Reklama

Czy NBA zdoła uratować Mecz Gwiazd?

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

15 lutego 2025, 13:13 • 8 min czytania 6 komentarzy

Dla jednych coroczny Mecz Gwiazd stał się wesołą pokazówką. Dla innych, bardziej krytycznych: cyrkiem i parodią koszykówki. Z problemu zdaje sobie sprawę Adam Silver, komisarz NBA. Co postanowił zmienić w formacie spotkania największych gwiazd ligi? I czy prawdziwym ratunkiem będzie stworzenie meczu… USA vs Reszta Świata?

Czy NBA zdoła uratować Mecz Gwiazd?

To, jak zmieniał się Mecz Gwiazd, najlepiej widać w suchych cyferkach. Gdy w 1992 roku w trakcie tego wydarzenia z koszykówką spod znaku najlepszej ligi świata żegnał się Magic Johnson, starcie zespołu Zachodu ze Wschodem skończyło się wynikiem 153:112. Jak się zresztą potem okazało: był on najwyższym w trakcie całych lat dziewięćdziesiątych.

Od 1992 do 2002 roku tylko trzykrotnie w Meczu Gwiazd drużyny przekraczały łączną liczbę 260 uzbieranych oczek. Od 2003 roku do dzisiaj… tylko dwa razy jej nie przekroczyły. W pewnym momencie masowo zaczęło się też bicie rekordów. Zarówno tych dotyczących wszystkich punktów, jak i pojedynczego zawodnika.

Dwa lata temu Jayson Tatum zakończył Mecz Gwiazd z 55 punktami na koncie. Rok temu Wschód pokonał Zachód… 211 do 186. Nie trzeba być specem od koszykówki, aby wiedzieć, że to liczby absolutnie z kosmosu.

Spotkanie, które docelowo miało prezentować talent najlepszych z najlepszych w swoim fachu, stało się festiwalem wsadów oraz rzutów za trzy. Powiedzieć, że koszykarze nie bronią, to jakby nie powiedzieć nic. Bo przecież momentami nawet nie biegają. Co druga akcja w Meczu Gwiazd to brak powrotu do obrony jednych i łatwe punkty drugich.

Reklama

Oczywiście, efektowne wsady oraz szalone rzuty za trzy to jedne z powodów, dla których NBA jest uwielbiana na całym świecie. Sęk jednak w tym, że w nadmiarze nawet czekolada przestanie nam smakować. Wystarczy popatrzeć na krytykę, która przelewa się po najlepszej lidze świata w ostatnich latach.

Parodia koszykówki

To było okropne. Znowu. Zaczynam myśleć, że ten mecz jest nie do uratowania. Nie rozumiem, dlaczego nawet minimalny wysiłek w obronie jest ponad tą nową generacją All-Starów. Ale to może być moment, żeby przestać organizować (to wydarzenie), bo oni mają je kompletnie gdzieś – stwierdził rok temu David Aldridge, dziennikarz “The Athletic” i laureat nagrody Galerii Sław im. Jamesa Naismitha, który od ponad trzech dekad zajmuje się opisywaniem wydarzeń w NBA.

Jego opinia idealnie odzwierciedla światowe nastroje wokół Meczu Gwiazd. W poprzednim sezonie Mike Malone, trener Denver Nuggets, nazwał go “kompletnym żartem”, a Jaylen Brown, jeden z jego uczestników, stwierdził, że przypomina rywalizację na dwutakty w prestiżowej formie.

Zgadzam się z tym, co powiedział Jaylen – dodawał natomiast JJ Reddick, wówczas pracujący w ESPN, a obecnie już szkoleniowiec Los Angeles Lakers. – To nie była koszykówka. To była rywalizacja na dwutakty. Zgadzam się też z Mikiem Malonem. On był dość surowy, ale jestem po jego stronie. Wiem, że fani chcą zobaczyć show, ale oni chcą też zobaczyć, jak chłopaki się starają.

Reklama

W 2024 roku w NBA istniała ciekawa zależność. Koszykarze bardzo bowiem zależy na zostaniu wybranym do Meczu Gwiazd. Często powtarzają, że to ich marzenie czy wielki cel na kolejny sezon, zachęcając kibiców do głosowania na siebie, albo kolegów z drużyny. Innymi słowy: bardzo chcą znaleźć się w gronie najlepszych. Wiedzą, że to swego rodzaju nobilitacja za ciężką pracę, jaką wykonywali na drodze do NBA.

Sam występ w Meczu Gwiazd nie jest już dla nich jednak wisienką na torcie, ale bardziej porcją przegotowanych warzyw, które trzeba w siebie wcisnąć. To widać i słychać.

