Pogoń Szczecin w bardzo dosadny sposób zakomunikowała w dzisiejszym oświadczeniu, że zrywa wszelkie rozmowy z Alexem Haditaghim, który – zdaniem klubu – grał nieczysto i okazał się niewiarygodny. Inwestor z Kanady od kilku dni podszczypuje „Portowców” i ich wierzycieli podczas swoich wystąpień medialnych. Obie strony nieudanego dealu próbują przekonać teraz cały świat, że to one zrezygnowały z toksycznego układu i nie wpakowały się dzięki temu w tarapaty. Nam, obserwatorom zajadającym się popcornem, pozostaje stwierdzić: dobrze, że ten biznes nie wypalił.
Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało logicznie. Alex Haditaghi nie jest żadnym krzakiem pokroju Vanna Ly (swoją drogą – co się z nim dzieje?), po wpisaniu jego nazwiska w Google otrzymujemy wiele artykułów, z których można wysnuć istotny wniosek: to poważny gość. Dorobił się na nieruchomościach, prowadzi biznesy w Grecji, Hiszpanii i Turcji, jego majątek wycenia się na około 450 milionów dolarów, obecnie buduje w okolicy Kavali luksusowe osiedle z 228 nowoczesnymi willami warte 520 milionów euro. Człowiek operujący takimi kwotami miał nie skąpić na Pogoń. Można było też założyć, że raczej nie zależy mu na tym, by wydoić polski klub z kilkunastu milionów złotych.
Jarosław Mroczek opowiadał nam, że nie odda Pogoni w ręce jakiegoś funduszu, bo takowy nie gwarantuje mu sukcesu i szuka raczej kogoś, kto chce zareklamować siebie oraz swoją firmę na polskim rynku. Właśnie takim kimś wydawał się Irańczyk mieszkający w Kanadzie – można było zakładać, że wraz z inwestycją w Pogoń zechce rozszerzyć swoją biznesową działalność o nasz kraj, który w ostatnich latach nie jest najtrudniejszym rynkiem dla deweloperów.
Haditaghi wydawał się być też, tak zwyczajnie, wielkim fanem piłki. Inwestował w grecką Kavalę, myślał o przejęciu Atromitosu, podobno wycofał się z obu biznesów ze względu na bagno, w jakim taplają się kluby w tamtejszej lidze, co też brzmiało w miarę przekonująco. Miał przyprowadzić ze sobą poważną postać ze świata piłki – Tana Keslera, tureckiego menedżera, który był niedawno wiceprezesem Hull City.
Wzniosłe oświadczenia i trupy w szafie. Trudna sztuka sprzedania Pogoni Szczecin
Strażnik świątyni dla duszy
Znaki zapytania zaczął stawiać nad sobą… sam Haditaghi. Za każdym razem, gdy irańsko-kanadyjski biznesmen otwierał usta, zapalała się nam kolejna lampka ostrzegawcza: oho, ten facet chyba nie jest tak wiarygodny, jak sugerowałaby pobieżna weryfikacja w Google. Swoją bajkopisarską twarz niedoszły inwestor pokazał w oświadczeniu i wywiadzie opublikowanym przez Daniela Trzepacza z Pogonsportnet.pl, a później w rozmowie z Piotrem Koźmińskim z Goal.pl.
W obu tekstach można znaleźć pompatyczne, rozegzaltowane i kwieciste wypowiedzi:
– Zakochałem się w Szczecinie, jego niesamowitym stadionie i pełnych pasji kibicach, którzy sprawiają, że ten klub jest tym, czym jest. Miasto i drużyna zasługują na o wiele więcej niż to, co je spotkało.
– Od momentu rozpoczęcia rozmów jego wizja była jasna: inwestować w przyszłość drużyny, wzmacniać jej pozycję w lidze i czcić miasto, jej kibiców i jej niezwykłe dziedzictwo.
– Nie chodziło tylko o stabilność finansową; chodziło o zbudowanie spuścizny.
– Ta drużyna jest symbolem dumy, pasji i odporności dla Szczecina i jego fanów. Łatwo zakochać się w mieście, stadionie i niesamowitych kibicach, którzy sprawiają, że Pogoń Szczecin jest tak wyjątkowa. Wiedza o tym, jak blisko byliśmy zapewnienia jaśniejszej przyszłości dla tego klubu, sprawia, że ten wynik jest tym bardziej rozdzierający serce. Mam nadzieję, że pewnego dnia wizja, jaką mieliśmy dla Pogoni Szczecin, stanie się rzeczywistością.
– Pogoń ma potencjał, aby stać się futbolową potęgą. Ale to duże wyzwanie, które wymaga natychmiastowej i wspólnej akcji.
