Reklama

Niedawno błyszczał razem z Szymańskim. Jak Santiago Gimenez odjechał Polakowi?

Radosław Laudański

Autor:Radosław Laudański

12 lutego 2025, 13:55 • 9 min czytania 33 komentarzy

Latem 2022 roku do Feyenoordu trafili Sebastian Szymański oraz Santiago Gimenez. To w dużej mierze dzięki wspomnianemu duetowi klub po raz drugi w XXI wieku sięgnął po mistrzostwo Holandii. Wspomniana dwójka wniosła najwięcej do ofensywy zespołu prowadzonego wówczas przez Arne Slota. Dziś ich drogi znacząco się rozjechały. Jeden z nich znacząco obniżył loty w Fenerbahce, drugi najpierw rozbił Bayern w Lidze Mistrzów, a obecnie zaliczył znakomite wejście do Milanu. 

Niedawno błyszczał razem z Szymańskim. Jak Santiago Gimenez odjechał Polakowi?

Przez długi czas wielu polskich kibiców miało nadzieję na to, że Sebastian Szymański w końcu wyląduje w jednej z lig TOP5, a także w Lidze Mistrzów. Wydaje się, że najbliżej tego celu był po tym jak rozegrał bardzo dobry sezon w Feyenoordzie. Później zdecydował się na transfer do Turcji, ale dziś możemy zastanawiać się, czy był to najlepszy wybór. O ile pierwszy sezon jeszcze mocniej rozbudził apetyty, o tyle obecny znacząco oddala go od futbolu na najwyższym poziomie.

W tym samym czasie Santiago Gimenez śrubował znakomite liczby w Eredivisie. Sprawiły one, że został najdrożej sprzedanym zawodnikiem w historii klubu. Jeszcze parę lat temu nie można było spodziewać się tego, że wychowanek Cruz Azul osiągnie tak wysoką formę. Ale Gimenez udowodnił, że można pokonywać przeciwności losu. Niewiele zabrakło, aby w bardzo młodym wieku przestał całkowicie grać w piłkę nożną. Los chciał jednak inaczej i nie można wykluczyć tego, że wkrótce stanie się gwiazdą Rossonerich.

Świetna mistrzowska kampania

W sezonie 2022/23 Feyenoord po sześciu latach zdobył mistrzostwo Holandii. Podopieczni Arne Slota wygrali ligę z siedmiopunktową przewagą nad drugim PSV i przez większość rozgrywek niepodzielnie panowali na krajowym podwórku. Szymański zakończył wówczas sezon z dziewięcioma trafieniami i trzema asystami w Eredivisie, a licznik Meksykanina zatrzymał się na piętnastu golach oraz trzech ostatnich podaniach. Gimenez dołożył jeszcze 13 trafień w innych rozgrywkach i w kolejnych latach jego dyspozycja wyglądała podobnie. We wspomnianych rozgrywkach nikt w klubie nie miał lepszych liczb od Szymańskiego oraz Gimeneza.

Polak z Meksykaninem od początku znaleźli na boisku nić porozumienia. Slot miałby spory problem, jeśli nie posiadałby w składzie wspomnianej dwójki. Wtedy trudno było stwierdzić, który z nich posiada większy potencjał. Dziś, z perspektywy czasu, możemy zastanawiać się czy pozostanie w Holandii, środowisku sprzyjającym rozwojowi ofensywnych piłkarzy, na dłuższą metę nie posłużyłoby także Szymańskiemu.

Reklama

Wyprowadzka do Turcji

Transfer Szymańskiego do Fenerbahce budził mieszane uczucia. W Holandii reprezentant Polski wykonał krok do przodu i wielu kibiców miało ochotę na więcej. Wydawało się, że po nadspodziewanie udanej przygodzie w Feyenoordzie uda się tam co najmniej zostać, a później spróbować powalczyć o transfer do jednego z uznanych klubów z lig TOP5 o renomie np. Napoli, Borussii Dortmund czy Realu Sociedad.

