Będzie strzelał w Warszawie, bo po prostu umie trafiać do siatki. Kompletnie nie pasuje do stylu gry Goncalo Feio. To ciekawy ruch Legii. To akt desperacji Legii. 1,5 mln euro. Nie, jednak trochę mniej niż 1,5 mln euro. Zdania na temat przydatności Ilji Szkurina do drużyny z Łazienkowskiej są podzielone, podobnie jak różne są wersje co do ostatecznej kwoty odstępnego, ale nie ulega wątpliwości, że mówimy o bardzo dużym jak na polskie warunki transferze, dlatego warto zajrzeć za kulisy. Rozmawiamy o nich z Romanem Skorupą, który pilotował przyjście białoruskiego napastnika do Stali Mielec i teraz razem z zagranicznymi partnerami uczestniczył w jego przeprowadzce do stolicy.
W mediach za naszą wschodnią granicą zdążyły pojawić się doniesienia, że w rzeczywistości Legia zapłaciła za Szkurina mniej niż 1,5 mln euro. Z kolei negocjacje kontraktowe zaczęły się od dwukrotnej przebitki względem wynagrodzenia w Stali, a zakończyły na ponad trzykrotnej plus bonusy.
– Nie mogę mówić o kwotach, ani potwierdzać, ani zaprzeczać. Na pewno jest to jeden z największych transferów w historii Legii i jeden z największych ruchów wewnętrznych w dziejach Ekstraklasy. Pensja? Kilkukrotna podwyżka. Rozmowy kontraktowe były dość trudne. Tak bym to określił – mówi nam Roman Skorupa.
Wojskowi wicekróla strzelców Ekstraklasy z poprzedniego sezonu na oku mieli od dość dawna, ale do zdecydowanych działań faktycznie przeszli późno, kiedy odpadło im wiele innych opcji na wzmocnienie ataku.
– Latem w ogóle nie rozmawialiśmy z Legią. Wtedy też inna była cena za Szkurina. Wydaje mi się, że był to finansowo nierealny temat dla polskich klubów. Zimą natomiast rozmawialiśmy praktycznie przez całe okienko, a nawet wcześniej. Temat zaczął się gdzieś na przełomie listopada i grudnia, natomiast przez długi czas nie rozwijał się. Progres nastąpił dopiero w tym tygodniu – potwierdza Skorupa.
W przypadku Szkurina najbardziej zaskakujący okazał się fakt, że pracodawcę zmienił teraz. Latem sam Skorupa określał prawdopodobieństwo sprzedaży piłkarza na 95 procent, podobne podejście mieli szefowie Stali. Panowało przekonanie, że sprzedanie będącego jeszcze w niezłym wieku napastnika, który w ekipie broniącej się przed spadkiem zdobył aż 16 bramek (tylko jedną z rzutu karnego) będzie formalnością. A tu ku zaskoczeniu wszystkich do niczego nie doszło.
Dlaczego? – Przed letnim okienkiem mieliśmy na tyle wstępnych zainteresowań i zapytań, że wydawało się, iż do transferu na pewno wtedy dojdzie. Ostatecznie w każdym z przypadków przynajmniej jedna ze stron transakcji nie była zadowolona, czyli albo kwota odstępnego była za mała, albo kierunek nie odpowiadał zawodnikowi, albo nie udało się znaleźć porozumienia co do warunków kontraktowych. Wyszło inaczej niż zakładaliśmy – przyznaje agent.
Podobno Szkurin sam odmówił Panathinaikosowi, licząc na znalezienie klubu w którejś z pięciu najlepszych lig Europy. – Nie do końca tak to wyglądało. Zainteresowanie Greków faktycznie było spore, ale nie weszło na poziom oficjalnej oferty – prostuje Roman Skorupa.
I dodaje: – Chyba nie da się określić, że gdzieś było Ilji najbliżej. Mieliśmy 5-8 klubów, z którymi prowadziliśmy rozmowy na podobnym poziomie zaawansowania i w którymś momencie jedna ze stron odchodziła od stołu. Były w tym gronie kluby z lig top5, Ilja bardzo liczył na taki transfer. Chodziło o drużyny ze środka tabeli lub beniaminków, natomiast nawet w tych przypadkach przeszkodą okazały się finanse. W lipcu mało było transferów gotówkowych w Europie, a Szkurin kosztował wtedy w granicach 2,5 mln euro. Dla takiego, strzelam, beniaminka Bundesligi czy Serie A wydanie w tamtym momencie takich pieniędzy byłoby naprawdę dużą rzeczą. Holstein Kiel na przykład miał pół miliona euro na napastnika. Tutaj musiałby zapłacić cztery czy pięć razy więcej, co przerastało jego możliwości.
Jeden agent, jeden sezon i osiem transferów do Stali Mielec. Mogło wyglądać źle, ale wypaliło
Tribuna.com donosiła także, że pod koniec roku Raków namawiał Szkurina do powrotu, ale ten miał odmówić, nie chcąc ponownie pracować z Markiem Papszunem, pod wodzą którego wiosną 2022 rozegrał zaledwie dwa mecze w Ekstraklasie i z którym nie mógł wówczas znaleźć wspólnego języka. – Raków? Pomidor – tutaj Roman Skorupa nabiera wody w usta.
Nim po Szkurina zgłosiła się Legia, Stal miała nadzieję na owocny handel z klubami południowokoreańskimi. – Koreańczycy faktycznie poważnie się zainteresowali. Przyjechali do Polski, sam ich odbierałem z hotelu w Katowicach. Chodziło o Seul FC i Ulsan. Szczególnie ta druga opcja byłaby kusząca. To mistrz Korei Południowej, który zagra w nowym formacie Klubowych Mistrzostw Świata z fazą grupową. W grupie mają m.in. Borussię Dortmund, więc kilka dni wcześniej obserwowali swojego przyszłego rywala na żywo. Potem przyjechali do Polski. Znali warunki ewentualnego transferu, Ilja podobał im się po analizie video, ale po wizycie na wyjazdowym meczu z GKS-em Katowice zrezygnowali. Dalej już nic się nie działo – mówi agent Białorusina.
– Szczerze mówiąc, gdy Koreańczycy przestali się interesować, i Stal, i my nastawialiśmy się, że Ilja na 99 procent zostanie w Mielcu przynajmniej do końca sezonu – dodaje.
Pomijając wszelkie aspekty związane z profilem Szkurina i jego dopasowaniem do układanki Goncalo Feio, plusem tego transferu bez wątpienia jest dalsze nakręcanie rynku wewnętrznego. Jeszcze kilka sezonów temu kluby Ekstraklasy praktycznie nie sprzedawały sobie podstawowych zawodników. – Oby takich transferów między polskimi klubami było jak najwięcej. W Czechach są na porządku dziennym, u nas czasami kluby sztucznie pompują ceny, ale ostatnie lata pokazują, że coś w tym temacie poszło do przodu – uważa Roman Skorupa.
Kogo jak kogo, ale jego z pewnością można zapytać o to, czy Stal w lutym zamierza wypełnić lukę w ataku, czy zadowoli się Łukaszem Wolsztyńskim i Ravve Assayagiem, który de facto przychodził latem po to, żeby wkrótce zastąpić szykowanego do sprzedaży Szkurina. – Sądzę, że do końca okienka ktoś jeszcze do Stali przyjdzie – zapowiada Skorupa. Trzy dni temu Szymon Janczyk informował u nas, że może to być Bułgar Vladimir Nikolov.
Ilja Szkurin będzie mógł zadebiutować w Legii już w sobotnim meczu z Radomiakiem Radom. Jego przyjście może wyjść na zdrowie Marcowi Gualowi, który wycofany na “dziesiątkę” powinien czuć się lepiej niż jako najbardziej wysunięty zawodnik, od którego media i kibice przede wszystkim wymagają ofensywnych konkretów. Szkurin nie pomoże Wojskowym w europejskich pucharach – w nich trzeba zdać się na Guala – dlatego Feio chyba tym bardziej ochoczo zacznie korzystać z Białorusina na krajowym froncie.
W tym sezonie spisuje się on znacznie słabiej, strzelił tylko pięć goli, nie wychodząc nawet na zero ze swoim xG. Nie jest też koniem do biegania, którego Legia szukała do ataku w pierwszej kolejności. Już w kilku miejscach (Białoruś, Izrael, Polska) pokazał jednak, że umie seryjnie zdobywać bramki. Teraz otrzyma znacznie lepszy serwis niż w Mielcu, więc mimo wszystko istnieje nadzieja, że za jakiś czas stwierdzimy, iż ten transfer miał ręce i nogi.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Legia Warszawa i panic buying. Dlaczego transfer Ilji Szkurina nie ma sensu?
- To on miał być napastnikiem Legii. Straciła go na ostatniej prostej [NEWS]
- Dekoder Canal Plus podpowiedział kolejny transfer – dajcie mu premię!
Fot. 400mm.pl/Legia Warszawa/Accredito