– Spacerując po mieście, byłem zachwycony jego historią, charakterem, połączeniem Szczecina z klubem. To nie jest tylko klub, to bijące serce miasta. Nie da się nie zakochać w marzeniu dotyczącym tego, co można by tu zrobić.
– Mówią, że nie wybierasz swojego przeznaczenia; twoje przeznaczenie wybiera ciebie. Dokładnie tak czuję się w Pogoni Szczecin.
– Wyobraźcie sobie Pogoń wznoszącą pierwsze mistrzowskie trofeum. To byłoby zwycięstwo nie tylko klubu, ale i całego miasta. To wizja, która mnie pociąga, właśnie dlatego chcę wejść w ten klub.
– Musimy rozwijać również akademię, która może nam dostarczać świetnych piłkarzy. Pogoń ma potencjał, aby pod tym względem być liderem nie tylko w Polsce, ale i w Europie.
Nasze ulubione: – Piłkarski stadion to nie tylko miejsce rozgrywania spotkań, to świątynia dla duszy. Wielu wierzy, że tylko kościoły, meczety czy synagogi są domami bożymi. Ale według mnie atmosfera stadionu też ma coś z tego, kreuje własną “świętość”. Kiedy słychać pierwszy gwizdek, kiedy nasz ukochany zespół jest już na boisku, stadion staje się głęboko oddychającą katedra jedności i pasji. To tu, słysząc śpiewy i doping znajdujemy coś niepowtarzalnego. Coś większego od nas samych. Na stadionie jesteśmy jakby w innej rzeczywistości. Na zewnątrz różnimy się pod względem finansów, rasy, religii… Ale na stadionie, gdy piłka wpada do siatki, to nie ma żadnego znaczenia. W tym momencie nie jesteśmy sobie obcy. Jesteśmy braćmi i siostrami, wpadamy sobie w objęcia, przybijamy piątki, świętujemy z ludźmi, których być może już nie spotkamy
– Właściciel klubu to tak naprawdę nie właściciel. Taka osoba staje się bardziej strażnikiem tego co zastała, co zostało zbudowane. Klub należy do kibiców, piłkarzy, miasta. Właściciel ma to chronić, pilnować świętości tego miejsca, sprawić aby marzenia istniały teraz i w przyszłości. Stadion to nie jest tylko budowla ze stali i betonu. To najlepsze odbicie nas samych. To miejsce, gdzie się jednoczymy, gdzie wspólnie świętujemy miłość do futbolu. Jesteśmy tam, by przeżywać niezapomniane emocje , by być częścią czegoś wiecznego. I to jest piękne.
Po lekturze tych wypowiedzi można dojść tylko do jednego wniosku: Haditaghi to najbardziej kochliwy człowiek na świecie. Ledwie zobaczył Szczecin, a już się w nim zadurzył bez reszty. Poszedł na jeden mecz Pogoni, a już nazywa stadion świątynią i porównuje go do kościoła, meczetu i synagogi. Twierdzi ponadto, że obiekt przy Twardowskiego to „najlepsze odbicie nas samych”, cokolwiek górnolotnego ma to znaczyć. Nie chce prowadzić klubu, chce budować jego spuściznę i chronić jego świętość. Zapowiada budowę futbolowej potęgi i jednej z najlepszych akademii w całej Europie…
Panie Haditaghi, tylko kto miał w to uwierzyć?
Polska piłka potrzebuje wizjonerów, którzy mierzą wysoko, ale tu akurat tandetą zajeżdżało aż z kilometra. Niezbyt poważnie wygląda też fakt, że Irańczyk ze wszystkimi szczegółami transakcji – i to w sytuacji, gdy jego agent miał podpisane NDA – wyjeżdżał od razu do mediów, gdzie wywlekał brudy, rozpaczał, dramatyzował…
Efekt miał być następujący:
- Naiwni kibice łykają jego opowieści i zaczynają postrzegać go jak jedynego zbawcę, który może uchronić Pogoń przed upadkiem,
- Kiedy pojawiają się jakieś rozbieżności w negocjacjach, wywierają presję na Mroczku, spółce EPA i innych podmiotach,
- Postawiony pod ścianą Mroczek zgadza się na warunki Irańczyka, choć ma bardzo poważne wątpliwości.
Ten plan nawet mógł skończyć się sukcesem, lecz realizacja okazała się grubo przesadzona.
Niepoważny inwestor
Pogoń – aż do dziś – nie oceniała publicznie wiarygodności biznesmena, z którym zasiadła do stołu. Jeśli zabierała głos, to w celu wyprostowania niejasności (Haditaghi twierdził, że zadłużenie klubu to około 54-59 mln, Mroczek skontrował, że wynosi ono dokładnie 26,14 mln złotych); apelowała też, by kibice nie zalewali wierzycieli hejtem, bo nawet jeśli ci chcieli otrzymać zwrot pieniędzy od razu (a inwestor próbował odroczyć spłatę o dwa lata), to przecież koniec końców bardzo klubowi pomogli i należy im się szacunek, a nie plucie w mediach społecznościowych.
