Reklama

Nikt nie prosił, nikt nie potrzebował. Serial o WAGs to kino! [RECENZJA]

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

03 lutego 2025, 11:51 • 10 min czytania 69 komentarzy

Obejrzeliśmy, żebyście wy nie musieli. Śmiemy wątpić, że czekaliście na premierę miniserialu “Na pierwszym planie” z wypiekami na twarzy, szykując popcorn i wolne dwie godziny. Nie to, żeby miał być to paździerz kompletnie niewarty uwagi, ale przy obecnej koniunkturze, w której każda stacja musi walczyć o uwagę widza, produkcja o WAGs nie miała większych szans. Bo kogo interesuje życie partnerek piłkarzy, skoro oni sami często nie są interesujący?

Nikt nie prosił, nikt nie potrzebował. Serial o WAGs to kino! [RECENZJA]

Postanowiliśmy jednak obejrzeć trzy z czterech odcinków, które wypuścili do sieci twórcy z Canal+. Od razu zaznaczamy, że pominęliśmy historię Kamili Wybrańczyk, partnerki Artura Szpilki, bo interesuje nas tutaj wyłącznie świat piłkarski. Poznajemy zatem Celię Jaunat Krychowiak, Maję Mocydlarz i Claudię Kiwior, co niestety nie w każdym przypadku zostawia wrażenie, że było warto.

Celia Januat Krychowiak, czyli infantylny pokaz “mody cielesnej”

Pierwszy odcinek jakiegokolwiek serialu powinien zachęcać do obejrzenia kolejnego, prawda? Dzisiaj mało komu chce się tracić czas na dawanie drugiej, trzeciej albo nawet czwartej szansy, idąc za hasłem, że “zaraz się rozkręci”. Całe szczęście z Celią Krychowiak spędzamy zaledwie 30 minut (tak naprawdę mniej, bo Grzegorz kradnie kilka), więc nie ma poczucia straconej cząstki życia.

Ba, dostajemy bezcenną wiedzę o tym, jakie warzywa warto kupić na targu, jak szykować się do zawodów w kulturystyce naturalnej albo jak robi się sesję na ulicach Paryża. Wow, super! A żeby było dokładniej: jakieś 15 minut to obrazki, jak żona byłego reprezentanta Polski wypina się do kamery. Raz na siłowni, innym razem na scenie w bieliźnie i tak w kółko. Infantylny seksapil aż wylewa się z ekranu.

Niestety większość tego odcinka wygląda jak jeden wielki vlog o drodze do konkursu dla miss kulturystyki naturalnej, prawie że od zera do bohatera (spoiler: Celia nie wygrywa). W dodatku z wstawkami jak z reklamy odzieży fitness, oczywiście z dobrze wyglądającą modelką. Tu i tam opowieści, ile to nie trzeba trenować, jak ambitna Celia nie jest, wiecie – utarte formułki, które może na szybko przyszykować każdy przeciętny sportowiec.

Reklama

Fajnie, że Celia spełniła swój cel w wypracowaniu zamierzonej sylwetki. Fajnie, że jest ukazana jej pasja. To rzecz warta pochwały, ale z drugiej strony czegoś w tej historii zabrakło. Albo inaczej: czegoś jest wręcz za dużo, jeśli zakładamy, że twórca chciał pokazać partnerki piłkarzy z innej, głębszej i bardziej wartościowej strony. Ale chyba nie o to chodziło lub to się zwyczajnie nie udało, skoro więcej w tym odcinku zbliżeń na tyłek i piersi, niż mądrych i ambitnych treści ze strony bohaterki.

