Gdy Tomasz Wichniarek zabiera głos w wywiadach, pewne są tylko dwie rzeczy — że nie ma nic ciekawego do powiedzenia wszystko zrobił dobrze i że dowiemy się, czegoś, co rzekomo mówili wszyscy, a tak naprawdę nie mówił tego nikt.
Widzew Łódź to klub medialny, więc niezmiernie dziwi jedno: że Tomaszowi Wichniarkowi zwykle dostaje się mniej niż przykładowemu Jackowi Zielińskiemu, który aż skwierczy od grillowania za każdy ruch, pomysł czy wypowiedź. Nie chodzi o to, żeby nakręcać spiralę nienawiści, lecz zauważyć, że w gruncie rzeczy praca dyrektora sportowego RTS przynosi nawet mniej owocnych rezultatów niż jego bardziej krytykowanych kolegów po fachu.
Jasne, Widzew raz na jakiś czas kogoś sprzeda, czasem zgarnie ciekawego zawodnika, ale od dłuższego czasu oglądamy serial o tym, jak zamienić wodę w wino i wykręcać wynik na miarę aspiracji bazy kibicowskiej bez wsparcia w postaci dobrej roboty kierownika działu sportowego. Wichniarek prowadzi tę wielką markę za rękę tak, że Widzew już nie tyle drepcze w miejscu, ile się cofa. Nie zmienia się tylko jedno: gość zawsze ma masę rzeczy na swoją obronę i chętnie wytłumaczy, że to nie tak, jak myśli reszta świata.
Nawet, jeśli musi sięgać po argumenty, które istnieją tylko w jego głowie.
Tłumaczenia dyrektora sportowego Widzewa Łódź. Tomasz Wichniarek znów nie dowozi
Do wywiadu Tomasza Wichniarka z Goal.pl lepiej nie zasiadać z popcornem, bo w kilku momentach można się nim zadławić, próbując opanować napad śmiechu. Miłośnikom stand upu można go jednak polecić. Co linijka, to lepiej. Na przykład: latem ocena pracy Tomasza Wichniarka była świetna, a teraz jest fatalna, bo kibice czepiają się Hilarego Gonga. Albo: po transferze Saida Hamulicia każdy był przekonany, że to on będzie pierwszym napastnikiem, podczas gdy wystrzelił Imad Rondić. Rewelacje dyrektora sportowego RTS zasługują na docenienie. Na przykład bonem na badanie słuchu, bo zdaje się, że nikt poza Wichniarkiem takich rzeczy nie zarejestrował.
Zresztą, wypada zapytać, gdzie Tomasz Wichniarek przeprowadził wspomniane badania opinii? Wszak w rozmowie obwieścił, że z mediów społecznościowych nie korzysta, nie czyta. Jednocześnie wie, że krytykuje go w nich grono piętnastu, dwudziestu osób. Czyli chyba jednak czyta, ale najwidoczniej jednym okiem, co mogłoby wiele wyjaśnić — to przysłoniło mu „nie” w zdaniach:
- Said Hamulić nie będzie jedynką,
- Tomasz Wichniarek nie jest świetnym dyrektorem sportowym,
które wśród kibiców Widzewa się pojawiały. Zostawmy jednak czepianie się słówek, bo są poważniejsze sprawy, które można Wichniarkowi wytknąć. Obejrzeliśmy na przykład kolejny odcinek serialu „Naciskanie”. W pilocie Ognjen Mudrinski naciskał na Patryka Klimalę, pozwalając mu się rozwinąć, co przełożyło się na zarobek Jagiellonii. Następnie Kenneth Zohore położył fundamenty pod życiową rolę Erika Exposito. Widzew też doczekał się swojego naciskacza. Lirima Kastratiego.
— Nie ma co ukrywać – Lirim jest droższym w utrzymaniu piłkarzem. Natomiast w toku rywalizacji w trakcie rundy Marcel kończył granie w zeszłym roku jako podstawowy piłkarz i wyglądał naprawdę dobrze. Konkurencja w postaci Lirima sprawiła, że Marcel poszedł w górę i był pierwszym wyborem, co dla Widzewa oznacza same korzyści, bo to młody chłopak, który ma większy potencjał sprzedażowy, a poza tym konkurencja wywołała jego rozwój — mówi Wichniarek.
Szkoleń z pełnienia roli dyrektora sportowego nikt raczej panu Tomaszowi nie powierzy, ale jeśli podzieli się z ludźmi metodą na to jak przedstawiać porażki jako sukcesy, kariera w coachingu stoi przed nim otworem.