Dziś jednak – obserwując ruchy medialne Haditaghiego, o których szerzej pisaliśmy w tym miejscu – Pogoń się odpaliła. Całe oświadczenie jest dostępne na platformie X, poniżej przekleimy i skomentujemy najistotniejsze fragmenty.
Zarząd Pogoń Szczecin S.A. (”Klub”) w imieniu własnym oraz w imieniu wierzycieli Klubu z tytułu pożyczek długoterminowych po raz drugi oświadcza, iż Klub oraz wszyscy jego wierzyciele ostatecznie odrzucili możliwość współpracy z Panem Alexem Haditaghim.
Wbrew komunikatom… pic.twitter.com/NQynu0hkM5
— Pogoń Szczecin (@PogonSzczecin) January 3, 2025
Przede wszystkim w dosadny sposób wybrzmiało, że temat jest definitywnie zakończony i nie dojdzie już do żadnych dalszych negocjacji.
Zarząd Pogoń Szczecin S.A. (”Klub”) w imieniu własnym oraz w imieniu wierzycieli Klubu z tytułu pożyczek długoterminowych po raz drugi oświadcza, iż Klub oraz wszyscy jego wierzyciele ostatecznie odrzucili możliwość współpracy z Panem Alexem Haditaghim.
Wbrew komunikatom dystrybuowanym przez Pana Alexa Haditaghiego do wybranych środków masowego przekazu nie toczą się jakiekolwiek negocjacje z Panem Alexem Haditaghim i nie zostaną one już wznowione (…).
Dalej:
proponowane przez niego (Haditaghiego – red.) odroczenie spłaty wszystkich pożyczek do 31 lipca 2027 roku nie będzie podlegało akceptacji po odmowie udzielenia przez Pana Alexa Haditaghiego jakichkolwiek gwarancji (zabezpieczeń) spłaty pożyczek, jaki i wniesienia do Klubu środków finansowych gwarantujących rozwój Klubu wedle prezentowanej medialnie przez siebie „wizji”.
A zatem ofensywa medialna Irańczyka zapachniała farmazonem nie tylko nam, ale również obecnym właścicielom Pogoni. Patrząc z tej perspektywy, trudno dziwić się wierzycielom, że ci nie chcieli odraczać terminu spłaty zadłużenia o dwa lata, skoro… nowy inwestor nie chciał dać im żadnego zabezpieczenia. Mogło stanowić je między innymi: ubezpieczenie, poręczenie, weksel, zastaw, dobrowolne poddanie się egzekucji czy przewłaszczenie. Haditaghi nie chciał się zgodzić, istniało więc ryzyko, że wierzyciele po dwóch latach usłyszą: – Nie mam waszej kasy i co mi zrobicie?
Niepoważnie wygląda też odmowa udzielenia gwarancji na wniesienie do klubu pieniędzy, o których Haditaghi opowiadał w mediach – na powitanie miało to być trzydzieści milionów złotych na spłatę zobowiązań i transfery jeszcze w tym oknie, a do 2027 roku inwestycja miała wynieść mniej więcej sto baniek. To wszystko brzmi bardzo dobrze, ale jeśli jest tylko faktem medialnym, niezawartym w żadnej dokumentacji…
No tak średnio, byśmy powiedzieli.
Mało tego, mimo kilkukrotnych próśb ze strony Klubu, Alex Haditaghi nigdy nie ujawnił jaki podmiot miałby dokonać nabycia akcji Pogoń Szczecin S.A., co uniemożliwiało weryfikację tzw. beneficjenta rzeczywistego oraz zdolności finansowych takiego podmiotu do pokrycia zobowiązań deklarowanych przez Pana Alexa Haditaghiego tylko „na papierze”.
Tu już robi się naprawdę grubo. Przekładając to na nieco mniej oficjalny język – Haditaghi samemu (w sensie prawnym) nie zostałby właścicielem Pogoni, musiałby zostać nim inny podmiot, który jest z nim związany. To raczej normalna praktyka, sam Mroczek i jego wspólnicy też nie są właścicielami klubu, a spółka EPA, którą prowadzą.
Dlaczego jednak niedoszły inwestor nie był w tej kwestii transparentny? Kiedy zamierzał o tym poinformować? Podczas podpisania umowy? Oczywistym jest, że Pogoń musiała zweryfikować nie tylko samego Haditaghiego, ale też cały podmiot, który stałby się faktycznym właścicielem większości akcji klubu. „Portowcy” bardzo skrupulatnie podchodzą do tematu sprzedaży i, jak twierdzi Mroczek, prześwietlają kandydatów niekiedy po kilka miesięcy.