Bardziej skłaniamy się ku teorii, że reżyser zwyczajnie nie miał pomysłu lub dał się urobić na wciśnięcie najnowszej zajawki Celii. Sęk w tym, że rzeczy, które mogły być bardziej interesujące, zostały dosłownie tylko liźnięte. Świat mody, Paryż, biznesy, relacja z Krychowiakiem, kulisy wpływu partnerki w kwestii wsparcia męża albo w życiowych decyzjach – to było tłem dla tyłka, pracy na siłowni, kulturystyki naturalnej i tyłka. Tym samym poznajemy, wydaje się, dość płytką (albo bogatą, zależy od waszych preferencji) wersję Celii. A także nie zostało nam powiedziane (celowo nie używamy słowa “pokazane”), dlaczego warto porzucić nieprzychylny stereotyp WAGs.

Gdzieś w tle poznajemy historię, że Grzegorz z Celią poznali się w sklepie z płytkami, że “Krycha” bajerował ją na studenta i na pierwszych spotkaniach nie przyznawał się do bycia piłkarzem. Albo że Celia maluje obrazy do własnego domu, że lubi Warszawę i odwiedza sklep męża, że nie interesuje się piłką i co? Że trenuje sześć razy dziennie, bo kulturystyka, tyłek, wiadomo. I właśnie to pamięta się najbardziej – te bronzery, pośladki, pozowanie i trening. A szkoda, bo w świecie partnerek reprezentantów Celia sprawiała wrażenie znacznie ciekawszego materiału. Nie tak jednowymiarowego, nie z typowego rozdania WAGs.

Maja Mocydlarz, czyli idealna reklama antyWAGs

A może tak miało właśnie być? Może to był sprytny zabieg twórców Canal+, żeby następny odcinek mógł błyszczeć w niemal każdej minucie trwania? Tak, drugie pół godziny to już inna para kaloszy, a wszystko dzięki Mai Mocydlarz, życiowej partnerce Bartosza Bereszyńskiego, z którą chciałoby się spędzić nie 30, a 60 minut z prostego powodu. To wszechstronna, inteligentna kobieta, która w przeciwieństwie do Celii Krychowiak mogłaby śmiało kontrować stereotypy WAGs.

Czego się o niej dowiadujemy? Cóż, jest tego całkiem sporo. Mamy pasję do tańca, którą Maja przekuła w nauczanie dzieci. Pojawia się fajnie rozwinięty temat jej niezależności i biznesu modowego, który zaczęła rozwijać w młodym wieku. “Nikt nie mógł powiedzieć, że poleciałam na czyjeś pieniądze” – przyznała Mocydlarz, dodając, że w momencie poznania Bereszyńskiego prawdopodobnie zarabiała więcej od niego. Co więcej, od samego Bartosza dowiadujemy się, że Maja nigdy nie chciała pomocy w rozwoju marki modowej, a każde oszczędności wkładała właśnie w biznes, któremu odda się w 100%, gdy piłkarz Sampdorii zakończy karierę.

Reklama

W tym odcinku poznajemy naprawdę kumatą babkę. Można by rzec: perfect wife material. Zawsze lubiła się uczyć i skończyła kilka kierunków studiów z tytułami: licencjat z politologii, magisterka ze stosunków międzynarodowych oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej, a do tego ukończone zarządzanie w sektorach mody. Wszystko w trybie dziennym, łączone z pracą. A jakby tego było mało, dostajemy próbkę umiejętności gry na pianinie czy malowanie obrazów razem z dziećmi. Ogółem da się odczuć, że w konkursie na matkę roku Mocydlarz nie byłaby na straconej pozycji.

Przez to, że mamy do czynienia z łatwą do polubienia osobą, drugi odcinek “Na pierwszym planie” płynie, aż miło. To już nie trochę karykaturalne show z Paryża, tylko bardziej ludzka i przyziemna historia, w której poznajemy również wady i zalety życia z piłkarzem. Gdzieś w tym wszystkim kluczową rolę odgrywa rodzina, a Maja pokazuje nam, jak radzić sobie z wychowaniem dwóch synów z rzadko dostępnym tatą. Widzimy niepewność względem transferów i zmian miejsc zamieszkania (wynajmują, nie mają kupionych domów), szczera opinia o życiu na walizkach i podjęty temat rozłąki. Czy nawet kulisy przejścia Bereszyńskiego z Lecha do Legii, kiedy Maja była w ciąży i została napadnięta przez kibica. Fajnie opakowane wizualnie, dobrze opowiedziane narracyjnie.