Widzew ściąga piłkarzy, którzy nie pasują do stylu gry
Wichniarek sam chyba takie zaliczył, bo w wyjaśnieniach wije się jak derwisz. Gdy trzeba ocenić ruchy nieudane, zawsze mimowolnie wtrąci, że przecież sztab wszystkich piłkarzy oglądał, akceptował, wybierał z ich propozycji. Kreshnik Hajrizi nie gra? Karol Zniszczoł, zwolniony przez władze klubu asystent Daniela Myśliwca, bardzo ciekawie wyjaśniał to w rozmowie z „Sektorem Widzew”.
– Hajrizi to świetny piłkarz. Natomiast przy tak wypracowanym modelu gry, wymagane są specyficzne zachowania na konkretnych pozycjach. Część zawodników może te zachowania mieć już „naturalne”. Część zawodników zaś musimy adaptować do tego poprzez trening. Zdarza się, że piłkarz ma bardzo ugruntowane nawyki, a te są sprzeczne z wymaganiami i pomimo tego, że jest dobrym zawodnikiem – może mieć problemy z adaptacją. Mówiąc najprościej: nie pasować do danego sposobu gry.
Wątek jest szerszy, polecamy całość. Zniszczoł wymienia jego atuty, tłumaczy temat na konkretnych argumentach, wskazując, że Hajrizi po prostu do tego nie pasował. Brzmi to rozsądnie i merytorycznie, jest zarzutem w kierunku pionu sportowego — sprowadziliście faceta, który nie mógł się sprawdzić. Były asystent Myśliwca potrafi też jednak wziąć coś na siebie. W przypadku Hilary’ego Gonga nie ucieka w kiepski skauting, lecz wyjaśnia, czemu Gong ich zdaniem pasuje do koncepcji RTS, znów bazując na merytorycznych argumentach. Czytelnik kończy lekturę ze świadomością, że coś mu konkretnie wytłumaczono. Tymczasem Wichniarek brak gry Hajriziego tłumaczy tak:
– To odpowiedzialność trenera, który wybiera najlepsze dla zespołu w danym momencie rozwiązania. Trener obserwuje go codziennie. Zresztą ja też na te treningi chodzę. I po prostu takie były decyzje. Jasne, mieliśmy w pewnym momencie wewnętrznie takie poczucie, że może to szanse mogłyby być większe. Ale w ocenie sztabu na tamten moment to inni zawodnicy wyglądali lepiej i w większym stopniu realizowali model gry.
Kreshnik Hajrizi
Klasyczna spychologia. Ocena sztabu, odpowiedzialność trenera. Ale gdy pada przykład Imada Rondicia, zasługi innych są schowane pod dywan. Okazało się, że doskonale pasuje do wizji Myśliwca! Albo pytanie o transfer udany, sprowadzenie Samuela Kozlovsky’ego: tam też wspólnej pracy nie ma. Jest tylko pochwała skautingu, wypracowanych przez nich metod i opowieść o badaniach, które pomogły zrealizować ten wybitny ruch.
I przy tych badaniach się na chwilę zatrzymajmy, bo hasło „mocny research” pada w rozmowie parokrotnie i w środowisku wywołuje reakcję jak ze słynnego gifa z Thierrym Henrym.
Badania Tomasza Wichniarka. Dr Ian Graham w strachu!
Opowieść o badaniach w wykonaniu Tomasza Wichniarka to perełka, wisienka na torcie. Część pierwsza:
„Na podstawie badań mamy wytypowane kraje, z których zawodnicy szybciej się u nas adaptują – i Słowacja jest w tym gronie. Robiliśmy taki research: ilu zawodników trafiło do Ekstraklasy z danego kraju, ilu rozegrało przynajmniej 60% możliwych minut po transferze. Wysoko byli tam na pewno Czesi i Słowacy, również Hiszpanie, również Grecy, o ile dobrze pamiętam”.
Przyjęte kryteria same w sobie wskazują: jest grubo. Określanie szybkiej adaptacji na podstawie rozegranych minut? Jeśli tak, to jedną z najlepszych opcji byłoby ściąganie zawodników z Wysp Zielonego Przylądka. Edi Semedo, Lisandro Semedo, Jorge Kadu, Vagner Dias. Sami regularnie grający piłkarze! Odstaje tylko grubiutki Hildeberto. Burkina Faso też wygląda wybitnie: Prejuce Nakoulma, Moussa Ouattara, Abdou Razack Traore. Matthew Guillaumier wywindował za to statystyki kopaczy z Malty.