Fenerbahce to klub solidny, jednak posiadający pewne ograniczenia, czego dowodem jest fakt, że ostatni raz w Lidze Mistrzów znalazł 17 lat temu, a od 11 lat nie zdobył mistrzostwa Turcji.  Transfer Szymańskiego miał pomóc im w końcu dopiąć swego. Wyzwanie okazało się jednak niezwykle trudne, ponieważ 99 “oczek”, średnia punktów na mecz 2,60 i 32-punktowa przewaga nad trzecim Trabzonsporem nie dały… niczego, ponieważ minimalnie lepszy okazał się Galatasaray, a po latach nikt nie będzie pamiętał dobrej postawy i historycznych rekordów, tylko zdobyte trofea.

W słabszej lidze Sebastian Szymański poczuł się jak ryba w wodzie i wykręcił najlepsze indywidualne statystyki w karierze. 13 bramek i 19 asyst we wszystkich rozgrywkach to dorobek, wobec którego nie można przejść obojętnie.

Reklama

Spory regres

Latem nie udało się wywalczyć transferu do jednej z najlepszych zachodnich lig, a na horyzoncie pojawiło się coś, co zrobiłoby wrażenie na każdym piłkarzu. Fenerbahce objął bowiem Jose Mourinho. Dziś przyjemnie ogląda się obrazki, na których sam “The Special One” nuci sobie piosenkę o polskim pomocniku. Przyjście Portugalczyka wyhamowało jednak jego karierę.

Gorszej formy Szymańskiego nie można tłumaczyć problemami drużyny. Bo takich nie ma – na tym samym etapie sezonu rok temu zespół miał na koncie tylko trzy punkty więcej i prawie taką samą liczbę zdobywanych bramek na mecz (średnio 2,60). Najłatwiej byłoby wysnuć tezę, że Mourinho jest już wypalonym trenerem, który poza defensywą nie ma niczego do zaoferowania. W Romie rzeczywiście tak było i na dłuższą metę nie prowadził do rozwoju, jednak w znacznie słabszej lidze tureckiej liczby go bronią i trudno zrzucić winę na Portugalczyka.

W obecnym sezonie Szymański zdobył zaledwie dwie bramki oraz zaliczył cztery asysty w lidze tureckiej. Rok temu na tym samym etapie rozgrywek Polakowi brakowało tylko jednego gola oraz jednego ostatniego podania do double-double. To wymowny fakt, który łatwo również zauważą potencjalne nowe kluby. Różnicę widać również w bardziej szczegółowych statystykach. Rok temu były zawodnik Legii Warszawa zaliczał średnio 2,4 kluczowych podań na mecz, teraz ich liczba spadła do 2,0. Lepiej pod tym względem wygląda m.in.  Jakub Kałuziński czy mający 37 lat Dries Mertens.

Przez długi czas narzekaliśmy na to, że Szymański w reprezentacji nie błyszczy tak samo jak w klubie. Niestety teraz jego forma w Fenerbahce wyraźnie spadła i perspektywa wymarzonego transferu znacząco się oddaliła.

Gimenez podbija świat

Odejście Szymańskiego nie przeszkodziło Santiago Gimenezowi w dalszym podboju Eredivisie. W 105 występach dla tego klubu Meksykanin zdobył 65 bramek oraz zaliczył 14 asyst. Napastnik został 14. najlepszym strzelcem w historii klubu, jednak z czołówki lepszą średnią wykręcili tylko grający dawno temu Ole Kindvall oraz Cor den der Gijp. Jeden z największych atutów Meksykanina to regularność. Brak przestoi oraz wysoka forma w meczach z największymi światowymi markami sprawiły, że zainteresował się nim AC Milan. W bieżącej edycji Ligi Mistrzów trafiał aż pięciokrotnie do siatki mimo że kilka kolejek opuścił z powodu kontuzji. Jego najważniejszymi ofiarami stali się giganci tacy jak Manchester City oraz Bayern Monachium.

