To miał być mecz pełen goli, w którym 18-letni Patryk Paryzek pokaże, że Zagłębie Lubin wyjątkowo mu leży. Ale Pogoń Szczecin długo nie była dziś Pogonią Szczecin, jaką znamy z domowych meczów, a Paryzka długo jakby w ogóle nie było na boisku. Oglądaliśmy nieudolne próby ataków z obu stron i ciągłe straty piłki. Kopaninę. Ale na szczęście na boisku był Kamil Grosicki. W drugiej połowie najpierw szarpnął na skrzydle, później świetnie dośrodkował, a w końcu przeprowadził decydującą akcję, dającą jedynego gola meczu. Gdyby nie on, zwłaszcza do 60. minuty momentami najchętniej wyłączylibyśmy telewizor.
Miał ją przejąć bogaty Kanadyjczyk Alex Haditaghi, ale okazał się śmiesznym, wręcz żenującym człowiekiem i do transakcji, na szczęście, nie doszło. Wokół Pogoni zimą działo się wiele. Były zaległości, był strajk zawodników, teraz wiadomo, że w połowie lutego zespół prawdopodobnie będzie w końcu miał nowego właściciela. Trzech zawodników – Benedikt Zech, Wahan Biczachczjan i Alex Gorgon – odeszło. Nie przyszedł nikt. W tekście przed sezonem pisaliśmy, że na szczęście w Pogoni został Efthymios Koulouris, który w tym sezonie zdobył już 11 bramek. Tyle tylko, że w meczu z Zagłębiem Greka zabrakło, bo pauzował za kartki.
Po meczu napiszemy wyraźnie – najlepsze dla Pogoni jest to, że ciągle gra w niej Kamil Grosicki.
Paryzek i peleryna-niewidka
Nie było Koulourisa, ale szansę otrzymał z przodu Patryk Paryzek. To w sumie ciekawe – 18-latek do dzisiaj rozegrał w obecnym sezonie ledwie 219 minut i zdobył dwie bramki. Obie – w meczach z Zagłębiem: jedną w lidze, a drugą w Pucharze Polski. Można było stwierdzić, że młodzian ma patent na zespół z Lubina. Dziś już w dziewiątej minucie znów mógł to zrobić, ale nie wykorzystał świetnego dośrodkowania Grosickiego z lewej strony. Później Paryzek prezentował się tak, jakby założył pelerynę-niewidkę. Chłopaka na boisku w zasadzie nie było. Po raz kolejny zobaczyliśmy go dopiero, gdy w przerwie spotkania rozmawiał z Błażejem Łukaszewskim. A później – gdy w drugiej połowie sfaulował przeciwnika i dostał żółtą kartkę. Dopiero w końcówce Paryzek uderzył celnie, ale jego strzał obronił Dominik Hładun.
Pogoń grająca u siebie to od pewnego czasu drużyna, która rusza na rywala, tworzy sporo okazji i z reguły strzela kilka goli. W tym sezonie przegrała w Szczecinie tylko z Radomiakiem, ale nawet wtedy miała swoje szanse z przodu, a świetnie bronił Maciej Kikolski. Dziś widzieliśmy inny zespół. Grający chaotycznie, dość wolno, często bez pomysłu. Jeżeli cokolwiek po stronie gospodarzy działo się z przodu, to wynikało najczęściej z działań Grosickiego czy dość aktywnego z przodu Linusa Wahlqvista. Reszta zawodziła, jak inny 18-latek, Adrian Przyborek, który więcej dobrego robił w grze obronnej niż ofensywnej, a jak strzelał, to w środek bramki rywali.
W drugiej połowie – na szczęście dla wszystkich – kolejny bieg wrzucił Grosicki. Najpierw dostał piłkę po lewej stronie pola karnego Zagłębia i zrobiło się groźnie. Później to “Grosik” dorzucił z rzutu wolnego, Pogoń utrzymała piłkę w grze i Hładun musiał wykazać się świetnym refleksem. Było widać, że jeżeli ktoś ma rozstrzygnąć ten mecz, to właśnie były reprezentant Polski. I tak też się stało – Fredrik Ulvestad świetnie dograł do Grosickiego, a ten pokazał specjalność zakładu: drybling, zwód i precyzyjny strzał do siatki. Po tym golu widać było, że gospodarzom gra się lżej, ale w Szczecinie nie oglądaliśmy już więcej bramek.
Tym razem bez tylu emocji
Gdy te zespoły po raz ostatni mierzyły się ze sobą, oglądaliśmy prawdziwą wymianę ciosów w 1/8 finąłu Pucharu Polski. Ostatecznie Pogoń wygrała 4:3, a decydującego gola strzelił Paryzek. Mało tego – Zagłębie w jednym ze sparingów pokonało Widzew Łódź 7:4. Tak, oba zespoły naprawdę grały w piłkę, a nie w hokeja. Do tego zespół z Lubina prowadzi Marcin Włodarski, który jako trener reprezentacji U-17 dał się poznać jako człowiek promujący ofensywny styl gry. Wydawało się, że z tego wszystkiego musi wyjść emocjonujący, ofensywny, pełen goli mecz.
A dostaliśmy coś, zwłaszcza w pierwszej połowie, piłkopodobnego. Współczynnik goli oczekiwanych Zagłębia po 45 minutach? 0,03. Naprawdę spodziewaliśmy się, że drużyna, która musi nerwowo zerkać za siebie, bo miała tylko punkt przewagi nad strefą spadkową, i która ma takiego trenera, zagra z większą odwagą. Po stronie gości oglądaliśmy dwóch nowych piłkarzy – Szwedów, ściągniętych z tego samego klubu: znanej z pracy z młodzieżą Brommapojkarny. Alexander Abrahamsson w obronie mógł się momentami podobać (choć nie popisał się przy golu), a pomocnik Ludvig Fritzson był najbardziej „aktywny”, gdy dostał piłką w głowę i zwijał się z bólu. Dawid Kurminowski? Zamiast strzelania goli bardziej skupił się na przepychankach i prowokacjach. Taki to był mecz. Niestety.
Po nudach w Krakowie długo mieliśmy nudy w Szczecinie. Na szczęście na boisku był jeden kozak.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Straszne nudy w Krakowie. Kiedy Raków zagra w końcu efektowny mecz?
- Czarodziej, artysta, pan-piłkarz. Oto Afonso Sousa
- Wysoka pensja i rasizm. Czy dyrektor z Premier League trafi do Legii?
Fot. Newspix.pl