Reklama

Real na ustawionym tempomacie. Gaz dociskał głównie Rodrygo

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

29 stycznia 2025, 23:27 • 4 min czytania 1 komentarz

Siedem goli i trzy asysty. Gdybyśmy napisali wam, że taki bilans w 2025 roku ma piłkarz Realu Madryt, pewnie pomyślelibyście o Kylianie Mbappe czy Viniciusie. Tymczasem to Rodrygo – który wcześniej przez dużą część sezonu był raczej cieniem dla kolegów – jest ostatnio w fantastycznej formie. Dziś to właśnie Brazylijczyk poprowadził Real do wygranej ze Stade Brestois. W sytuacji Królewskich w Lidze Mistrzów wiele to jednak nie zmieniło. 

Real na ustawionym tempomacie. Gaz dociskał głównie Rodrygo

Real Madryt w 2025 roku? W sumie znakomity. Zaczęło się od wyrwanej – mimo gry w “10” – wygranej z Valencią w lidze, a za nią poszły kolejne zwycięstwa: z Las Palmas i Valladolidem. W Pucharze Hiszpanii – mimo problemów w starciu z Celtą, zakończonym dopiero po dogrywce – Królewscy też grają dalej. Liga Mistrzów? Ograny 5:1 Salzburg. Właściwie obraz psuje jedynie w̶p̶i̶e̶r̶d̶z̶i̶e̶l̶ porażka z Barceloną w meczu o Superpuchar Hiszpanii. Ale to wszystko tylko suche wyniki.

Jeśli chodzi o grę – bywało naprawdę różnie. A że jeszcze w 2024 słabszej postawie towarzyszyły też słabsze wyniki, to przed ostatnią kolejką fazy ligowej Ligi Mistrzów Królewscy, jeśli chcieli awansować do najlepszej “ósemki”, musieli raz, że wygrać na wyjeździe we Francji, a dwa – liczyć, że pozostałe mecze ułożą się idealnie pod nich. Na to drugie nie mieli wpływu, w tym pierwszym chcieli przeszkodzić im za to zawodnicy Brestu. A ci to jedna z najlepszych historii tych rozgrywek w nowym formacie. Klub, który w tym sezonie debiutuje w europejskich pucharach, był już pewien gry w dalszej fazie, a przed dzisiejszymi meczami znajdował się nawet w tabeli… przed Realem. I zdecydowanie mógł marzyć o miejscu gwarantującym automatyczny awans do 1/8 finału.

To wszystko w teorii zwiastowało nam, że czeka nas jeden z ciekawszych meczów ostatniego dnia fazy ligowej. Czy tak było? Nie no, gdzie tam. Real w swoim stylu poszedł bowiem w ekonomię, od początku meczu ustawił odpowiednio tempomat i właściwie tylko ze trzy razy mocniej docisnął gaz.

Wystarczyło.

Reklama

O pierwszej połowie napisać moglibyśmy właściwie tyle, że się odbyła, gdyby nie Rodrygo. Ten w 27. minucie świetnie oszukał kilku obrońców, po czym uderzył po długim słupku i po odbiciu od tego słupka właśnie piłka ostatecznie wpadła do siatki. Poza tym? Kilka szans gospodarzy, w tym jedna poważna – gdy Mama Balde z woleja przeniósł piłkę tuż nad poprzeczką bramki Thibaut Courtois. Ale w gruncie rzeczy przez pierwsze 45 minut to był mecz z gatunku tych, które szybko się zapomina. Tym bardziej, że przecież równocześnie toczyło się 17 innych spotkań.

Druga połowa przyniosła nam więcej ciekawych zdarzeń już w pierwszych 10 minutach. Najpierw bliski trafienia był Kylian Mbappe, ale jego strzał wybronił golkiper gospodarzy – tyle że po jego interwencji piłka spadła pod nogi Jude’a Bellinghama. Przed Anglika wyskoczyli obrońcy, ten więc podał do Brahima. Marokańczyk powinien był po prostu wpakować piłkę do siatki, ale… poślizgnął się i ostatecznie nie oddał nawet strzału. I to szybko mogło się zemścić. W 52. minucie niezłą akcję wyprowadzili zawodnicy Brestu, a niespodziewany, lekki, ale dobrze mierzony strzał oddał Ludovic Ajorque. Courtois niespodziewanie sobie z tym uderzeniem nie poradził, jednak uratowała go interwencja VAR-u. Odgwizdano spalonego i Królewscy mogli odetchnąć.

A ten oddech stał się głębszy kilka minut później. W 56. minucie świetnie akcję Realu napędził bowiem Bellingham. Anglik zagrał do Brahima, ten wypuścił Lucasa, a Hiszpan odegrał gdzieś na szósty metr przed bramką. Tam już znalazł się ten, który akcję zaczął, a fani hiszpańskiej ekipy po chwili mogli śpiewać “Hey, Jude”. Bo nawet jeśli ich ulubieńcy śpiewająco nie grali, to jednak prowadzili dwoma bramkami. Trzecią dołożyli nieco ponad dwadzieścia minut później. Strzał Mbappe – który dziś ewidentnie miał problemy z celownikiem – znów odbił golkiper, tym razem jednak nie było zawahania – do piłki dopadł Rodrygo i od razu wpakował ją do siatki.

Bilans Brazylijczyka w ostatnich spotkaniach jest zresztą wręcz doskonały. Dziś wpakował dwie bramki. Tak samo było z Salzburgiem. W lidze z kolei zaliczył gola i dwie asysty w starciu z Las Palmas i ostatnie podanie przeciwko Realowi Valladolid. Do tego doliczyć trzeba jeszcze po bramce w dwóch meczach Superpucharu Hiszpanii. Łącznie w 2025 – siedem goli, trzy asysty. Gdyby tak grał też w zeszłym roku, możliwe, że pomógłby Królewskim w wywalczeniu większej liczby punktów i w poprzednich spotkaniach Ligi Mistrzów. Ale że to się nie udało, to i awansu do 1/8 finału na razie dla Realu nie ma.

Reklama

Ekipa Carlo Ancelottiego będzie bowiem musiała – tak samo jak i Brest – przechodzić przez play-offy. A w tych Królewscy zmierzą się albo z Celtikiem, albo z Manchesterem City. I choć Citizens są w kryzysie, to nie mamy cienia wątpliwości, którą z tych opcji woleliby fani Los Blancos.

Stade Brestois 29 – Real Madryt 0:3 (0:1)

  • 0:1 – Rodrygo 27’
  • 0:2 – Bellingham 56’
  • 0:3 – Rodrygo 78’

WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW: 

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów