sobie może robić wrażenie. Panattoni jest też jednak liderem rynku niemieckiego, choć tam konkurencja jeszcze wierzga i nie została całkowicie zneutralizowana jak miało to miejsce nad Wisłą. Najtrudniej jest oczywiście w krajach, do których firma dopiero wchodzi ze swoim pomysłem na magazynowanie i logistykę. Najnowsze wyzwanie zaprowadziło Roberta Dobrzyckiego aż do odległych Indii, gdzie właśnie realizowany jest pierwszy projekt spod szyldu Panattoni. Prezes pewnie z wielką ochotą samodzielnie dogląda biznesu w Azji z poziomu jednego z trzech biur w Bombaju, Delhi i Bangalore – wszystko dlatego, że, jak sam zaznacza w rozmowie z Eurobuild, kuchnia indyjska jest jego ulubioną. Tam padają też słowa, które znów na pewno działają na wyobraźnię statystycznego kibica Widzewa.
– Każdy z historycznych bohaterów zawsze otoczony jest pewną aurą kontrowersji. Zdecydowanie podziwiam postacie, które nie tylko osiągnęły swoje cele, ale także wykroczyły poza nie i doskonaliły swoje wynalazki. Przykładem tego są bracia Wright. Dlatego często używam wyrażenia: Let’s fly!
Ambicja to chyba największy z motorów napędowych Roberta Dobrzyckiego. Trudno uznać ją za czymkolwiek ograniczoną, szczególnie jeśli pozna się bliżej najważniejszą w życiu prezesa Panattoni osobę – żonę Sylwię. I, jak podkreśla sam biznesmen, zarazem jego najlepszą przyjaciółkę. – To nie tylko partnerka życiowa, ale także osoba posiadająca tę samą bazę z sektora nieruchomości, mówimy tym samym językiem – zdradza Dobrzycki. Mamy tu więc układ idealny, w którym wybranka jego serca jak nikt rozumie potrzeby realizowania wielkich projektów, podbijania kolejnych rynków i jeszcze na dodatek nie chowa się w kącie przerażona, gdy mąż zaczyna opowiadać o “wolumenie transakcji na rynku nieruchomości przemysłowych”.
Jeszcze łatwiej było o zrozumienie ze strony Carla Panattoniego, który w większości przypadków z boku przyglądał się rosnącemu w Europie biznesowi i pozostawiał swojemu polskiemu wspólnikowi dużą swobodę. – Kibicował wszystkim moim decyzjom i je respektował. Ufał mi, widocznie uznał, że albo jestem szaleńcem, albo wizjonerem – śmieje się Dobrzycki, ale pewnie nie jest daleki od prawdy. Pan Panattoni był dla niego niezłym mentorem, który chętnie odpowiadał na wiele pytań młodego i chętnego do pracy kolegi po fachu. – Wziąłem sobie też do serca słowa Carla, którego kiedyś zapytałem, jak zbudował swoje imperium i osiągnął taki sukces. Odpowiedział: „Nie robiłem tego sam!”. I to było kluczowe zdanie. Dziś sam hołduję przekonaniu, że pracą należy się dzielić, mądrze delegować obowiązki i korzystać z czyjegoś doświadczenia. Wszystko jest kwestią znalezienia dobrych współpracowników – mówi w jeszcze innej rozmowie z “Forbesem” prezes Panattoni.
Dobrzycki a sprawa widzewska. Gra w otwarte karty
Przedsiębiorca wywiadów udziela w sumie dosyć często. Znalezienie jakiejkolwiek rozmowy z nim zajmuje zaledwie kilka sekund, a jak akurat któraś was znudzi, to za rogiem czeka kolejna. Dobrzycki dobrze czuje się wśród ludzi, którzy są gotowi go wysłuchać i już w ubiegłym roku, właśnie za pośrednictwem mediów, wysłał kibicom piłkarskim bardzo wyraźny sygnał. – Mam jedno marzenie: zaangażowanie w piłkę nożną. Chciałbym kupić klub i udowodnić, że można prowadzić go w Polsce sensownie, mieć sukcesy. To trochę hobby, a trochę cel do realizacji – powiedział “Gazecie Wyborczej” i od razu spowodował pewne zamieszanie. Wcześniej wspierał Podbeskidzie Bielsko-Biała, jego firma jest strategicznym sponsorem łódzkiego Widzewa, a plotki łączyły go również z przejęciem Górnika Zabrze. Było w czym wybierać, ale każdy był przekonany, że Dobrzycki mówi właśnie o jego klubie.
Teraz, jeśli nie wierzyliśmy wcześniej w to, że Dobrzyckiemu chodzi o klub z Łodzi, mamy już pewność – prezes i współwłaściciel Panattoni chce zainwestować swoje pieniądze w czterokrotnych mistrzów Polski.
– W nawiązaniu do informacji i komentarzy w mediach społecznościowych, chciałbym potwierdzić moje zainteresowanie inwestycją w Widzew. Jestem gotów dokonać tego tak szybko, jak to możliwe i skupić się na budowie klubu – napisał przedwczoraj Dobrzycki na portalu X. Dwa krótkie zdania, a zamieszanie, jakby znów rozkręcał wielki interes wart miliardy.