Pieniądze. Jeśli byłoby więcej do zgarnięcia, myślę, że zawodnicy podchodziliby (do meczu) bardziej na poważnie – stwierdził rok temu Shai Gilgeous-Alexander, pytany, jak zmienić spotkanie, w którym sam bierze udział. O finansowych nagrodach mówił też Zach Lowe, jeden z czołowych koszykarskich dziennikarzy w USA. On jednak zadał też dwa ważne pytania: ile dodatkowej kasy zadowoliłoby mulitmilionerów? I skąd NBA miałoby ją wziąć?

Warto w końcu pamiętać, że w Meczu Gwiazd bierze udział dwudziestu czterech graczy. Jeśli każdy z nich dostałby średnio tyle, ile za wygraną w NBA Cup (czyli pół miliona dolarów), to liga musiałaby wyciągnąć skądś dwanaście milionów dolarów. Z racji, że właściciele klubów raczej nie wyraziliby zgodę na spożytkowanie przychodów NBA w ten sposób, to taką kwotę zapewniliby zapewne sponsorzy. – Wątpię, czy to spodobałoby się fanom – mówił Zach Lowe.

Co jednak jeśli koszykarze, którzy zarabiają kilkadziesiąt milionów rocznie, nie czuliby się zmotywowani za sprawą jednego czy pół miliona więcej? I Mecz Gwiazd dalej wyglądałby tak, jak wygląda? NBA znalazłaby się w ogniu olbrzymiej krytyki i otrzymałaby spory cios wizerunkowy. Trudno zatem rozpatrywać płacenie zawodnikom jako realistyczne rozwiązanie.

Co jednak faktycznie zrobił już Adam Silver?

Zmiany w ostatnich latach i zmiany na ten rok

Komisarz NBA przez lata nie wyrażał publicznie swojego niezadowolenia z tego, jak wygląda Mecz Gwiazd, ale działał za zamkniętymi drzwiami. W 2018 roku postanowił go nieco odświeżyć, usuwając tradycyjne starcie konferencji zachodniej z konferencją wschodnią. Zamiast tego powstał format, w ramach którego kapitanowie (czyli zawodnicy z największą liczbą głosów kibiców z Zachodu oraz Wschodu) wybierają w drafcie swoje drużyny. Tym samym przez kilka lat oglądaliśmy “rywalizację” drużyny LeBrona z drużyną Duranta czy drużyny LeBrona czy z drużyną Giannisa.

W końcu do zmian doszło też w samym spotkaniu. Zwycięstwo zaczęło bowiem przypadać drużynie, która jako pierwsza zdobędzie określoną liczbę punktów – czyli wynik zespołu prowadzącego po trzech kwartach plus dwadzieścia cztery, czyli numer Kobego Bryanta. Takie rozwiązanie sprawdziło się w 2022 roku, kiedy w końcówce spotkania faktycznie momentami pojawił się element emocji, a rzut na zwycięstwo oddał LeBron James.

Jak to się jednak mówi: jedna jaskółka wiosny nie czyni. Bo już rok temu, kiedy NBA postanowiło wrócić do formy meczu Wschodu z Zachodem, dostaliśmy wspomniany rekordowy, kuriozalny wynik (211:186) i widowisko, które nikogo nie poruszyło. Nawet samych graczy. – Myślę, że nie ma wątpliwości, że zawodnicy również byli zawiedzeni tym, jak wyglądało to spotkanie. Musimy wszyscy postarać się stworzyć lepsze widowisko oraz rywalizację dla naszych kibiców – mówił Adam Silver.

Adam Silver

Adam Silver. Fot. Newspix

Co zatem na ten rok wymyśliła liga? Rywalizację pucharową, pomiędzy czterema drużynami.

Trzy z nich stworzą gwiazdy wschodniej oraz zachodniej konferencji, wybrane w drafcie przez Chucka Barkleya, Kenny’ego Smitha oraz Shaquille’a O’Neala. Czwartą będzie zespół “Wschodzących Gwiazd”, czyli najlepszych debiutantów oraz drugoroczniaków w lidze – to ekipa, która wygrała rywalizację w gronie Rising Stars, czyli Team C.

Co natomiast z kwestią trenerów? Po jednym zespole prowadzić będą Kenny Atkinson (szkoleniowiec Cleveland Cavaliers, najlepszej drużyny Wschodu) oraz Mark Daigneault (szkoleniowiec Oklahoma City Thunder, najlepszej drużyny Zachodu), a pozostałe dwa wybrani przez nich asystenci w tych klubach. Same spotkania nie będą natomiast trwać regulaminowych 48 minut, a zakończą się w momencie, gdy któraś z drużyn dobije do zaledwie 40 punktów.