Dublet w spotkaniu z Bawarczykami sprawił, że z jego nazwiskiem zaznajomiło się wielu kibiców europejskich piłki. Do tej pory Gimenez pozostawał raczej w cieniu, konsekwentnie pracując na wzrost renomy. Ostatecznie postanowił zaufać mu Milan, czyli klub któremu kibicował w dzieciństwie.  Dziś można zobaczyć zdjęcie, na którym młody Meksykanin nosi czerwono-czarną koszulkę.

Lata temu rozmawiałem z Kaką. Powiedział mi wtedy, że pewnego dnia powinienem przejść do Milanu. Milan był moim przeznaczeniem. Podczas derbów widziałem jak kibice niesamowicie przeżywają tutaj emocje – ocenił Santiago Gimenez podczas konferencji prasowej po transferze do Rossonerich.

Podobną historię przeżył w Milanie Sandro Tonali. Pomocnik był uosobieniem oddania oraz gry do końca. Sam od dziecka był milanistą i bez niego trudno wyobrazić sobie zdobycie mistrzostwa czy awansu od półfinału Ligi Mistrzów. W związku z tym kibice mają ogromne nadzieje co do swojego nowego piłkarza.

Na ratunek Milanowi

Przyjście Gimeneza zostało pozytywnie przyjęte przez kibiców Rossonerich. Zespół prowadzony przez Sergio Conceicao miał duże problemy w ataku, o czym świadczy szybkie rozstanie się z Alvaro Moratą. Nieco lepiej wygląda Tammy Abraham, jednak na Angliku również nie można polegać. To Meksykanin ma być tym napastnikiem, który będzie porywał tłumy. Kierownictwo klubu latem popełniło wiele błędów, które postanowiono naprawić zimą. Widzimy to choćby poprzez przyjście Conceicao, Gimeneza, Kyle’a Walkera oraz Joao Felixa. Zespół otrzymał potężny przypływ jakości, który ma zagwarantować miejsce w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów.

Sam piłkarz zaliczył wyjątkowo obiecujące wejście do Milanu. Podczas debiutu z Romą w Pucharze Włoch popisał się efektowną asystą przy bramce Joao Felixa. W tej akcji było widać, że Gimenez jest kimś więcej niż tylko napastnikiem od dokładania nogi. W kolejnym meczu jego wejście znacząco pomogło Rossonerim wygrać mecz ligowy. Podopieczni Sergio Conceicao przez długi czas męczyli się z Empoli, jednak 23-latek wykorzystał ich błąd, popisując się trafieniem w samo okienko.

Dziś Gimenez jest awizowany do pierwszego składu na mecz z Feyenoordem w 1/16 finału Ligi Mistrzów. Meksykanin wróci na swoje ukochane de Kuip zaledwie dziewięć dni po oficjalnym ogłoszeniu transferu. Piłkarzom oczywiście zdarzają się wyjazdy na mecze ze swoimi byłymi kolegami i futbolowi bogowie lubią tego typu historie, jednak ta historia to absolutne kuriozum.

Kocha wiarę. Mógł grać dla trzech reprezentacji

Niewiele zabrakło, aby Gimenez nigdy nie zrobił kariery zawodowego piłkarza. W 2010 roku, stawiając pierwsze piłkarskie kroki w akademii Cruz Azul, zmagał się bowiem z ogromnym bólem spuchniętej ręki. W tamtym momencie trudno było postawić diagnozę i wskazać przyczynę jego pogarszającego się stanu zdrowia. Okazało się, że chodzi o zakrzepicę, która może być śmiertelnie niebezpieczna. Chłopiec został poddany operacji. Lekarze mieli wtedy stwierdzić, że napastnik nie będzie mógł kontynuować swojej piłkarskiej kariery. Młody Santiago nie poddał się i przyznał po latach w swoich mediach społecznościowych, że tamta sytuacja była początkiem nowej drogi.

Chociaż powiedziano mi, że mogę przestać grać w piłkę nożną, wiedziałem już, że to nie są plany Boga i miałem całkowitą wiarę, że muszę przestać się tym martwić, ponieważ wszystko będzie dobrze i ostatecznie Bóg miał rację, a dziś, dzięki Bogu, żyję marzeniem – napisał na swoich mediach społecznościowych Gimenez.

Pochodzenie tego zawodnika również jest dość interesujące. Santiago Gimenez posiada bowiem trzy obywatelstwa. Teoretycznie mógł w przeszłości wybrać czy chce grać dla reprezentacji Meksyku, Włoch czy Argentyny. 23-latek posiada wielu włoskich przodków, a urodził się w Buenos Aires. Do Meksyku wyprowadził się w wieku dwóch lat i jest to kraj, któremu zdecydowanie najwięcej zawdzięcza.

Ostatecznie postawił na reprezentację Meksyku, w której zaliczył już 32 występy. W kadrze narodowej wygląda jednak znacznie gorzej niż w klubie. Po transferze do Milanu oczekiwania co do jego osoby wzrosną, ponieważ stał się czwartym najdrożej sprzedanym piłkarzem w historii kraju. Jeśli zrobi furorę w Milanie ma wszystko, aby wyprzedzić liderującego w tym zestawieniu Hirvinga Lozano. Co ciekawe, zabrakło go na mundialu w Katarze mimo że miał wtedy za sobą dziewięć występów w narodowych barwach.

Magiczna liczba

Można odnieść wrażenie, że samo przejście do Milanu wyzwala w Gimenezie poczucie spełnionego marzenia.

Kiedy byłem dzieckiem, kochałem Milan. Gra w tym klubie była marzeniem. Kiedy tylko dostawałem telefon Rossonerich, od razu pomyślałem sobie wow! Wybrałem liczbę siedem, ponieważ jest to idealna liczba w Biblii – ocenił nowy napastnik Milanu.

W przeszłości z numerem 7 występowali w Milanie tacy piłkarze jak Andrij Szewczenko, Daniele Massaro, Frank Rijkkard, Zvonimir Boban czy Carlo Ancelotti. Zobaczymy czy Gimenez napisze kolejną piękną historię tej liczby.

Dziś zadziwiające wydaje się to jak mocno drogi Szymańskiego i Gimeneza się rozjechały. Niecałe dwa lata to w piłce cała wieczność, co pokazuje historia wspomnianej dwójki. Oby polski pomocnik w przyszłości dokonał dobrych wyborów i chociaż w minimalny sposób zbliżył się do tego, co obecnie przeżywa Santiago Gimenez.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Urodzony w tym samym roku co Theo Hernandez i Lautaro Martinez. Miłośnik wszystkiego co włoskie i nacechowane emocjonalną otoczką. Takowej nie brakuje również w rodzinnym Poznaniu, gdzie od ponad dwudziestu lat obserwuje huśtawkę nastrojów lokalnego społeczeństwa. Zwolennik analitycznego spojrzenia na futbol, wyznający zasadę, że liczby nie kłamią. Podobno uważam, że najistotniejszą cnotą w dziennikarstwie i w życiu jest poznawanie drugiego człowieka, bo sporo można się od niego nauczyć. W wolnych chwilach sporo jeździ na rowerze. Ani minutę nie grał w Football Managera, bo coś musi zostawić sobie na emeryturę.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Szalony konkurs w Vikersund. Wygrana Niemca, Zniszczoł w dziesiątce

Jakub Radomski
0
Szalony konkurs w Vikersund. Wygrana Niemca, Zniszczoł w dziesiątce

Liga Mistrzów

Polecane

Szalony konkurs w Vikersund. Wygrana Niemca, Zniszczoł w dziesiątce

Jakub Radomski
0
Szalony konkurs w Vikersund. Wygrana Niemca, Zniszczoł w dziesiątce