Ok, odpalmy nacje, które miały niewielką liczbę przedstawicieli. Policzyliśmy, co i jak.
Z Grekami Wichniarek pamiętał kiepsko, to jeden z najgorszych krajów pod kątem poszukiwania zawodników. Pozostałych trafił, lecz sęk właśnie w tym: trafił. Skoro w Ekstraklasie zagrało stu Hiszpanów to naturalne, że ci, którzy wypalili, pompują statystyki tych, którzy się nie sprawdzili. Nie ma to wiele wspólnego z adaptacją, bo tę powinno się oceniać na podstawie innych czynników — na przykład zwyczajnego podobieństwa kulturowego. Wtedy też Czesi czy Słowacy będą wysoko, ale będzie to miało logiczne, oraz przede wszystkim naukowe, podstawy. Przedstawienie tego w taki sposób, w jaki zrobił to Tomasz Wichniarek, jest jak trafny wynik działania matematycznego, ale bez właściwego równania, które do niego doprowadziło. Podobnie jest z drugim przypadkiem „badań”.
„Zrobiliśmy mocny research w pionie sportowym i wyszło nam, że około 25% zawodników w kadrach swoich zespołów gra poniżej 15% możliwych do rozegrania minut”.
Pionowi sportowemu winszujemy, toż to osiągnięcie na miarę anegdot o radzieckich naukowcach! Może komuś, kiedyś uda się złamać kod Enigmy i dotrzeć do zaawansowanych badań, które dały takie wnioski. Albo po prostu odpali Transfermarkt i zrobi na tej podstawie tabelkę w Excelu.
Transfery Tomasza Wichniarka dla Daniela Myśliwca nie grają
Z Wichniarkiem jest właśnie taki problem: ubiera prostą papkę w trudne słowa, które dają wrażenie, że:
- a) pion sportowy Widzewa wykonuje pracę trudniejszą niż w rzeczywistości
- b) jego nieudolność zostaje zepchnięta na margines
Do stwierdzenia, że czwarta część kadry nie gra zbyt wiele, nie potrzeba pogłębionych analiz, wie to nawet niedzielny kibic. Jeśli jednak pion sportowy Widzewa potrzebuje mocnego researchu do takich spraw, wyjaśnia to wiele w kwestii transferów i researchu, jaki je poprzedza. Tajemnicą poliszynela jest, że RTS ma ogromny problem ze ściągnięciem zawodników, którzy wpisują się profilem w styl gry preferowany przez Daniela Myśliwca.
Bo to, że 25% zawodników gra mniej niż 15% minut, że — jak to ujął Wichniarek — nie zawsze ten, który miał być jedynką, to tą jedynką zostaje, to jedno. Zgoda, że niektórzy zawodnicy są ściągani jako uzupełnienie. Nikt nie oczekiwał, że Mikołaj Biegański wskoczy do klatki, albo że Hubert Sobol wygryzie podstawową dziewiątkę, ale jest masa innych nazwisk, o których nikt nie powie: nie no, ten facet, to do treningu miał być potrzebny.
- Kreshnik Hajrizi
- Said Hamulić
- Ivan Krajcirik (kontuzja po transferze)
- Noah Diliberto
- Lirim Kastrati
Rozliczajmy tylko transfery dokonane po przyjściu Daniela Myśliwca, bo to wtedy pojawił się problem. Problem nie w postaci trenera, lecz konkretnych wymagań, które przerosły dyrektora sportowego. Janusz Niedźwiedź nie miał tak sprecyzowanych oczekiwań, więc i wzmocnienia przychodziły łatwiej. Myśliwiec operuje na konkrecie. Z piłkarzy, których dostał w spadku, którzy nie musieli mu pasować do koncepcji, ulepił, ile się dało.
Imad Rondić — facet gra rundę życia, bo trener wie, jak go wykorzystać. To sztabu zasługi w tym, że okazało się, że pudło transferowe w postaci Hamulicia, który miał zastąpić Jordiego Sancheza, udało się przykryć.
Tomasz Wichniarek miał trzy okna transferowe, żeby sprowadzić piłkarzy pasujących do zespołu. Jeśli zamiast tych, których zakontraktował, grają ci, którzy już w kadrze byli (Hajrizi vs Żyro, Ibiza; Hamulić vs Rondić; Diliberto vs Hanousek) albo ci, którzy zostali sprowadzeni jako opcje do rywalizacji (Kastrati vs Krajewski, ale też Hamulić vs Sobol, bo Widzew zignorował wszystkie flagi ostrzegawcze i sięgnął po Bośniaka, którego częściej nie ma, niż jest), to nie ma sensu wymawiać się tym, że gra Kozlovsky, Łukowski czy – pomijając to, jak gra – Gong.
