Pracował z czołowymi polskimi pięściarzami, w tym z Tomaszem Adamkiem czy Arturem Szpilką. Umiejętnie łączy sport z nauką, badając mózgi swoich podopiecznych. Dziś jest kluczową postacią w sztabie Oleksandra Usyka, który po ostatniej walce z Tysonem Furym dziękował mu na konferencji prasowej. – Nigdy wcześniej nie współpracowałem z zawodnikiem, który byłby tak szczerze zainteresowany wszystkim, co go otacza i kształtuje, w czym funkcjonuje i żyje – mówi nam dr hab. Jakub Chycki, prof. AWF Katowice, trener przygotowania fizycznego ukraińskiego mistrza. Jak właściwie trafił do jego zespołu? I na czym polegają prowadzone przez niego badania? O tym i wielu innych kwestiach opowiada w dużej rozmowie z Weszło.
BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI: Mówi się, że starego psa nie da się nauczyć nowych sztuczek. Prawda?
DR HAB. JAKUB CHYCKI, PROF. AWF KATOWICE: Mówi pan o mnie? Jestem po czterdziestce i ostatnio zacząłem to sobie uświadamiać (śmiech). Często tych ograniczeń doświadczamy w procesie starzenia. Zdolność uczenia się i zapamiętywania informacji to złożony proces. Jeśli nawiązuje pan do treningu sportowego i uczenia motorycznego, to plastyczność synaptyczna, jako mechanizm modyfikacji i liczby połączeń między komórkami nerwowymi, bywa wyzwaniem. Upływający czas, rutyna i starość nie pomagają, ale doświadczenie i doskonalenie “wyuczonych sztuczek” z pewnością. Pytanie, co przeważa na szali?
No właśnie – o wielu pana podopiecznych można w kontekście fizjologicznym mówić bardziej jako o doświadczonych, bo to przecież zawodnicy często po trzydziestce, a nawet bliscy czterdziestki. W kontekście sportowym są już jednak uznawani za starych. Dało się więc nauczyć ich czegoś nowego?
Nazywajmy rzeczy po imieniu. Faktycznie, o większości można byłoby powiedzieć: “stary, ale jary”. Często tak do nich mówię. Przyjmują to za komplement. Mówiąc jednak zupełnie serio: bardzo często współpracowałem z zawodnikami, którzy osiągnęli już sportowe mistrzostwo. Nie kształtowałem ich, nie wzrastałem z nimi, nie doprowadzałem ich do tych pierwszych tytułów. Moja rola była inna. Działania zorientowane na to, by jak najdłużej utrzymać ich na tym najwyższym poziomie wytrenowania. Optymalizować proces treningowy. I mam wrażenie, że na pewnym etapie kariery bywam dla zawodników szczególnie pomocny.
Trening fizyczny jest dla organizmu stresem, powoduje różne reakcje, które opisywać możemy jako fizjologiczne, biochemiczne, molekularne. Reakcje na wielu poziomach, które rozwijają zawodnika, pozwalają kształtować jego ponadprzeciętne zdolności, które nazywamy fachowo adaptacjami. Te przystosowania oceniamy na podstawie wyników sportowych, wygranych walk czy zdobytych medali. Sportowcy ze swoimi zdolnościami są trochę jak nadludzie – homo sapiens athleticus, bo przecież mówimy o ludziach wyjątkowych – szczególnie w kontekście sprawności wielu procesów i mechanizmów fizjologicznych. Są niezwykli. W każdej sportowej dyscyplinie na swój sposób. W końcu to powody, dla których ich oglądamy, podziwiamy i cenimy.
Gus Curren, Tomasz Adamek i Jakub Chycki. Fot. Instagram.com/chycki_the_brains_behind/
Oczywiście to, co ich ukształtowało, to środowisko. Trening, żywienie, otoczenie społeczne. Regularny, systematyczny stres. W sporcie jest tak, że dążymy do tego, by środki treningowe były efektywne, a wielkość tego stresu była minimalna i zarazem skuteczna. To trochę jak w farmakologii – najmniejsza skuteczna dawka. Trening, ćwiczenia wykonywane są w określonym celu. Ich częstotliwość, objętość, intensywność jest precyzyjnie definiowana i określana przez trenerów i sztaby szkoleniowe. Jak chcemy trenować w teorii? Jak najmniej, ale skutecznie i wywołując efekty w określonym czasie.
Zdolności, które kształtują sportowcy charakteryzują się różną “trwałością”. Klasyfikować możemy je jako długoterminowe – prawie nieodwracalne przystosowania, takie jak zdolności koordynacyjne, poruszanie się czy specyficzne techniki. Z kolei średnioterminowe związane są z układem sercowo-naczyniowym, jak gęstość naczyń włosowatych, objętość wyrzutowa – trwają przez kilka miesięcy. I wreszcie krótkoterminowe – przejawy mocy czy wytrzymałości beztlenowej, które bez kierunkowego treningu, zanikają po kilku tygodniach, dniach.
Nie ma idealnych modeli czy schematów programów treningowego. Są niepoprawne, poprawne i nazwijmy je… poprawne z personalizacją (śmiech).
Na czym polega ta personalizacja?
Współcześnie, w dobie Internetu, serwisów takich jak YouTube i otwartego dostępu do nauki, mamy informacje odnośnie do tego, w jaki sposób trenują sportowcy. Jakie stosują metody, ćwiczenia, schematy. Ta wiedza jest powszechna. Ale, jak powiedzieliśmy, nie ma “mistrzowskich systemów treningowych”. Nie ma określonego i jedynego modelu treningu, który pozwoliłby produkować mistrzów świata w określonej specjalizacji sportowej. Zawodnicy odmiennie reagują na te same treningowe bodźce. Przewidzenie tej reakcji to właśnie klucz do sukcesów.
Kiedyś, gdy pracowałem z Michaelem Hunterem i wdrażaliśmy elementy monitorowania, na pewnym etapie wiedziałem, że nie podoła wyzwaniom treningowym, które zaplanował. Objętość jego porannego biegu była za duża i zbyt częsta, ale był to jego schemat. Nie zmieniałem go. Powiedziałem w rozmowie ze sztabem, że nie będzie w stanie zrealizować tych treningów w perspektywie dwóch tygodni, a na sparingach zobaczymy częstsze błędy i mniejszą liczbę zadawanych ciosów. Mike będzie deklarował ogólne zmęczenie. I tak też się stało. Zmęczenie się skumulowało. Od Huntera dostałem wtedy pseudonim “Clairvoyant”, czyli “Jasnowidz”. Wdrożyliśmy i doskonaliliśmy narzędzia monitorowania.
