Reklama

Podział w Madrycie. Gdzie dwóch się pobiło, tam trzeci skorzysta?

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

08 lutego 2025, 23:13 • 4 min czytania 26 komentarzy

Już widzimy te nagłówki w madryckiej prasie: “Historyczne oszustwo! Real niesprawiedliwie potraktowany! Wałek w derbach Madrytu!”. A tak zupełnie serio, współczujemy każdemu zespołowi w lidze hiszpańskiej, który pada ofiarą słabiutkich sędziów. Czy to Barcelona, czy Real, czy Las Palmas – każdy cierpi podobnie i mamy nadzieję, że Królewscy tym razem nie wystosują żadnego listu-skargi. Bo ani w tle nie ma żadnego spisku, ani też nie ma podstaw, żeby sądzić, że Atletico dostało kluczowy dla przebiegu spotkania rzut karny za darmo.

Podział w Madrycie. Gdzie dwóch się pobiło, tam trzeci skorzysta?

Jeśli już coś pisać, to prędzej list motywacyjny na adres Aureliena Tchouameniego. Gość nie po raz pierwszy w tym sezonie na pozycji środkowego obrońcy porusza się jak słoń w składzie porcelany, ale za to po raz pierwszy w tym sezonie LaLiga (to ci dopiero wyczyn!) sprokurował jedenastkę przeciwko Realowi. Nie do wiary, że to stało się dopiero w lutym i żeby nie było – to nie tak, że okazji brakowało. Po prostu sędziowie, w przeciwieństwie do dzisiejszego stempla Francuza na nodze Lino, byli ślepi albo głupieli.

Głupiał też Real w pierwszej połowie. Poza jednym fajnym zrywem Viciniusa trudno było cokolwiek w grze Królewskich wyróżnić, ba, brak celnego strzału mówi wystarczająco wiele. Atletico miało sposób na Real i były to kontry, z których może i nie wynikało wiele, jednak sprawiały, że nietypowa linia obrony, z Vazquezem jako najbardziej doświadczonym piłkarzem na czele, musiała ciągle mieć się na baczności. Ale też nie przesadzajmy, że była nieustannie testowana, bo zarówno po jednej, jak i drugiej stronie brakowało trochę jakości już w okolicy pola karnego. To był intensywny, chwilami za często przerywany faulami mecz, idealny na remis, który widzieliśmy w dwóch ostatnich derbach.

Po przerwie sytuacja wyraźnie się odmieniła. Nie wiemy, czego Real zażył w szatni, może soku z gumisiowych jagód, ale stał się jakby dwa razy żywszy w każdym aspekcie. Asencio jeszcze ładnie czyścił w defensywie, a Vinicius z Rodrygo wchodzili w pojedynki z większą odwagą. No i właśnie ten drugi, na skutek jednej z szarż, mógł zejść z boiska z poczuciem wykonanego zadania, kiedy opędzlował obrońców Atletico i wrzucił piłkę na nogę Bellinghama. Co prawda Anglik został zablokowany, jednak dobitka Mbappe już wpadła do sieci i mieliśmy 1:1.

Cojones pokazał zatem nie tylko Julian Alvarez, bawiąc się w panenkę przy okazji rzutu karnego. Jaja miał też Real, który zdołał się ogarnąć i wyglądać na tyle dobrze, że kwestią czasu wydawał się kolejny gol. A tu strzelał Vinicius, a tam Mbappe, gdzie indziej Bellingham albo Rodrygo. W liczbie ataków na bramkę Oblaka zgadzało się wszystko, brakowało tylko siły i precyzji. Ogółem Real musiał się podobać i nawet pewniej prezentował się na tyłach, co nie jest oczywiste, kiedy tak jak Carlo Ancelotti składasz formację defensywną na trytytki.

Reklama

Co najważniejsze, dobrze uzupełniał się atak Królewskich. Każdy miał swój złoty moment, akcję-firmówkę jak choćby Vinicius na skrzydle, który kilka razy ośmieszył obrońców Atletico. Uczta dla oka, super obrazki, choć ciągle miało się poczucie, że to za mało przy największej (bramkowej) potrzebie Realu.

A przecież to nie było tak, że Atletico broniło się we własnym polu karnym. Co jakiś czas miało swoje groźne wypady, nie dawało w tej taktyce za wygraną, ale tak jak w przypadku Realu – brakowało kropki nad “i”. Było dużo ruchu, dynamiki, ciekawych akcji, o nudzie nie było mowy. Ale co z tego, skoro ostatecznie w życie wszedł scenariusz z kolejnym remisem.

Czuć było, że w tym meczu grają dwie najlepsze drużyny w tabeli. Dużo piłki w piłce, futbolówka krążąca od jednego pola karnego do drugiego, sporo emocji. To były derby godne naszego czasu, choć nikt, mimo zasłużonego podziału punktów, nie wyjdzie ze stadionu zadowolony. Trudno bowiem nie wspomnieć na koniec o Barcelonie, która ma teraz jedno, na papierze bardzo proste zadanie: wygrać jutro z Sevillą, żeby do Atletico zbliżyć się na jeden, a do Realu na dwa punkty. To tak jakby ktoś mówił, że wyścig o mistrzostwo Hiszpanii nie może być fascynujący.

Real Madryt – Atletico Madryt 1:1 (0:1)

  • 0:1 – Alvarez 35′
  • 1:1 – Mbappe 50′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Właściciele PSG bliscy przejęcia hiszpańskiego klubu. 100 milionów euro na stole

Michał Kołkowski
1
Właściciele PSG bliscy przejęcia hiszpańskiego klubu. 100 milionów euro na stole
Polecane

Ekspert zszokowany porażką Świątek. “Coś makabrycznego. Była jak galareta”

Michał Kołkowski
9
Ekspert zszokowany porażką Świątek. “Coś makabrycznego. Była jak galareta”

Hiszpania

Hiszpania

Właściciele PSG bliscy przejęcia hiszpańskiego klubu. 100 milionów euro na stole

Michał Kołkowski
1
Właściciele PSG bliscy przejęcia hiszpańskiego klubu. 100 milionów euro na stole
Polecane

Ekspert zszokowany porażką Świątek. “Coś makabrycznego. Była jak galareta”

Michał Kołkowski
9
Ekspert zszokowany porażką Świątek. “Coś makabrycznego. Była jak galareta”

Komentarze

26 komentarzy

Loading...