“Prędzej rozwiódłbym się ze swoją żoną, niż pozbyłbym się Luki Doncicia” powiedział pięć lat temu Mark Cuban, były właściciel Dallas Mavericks. Ogłoszony wczoraj transfer słoweńskiego koszykarza zszokował świat NBA do takiego stopnia, że… trudno znaleźć podobny przypadek w całej historii ligi. Postaraliśmy przyjrzeć się trzęsieniu ziemi, jakie miało (ma?) miejsce za Oceanem.
Wymiana Luki Doncicia na Anthony’ego Davisa stała się numerem jeden nie tylko w Kalifornii oraz Teksasie, ale w otoczeniu każdego klubu NBA. Kiedy na konferencji prasowej po meczu Milwaukee Bucks z Memphis Grizzlies pojawił się Giannis Antetokounmpo, błyskawicznie został zapytany właśnie o to, co wydarzyło się na linii Dallas Mavericks – Los Angeles Lakers. I wcale nie zbył tego wątku, mówiąc, że go nie dotyczy, a udzielił wyczerpującej odpowiedzi.
– Teraz Europejczyk będzie twarzą Lakers. To jest coś nowego dla Europy, to nie wydarzyło się nigdy wcześniej. Oczywiście mieliśmy Paua Gasola czy Sashę Vujacicia – świetnego gościa, jednego z moich bliskich przyjaciół. Ale to, co się stało… kocham to. Chcę Lukę w Lakers, chcę Jokicia w Knicks. Chcę wszystkich Europejczyków na największych rynkach, żeby stworzyło się coś wielkiego. To jest moje marzenie – opowiadała gwiazda Bucks.
Inne podejście miał Joe Mazzulla, trener Boston Celtics, który, zanim dziennikarze podnieśli rękę, wypalił: “nie pytajcie mnie o transfer, naprawdę mnie to nie obchodzi”. Innymi słowami: temat transferu Doncicia pojawiał się w ciągu minionej doby wszędzie. I nic w tym dziwnego. Bill Simmons, jeden z najbardziej znanych amerykańskich dziennikarzy sportowych, przeanalizował, że równie szokującej wymiany w historii NBA nie było nigdy.
– To najwyższy poziom, jeśli chodzi o transferową niespodziankę. “Co się kur… stało, czy reporter został zhakowany?” – tak bym to określił. Możemy wrócić do lat 60. czy 70., kiedy [Wilt] Chamberlain czy Kareem [Abdul-Jabbar] trafili do Lakers. Nawet wówczas w mediach pojawiały się pogłoski, że ta jedna gwiazda jest dostępna na rynku. Ale teraz? Czy ktokolwiek słyszał, że Luka Doncić jest na sprzedaż? (cytat za “The Bill Simmons Podcast”).
Jak przeanalizowali już amerykańscy eksperci: o potencjalnej wymianie na linii Dallas Mavericks – Los Angeles Lakers mieli nie słyszeć ani główni zainteresowani (Doncić oraz Davis), ani LeBron James, ani najlepiej poinformowani insiderzy, ani żadni przedstawiciele pozostałych klubów NBA. Po prostu – kiedy transfer stał się faktem, olbrzymi szok dotknął wszystkich. Zarówno osoby ze środowiska, jak i postronnych fanów.
Nico Harrison oraz Rob Pelinka, czyli kto pociągał za sznurki
Obecnie znamy już sporo z kulisów z całego zamieszania. Wszystko zaczęło się od momentu, gdy Nico Harrison, czyli generalny menadżer Dallas Mavericks, zainicjował spotkanie z Robem Pelinką, który pełni tę samą funkcję w Los Angeles Lakers. Miało to miejsce 7 stycznia. Co ciekawe, obaj panowie znają się doskonale – w przeszłości opiekowali się interesami Kobego Bryanta. Pierwszy jako przedstawiciel Nike, drugi jako główny agent legendarnego koszykarza.
Jak łatwo policzyć: ich dalsze rozmowy na temat transferu Doncicia trwały przez ponad trzy tygodnie. Co natomiast w trakcie wczorajszej konferencji prasowej stwierdził sam Harrison: Pelinka początkowo nie wierzył, z jaką ofertą przychodzi do niego stary znajomy. “Żartujesz, prawda?” – miał rzucić w jego kierunku.
