Reklama

Polka marzy o sukcesie w nowej dyscyplinie igrzysk. Może być jak Aleksandra Mirosław

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

30 stycznia 2025, 19:01 • 8 min czytania 10 komentarzy

Marzyła o tym, by być pilotem, ale kiedy mogła rozbić się śmigłowcem, zrozumiała, że to nie dla niej. Dziś Iwona Januszyk to najlepsza polska skialpinistka. Uprawia dyscyplinę, która zadebiutuje w najbliższych zimowych igrzyskach. Pochodzi z Oświęcimia, ale od dziecka pokochała góry. Stanęła na podium ekstremalnych zawodów, podczas których niemal wbiega się na czterotysięcznik. Jeżeli dostanie się na igrzyska, będzie miała szansę powtórzyć przypadek Aleksandry Mirosław – błysnąć w dyscyplinie, którą będzie poznawał cały świat.

Polka marzy o sukcesie w nowej dyscyplinie igrzysk. Może być jak Aleksandra Mirosław

Iwona do dziś świetnie to pamięta. Leciała śmigłowcem. Była w nim sama. W pewnym momencie poczuła, że zaczęło jej się kręcić w głowie. Przestała panować nad swoim ciałem. Znowu. Zrobiło się bardzo niebezpiecznie. Wtedy uniknęła katastrofy, ale w pewnym momencie zrozumiała, że musi zrezygnować ze swojego marzenia o zostaniu pilotem. Co prawda wylatała 100 godzin, ale powtarzające się zawroty głowy i mdłości okazały się nie do pokonania. Postawiła na inne zajęcie. Dziś Iwona Januszyk to najlepsza polska skialpinistka.

Skialpinizm, określany też jako skimo, zadebiutuje w 2026 roku we Włoszech w programie zimowych igrzysk olimpijskich. Być może zrobi furorę, jak wspinaczka na czas, gdy pojawiła się na letnich igrzyskach w Tokio. Czy Januszyk może w pewnym sensie pójść w ślady Aleksandry Mirosław? Póki co Polka nie dominuje w stawce, ale jest w ścisłej światowej czołówce. Zarówno w klasyfikacji Pucharu Świata, jak i sprintów [ta konkurencja zostanie rozegrana w igrzyskach – przyp. red.], zajmuje dziewiąte miejsce.

Nogi jak w imadle

W przypadku Iwony wszystko zaczęło się od biegania po płaskim. – Pochodzę z Oświęcimia, tam raczej nie ma wzniesień. W pewnym momencie coraz częściej słyszałam, że jestem silna. Zobaczyłam, że dobrze idzie mi na podbiegach. Góry kochałam od zawsze. Miałam sześć, siedem lat i chodziłam z rodziną po Tatrach. Tata do dzisiaj czasami się śmieje i mówi: „A pamiętasz, jak szliśmy na ten szczyt, a tu już zaczęłaś płakać?”. Często wstawaliśmy z ojcem o 4.00 rano, jechaliśmy do Zakopanego i ruszaliśmy na szlak. To był największy prezent, jaki można było mi zrobić. Zaczęłam brać udział w biegach górskich, wkręciłam się trochę w to. Pewnego dnia dowiedziałam się, że jest coś takiego, jak skialpinizm. Bieganie po górach na nartach? Super. Stwierdziłam wtedy, że to jest stanowczo coś dla mnie – wspomina.

Reklama

Iwona Januszyk podczas zawodów 

Podczas pierwszych zawodów, w których wystartowała, należało się wspiąć na Babią Górę (1725 m n.p.m.) i z niej zjechać. To najwyższy szczyt w Polsce spośród tych, które nie leżą w Tatrach. – Śmiać mi się dziś chce, gdy myślę o tamtej rywalizacji. Miałam dość prymitywny kask zjazdowy i plecak taki trochę uszyty w domu. Do góry szło mi w miarę dobrze, ale na szczycie poczułam, że nogi mam jakby zabite tym podejściem. Trzeba było zacząć zjazd, ale miałam nieco za ciasne buty. Czułam się, jakbym miała nogę w imadle. Zjazd pokazał, że chyba jednak nie umiem jeździć na nartach, ale później, z zawodów na zawody, było coraz lepiej – opowiada ze śmiechem Januszyk.

Iwona nie została pilotem, ale pracuje dziś w Wojskowym Ośrodku Szkoleniowo-Kondycyjnym w Zakopanem. Prowadzi tam treningi, mające budować siłę i wytrzymałość. Nie ukrywa, że w Tatrach ma swoją ulubioną trasę, na której sama buduje formę. – Uwielbiam marszobieg na Giewont. Często go robię. Drogowskazy pokazują trzy godziny na szczyt, a ja melduję się na nim często po ponad 40 minutach – opisuje.