Hasła typu: “Rutyna życia z piłkarzem jest dość wymagająca”, “Zmiana klubu to jak zmiana korporacji, gdzieś indziej są lepsze perspektywy rozwoju” albo “Chcę pokazać chłopakom, jak wygląda normalne życie, a nie tylko zabawa” dobrze rezonują z tym, jaką postacią jest Maja. Tu niczego nie trzeba kreować. To właściwie samograj. Z jednej strony mamy kobietę, którą poświęciła się dla Bereszyńskiego, przez zdecydowaną większość czasu wychowuje dzieci, jeździ z nimi na treningi i wspiera Bartosza na meczach, a z drugiej wie, czego chce dla samej siebie, odkąd wkroczyła w dorosłość. Jest w tym jakaś próba zachowania balansu, pewna wartość, którą z perspektywy widza można potraktować nawet jako inspirację.

Nie czuć w tym odcinku sztuczności i to jest jego największa zaleta. To oczywiście zasługa Mai Mocydlarz, której dajemy jedną wielką “okejkę”, a wam polecenie, że chociaż na ten odcinek “Na pierwszym planie” warto poświęcić pół godziny.

Claudia Kiwor, czyli coś więcej niż twerkowanie

Pewnie ktoś się przyczepi, że w jednym przypadku eksponowanie pewnych części ciała krytykujemy, a w drugim szukamy pretekstu, żeby to obronić. Trudno, każdy może mieć inne odczucia, ale w przypadku Claudii Kiwior to naprawdę nie jest takie oczywiste. Poznajemy bowiem kobietę, która jest jedną z najlepszych na świecie w swoim fachu. Wytrenowaną od wielu lat tancerkę, która przebijała się do tego świata od zera, bez środków, które zdobywała choćby z pracy w McDonaldzie. Czuć tutaj, że dziecięca pasja poszła w parze z ambicją i konkretnym pomysłem na siebie i swój biznes. Partnerka Jakuba Kiwiora nie została sprowadzona do płytkiej myśli przewodniej, że jej jedynym atutem jest “machanie” tyłkiem.

W ostatnim odcinku “Na pierwszym planie” poznajemy historię dziewczyny, której celem w życiu był taniec. I to do takiego stopnia, że dziś, jej zdaniem, trenuje nawet ciężej niż piłkarz Arsenalu. Co więcej, Claudia nie chciała tylko tańczyć, ale też nauczać. Tłumaczy kulisy twerkowania, obala niesprawiedliwie mity i zapewnia, że wszystko wypracowała sobie sama. Jeździ po świecie, kiedy jest zapraszana na konkursy w roli jurorki, zawodniczki czy prelegentki, a nawet stworzyła zawody taneczne w Polsce. Dosłownie dostajemy pakiet informacji, jak z twerkowej niszy (jakkolwiek to brzmi) można stworzyć mocny fundament pod co najmniej połowę życia. A że zostało to ciekawe opowiedziane, da się to oglądać bez cringe’u.

Oczywiście twórca serialu skorzystał z pokusy ukazywania pasji Claudii na 10 różnych sposobów, zbliżeń czy kątów. Ale to nie razi tak bardzo jak w pierwszym odcinku z Celią, ot, dostajemy coś pomiędzy, co bardziej stoi na wyrazistej osobowości Kiwior niż wyglądzie. Przez te pół godziny da się poznać bohaterkę na tyle, żeby stwierdzić, że ma sobą więcej do zaprezentowania niż to co na parkiecie.