W nawiązaniu do informacji i komentarzy w mediach społecznościowych chciałbym potwierdzić moje zainteresowanie inwestycją w @RTS_Widzew_Lodz . Jestem gotów dokonać tego tak szybko, jak to możliwe i skupić się na budowie Widzewa.
— Robert Dobrzycki (@RobertDobrzycki) February 19, 2025
Jakby tak się poważnie nad tym zastanowić, wybór klubu nastąpił już kilka lat temu. Panattoni weszło do Widzewa pod koniec 2021 roki, wówczas w roli sponsora strategicznego akademii łódzkiego klubu. Na front koszulek pierwszej drużyny firma Dobrzyckiego przeskoczyła dwa lata później.
– Jesteśmy w Łodzi od wielu lat, inwestujemy w tym regionie od dawna, jest to dla nas jedno z kluczowych miejsc na mapie Polski, ale też na mapie biznesu europejskiego. Dzięki naszym inwestycjom miasto stale się rozwija – wyliczał swoje związki z miastem Dobrzycki. – Mam nadzieję, że to strategiczne partnerstwo pozwoli Widzewowi dalej się rozwijać. Wsparcie międzynarodowej firmy jaką jest Panattoni będzie stanowiło ważne zaplecze dla klubu, a dla nas będzie symbolem wspierania nie tylko biznesu w województwie łódzkim, ale również drużyny piłkarskiej, która ma szanse sięgać jeszcze wyżej – podsumował podpisanie umowy, która teraz owocuje jego chęcią w jeszcze większe zaangażowanie w rozwój Widzewa.
Dobrzycki na ten moment jest jednym z członków Rady Nadzorczej klubu z Łodzi i ma wobec tego dokładny wgląd w życie spółki. Wie, w co chciałby się wpakować. Wie, na co może liczyć i co pod względem biznesowym może mu zaoferować Widzew – jeden z niewielu klubów w Polsce osiągających w skali roku zysk i przy okazji spółka pozbawiona długoterminowego zadłużenia.
Widzew może być wzorem. “Jest jak obraz van Gogha” [CZYTAJ WIĘCEJ O FINANSACH WIDZEWA]
To może jednak dobre miejsce i dobry czas, żeby nieco stonować nastroje. Zainteresowanie Roberta Dobrzyckiego wcale nie oznacza, że do Widzewa zaraz wejdzie inwestor, który wyłoży w pierwszą drużynę grube miliony i od razu pomoże klubowi dobić do ligowej czołówki. Warunków transakcji jest kilka i wariantów zaangażowania prezesa Panattoni też znajdzie się wiele. Po pierwsze i bodaj najważniejsze – na wejście do spółki akcyjnej nowego akcjonariusza są dwa sposoby. Pierwszym z nich jest wykup akcji posiadanych na ten moment przez dotychczasowych akcjonariuszy. Jest więc możliwa transakcja, w której aktualny właściciel pakietu większościowego po prostu odsprzedaje swoje udziały Dobrzyckiemu.
Drugi sposób to emisja akcji, którą przeprowadza już sama spółka. Wówczas oczywiście prowadzi się podobne rozmowy negocjacyjne, ale minimalna kwota niezbędna do objęcia określonego pakietu akcji krystalizuje się na bazie wielkości emisji oraz ceny rynkowej akcji. W takim układzie trudno spodziewać się od wytrawnego przedsiębiorcy, a tym jest niewątpliwie Robert Dobrzycki, by wszedł on w tym momencie do Widzewa z często kolportowaną w mediach kwotą 50 milionów i od razu ruszył z kopyta w pogoni za ligową czołówką i z pomysłem stworzenia w Łodzi futbolowego eldorado. Ta inwestycja może być początkowo o wiele mniejsza, a faktyczny potencjał klubu mógłby rosnąć dopiero w kolejnych latach.
Wyświetl ten post na Instagramie
Nie zmienia to jednak faktu, że na ekstraklasowej szachownicy pojawił się dwa dni temu gracz, który może w polskiej piłce sporo namieszać. Jeśli Dobrzycki i jego Panattoni faktycznie wkroczą do Widzewa i w tym momencie negocjują od razu przejęcie większościowego pakietu akcji, to możemy mieć do czynienia z jedną z ciekawszych tego typu zmian w Polsce. Bo to żaden szemrany fundusz inwestycyjny o nieokreślonym źródle finansowania. To też nie jakiś uśmiechnięty Kambodżańczyk, co zasłabł w samolocie i od tego czasu nikt o nim nie słyszał.
Choć to bardzo przykre, wcale nie tak często zdarza się, że poważni ludzie interesują się polską piłką. A tu mówimy o takim właśnie przypadku. Żaden to gwarant sukcesu, bo od futbolowego biznesu wielu już się odbiło, lecz nie można wobec deklaracji Roberta Dobrzyckiego przejść obojętnie. Tym bardziej, że współwłaściciel Panattoni już wiele razy pokazywał, że jeśli czegoś bardzo chce, to w końcu jest w stanie to osiągnąć. Let’s fly?
WIĘCEJ O ZMIANACH WŁAŚCICIELSKICH W EKSTRAKLASIE:
- Koronę kupują tajemniczy inwestorzy, którzy nie chcą się przedstawić
- Stało się! Pogoń Szczecin z nowym inwestorem
- Palcem po Google Grafika. Szalona podróż Haditaghiego
Fot. Newspix / Instagram Roberta Dobrzyckiego