A tutaj – nie wiadomo nawet, kogo prześwietlić. Może byłaby to poważna transakcja, a może druga Mada Global, czyli tajemniczy fundusz z ZEA reprezentowany przez Paolo Urfera.
(…) próbował niemal wymusić doprowadzenie do transakcji na postawionych przez siebie warunkach (niepodlegających w zasadzie negocjacjom)
Znów – trudno uznać, że tak wyglądają poważne rozmowy oparte na partnerstwie i doprowadzeniu do sytuacji win-win.
To nie jest oczywiście tak, że Pogoń jest święta i rzuca Bogu ducha winnego biznesmena na pożarcie. Przeciwnie, właściciele „Portowców” od dłuższego czasu jadą po finansowej bandzie i to oni doprowadzili do sytuacji, w której dla przetrwania konieczna będzie zimowa wyprzedaż zespołu. Mroczek nie szukałby inwestora z nożem na gardle, gdyby sytuacja finansowa klubu była unormowana. A tak – musi siadać do zaawansowanych rozmów z gościem, którego nawet dokładnie nie zweryfikował.
„Jedziemy po bandzie”. Pogoń w obliczu 27,5-milionowej straty [REPORTAŻ]
Niektórzy twierdzą też, że to nie jest zbyt poważne ze strony Pogoni, iż nowy inwestor musi na wejściu spłacać długi i walczyć o przetrwanie, a dopiero później wzmacniać zespół w drodze do pierwszego trofeum w historii. I okej – doprowadzenie do tej sytuacji, jak wspomnieliśmy wyżej, to bardzo duży kamyk do ogródka Mroczka i wspólników. Trzeba jednak przy tym pamiętać, że właściciele Pogoni nie oczekują, że cokolwiek na klubie zarobią. Wystarczy im, że nowy inwestor wpompuje pieniądze w zadłużenie i w zespół (czyli de facto zainwestuje w swoją własność). Gdyby klubowe finanse były ogarnięte, to pewnie spółka EPA, mając do tego pełne prawo, zażyczyłaby sobie jeszcze jakiejś sumy odstępnego, jak dzieje się to w przypadku sprzedaży innych klubów. A wtedy – jaka to różnica dla nowego inwestora, czy przeleje kasę wierzycielom czy właścicielom?
To przecież zupełnie normalne, że nie pozyskuje się klubu za darmo. W przypadku Haditaghiego kwotą odstępnego miało być natychmiastowe spłacenie pożyczek, wszystkie dalsze wydatki to już de facto inwestowanie w siebie.
Gdy sprzedaje się klub, trzeba postępować zgodnie z medyczną etyką – po pierwsze nie szkodzić.
Właściciele Pogoni bali się, że zaszkodzą.
I trzeba ich zrozumieć. Nie sztuką jest oddać klub w ręce hochsztaplera. Nie twierdzimy, że Haditaghi to krętacz, ale jednocześnie nie zrobił wystarczająco dużo, by przekonać nas, że nim nie jest.
***
Doszły nas słuchy, że Haditaghi czyta nasze teksty. Poniżej zamieszczamy streszczenie artykułu językiem, który jest dla niego zrozumiały:
Gabinet Jarosława Mroczka oddychał w ostatnich dniach wielką nadzieją, niezwykłą pasją i wzbudzającymi ogromne nadzieje rozmowami. Serce przekroiło nam się na pół, gdy dowiedzieliśmy się, że prezes nie znalazł porozumienia z niedoszłym inwestorem, chcącym hojnie dzielić się majątkiem, który zapewniłby klubowi świetlaną przyszłość. Wystarczyła chwila, byśmy zakochali się w Alexie Haditaghim bez pamięci.
Jego pociągająca wizja, niewiarygodna ambicja i wyjątkowe zaangażowanie były promykiem nadziei nie tylko dla „Portowców”, lecz całej polskiej piłki nożnej. Wszyscy czujemy, że stadion Pogoni to świątynia dla duszy, coś więcej niż kościoły, meczety czy synagogi. W tej konstelacji Haditaghi jawił nam się jak wszechmocny bóg, który zstąpi na klub i odmieni oblicze ziemi, szczecińskiej ziemi. Cały polski futbol dzisiaj płacze. Mogliśmy mieć europejskiego lidera w szkoleniu młodzieży i piłkarską potęgę, ale nasze pragnienie już na zawsze pozostanie tylko niespełnionym marzeniem…
WIĘCEJ O POGONI SZCZECIN:
- Wzniosłe oświadczenia i trupy w szafie. Trudna sztuka sprzedania Pogoni Szczecin
- Grosicki skomentował ostatnie wydarzenia dot. Pogoni. “Jestem załamany”
- Mądra oszczędność. Co transfer Zecha mówi o Pogoni?
Fot. Instagram / newspix.pl / FotoPyK