Nie ma tak, że czyjaś kariera jest ważniejsza” – mówi Claudia, choć przyznaje, że musi jednak dostosować się do Kuby, nie na odwrót. Mimo to, prowadzi warsztaty w różnych krajach i ma osobną ścieżkę, nieuzależnioną od statusu partnera. To nie jakaś zajawka, tylko faktycznie styl życia, który mógłby posłużyć komuś za przykład. Bo czemu nie? Zwłaszcza że stoi za tym jakaś namiastka misji – biorąc udział w różnych wydarzeniach, Claudia chętnie wspiera akcje charytatywne dla zwierząt i powtarza, że chce inspirować ludzi do ruszania się. Miłe i przyjemne z pożytecznym.

W odcinku poświęcono też trochę czasu Claudii i Kubie jako parze. Dostajemy historię, jak poznali się w Brukseli, że najpierw byli ziomkami, a także poznajemy ich opinie o relacji. Nie ma tego tak dużo jak w przypadku rodziny Bereszyńskich, ale odcinek na tym nie traci. W końcu każda para jest inna, choć spokojnie, tą ostatnią też da się polubić. Zwłaszcza że Claudia wychodzi trochę poza ramy klasycznej WAGs, robi coś nietypowego, jest mistrzem swojej dyscypliny i nie ma się takiego uczucia, że bez Kiwiora nie mogłaby zaistnieć. W ostatecznym rozrachunku mamy zjadliwy odcinek od Canal+, bez zbędnej cukierkowości. W takim wydaniu miałoby to sens. Pociągnięcie wątków kolejnych ciekawszych postaci nie budziłoby poczucia zażenowania, ale…

Podsumowanie, czyli serial warty “piątki”, ale w skali 1-10

Na tym kończy się serial “Na pierwszym planie”. Z trzech odcinków o partnerkach piłkarzy jeden jest słaby, drugi świetny, a ostatni poprawny. Łącząc to w całościowy odbiór tej mini-produkcji, wychodzi jakieś 5/10. Szczerze? Jeśli nie lubicie tracić czasu i celujecie tylko w porządne seriale, nie włączajcie. A jeśli chcecie chociaż trochę uchylić drzwi dla nowości, odcinek o Mai Mocydlarz w ramach wyjątku będzie okej.

Nie wiemy, jak ten serial mający premierę w grudniu się obejrzał, ale zakładamy, że mizernie. No bo kogo interesuje partnerka piłkarza? Zwłaszcza że słabą reklamę temu środowisku zrobiła nie tak dawno memiczna partnerka Cristiano Ronaldo. Jeśli jesteście męską częścią widowni, nie dziwi nas, że robicie wielkie oczy, kiedy ktoś decyduje się wejść z kamerą do życia WAGs. To tak jakby robić filmy o piłkarkach – z całym szacunkiem, ale nie lądowałaby dzisiaj na szczycie listy popularności, co oczywiście nie oznacza, że tak musi być zawsze.

Dlatego, mimo wszystko, można pochwalić Canal+, że wyszedł do ludzi z nieoczywistym pomysłem. Lepiej tak, niż gnić w przekonaniu, że nikt tego nie obejrzy, albo że większość skrytykuje bez obejrzenia. Sukcesu to nie odniesie, owszem, ale też nie mogło mieć dużego budżetu, więc nie ma co się pastwić. Lepiej obejrzeć “Na pierwszym planie” niż jakieś durne reality show, wyspy miłości albo memiczne paradokumenty na Polsacie. Co prawda momentami dużo tutaj właśnie telewizyjnej kiczowatości, a mniej cech reportażu wideo z krwi i kości, ale w sumie da się to wytłumaczyć. To nie są bardzo poważne tematy, to WAGs, to ma być proste i lekkostrawne jak na “kino” niższej klasy przystało. Nie ma po tym rewolucji żołądkowych i to jest najważniejsze.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna