Po meczu z Espanyolem Real Madryt wytoczył ciężkie działa przeciwko sędziom. Okazało się to mieczem obosiecznym dla Królewskich. Arbitrzy wobec ataków zaczęli restrykcyjniej podchodzić do swojego fachu, czego owoce zobaczyliśmy w starciu z Osasuną. Osłabieni Los Blancos po wyrzuceniu z boiska za wyzwiska Jude’a Bellinghama tylko zremisowali w Pampelunie 1:1.
Gdy Realowi Madryt nie idzie pod względem sportowym, winnych szuka nie w drużynie, tylko u wszystkich wokół. W ostatnich tygodniach Królewscy wypowiedzieli wojnę sędziom. Skargi, zastraszania i jawna krytyka arbitrów przeszły do porządku dziennego. Ten kij ma jednak drugi koniec i Los Blancos dostali nim po głowie w sobotę.
Arbitrzy jak słonie – nie zapominają
Sędziowie są dużo bardziej wyczuleni na próby wymuszeń przewinień i wyzwiska ze strony piłkarzy Realu. Na celowniku znalazł się m.in. Jude Bellingham, który potrafi rzucić soczystym wulgaryzmem zarówno w języku angielskim, jak i hiszpańskim. Tym razem nie uszło mu to na sucho, bo arbitrzy zjednoczyli się przeciwko Królewskim, by nie dać im wejść sobie na głowę. W spotkaniu z Osasuną widzieliśmy tego efekt. Pomocnik rzucił sowitym stekiem mięcha w kierunku sędziego liniowego, a główny po krótkiej pogawędce z kolegą, pokazał za to Anglikowi czerwoną kartkę.
I wtedy losy spotkania się odwróciły.
Do wyrzucenia Bellinghama z boiska to Real kontrolował grę. Stworzył wiele okazji strzeleckich. Pierwszą już na początku meczu zmarnował Vinicius, który z bliska strzelił z głowy obok bramki. Chwilę później w sytuacji sam na sam Kylian Mbappe trafił wprost w Sergio Herrerę. Bramkarz skapitulował jednak już po kwadransie, gdy prawym skrzydłem akcję zainicjował najbardziej wszechstronny zawodnik świata – Federico Valverde. Urugwajczyk nie tylko minął kilku rywali, przełamał linię defensywy Osasuny, ale również dograł idealnie do Mbappe, który z bliska pokonał Herrerę.
Nieuchronny spadek z pozycji lidera
Na ścisłość Królewscy nie zagrozili już więcej bramce Osasuny, która zabrała się do odrabiania strat. Przy życiu Los Blancos utrzymywał jednak Thibaut Courtois. Belg świetnie radził sobie zarówno ze strzałami z dystansu, jak i z tymi z pola karnego. Jednak nawet efektowne parady, jak ta przy próbie z bliska Jona Moncayoli, nie uratowała go przed stratą gola. Wszystko dlatego, że defensywa Realu wciąż jest połatana na trytytki.
W Pampelunie Carlo Ancelotti w bój posłał w obronie od prawej Valverde, Tchouameniego, Asensio i Frana Garcię. Mówiąc wprost, nie jest to najbardziej ekskluzywna defensywa na świecie i nic dziwnego, że popełnia błędy. Tym razem wina spadła na Camavingę. Francuz asekurując swojego rodaka, cofnął się pod bramkę, by kryć Moncayolę. Zrobił to nieudolnie i rywal oddał strzał. Tyłek uratował mu jednak Courtois. Przy dobitce Camavinga starał się zablokować Ante Budimira, ale ponownie popełnił błąd, stanął na stopie Chorwata i sędzia po interwencji systemu VAR podyktował rzut karny. Poszkodowany napastnik sam podszedł do jego egzekucji i zdobył wyrównującą bramkę.
Okazała się nie tylko na wagę wyrównania, ale i remisu w całym spotkaniu. Real stracił zatem punkty w trzecim meczu z rzędu i już w tej kolejce może spaść z pozycji lidera LaLiga. Jeśli swoje spotkania zwyciężą i Atletico, i Barcelona, Królewscy znajdą się na trzecim miejscu.
Osasuna – Real Madryt 1:1 (0:1)
- 0:1 Mbappe 15′
- 1:1 Budimir 58′ z karnego
Czerwona kartka: Bellingham 39′
WIĘCEJ O HISZPAŃSKIM FUTBOLU:
- Piłkarz Realu Madryt oskarżony o rozpowszechnianie pornografii dziecięcej
- Ancelotti na polu minowym. Obrona Realu w rękach jednego człowieka
- Podział w Madrycie. Gdzie dwóch się pobiło, tam trzeci skorzysta?
Fot. Newspix