Hilary Gong
Nawet logika podpowiada, że powinno być odwrotnie, to błędne wybory powinny zdarzać się incydentalnie, a właściwe częściej. Wichniarek zresztą swoje zadania w klubie określa dość precyzyjnie:
– Moją rolą jest budowanie struktury zespołu, kreowanie kadry w sposób szeroki. Mam patrzeć na to, co tu i teraz, ale też w przyszłości. Patrzę na wiek piłkarzy w drużynie, na zestawienie narodowości, na to ilu mamy zawodników na poszczególnych pozycjach, dbam o dopływ młodych graczy do pierwszej drużyny. Moim głównym obowiązkiem jest zarządzanie tym tak, by kadra Widzewa była dobra, ale i rokowała na przyszłość, pozwalała na rywalizację w treningu.
Zerknijcie teraz na kadrę Widzewa Łódź i poszukajcie jakości, potencjału i owej rywalizacji. Najlepiej określa ją fakt, że na skrzydłach hasa duet Kamil Cybulski (młodzieżowiec) i odgruzowany przez sztab Jakub Sypek. Dopływ młodych i zapowiadaną walkę o Pro Junior System w gruncie rzeczy zapewnił trener, który nie mając wyboru, zaczął stawiać na Cybulskiego czy Krajewskiego. Słowem: kreowanie kadry, głównie zadanie Wichniarka, nie wygląda najlepiej.
Myśliwiec, Wichniarek i przyszłość Widzewa. Piłkarze są za trenerem
Co śmieszniejsze, widzą to nawet sami zawodnicy, którzy zdają się stać murem za trenerem i nie gryzą się w język, mówiąc o tym, że jakości w zespole mogłoby być kapkę więcej. Publicznie doceniają go Rafał Gikiewicz czy Bartłomiej Pawłowski, ostatnio Mateusz Żyro rzucił, że, jeśli Widzew przedłuży kontrakt z Danielem Myśliwcem, zwiększy szanse na to, że i on w drużynie zostanie. Nieoficjalnie też często da się usłyszeć, że piłkarze trenera uwielbiają, bo czują, że to człowiek konkretny, który pcha ich karierę do przodu.
Nie wygląda jednak na to, żeby dało się kontynuować ten projekt w takim układzie i ciężko się dziwić. Michał Rydz mówił nam, że chciałby, żeby trener określił się co do swojej przyszłości przed startem rundy. Trzeba zrozumieć, że Widzew ustawia taki deadline i chce wiedzieć, na czym stoi. Jednocześnie dostrzegamy lekki absurd w tym, że klub wymaga szybkich i konkretnych działań po kolejnym przespanym oknie transferowym.
Przeżywamy deja vu z poprzedniej zimy: tempo przeprowadzania wzmocnień frustruje wszystkich. Oraz, dodajmy, gryzie się z tym, co płynie z wszelkich wywiadów o długo układanych listach, starannym skautingu (mocnym researchu!)… Jeśli takie listy istnieją i są sensowne – czytaj: celujesz w piłkarzy, którzy są w twoim zasięgu – to nie gryziesz się tygodniami z przeprowadzeniem drobnych poprawek. Bo Widzew nie szykował rewolucji, lecz drobne korekty, które wyszły tylko połowicznie. Jedyny transfer doszedł do skutku w trakcie obozu, kolejnych brak. Po pytaniu o to, jak trener się z tym czuje, mamy osiem sekund ciszy i ironiczne:
– Rewelacja!
Na miejscu Daniela Myśliwca uważalibyśmy jednak na słowa, bo patrząc na umiejętność odczytywania sygnałów i opinii Tomasza Wichniarka, za pół roku w wywiadzie padnie: zimą wszyscy mi mówili, że jestem rewelacyjny…
WIĘCEJ O WIDZEWIE ŁÓDŹ:
- Widzew i kierunek rozwoju. Dyktatura Excela czy rząd dusz?
- Negocjacje z emeryturą w tle. Nietypowe rozmowy o nowej umowie
- Widzew może być wzorem. “Jak obraz van Gogha”
SZYMON JANCZYK
fot. FotoPyK