Co ciekawe, dokładne warunki wymiany wielokrotnie zmieniały się w trakcie styczniowych negocjacji. Jak mogliśmy usłyszeć w podcaście Billa Simmonsa: podobno cena za Doncicia w pewnym momencie była wyższa niż Anthony Davis, Max Christie oraz jeden pierwszorundowy wybór w drafcie. Lakers mieli na przykład w pewnym momencie wytransferować 23-letniego Deltona Knechta. Ostatecznie jednak Pelinka przekonująco przedstawił swoją opinię na temat wartości rynkowej Luki Doncicia i pozyskał go w okazyjnej cenie.
Największym sukcesem menadżera Lakers bez wątpienia było jednak to, że Mavericks nie otworzyli dyskusji transferowych z żadną inną ekipą NBA. A także to, że jego rozmowy z Harrisonem zostały utrzymane w ścisłej tajemnicy. Jakim cudem?
Rob Pelinka
Przede wszystkim, Mavericks miało bardzo zależeć na pozyskaniu konkretnie Anthony’ego Davisa. Jednego z najlepszych podkoszowych oraz defensorów w lidze. A już na pewno najlepszego z tych, którzy byli w zasięgu Dallas. Bo akurat Victora Wembanyamy, Nikoli Jokicia oraz Giannisa Antetokounmpo nie dałoby się pozyskać nawet w ofercie za Lukę Doncicia. To w końcu trzech z czterech najbardziej wartościowych koszykarzy w NBA (obok Shaia Gilgeousa-Alexandra z Oklahoma City Thunder).
Pytanie brzmi jednak: dlaczego Mavericks nie poszukali szczęścia gdzieś indziej? Czemu nie “otworzyli” licytacji pomiędzy kilkoma różnymi klubami? To przecież w rezultacie mogłoby sprawić, że i tak pozyskaliby Anthony’ego Davisa, ale w komplecie z kilkoma wyborami w drafcie, a nie jednym. Innymi słowami: dlaczego nie zmusili Lakers do wykosztowania się?
Możemy tutaj mówić o wybitnych zdolnościach negocjacyjnych Pelinki, jego przyjacielskich relacjach z drugą stroną, albo… głupocie Nico Harrisona. Najnowszy ruch transferowy menadżera Mavericks już bywa nazywany “najgorszą wymianą w historii NBA”. Przeglądając social media, nietrudno natknąć się na lament oraz rozpacz wśród kibiców Mavericks. Ta ostatnia jest tak wielka, że grupa fanów zaniosła pod halę American Airlines Center… trumnę z logiem ekipy z Dallas.
W ich oczach 2 lutego 2025 roku będzie już na zawsze symbolizował śmierć tej organizacji.
To wszystko sprawka złych miliarderów?
Jak raportował Tim MacMahon, dziennikarz ESPN blisko związany z Mavericks, Nico Harrison miał swoje powody, żeby pozbyć się Doncicia. Najważniejszy z nich dotyczył ciągnących się problemów kondycyjnych 25-letniej gwiazdy. Nie jest bowiem tajemnicą, że Słoweniec nie należy do najbardziej profesjonalnych koszykarzy w lidze.
Kilka lat temu za sprawą byłego pracownika Mavericks, Haralabosa Voulgarisa, pojawiły się choćby pogłoski, że między treningami Luka lubi raczyć się słodzoną mrożoną herbatą. Innym razem, w trakcie mistrzostw świata w baskecie, niemieckie media dotarły natomiast do nocnych posiadówek reprezentacji Słowenii, podczas których Donciciowi oraz jego kolegom towarzyszyły papierosy, karty oraz puszki coca-coli.
Styl życia Luki miał też swoje odzwierciedlenie w jego gabarytach. ESPN poinformowało wczoraj, że waga Doncicia osiągnęła w ostatnim czasie ponad 260 funtów, czyli 118 kilogramów – kiedy jeszcze podczas obozów treningowych przed sezonem Słoweniec był o około 13 kilogramów lżejszy. Wiele mówi też zwykły test oka – nie da się nie zauważyć, że w porównaniu do swoich początków w NBA Słoweniec stał się znacznie okrąglejszy i mniej dynamiczny na boisku. W trakcie ostatnich dwóch sezonów zakończył wsadem… łącznie tylko trzy akcje.
Trudno się z tym kłócić – lepsza profilaktyka, lepsze prowadzenie się pozwoliłoby Donciciowi wejść na jeszcze wyższy koszykarski poziom. Inna sprawa, że cały czas mówimy o najlepszym strzelcu poprzednich rozgrywek NBA, który wygrał osiem z ostatnich dziewięciu meczów w barwach Mavericks. Jego statystyki z tych spotkań? 26.8 punktów, 8.7 zbiórek, 7.6 asyst, 2.7 przechwyty na mecz, przy skuteczności 51.9 procent.