Jak wygląda takie monitorowanie zawodnika na najwyższym światowym poziomie? Wykorzystuje się dużo narzędzi, sprawdza wiele parametrów?
Wygląda podobnie jak u zawodników na niższym szczeblu kariery. Skuteczność monitorowania nie zależy wyłącznie od technologicznego zaawansowania narzędzi, złożoności parametrów i wskaźników. Kluczowa jest systematyczność, konsekwencja i kontekst treningowy. Nasz organizm w różny sposób manifestuje reakcje na trening. Monitoruje się zmiany parametrów krwi, aktywność układu nerwowego w przejawach na przykład HRV (zmienności rytmu zatokowego), wskaźniki jakości snu, zmiany przejawów siły i mocy mięśniowej, zdolności poznawcze – takie jak funkcje wykonawcze mózgu, pamięć i wiele innych. Kluczem jest jakość pozyskiwanych danych i umiejętność interpretacji.
Sport szuka przewag w nauce, ale nie jest to poligon doświadczalny. Wykorzystywane są skuteczne, potwierdzone naukowo rozwiązania. Gdybym miał wypunktować elementy najważniejsze, to byłoby to: mądry, zaprogramowany w “zgodzie ze sztuką” trening, znajomość zawodnika, jego poczucie bezpieczeństwa w sztabie i dobrze skomunikowany team, monitoring. Mam jednak wrażenie, że na pewnym etapie kariery, przy spektakularnych wyzwaniach sportowych, psychika sportowca potrzebuje przekonania, że pracuje ciężej, mądrzej, skuteczniej niż przeciwnik.
Usyk na otwarciu Centrum Innowacji dla Sportu i Zdrowia AWF Katowice cytował słowa Charlesa de Gaulle’a: “Zawsze wybieraj najtrudniejszą z dróg, nie spotkasz na niej swoich rywali”. “Najtrudniejszą” nie interpretujemy tu bezpośrednio jako najcięższą. Najtrudniejsza znaczy bezkompromisowa. Musisz zrobić wszystko, by zwiększyć swoją szanse na wygraną. Musisz zrobić wszystko co możliwe, by wygrać z przeciwnikiem. I chociaż przy tylu składowych procesu treningowego nie jesteśmy w stanie wskazać obiektywnie, co jest kluczowe i ma największy wpływ na wygraną, to psychika tego nie potrzebuje. Psychice wystarczy przekonanie: zrobiłem wszystko, co mogłem. Nie ma promila wątpliwości i zwątpienia, że nie zasłużyłem na wygraną. To przekonanie trzeba pielęgnować wszystkimi sposobami. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie.
Wyświetl ten post na Instagramie
Wracając jednak do tego nie tyle strategicznego, co ważnego monitorowania: monitorując zmęczenie sportowców, badając symptomy w sposób systematyczny, konsekwentny, permanentny, dostrzegamy pewną indywidualność w sekwencji sygnałów fizjologicznych, które mogą mówić o tym, czy to, jak trenują, ta wielkość obciążeń treningowych, jest odpowiednia. Czy trening jest skuteczny i optymalny. Po co to robimy? Minimalizację ryzyka wystąpienia kontuzji i przeciążeń wskazałbym za priorytet. Poza tym określenie indywidualnej liczby treningów, o konkretnym charakterze, czy optymalnej metody treningowej. Monitorowanie zmęczenia i “czytanie” sygnałów jest istotnym elementem w kontekście programowania najwyższej teoretycznej dyspozycji sportowca – peak performance.
Powtórzę się – w mojej ocenie indywidualizacja obciążeń treningowych jest najważniejsza we współczesnym sporcie.
Pod względem tej kompleksowości przygotowań widać różnicę między polskimi sportowcami a czołówką światową, do której należy choćby Oleksandr Usyk?
Wszyscy chcą trenować skutecznie. Organizacja procesu treningowego to bardzo istotny element. Zespoły sportowców są coraz lepiej zorganizowane i multidyscyplinarne. Obecnie nikogo nie dziwi już obecność w teamach sportowców trenerów przygotowania fizycznego, fizjoterapeutów czy statystyków. Bez wątpienia sport się profesjonalizuje. Zwykłem mówić, że sport szuka przewag. Nie zawsze tam, gdzie powinien, ale poszukuje. Team Usyka to siedem funkcyjnych osób mających w swoich zakresach precyzyjnie zdefiniowane obowiązki: trener, lekarze, fizjoterapeuta, żywieniowiec, kucharz, fizjolog, asystenci treningowi.
Funkcjonując w takim zespole, jest poczucie zorganizowania i profesjonalizmu. Są opisane standardy pracy dla zadań treningowych, monitorowania, analizy ryzyka, wprowadzania zmian i modyfikacji planu czy sposobu raportowania i komunikacji. Daje to bezpośrednie skojarzenia z technologią procesów. Sztab medyczny, lekarski, stanowi w moim przekonaniu najsilniejsze ogniwo, które ma wpływ na trening, na sparingi Usyka. Dbanie o zdrowie, skuteczność i racjonalność treningu, bezpieczeństwo, minimalizowanie ryzyka urazu. To wszystko dla skutecznego procesu treningowego.
Wracając bezpośrednio do pytania, jestem przekonany, że polscy sportowcy nie mają ograniczeń dla wdrożenia rozwiązań, które stosuje Usyk. Ale w tym postępowaniu wiele elementów wypracowywano, doskonalono w czasie. Obóz po obozie. Odpowiedzialny jest za to Serhii Łapin. Nazwałbym to doświadczeniem. Swoiste know-how, każdy ma swoje.
Największą trudnością może być “obozowa izolacja” i reżim. Obóz przygotowawczy trwa 12-16 tygodni. Mieszkamy w jednym domu. Mamy schemat dnia i protokół zależny od tygodnia – okresu w cyklu treningowym. Pobudka o godzinie 5:30, badanie EKG, próba ortostatyczna, systematyzacja i analiza parametrów z nocy, godzinny poranny trening tlenowy o niskiej intensywności – bieg lub jazda na rowerze i kilka ćwiczeń gimnastycznych. Po posiłku mamy już 11:00, czas na trening techniczny bądź sparingi. W planie codziennie są elementy odnowy biologicznej, pracy z fizjoterapeutą, trening fizyczny, sprawności poznawczej, ekspozycja w zimnej wodzie trzy razy w tygodniu… A jak wiadomo z przekazów rodziców i książek: sen jest najważniejszy (śmiech).
Gdzie to wszystko zmieścić? Doba ma tylko 24 godziny. Obozy Oleksandra to wyzwanie operacyjne i logistyczne. Taki model odpowiada Usykowi, ale nie będzie najlepszy dla każdego. Z pewnością to wyjątkowo kontrolowane warunki treningu. Ale jest coś jeszcze – mówiliśmy o racjonalnym treningu, wykorzystaniu nauki przez sport. Rozmawialiśmy o szukaniu przewag. Na obozach Usyka mam wrażenie, że nauka i sport żyją w symbiozie. Dba o to specjalnie powołana struktura Ready to Science, odpowiedzialna za elementy monitorowania, diagnostyki zawodników oraz realizacji protokołów badań. Jeżeli wyniki mają dotyczyć zmian dla sportu wyczynowego, muszą badać sportowców wyczynowych. Najlepiej w ich “naturalnym środowisku” czy kontrolowanych warunkach.
Obóz przygotowawczy Usyka jest takim idealnym, kontrolowanym środowiskiem do obserwowania zjawisk związanych z programowaniem dyspozycji psychofizycznej sportowca. Bardzo to doceniam i z tej perspektywy łączenie tych “dyscyplin” – nauki i sportu – wydaje się możliwe, konieczne i w zasadzie nierozłączne. Tworzą one niejako organiczną całość. Szybki przykład: schemat dnia, kontrola ilości snu, żywienia i nawodnienia, precyzyjnie dawkowany stres wysiłkowy, odseparowanie od rodziny i innych czynników zwykle zaburzających proces treningowy. Z perspektywy programowania eksperymentu to właśnie zdefiniowanie środowiska dla badań. Z perspektywy sportu – profesjonalne warunki przygotowań sportowca. Ready to Science to świetnie wyposażone laboratorium i wysoko wykwalifikowani specjaliści. Wymarzone warunki pracy naukowej i treningu. Wielka wartość.
Czyli na obozach Usyka nie tylko on podlega badaniom?
Oczywiście w pierwszej kolejności zawodnicy – Usyk i Łapin, ale również sparingpartnerzy, których w trakcie trwania obozu jest kilkunastu. Elitarni zawodnicy, bardzo cenna grupa. W jaki sposób badamy pięściarzy? Ostatni obóz to decyzja o realizacji projektu, którego celem była diagnostyka łagodnych pourazowych uszkodzeń mózgu (mTBI) w cyklach sparingowych. Otrzymywaliśmy informacje o liczbie przyjmowanych ciosów, przyspieszeniach głowy, ocenialiśmy u zawodników wpływ sparingów na pamięć operacyjną, zmiany w długości i parametrach jakości snu. W krytycznych momentach zabezpieczaliśmy próbki krwi dla oznaczeń biochemicznych i molekularnych. Ciekawostką może być fakt, że wykorzystywaliśmy w tym celu systemy monitorujące przyspieszenia głowy, które zintegrowane są z ochraniaczem na zęby.
Pozyskiwanie tych informacji jest ekscytujące. Wszyscy uczestnicy i kibice z dużym zaangażowaniem rozwijają projekt. Jednym z nich jest Lennox Lewis, który na obóz przyjechał ze swoim zawodnikiem – Constantino Nangą, czyli sparingpartnerem Daniela Łapina. Podczas jego tygodniowego pobytu spędziliśmy kilka godzin na analizie jego parametrów. Nauka potrafi łączyć ludzi i pasje.
Po co to robimy? Celów jest kilka, ale główne to umożliwienie zawodnikom monitorowania tego co nieuniknione w boksie, czyli łagodnych pourazowych uszkodzeń mózgu oraz trafne zalecenia treningowe i rehabilitacyjne po urazach. Mają one wpływ na to, co nazywamy “odpornością na ciosy”. Ta zdolność jest strategiczna dla zawodników. Nie możemy jej kształtować, ale możemy ją “pielęgnować”. Pięściarze dbają i troszczą się o nią poprzez rozwijanie umiejętności obrony oraz unikanie częstego przyjmowania ciosów. Nazwać możemy to ekspozycją na przyspieszenia głowy. Gdy w przebiegu kariery kumulują się mTBI, zaczynają pojawiać się niebezpieczne symptomy upośledzenia odporności na ciosy – kolokwialnie nazywa się to “szklaną szczęką”. Nie można tego uniknąć, ale można ograniczać i przede wszystkim nauczyć się tym procesem odpowiednio zarządzać.
A czy są obecnie jakieś metody, które pozwalają zapobiegać późniejszym konsekwencjom tych łagodnych pourazowych uszkodzeń mózgu? Znamy przecież wiele przypadków, gdzie pięściarze mają problemy z pamięcią czy mową.
Dla zawodników silnym argumentem jest fakt, że ten efekt śnieżnej kuli, akumulacji urazów, rzutuje na ich poziom sportowy i karierę. Wpływ na zdrowie wydaje się schodzić na dalszy plan, co zresztą specjalnie nie dziwi. Ale, podsumowując, łagodne pourazowe uszkodzenia mózgu to urazy typowe dla sportów kontaktowych – boks, MMA, futbol amerykański, rugby, hokej. Czyli takie, które towarzyszą uprawianiu aktywności fizycznej w sportach narażonych na uszkodzenia mechaniczne bądź gwałtowne przyśpieszenia głowy.
Niezależnie od tego, jak pod względem siły zakwalifikujemy uderzenia w sportach walki, czy będą zamortyzowane, czy niespodziewane, pojedyncze lub sekwencyjne – głowa zawodnika zawsze przy nich gwałtownie przemieszcza się i przyspiesza. A mózg, pomimo że jest chroniony przez kości czaszki, opony mózgowo-rdzeniowe czy płyn mózgowo-rdzeniowy, ulega wstrząsom, obijając się o czaszkę i naruszając swoją delikatną strukturę. Tkanka mózgowa ulega rozciągnięciu, a odżywiające go naczynia krwionośne naderwaniu. Wytrzymałości na taki cios, wstrząs, zawodnicy nie wytrenują, będąc zarazem narażonymi na ich większą siłę i częstotliwość.
Badacze tematu z Wayne State University przed laty prezentowali nawet tzw. krzywą tolerancji, sugerującą obciążenia potencjalnie mogące doprowadzić do uszkodzeń mózgu. Siły słusznie prezentowane są jako wielokrotność przyspieszenia ziemskiego, a za granicę uznaje się 50 g oddziałujące przez co najmniej 12 milisekund. Świadomość, że niezależnie od kategorii wagowej zawodnicy w pięściarstwie są w stanie generować przyspieszenie obrotowe powyżej 62.1 g, potwierdza tezę, że każde uderzenie jest potencjalnie zagrażające zdrowiu mózgu.
Uznajemy i akceptujemy zatem, że urazy są w boksie czymś, czego nie można uniknąć. Łagodne pourazowe uszkodzenia mózgu stanowią duże wyzwanie diagnostyczne. Nie diagnozujemy ich badaniami obrazowymi. To zasadnicza trudność. Monitorowanie okresowych upośledzeń zdolności poznawczych – pamięci czy właśnie granicznych wartości przyspieszeń głowy, umożliwia rozpoznanie.
To, co możemy zrobić, by ich negatywne efekty ograniczyć, to zarządzać urazami, być świadomym ich występowania i wdrażać protokoły monitorowania i treningu. Zawodnik w tych pierwszych dniach może, ale nie musi, odczuwać szereg symptomów: problemy ze snem, bóle głowy, kłopoty z koncentracją i pamięcią. Zwykle im zawodnik jest bardziej doświadczony, tym mniej się ich pojawia lub występują one w mniejszym natężeniu. Profilaktykę stanowi trening i aktywność mózgu. Nierutynowe zadania, czytanie książek, nauka języków, żonglerka.
Pracując ze sportowcami, próbujemy odpowiedzieć na pytanie, czy trening poznawczy realizowany w towarzystwie wysiłku fizycznego będzie bardziej efektywny. Może lepiej jest rozwiązywać łamigłówki matematyczne bądź ćwiczyć pamięć na systemach komputerowych czy semaforach świetlnych po 30 minutowym wysiłku o umiarkowanej intensywności? Mózg jest lepiej ukrwiony. Czy trening kognitywny Oleksandra, rozwijający inhibicję, decyzje warunkowe, koordynację oko-ręka, wykonywać w przerwie wysiłków o wysokiej intensywności? Uwalnianie podczas aktywności mięśniowej miokiny mają zdolność przenikania przez barierę krew-mózg. Jakie środowisko fizjologiczne jest optymalne dla tego rodzaju ćwiczeń? Wiele pytań i coraz więcej odpowiedzi, pozwalających rozwijać sport, naukę i wspierać zdrowie zawodników.
Jeśli chodzi o konsekwencje urazów mózgu, o których mówimy, to najczęściej wymieniane są właśnie problemy z mową czy pamięcią. U Artura Szpilki pojawiły się natomiast zaburzenia lękowe czy depresja również przypisywane uszkodzeniom powstałym wskutek nokdaunów czy nokautów, na które był narażony w wielu swoich walkach. Ale o takich negatywnych efektach wspomina się w kontekście sportów kontaktowych rzadko, a jednak się one pojawiają. Te urazy mózgu są więc w tym wypadku wielopłaszczyznowe?
Tak. Wahania nastroju, labilność emocjonalna czy stany depresyjne, to symptomy przypisywane urazom głowy, manifestowane szczególnie w pierwszych trzech tygodniach po wystąpieniu gwałtownego epizodu. Obok nich zawodnik odczuwać może ból głowy o różnym natężeniu, problemy ze snem czy pamięcią. Wieloletnie badania obserwacyjne emerytowanych zawodników sportów kontaktowych i rozwój metod obrazowania umożliwiły wskazanie obszarów mózgu – jego struktur, które w konsekwencji powtarzalnych, następujących z dużą częstotliwością urazów, ulegają, mówiąc kolokwialnie, skurczeniu. Zmiany w układzie piramidowym, pozapiramidowym i móżdżkowym wywołują objawy poznawcze i behawioralne, odzwierciedlając dotknięte uszkodzeniami obszary mózgu. Wczesne symptomy poznawcze obejmują zaburzenia uczenia się i pamięci.
Zmiany nastroju obejmują objawy depresji, apatii, drażliwości i występowanie myśli samobójczych. Problemy behawioralne związane są ze słabą kontrolą impulsów i zwiększoną agresją. Silne, przewlekłe bóle głowy, bezsenność i problemy z zasypianiem. Sygnałami, a w zasadzie symptomami, są także upośledzone zdolności planowania, organizacji i rozumowania.
Jeżeli chodzi o świadomość społeczną, moim zdaniem jesteśmy w punkcie, w którym po pierwsze zaakceptowaliśmy i oswoiliśmy się z myślą, że zawodowe uprawianie dyscyplin kontaktowych wiążę się ze szczególnie wysokim ryzykiem utraty zdrowia. A po drugie, dążymy do optymalizowania warunków szkolenia i rywalizacji sportowej, żeby minimalizować prawdopodobieństwo urazów. Mam wrażenie, że na świecie ten obszar dyskusji, badań i działań jest nieprzerwanie żywy od blisko dekady. Pojawiają się nowe narzędzia i możliwości diagnostyki, rozwija się “technologia prewencyjna” – kaski absorbujące energię w futbolu, systemy pomiaru wstrząsów, modyfikuje się sam proces treningowy, farmakoterapia, protokoły postępowania po urazie. Ewolucja. To napawa optymizmem.
Wcześniej mówił pan o “szklanej szczęce”. Na drugim biegunie są pięściarze, których uważa się za posiadaczy “granitowej szczęki”, na przykład Mariusz Wach, czyli niegdyś także pański podopieczny. Jak to dokładnie jest z tą odpornością na ciosy?
Są zawodnicy o szczególnej odporności na ciosy i… źle trafieni. Są pewne cechy i właściwości, które mają na to wpływ. Przykład Mariusza Wacha – wzorowy. Zawodnik o dużych gabarytach, z cechami akromegalii: szeroka, duża szczęka, wyraziste zarysowane łuki brwiowe, potężne, płaskie dłonie. Do tego krótka szyja, mocne mięśnie karku. Takie cechy mają wpływ na ograniczenie przyspieszeń głowy po ciosach czy absorbowania sił. Te elementy pełnią funkcje protekcyjną, chronią zawodnika.
Mariusz Wach. Fot. Newspix
Ale, raz jeszcze powtórzę, pamiętajmy, że zawodnicy narażeni są na szczegółowo opisane wcześniej łagodne pourazowe uszkodzenia mózgu. Ta “granitowa szczęka” staje się “szklaną”. To częste zjawisko.
Tak było u Adama Kownackiego? Jego otwarty styl powodował przyjmowanie licznych ciosów, a później przyczynił się faktycznie do szybszego nokautowania Adama przez jego kolejnych przeciwników.
Styl walki, częstotliwość walk, liczba przyjmowanych ciosów, higiena życia i rekonwalescencja po urazach to czynniki, które oczywiście mają wpływ na zdolność opisywaną jako “odporność na ciosy”. Niebezpieczne w tym zjawisku jest fakt, że jeżeli nie monitorujemy symptomów mTBI, to zawodnicy nie uświadamiają sobie, że coś pogarsza się systematycznie.
To wszystko odbija się na długości kariery zawodników w boksie zawodowym. Odporność na ciosy to zdolność – tak jak szybkość czy wytrzymałość. Tyle że nie do wytrenowania, ale do dbania.
Dbającym o to zawodnikiem jest z pewnością Oleksandr Usyk. Jak właściwie wyglądała pana droga do jego sztabu?
Śmieję się, że ktoś ten scenariusz napisał kilka lat temu. A ja konsekwentnie podążając tą drogą, miałem możliwość rozwijać się przy świetnych zespołach i współpracować ze wspaniałymi ludźmi. Mając w CV takich zawodników jak Tomasz Adamek czy Michael Hunter, zostałem włączony do sztabu Daniela Łapina. Jego obozy przygotowawcze organizowane były wraz z obozami Usyka. Krok po kroku, obóz po obozie, zwiększano zakresy moich kompetencji, kontroli i odpowiedzialności. Przez diagnostykę i monitorowanie zmęczenia, trening poznawczy, siły i mocy mięśniowej, po pełne kompetencje planowania, programowania i kontroli przygotowania motorycznego. Można powiedzieć, że po dwóch obozach obserwacji i ewaluacji nastąpił transfer (śmiech). Współpracę na pełnych obrotach rozpoczęliśmy przed walkami z Tysonem Furym.
I dotarł pan z Oleksandrem aż do Rijadu. Jakie uczucia towarzyszyły panu przy tym ostatnim pojedynku Usyka z Furym?
Było to z pewnością coś niesamowitego. Fantastyczne wydarzenie, emocje sięgały zenitu. W przygotowaniach atmosfera z tygodnia na tydzień, z mikrocyklu na mikrocykl, zmienia się, energia rezonuje. Współpraca z Oleksandrem jest szczególna pod wieloma względami. Między innymi dlatego, że sam Oleksandr jest wyjątkowy. Jego podejście do treningu jest szczególne. Bardzo naturalna potrzeba uczestniczenia w procesie, chęć bycia świadomym rozwiązań treningowych jakie się z nim i na nim wykonuje. Nigdy wcześniej nie współpracowałem z zawodnikiem, który byłby tak szczerze zainteresowany wszystkim, co go otacza i kształtuje, w czym funkcjonuje i żyje. Tak wnikliwym, ale i krytycznym. Usyk to dobry materiał na naukowca. Ale nie zmieniajmy mu profesji (śmiech).
Oleksandr czyta bardzo dużo książek, wiele historycznych. Interesuje się fizjologią, neurofizjologią, psychologią. Pewnie niewiele osób wie, że studiował tę ostatnią. Czasem mam wrażenie, że nawet nami trochę manipuluje (śmiech). W zależności od okoliczności i kontekstu, pokazuje swoje różne oblicza. Każde z nich jest na swój sposób interesujące.
Natomiast przygotowania do ostatnich pojedynków były dla mnie bardzo wymagające i obciążające, co miało wpływ na emocje, uczucie i sposób, w jaki przeżywałem ostatnią walkę Oleksandra. Zdawaliśmy sobie sprawę, że podejmujemy się sportowego wyzwania, że konieczne jest pełne poświęcenie. Pomoc Usykowi w każdy możliwy sposób. Cholernie zależało mi na tym, żeby bezpiecznie zrealizować przygotowania, wdrożyć planowane zmiany w treningu i doprowadzić do zwycięstwa – by Oleksandr czuł różnicę w swojej dyspozycji, pokazał to, co nas kibiców zachwyca, swój wyjątkowy styl i mistrzowskie, pięściarskie rzemiosło.
Systematycznie, tydzień po tygodniu, odhaczaliśmy cele. Ale oczywiście mamy pełną świadomość, że to, na co chcemy mieć wpływ, to sport. A w nim liczby nie są w stanie odzwierciedlić wszystkiego. Nie funkcjonujemy w nauce, która w sposób metodyczny i analityczny jest w stanie zaprogramować mistrza. Zresztą, nie towarzyszyłaby by temu przyjemność, niepewność, oczekiwanie i cała kaskada innych, trudnych do zdefiniowania emocji przed, w trakcie i po rywalizacji na tym sportowym poziomie. Bardzo doceniam tę nieprzewidywalność.
Ostatnie starcie Usyka było dla mnie dużym stresem. Emocjonalnie nie podołałem. Problemy z zasypianiem, brak apetytu, odczuwanie zimna. Typowe symptomy. Organizm czuł, że ta walka to nie przelewki. Zwykle do pojedynków podopiecznych podchodzę rutynowo, fight week i sama rywalizacja to taka wisienka na torcie, nagroda. W odpowiednim skupieniu, ale celebruje się ten czas. Tym razem było nieco inaczej, ale na szczęście obok miałem Usyka.
To zabawne, ale Oleksandr swoją postawą, językiem ciała, energią, którą emanuje, uspokaja każdego wokół. Krzyczy i oznajmia, żebyśmy się nie przejmowali, bo na pewno wszystko wyjdzie fantastycznie i zgodnie z planem. Bo zasłużyliśmy na zwycięstwo. Jest prawdziwym liderem – i tak było również tym razem.
Podczas obu gal w Rijadzie miałem dwóch zawodników, bo oprócz Usyka bił się również Łapin. Tych emocji i nerwów było więc sporo. Ale na końcu została potężna radość, wielkie zadowolenie, satysfakcja i też ogromna przyjemność współpracy z tymi wszystkimi ludźmi będącymi w zespole. To świetny team, który jest doskonale prowadzony przez Serhiija Łapina. Po każdym obozie i walce chylę przed nim czoła, bo przygotowania są zawsze zaplanowane i zrealizowane niesamowicie precyzyjnie. Zna i rozumie ten biznes.
Wydaje się zatem, że Usyk to wymarzony podopieczny. Ufa panu w pełni i nigdy nie kwestionował proponowanych przez pana rozwiązań?
Zaufanie na linii trener-zawodnik jest czymś fundamentalnym. Jego brak przejawia się zwykle kwestionowaniem pracy treningowej. To znak, że trzeba się pożegnać lub nawet nie rozpoczynać współpracy. Pojawia się destrukcyjne poczucie, że traci się czas. Usyk nie podważa zdania swoich trenerów. Na zajęciach ze studentami tłumaczę i opisuję dwa modele sportowców: takich, którzy ingerują w proces treningowy i takich, którzy są materiałem. Materiałem plastycznym, łatwym do formowania, podporządkowanym trenerowi i treningowi, który go formuje. Zwykle szczęście osiągnięcia poziomu mistrzowskiego sprzyja tym drugim.
Jeżeli miałbym opisać Oleksandra, to jest ewenementem. Przyzwyczaił nas do tego, że trudno go zdefiniować, przylepić łatkę. Dla mnie jest on hybrydą. Z jednej strony podporządkowany, przygotowany, profesjonalny. Jego postawa manifestuje: pokaż mi, co dla mnie przygotowałeś, a ja to zrobię, dam radę. Nie ingeruje, nie dyskutuje o metodach, obciążeniach, częstotliwości. Od tego ma przecież ten wieloosobowy, starannie wyselekcjonowany zespół. Jest więc materiałem, ale jednocześnie chce wiedzieć. Szuka uzasadnień, dlaczego trenuje tak, a nie inaczej. Nie wynika to z chęci podważenia czegokolwiek, ale czystej ciekawości. Wnikliwa natura każe mu zadawać pytania: dlaczego, w jakim celu, jak to działa.
Jakub Chycki i Oleksandr Usyk. Fot. Instagram.com/chycki_the_brains_behind/
To jest bardzo doświadczony pięściarz. Przez całe swoje sportowe życie trenował w różny sposób, w oparciu o odmienne modele i schematy. Wiele kwestii weryfikował i weryfikuje. Mnie sprawia dużą przyjemność, kiedy jestem w stanie mu pewne rzeczy usystematyzować. Kiedy po jakimś bloku treningowym przychodzi i mówi: “Wcześniej robiłem to w taki sposób, ale mógłbym spróbować też w taki”. Sam porządkuje tę swoją wiedzę, świadomość i historię. Wchodzi w rolę wymarzonego studenta. A czy jest wymarzonym zawodnikiem? Dla mnie z pewnością tak.
Jestem mimo wszystko zdania, że każdy trener ma nieco inne wyobrażenia swojego wymarzonego sportowca. Dla mnie Oleksandr jest idealnym zawodnikiem w kontekście podporządkowania, egzekwowania pracy i pozyskiwania wartościowych danych naukowych. Ale wymarzonym podopiecznym jest jednocześnie również Łapin, który jest pięściarzem rozwojowym. Ta współpraca ma przez to zupełnie inny charakter, bo towarzyszy temu uczucie kształtowania sportowca w większym stopniu. Jest bardziej plastyczny, bo jest po prostu młodszy. Osobiście czerpię przyjemność z możliwości wpływania na karierę zarówno Oleksandra Usyka, jak i Daniela Łapina.
Potrafię sobie wyobrazić, że w przypadku 27-letniego Łapina, który ma obecnie na koncie 11 walk zawodowych, jest faktycznie spore pole do kształtowania. A jak to wygląda u niepokonanego, niekwestionowanego mistrza, jakim jest Usyk? Poprawianie czegokolwiek u takiego pięściarza musi być chyba wymagającym zadaniem.
Rzeczywiście, to skrajnie wymagające zadanie. Takie zmiany mogą być ryzykowne (śmiech). W sporcie często słyszymy: nie zmieniajmy tego, co działa. Ale trening lubi zmiany, a organizm musi być zaskakiwany, by skutecznie go stymulować.
Jeśli Oleksandr przegrałby pierwszą czy drugą walkę z Furym, byłoby to dla mnie bardzo trudne do zaakceptowania. Z pewnością miałbym poczucie winy. Pomimo mojego doświadczenia i świadomości, że nie można przewidzieć i zaplanować wszystkiego, musiałbym te emocje przepracować. Na szczęście nie było takiej potrzeby (śmiech).
Rozmawialiśmy wcześniej o mojej roli w zespole. Schemat był jasny, sztab medyczny wskazał potrzebę: jest konieczność optymalizacji treningu Usyka. Obserwujemy więc Chyckiego i dajemy mu szansę, żeby się wykazał. Wielką mądrością osób wokół Oleksandra jest nieocenianie jakości procesu treningowego przez wynik. Czasem źle, nieoptymalnie zaprojektowane przygotowania przynoszą wygraną walkę. A bywa i tak, że po wzorowym treningu się przegrywa.
Zostałem włączony do tego teamu, by zminimalizować ryzyko przeciążeń. By monitorować i zarządzać zmęczeniem. Wszystko po to, by dyspozycja na sparingach i walkach była jak najwyższa. Z tego byłem też rozliczany. Jakie zmiany wprowadziłem? Nowe narzędzia monitorowania zmęczenia. Analiza zmian sekwencji sygnałów w czasie. Nowe metody treningowe, formy aktywności, modyfikacje liczby treningów siły i mocy, zmiany parametrów częstotliwości i objętości. Dzień jak co dzień.
To miało przynieść oczekiwaną zmianę parametrów w czasie obozu. One co prawda nie zapewnią zwycięstwa w walce, ale mogą wpłynąć na to, że będziemy mieli większe prawdopodobieństwo nie tylko wygrania najbliższego pojedynku, ale i kolejnych trzech. Eksploatacja zawodnika, wolniejsze zużycie organizmu, to ważny element troski o karierę sportowca. Praca z Oleksandrem to więc przede wszystkim optymalizacja obciążeń treningowych.
Jasne, wprowadzałem też pewne nowe elementy, bo każdy trener ma swój styl pracy, strategię, koncepcję. Niuanse i szczegóły są kluczowe. Sposób komunikowania się z zawodnikiem, język ciała. Być trenerem to być trochę aktorem. Trzeba potrafić zawodnika zaskakiwać, jak trening. Koncepcja musi być przy tym racjonalna. Po pierwsze – w zgodzie ze sztuką. Jeśli trenerzy pracują w sposób nieracjonalny, to aktualny stan wiedzy jest w stanie to zweryfikować. Z kolei sposobów na osiągnięcie pożądanych efektów treningowych jest wiele. To miejsce na kreatywność trenerów i styl.
Wyświetl ten post na Instagramie
To też potwierdza tezę, że nie ma jednego modelu czy schematu treningu, który będzie skuteczny dla każdego. Na przykładzie Usyka możemy nawet powiedzieć, że nie ma schematu, który będzie skuteczny za każdym razem. Przynajmniej przez pryzmat oceny fizjologicznej, bo Usyk przecież żadnej walki jeszcze nie przegrał. Nie ma takiego modelu treningowego, który w ten sam sposób wpływałby na zawodnika co przygotowania. Zawodnicy są starsi, mamy do czynienia z innymi warunkami fizjologicznymi, z innym środowiskiem realizacji tych obciążeń i one nigdy nie będą już takie same. Wszystko się zmienia. Zmienia się czas, a jeżeli czas to i reakcja. Nie ma więc rozwiązań, które zawsze będą skuteczne i powtarzalne.
Usyk ma potężny bagaż doświadczeń. To mistrz olimpijski, który przez lata trenował z różnymi szkoleniowcami. Element uczenia go nowych rzeczy jest więc naturalnie ograniczony. Przynajmniej tego uczenia motorycznego. To bardzo zdolny zawodnik. Wdrażaliśmy zmiany bez zbędnej zwłoki czasu, bardzo sprawnie.
Natomiast w wypadku Łapina mamy zupełnie inny model współpracy. Uczymy go, kształtujemy, rozwijamy i zmieniamy. I to jest piękne, bo widzimy jak się rozwija, ewoluuje z walki na walkę, jak dorasta się z treningu na trening. Ten proces dynamicznej przemiany zawodnika jest satysfakcjonujący. Inną przyjemność odczuwa się z trenowania Usyka, odmienne są też cele i działania w obrębie jego przygotowań. Nieporównywalna jest zarazem radość, jaką daje współpraca z Łapinem.
Fantastyczne jest również to, gdy można zobaczyć obu tych zawodników na jednej sali i zauważyć, jak wpływają na siebie. Jak Łapina stymuluje i motywuje Oleksandr, a jak Oleksandr w niektórych ćwiczeniach czy zadaniach czuje Daniela za plecami. Znają się od lat, bo przecież ojciec Łapina był pierwszym trenerem Usyka. Łączy ich relacja niemalże rodzinna. Teraz Daniel jest już od Oleksandra wyższy, nabiera tężyzny fizycznej i okazuje się, że w niektórych zadaniach może z nim rywalizować jak równy z równym. A Usyk z kolei tę rywalizację uwielbia – i to na każdej płaszczyźnie, więc świetnie się obserwuje, w jaki sposób ta energia przepływa. To buduje atmosferę na treningach. Bezcenne.
Jeśli chodzi o najlepsze cechy Oleksandra, to mówi się o jego ponadprzeciętnej wydolności. Na dobrą sprawę każdy pięściarz z czołówki musi być jednak świetnie przygotowany kondycyjnie, by wytrzymać 10 czy 12 rund. Ale już nie każdy wygląda jak Adonis – przykładem mogą być Tyson Fury, Andy Ruiz Jr czy wreszcie Adam Kownacki, o którym rozmawialiśmy. Mimo stosunkowo dużej wagi, Polak potrafił być mobilny w ringu i wygrał wiele walk. To jak to w końcu jest z tym nadmiarem tkanki tłuszczowej w przypadku zawodowych pięściarzy?
Komponent tłuszczowy jest komponentem, który zawsze będzie wpływał na upośledzenie wydolności tlenowej. Pytanie tylko, jakie są odnośnie do niej wymagania i potrzeby. Wydolność tlenową możemy szacować precyzyjnie w laboratorium – wtedy wyrażamy ją za pomocą wskaźnika, który nazywamy pułapem tlenowym. Ale już w walce, w specjalizacji sportowej, w boksie czy innej dyscyplinie, pojawia się element ekonomizacji wysiłku. Jeśli chodzi o pięściarza, to na tej podstawie określa się ile potrzebuje on tlenu, energii, by być bezpiecznym w ringu.
Może się okazać, że jeden zawodnik będzie miał wysoki pułap tlenowy, ale między linami nie będzie w stanie wytrzymać trudów dziesięciorundowego pojedynku, a drugi będzie miał ten pułap niższy i mimo tego bez problemu poradzi sobie na takim dystansie. Fundamentem może okazać się właśnie ekonomizacja wysiłku. Mówiąc “wydolność”, mamy na myśli różne rodzaje wysiłku fizycznego, odmienne strefy energetyczne i trening siłowy, który również będzie miał na wydolność wpływ. A co w kwestii zawartości tkanki tłuszczowej? Podtrzymałbym tezę, że poza funkcją amortyzacji, jaką pełni, chroniąc w jakimś stopniu przed ciosami, jest ona mimo wszystko zbędna.
Zaczynaliśmy od wieku i doświadczonych zawodników, na tym też skończmy. Ta górna granica przejścia na sportową emeryturę – i to nie tylko w boksie – ciągle się przesuwa. Jak długo z pomocą nauki dla przykładu pięściarze będą mogli pozostawać na topie?