Jak to wyjdzie w praniu? Spotkania w ramach Meczu (teraz już Meczów?) Gwiazd powinny być krótkie. Bardzo krótkie. Nadzieja NBA leży w tym, że to wpłynie na ich intensywność oraz zwyczajnie poziom gry. Bo może zawodnicy uznają, że skoro robota i tak za długo nie zajmie, to nie zaszkodzi się wysilić?

Team USA vs Team World

Wątpię, czy zawodnicy wychodzą na boisku z myślą “nie będziemy grać twardo”. To po prostu atmosfera, dynamika w grupie, która przejmuje pałeczkę – stwierdził jeszcze rok temu Adam Silver w wywiadzie z ESPN. I być może dotknął wówczas sedna. Warto bowiem zagłębić się w to, co dzieje się przed i wokół Meczu Gwiazd.

Zawodnicy zjawiają się w mieście, które organizuje Weekend Gwiazd, już w piątek. Biorą udział w sesji zdjęciowej oraz obowiązkowych spotkaniach z mediami. Bywa, że na boisko wychodzą już w sobotę (albo nawet dzień wcześniej) w związku z innymi wydarzeniami: meczem Rising Stars, konkursem wsadów, trójek czy umiejętności (Skills Challenge).

Nie jest też tajemnicą, że to wszystko jest oblane towarzyską otoczką. Inaczej mówiąc: koszykarze na przemian biorą udział w oficjalnych spotkaniach oraz imprezują. Kiedy natomiast po tym wszystkim w niedzielę wychodzą na parkiet, zwyczajnie może być trudno odrzucić im na bok dwudniowe spoufalanie się, zacisnąć zęby i dać z siebie wszystko w meczu o – jakby nie patrzeć – nic.

Patrząc realistycznie: trudno myśleć, żeby tegoroczny, nowy format Meczu Gwiazd wlał w koszykarzy olbrzymią dawkę motywacji. Co jednak może być ostatnią deską ratunku? Być może uruchomienie u nich… patriotycznych uczuć. Coraz więcej w ostatnich latach mówi się bowiem o organizacji meczu “Team USA” vs “Team World”.

To rozwiązanie może pobudzać wyobraźnię, ale ma też swoich przeciwników. – Dostaną po dupie, kiedy tylko najlepsi zawodnicy usiądą na ławkę. Bądźmy poważni. W zespole reszty świata miałbyś zawodników, którzy obecnie nie mogliby być All-Stars. To sprawia, że taka drużyna byłaby skazana na porażkę – mówił w programie “Run it back” Lou Willliams, były zawodnik NBA.

Czy powinniśmy się z nim zgodzić? W hipotetycznej “Reszcie Świata” występowałaby piątka zawodników, którą w niedzielę zobaczymy w San Francisco: Nikola Jokić, Victor Wembanyama, Alperen Sengun, Karl-Anthony Towns oraz Shai Gilgeous-Alexander. Grałby w niej też Giannis Antetokounmpo, który został wybrany do Meczu Gwiazd, ale doznał kontuzji, a także Luka Doncić, który jest stałym uczestnikiem tego wydarzenia, ale również miał ostatnio problemy zdrowotne.

Nikola Jokić i Victor Wembanyama. Fot. Newspix

Bez wątpienia zawodnikami na miarę Meczu Gwiazd są też Franz Wagner oraz Domantas Sabonis. W przeszłości występowali w nim Kristaps Porzingis, Lauri Markkanen, Rudy Gobert oraz Pascal Siakam, których notowania nieco spadły. Pewną zagadką jest natomiast, czemu nigdy All-Starem nie został Jamal Murray, ale to również gracz uważany za gwiazdę. Na końcu mamy jeszcze Joela Embiida, który pochodzi z Kamerunu, ale otrzymał obywatelstwo amerykańskie i na igrzyskach w Paryżu reprezentował USA.

W tym momencie pula graczy drastycznie nam się kurczy. Nie ma co ukrywać, że nawet w 2025 roku większość najlepszych koszykarzy na świecie stanowią Amerykanie. Jest to jednak coraz mniejsza większość. I biorąc pod uwagę trend, jaki obserwujemy od dekady, w którym basket staje się coraz bardziej międzynarodowy – już wkrótce faktycznie będziemy mogli stworzyć dwie równorzędne drużyny.

O formacie “Team USA vs Team World” mówił już zresztą publicznie Adam Silver, twierdząc, że ma go na uwadze. Tylko czy to naprawdę może być rewolucja na którą liczymy? Czy jednak spotkania gwiazd ligi, rozgrywanego w połowie lutego, uratować się już nie da? I już zawsze będziemy w nim oglądać pokaz wesołej, bezstresowej koszykówki?

Czytaj więcej o NBA:

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

NBA