Bieganie po czterotysięcznikach

W skialpinizmie też ma swoje ulubione zawody. To Trofeo Mezzalama, odbywające się we Włoszech, gdzie rywalizuje się w trzyosobowych zespołach. Iwona śledziła je kiedyś na miejscu, jako kibic, i wtedy obiecała sobie, że w nich wystartuje. Pojawiło się również marzenie – stanąć tam pewnego dnia na podium. Marzenie, które udało się zrealizować.

Wyobraź sobie, że pierwsze podejście to jest od razu 2000 m w pionie. Na górze czekali na nas znajomi, podawali picie. Niesamowite jest to, że Mezzalama rozgrywana jest bardzo wysoko, tam dociera się na wysokość 4000 m n.p.m., pod szczytem Breithorna (4164 m n.p.m.). Znajomi śmiali się, że ja pewnie nie za bardzo wiem, jak przyczepić do uprzęży śrubę lodowcową, a tutaj biegnę po takim mocno alpinistycznym terenie. Trasa była świetnie oznakowana. Miałam wrażenie, że ze względu na emocje nie zauważałam trudności. Gdybym znalazła się tam nie w sytuacji zawodów, możliwe, że doszłabym do wniosku, że to nie jest mój poziom wspinaczkowy. Zdobycie srebrnego medalu, w drużynie ze Słowaczką i Włoszką, było czymś fantastycznym – opisuje Januszyk.

Skialpinizmem zajmował się przez lata również Andrzej Bargiel. Wciągnął go w to brat, Grzegorz, obecnie ceniony przewodnik wysokogórski. Jędrek, dziś znany jako człowiek, który zjeżdża na nartach z ośmiotysięczników, w tym z K2 (8611 m n.p.m.), był coraz lepszy. Z czasem znalazł się nawet w światowej czołówce, ale wtedy jeszcze skimo nie było tak popularne i dawało dużo mniejsze perspektywy. Poza tym – doszło do tych zawodów we Włoszech. Był 2006 rok, lecący śmigłowiec wywołał lawinę. Spadający z wielką prędkością śnieg przysypał Andrzeja i kilkunastu innych zawodników. Bargiel nie ukrywa, że w tamtym momencie żegnał się z życiem. Myślał, że to jego ostatnie minuty na ziemi. Miał 18 lat. Szybko nadbiegli jednak ratownicy i uratowali go, podobnie jak innych zawodników.

Reklama

Pytam Iwonę, czy skialpinizm to dzisiaj, zwłaszcza przy dłuższych wyścigach, dyscyplina niebezpieczna. – Jakieś ryzyko jest, ale przy dłuższych konkurencjach mamy ze sobą wyposażenie lawinowe. Ono jest obowiązkowe. Zagrożenie na pewno jest mniejsze niż w sytuacji, gdy ktoś wymyśla sobie: „Ładna górka, pójdę na nią”. Poza tym nasze trasy są sprawdzane pod różnym kątem. Ale gdy masz do czynienia z naturą, wszystko się może zdarzyć – odpowiada.

Marzenie z dzieciństwa

Januszyk o tym, że skimo wejdzie do programu igrzysk w Medilanie i Cortinie D’Ampezzo, wiedziała już nieco wcześniej. – Gdy zaczęły dochodzić do mnie słuchy, że skialpinizm zostanie konkurencją olimpijską, pomyślałam: „Moje wielkie marzenie z dzieciństwa może się spełnić. Mogę wystąpić na największej możliwej imprezie sportowej” – mówi w rozmowie z Weszło.

Skialpinizm to, w pewnym uproszczeniu, połączenie narciarstwa alpejskiego, biegowego oraz górskiej wspinaczki. Dyscyplina, wymagająca siły, kondycji oraz techniki. W jego ramach rozgrywa się kilka konkurencji. Jest sprint, trwający kilka minut i najczęściej niezwykle widowiskowy. Zaczyna się od stromego podejścia na nartach, do tego coś w stylu toru przeszkód. W pewnym momencie, na górze, narty się zdejmuje, później zakłada ponownie i następuje zjazd do mety. Rywalizacja odbywa się podobnie jak w narciarstwie klasycznym – są eliminacje, a następnie ćwierćfinały, półfinały i finał (sześć osób). Jest sztafeta mieszana – zespół stanowi jedna kobieta oraz jeden mężczyzna. Pokonują po dwa odcinki – na każdym znajdują się dwa podejścia oraz dwa zjazdy. Tutaj rywalizacja trwa około godziny. Jest też dłuższy wyścig indywidualny, trwający do dwóch godzin, w którym pokonuje się nawet 2000 m przewyższenia (to mniej więcej tak, jakby dwa razy wejść z Kuźnic na Kasprowy Wierch). Wreszcie vertical – to tylko jedno podejście, często strome, pokonywane na nartach. Przewyższenie dochodzi do ok. 750 m.

W igrzyskach zobaczymy jednak tylko te dwie pierwsze konkurencje. Organizatorom w sumie trudno się dziwić – byli niejako zmuszeni wybrać to, co jest lepiej dostosowane do potrzeb telewizji, a co za tym idzie – trwa krócej.

Organizatorzy zrezygnowali z wyścigu indywidualnego i czułam z tego powodu zawód. Ale wiem, że my biegamy nie tylko dla siebie, również dla kibiców, a łatwiej jest pokazać sprint czy sztafetę mieszaną. Musimy zdawać sobie sprawę, że nasz sport jest sportem górskim. Karty rozdaje pogoda i warunki śniegowe. Jestem jednak przekonana, że dłuższy wyścig indywidualny pojawi się w programie następnych igrzysk, które w 2030 roku odbędą się we Francji. Ja osobiście najbardziej lubię ekstremalne ściganie się na dłuższym dystansie, ale podoba mi się też sprint. To niby trzy, cztery minuty wysiłku, ale jeżeli chcesz dojść do finału, musisz powtórzyć to czterokrotnie. Po sztafecie natomiast jestem najbardziej zmęczona. Następnego dnia długo dochodzę do siebie – ocenia Januszyk.

Nie są już gorszymi dziećmi

Iwona była już szóstą zawodniczką mistrzostw świata w sprincie. Awansowała więc do wielkiego finału. Polka nie może być pewna olimpijskiej kwalifikacji, ale ma duże szanse na występ we Włoszech. Była ósmą zawodniczką Pucharu Świata w poprzednim sezonie. Teraz, jak już wspomniano, jest dziewiąta i w generalce, i w klasyfikacji sprintu. Sztafeta mieszana? W ubiegłym roku, w tej samej Cortinie, gdzie teraz odbędą się igrzyska, zajęła ósmą pozycję, startując w duecie z Janem Elantkowskim.

W igrzyskach w sprincie wystąpi tylko po 18 kobiet i mężczyzn. Tyle samo stanie do rywalizacji sztafet, przy czym każdy kraj może wystawić wyłącznie jeden zespół. Dostać się na igrzyska można dzięki liście rankingowej, na którą zbiera się punkty przez ponad rok (do grudnia 2025 roku) w zawodach Pucharu Świata. Do tego w marcu odbędą się mistrzostwa świata, na których złoci oraz srebrni medaliści w sprincie i sztafecie wywalczą przepustkę na największą zimową imprezę czterolecia. Rozpoczęła się więc walka o wielką stawkę.

To jest młody sport i zdaję sobie sprawę, że nie możemy wymagać za dużo. Wiadomo, z pewnymi kwestiami mogłoby na pewno być lepiej, ale dużo się poprawiło. Mamy możliwość wyjeżdżania na zagraniczne zgrupowania i ćwiczyć tam, gdzie często robią to najlepsi – mówi Iwona, gdy pytam ją o warunki, w jakich funkcjonuje dziś w Polsce skialpinista. Dyscyplina nie jest póki co popularna w naszym kraju. Największe sukcesy mają we Francji, do tego we Włoszech, w Hiszpanii. W Polsce skimo nie zajmuje się zbyt wiele osób, brakuje też czegoś na kształt programu wyszukiwania talentów. Sportem opiekuje się Polski Związek Alpinizmu, mający też pod sobą wspinaczkę sportową. Jeszcze jakiś czas temu to ona otrzymywała dużo więcej środków, co w sumie nie mogło dziwić, ale teraz to są dwa osobne budżety. Na skialpinizm przeznacza się rocznie kilkaset tysięcy złotych. Z jednej strony pozwala to zawodnikom ćwiczyć od października na lodowcach, a z drugiej – mocniejsze federacje mają do dyspozycji więcej pieniędzy.

Gdyby jednak Januszyk, podobnie jak w Paryżu Aleksadra Mirosław i Aleksandra Kałucka, sięgnęła we Włoszech po medal, na pewno zmieniłoby się to na lepsze.

Fot. Newspix.pl / Skimostats 

WIĘCEJ O SPORTACH ZIMOWYCH NA WESZŁO:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Siemieniec: My już tylko możemy, nie musimy. Nie mamy żadnej presji

Patryk Stec
1
Siemieniec: My już tylko możemy, nie musimy. Nie mamy żadnej presji
Liga Europy

Ajax blisko wtopy, błysk Dybali. Podsumowanie 1/16 finału Ligi Europy i Ligi Konferencji

Arek Dobruchowski
2
Ajax blisko wtopy, błysk Dybali. Podsumowanie 1/16 finału Ligi Europy i Ligi Konferencji

Polecane

Liga Europy

Ajax blisko wtopy, błysk Dybali. Podsumowanie 1/16 finału Ligi Europy i Ligi Konferencji

Arek Dobruchowski
2
Ajax blisko wtopy, błysk Dybali. Podsumowanie 1/16 finału Ligi Europy i Ligi Konferencji