Trudno jest w tej chwili mówić o jakichś bezwzględnych granicach wieku. Wiedza się rozwija, trenerzy są lepiej wykształceni, a sportowcy rozsądniej prowadzeni w rozwijanych karierach sportowych. Potencjał adaptacyjny organizmu się zmienia. Organizm zaczyna inaczej reagować na trening, zdolności pogarszają się, ulegają readaptacji. Regres i gorsza reakcja na obciążenia treningowe będą sygnałami wskazującymi na obniżone możliwości tolerowania wysiłku.
Wiek to istotny czynnik. W większości sportów to zjawisko starzenia przebiega bezpiecznie i naturalnie – przestajemy osiągać satysfakcjonujące wyniki. Nie biegamy wystarczająco szybko, nie skaczemy dostatecznie wysoko, stajemy się mniej skuteczni na boisku, zdobywamy mniej punktów w grze. W sportach walki natomiast może mieć to bardziej radykalny i niebezpieczny dla zawodnika efekt, kiedy porażka nierzadko przynosi ze sobą spore konsekwencje zdrowotne. Na pewno kluczem do długiej kariery sportowej jest higiena życia. Dobre nawyki.
Czyli w przypadku Oleksandra Usyka, który właśnie skończył 38 lat i który jednocześnie utrzymuje tę higienę życia na najwyższym poziomie, trenuje też w sposób zoptymalizowany, możemy mówić o jeszcze kilku walkach w najbliższej przyszłości?
Przy pytaniach, na które nie znam odpowiedzi, parafrazuję Zenka Martyniuka: czas pokaże, czas pokaże (śmiech). Starzenie to proces systematyczny, który nie do końca sobie uświadamiamy. Mając 50 lat trudno sobie przypomnieć czy doświadczyć, jacy byliśmy 30 lat temu. Nie pamiętamy już, jak dobrze było. Pozostaje nam więc monitorowanie.
Technologia, odpowiednio wdrożone w trening protokoły diagnostyczne, z pewnością pozwalają nam interpretować te oznaki upływającego czasu. Oczywiście, ostatecznie w pewnym momencie nie da się z nim wygrać. Czy wróżę Oleksandrowi długą karierę? W okresie, w którym go monitoruję, nie widzę, żeby jego dyspozycja zmieniała się w kolejnych cyklach przygotowawczych. Nie zauważyłem, by trudniej było mu osiągać etapowe cele treningowe, które są wyrażone w konkretnych wartościach siły, generowanej mocy, szybkości, czasu reakcji czy innych strategicznych dla niego zdolności. Aktualnie są one niezagrożone.
Możemy część tych parametrów porównywać naturalnie do innych zawodników. I często na ich tle wyglądają one w wypadku Oleksandra wybitnie. Potwierdza to jego mistrzostwo i wyjątkowość. Z jednej strony musimy mieć świadomość tego, że ten okres monitorowania w skali całej kariery Usyka nie jest zbyt rozległy, z drugiej – w wadze ciężkiej był już monitorowany praktycznie nieustannie. I ta kategoria nie ma przed nami tajemnic. Pytanie tylko, czy Oleksandr jej nie zmieni (śmiech).
Tak czy inaczej, pan pozostaje w jego sztabie.
Pozostaję w gotowości i do dyspozycji. Pracujemy dalej. Po walce jest czas na ocenę zdrowia. Rodzaj ewaluacji kosztów zdrowotnych, jakie poniesiono w związku z przygotowaniami i walką sportową. Coś, czego nie można uniknąć. Następnie aktywny wypoczynek. Codzienna lekka i umiarkowana aktywność fizyczna. Oleksandr gra w tenisa, trenuje na siłowni, pewnie będzie chciał pojeździć na nartach. Sporty podwyższonego ryzyka. Trochę się tego boję, ale wiem, że jego głowa wypocznie, a to jest bardzo ważne. Oleksandr napracował się w ostatnim roku. Zasłużył.
Ale współpraca z Usykiem nie jest pana jedynym planem na przyszłość. Pod pańskimi skrzydłami wciąż rozwija się projekt Centrum Innowacji dla Sportu i Zdrowia AWF Katowice.
Ktoś kiedyś zapytał mnie, w jaki sposób łączę te dwie różne dyscypliny: sport i naukę. Boks kontra nauki medyczne, nauki o zdrowiu. Po chwili refleksji widzę tu kilka analogii – zarówno w sporcie, jak i nauce, obserwujemy ciągły rozwój, dynamikę zmian, bez wątpienia też i rywalizację czy większe potrzeby finansowania. Centrum Innowacji dla Sportu i Zdrowia AWF Katowice z pewnością pomaga przy tym przenikaniu nauki i sportu. Umożliwia transfer wiedzy, innowacji i rozwiązań. A mamy czym się pochwalić.
Centrum to interdyscyplinarne zespoły naukowców. Miejsce realizacji projektu The IQ & Water w ramach rządowego programu NUTRITECH, którego celem jest stworzenie innowacyjnej zdigitalizowanej linii napojów nawadniających. To również współpraca wielu jednostek badawczych w ramach projektu naukowego rozwijającego technologie monitorowania łagodnych pourazowych uszkodzeń mózgu w boksie i MMA: Instytutów Badawczych AWF Katowice z Uniwersytetem Miami: Miller School of Medicine, a także Ready to Fight i Ready to Science.
Wielkie wyzwanie – z kategorii zarówno tych sportowych, jak i naukowych. Najbliższa przyszłość to z pewnością dobre publikacje naukowe i rozwój technologii monitorowania łagodnych pourazowych uszkodzeń mózgu oraz protokołów rehabilitacyjnych. Światowy boks czeka rewolucja. A mając takich ambasadorów jak Oleksandr Usyk i możliwości kreowania zmian, myślę, że nasze nadzieje są uzasadnione.
ROZMAWIAŁ BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI
Fot. Newspix, Instagram.com/chycki_the_brains_behind/
Czytaj więcej o boksie:
- Próba samobójcza, uzależnienia i przyjaciel z kartelu. Mroczne strony Tysona Fury’ego
- Ojciec furiat, wujek gangster, brat celebryta. Poznajcie dwór „Króla Cyganów”
- Ringowe wojny. Wybieramy najlepsze rywalizacje w historii wagi ciężkiej
- Nieśmiertelny Łomaczenko. Co sprawia, że Ukrainiec wciąż wraca na szczyt?