Doncić to zwyczajnie człowiek, który urodził się po to, żeby grać w koszykówkę. I jeśli tylko dopisze mu zdrowie, to dalej będzie w niej wybitny. Widocznie jednak Nico Harrison miał wątpliwości, czy brak profesjonalizmu Słoweńca w końcu nie przysporzy mu większych problemów z kontuzjami. Obecnie 25-latek jest w trakcie leczenia kolejnego urazu łydki. W środowisku NBA panuje tymczasem – mniej lub bardziej uzasadnione – przekonanie, że od problemów z łydkami niedaleko jest do poważnej kontuzji ścięgna Achillesa.
Na końcu musimy wspomnieć też o kwestii pieniędzy. Mavericks za kilka miesięcy mogliby zaoferować Donciciowi “supermaksa”, czyli najwyższy możliwy kontrakt, który wynosiłby prawdopodobnie 345 milionów dolarów (rozłożone na pięć lat). Mówimy o najwyższej wypłacie w historii najlepszej ligi świata. Wypłacie, której władze Mavericks najwidoczniej chciały uniknąć.
Tu dochodzimy do teorii spiskowej. Obecnymi właścicielami klubu z Dallas są Miriam Adelson oraz Patrick Dumont, których rodzina dorobiła się miliardów w branży hazardowej. W ich interesie miałoby leżeć skłócenie się z kibicami Mavericks, po to, żeby bez żadnego sprzeciwu w perspektywie kilku lat przenieść drużynę do… Las Vegas. To natomiast pozwoliłoby im zgromadzić wszystkie swoje biznesy w jednym miejscu.
Sami możecie ocenić, czy brzmi to wiarygodnie i czy transfer Luki Doncicia jest częścią wielkiego planu oziębłych miliarderów, którzy mają w nosie uczucia kibiców Mavs.
Co dalej?
Przyjrzymy się faktom. Luka Doncić jest już oficjalnie zawodnikiem Lakers. Kilkanaście godzin temu wylądował w Los Angeles, przywitał się z kibicami za pośrednictwem social mediów oraz podziękował fanom i całemu miastu Dallas. Wkrótce powinien zadebiutować już w barwach swojego nowego zespołu.
Can’t spell Luka without LA pic.twitter.com/3bNjnNtnhc
— Los Angeles Lakers (@Lakers) February 3, 2025
Co to znaczy wkrótce? Według ESPN słoweński koszykarz znajduje się w końcowym etapie swojej rehabilitacji i jeszcze przed przerwą na Weekend Gwiazd (startuje 17 lutego) pojawi się na boisku. W tym czasie możemy oczekiwać… następnego transferu ze strony Lakers. Rob Pelinka zdaje sobie sprawę, że po utracie Davisa jego ekipa jest niezwykle wąska, jeśli chodzi o rotację podkoszowych. Stąd ma celować w pozyskanie zawodników pokroju Nica Claxtona z Brooklyn Nets albo Roberta Williamsa III z Portland Trail Blazers.
Większych zmian nie planują natomiast Mavericks. Oni mają wierzyć, że trójka gwiazd – Kyrie Irving, Klay Thompson oraz Anthony Davis – poprowadzi ich do mistrzostwa. Jeśli tak się stanie, Nico Harrison będzie mógł śmiać się wszystkim w twarz. Na razie podjął jednak najbardziej niepopularną decyzję w historii NBA. Luka Doncić podobno nawet nie odebrał od niego telefonu ani nie odpisywał na wiadomości. Większość kibiców Mavericks ma go za wroga numer jeden. A zaufanie najważniejszych osób w organizacji skończy się tak szybko, jak nie będzie oczekiwanych wyników jego ostatniej pracy.
Fani NBA na pewno będą mieli więc co śledzić w nadchodzących miesiącach.
Czytaj więcej o koszykówce:
- “Heat Culture”, czyli dlaczego Miami nie cacka się z gwiazdą NBA
- 40 wycinków z kariery 40-letniego LeBrona Jamesa
- “Nie będę grał z tym skur…”. Shaq i Kobe, czyli konflikt mistrzów
- Spadek oglądalności, wszechobecna krytyka. Czy NBA jest w kryzysie?
Fot. Newspix.pl