Andrzej Bargiel od lat dokonuje rzeczy, które zwykłemu śmiertelnikowi wydawałyby się niemożliwe. W tym roku po raz pierwszy podjął się eksploracji narciarskiej Andów i Patagonii. A co czeka go w przyszłym? Zapewne powrót w wysokie góry i być może… pierwsza wyprawa na Antarktydę. Jak zawsze – ramię w ramię z LOTTO i Totalizatorem Sportowym.
Lista osiągnięć Bargiela jest bardzo długa, ale jedno zapewniło mu krajową, a nawet światową sławę. W 2018 roku został pierwszym człowiekiem w historii, który zjechał na nartach z K2 – jednego z najwyższych oraz najtrudniejszych do zdobycia szczytów świata. Dzięki temu wyczynowi zajął też ósme miejsce w plebiscycie Przeglądu Sportowego na Najlepszego Sportowca Roku czy wygrał nagrodę National Geographic – Adventurer of the Year.
W swojej karierze jako skialpinista oraz himalaista Polak mierzył się również m.in. z Sziszapangmą, Manaslu, Broad Peak, Laila Peak oraz Mount Everest. Z najwyższej góry świata nie zjechał ostatecznie z powodu złych warunków pogodowych. Te towarzyszyły mu zarówno podczas próby w 2019, jak i 2022 roku, ale być może w tym przypadku prorocze okaże się powiedzenie: “do trzech razy sztuka”.
Na razie jednak Bargiel postanowił wybrać się w kompletnie nieznane mu rejony. Jego głównym punktem 2024 roku była wyprawa “Andes & Patagonia Ski Expedition”, podczas której 36-latek po raz pierwszy odwiedził Amerykę Południową.
“Kolejne marzenie”
Bargiel oczywiście nie podróżuje sam, a z zaufanym zespołem. Podczas wyprawy do Ameryki Południowej towarzyszyli mu kolejno: jego brat Bartek Bargiel, który pełnił rolę operatora drona. Jędrek Baranowski, a więc przewodnik górski, narciarz i stały towarzysz w trakcie wymagających zjazdów. A także fotograf Bartek Pawlikowski oraz Maciek Sulima, który odpowiadał m.in. za kwestię filmowania wyprawy. Jak się okazało: w Patagonii do ekipy dołączył również Szymon Styrczula-Maśniak.
Wyprawa Bargiela i spółki rozpoczęła się 3 września, a zakończyła 18 października. W tym czasie grupa Polaków eksplorowała tereny And oraz Patagonii pod kątem mierzenia się z kompletnie nowymi narciarskimi wyzwaniami.
– Cieszę się, że mogłem spełnić kolejne marzenie i wybrać się do Ameryki Południowej – wspomina dzisiaj Bargiel. – Nigdy wcześniej nie byłem w Andach i Patagonii, a to wyjątkowe góry. Bardzo strzeliste i wciąż niewyeksplerowane. Udało nam się zrobić tam wiele ciekawych zjadów. Wylądowaliśmy na początku w totalnie dzikiej dolinie, gdzie otaczało nas osiem szczytów, na których mogliśmy zakładać pierwsze, często zupełnie nowe linie.
Choć Andy oraz Patagonia mogą nie kojarzyć się laikowi z kapryśną oraz nieokiełzaną naturą, to nic bardziej mylnego. Wiatr pojawiający się w tamtych terenach potrafi sparaliżować wysokogórskie plany na wiele tygodni. Ekipie Bargiela udało się uniknąć takiego scenariusza.
– Mieliśmy sporo szczęścia do pogody, która w Andach oraz Patagonii potrafi dać się we znaki – mówi Andrzej. – Czasem naprawdę niemiłosiernie tam wieje, co sprawia, że praktycznie nie jesteś w stanie ustać na nogach. Nam jednak udawało się wynajdywać dobre okna pogodowe.
– Bywało, że w “niepogodzie” ruszaliśmy w góry, po to, żeby znaleźć się we właściwym momencie na działanie – kontynuuje 36-latek. – Trzeba obserwowywać warunki atmosferyczne, które potrafią zmieniać się bardzo dynamicznie. Do tego stopnia, że możesz znaleźć się w sytuacji, kiedy musisz uciekać przed złą pogodą. Bo jeśli gdzieś wylądujesz bez dostatecznego zapasu jedzenia i przyjdzie jej załamanie, to możesz mieć kłopoty.
W pierwszej części wyprawy zespół Bargiela znajdował się w Cajón del Maipo (około 50 kilometrów od Santiago, stolicy Chille), gdzie udało mu się zrealizować kilka zjazdów ze szczytów o wysokości oscylującej wokół 5 tysięcy metrów. Niedługo później Andrzej był zmuszony udać się z powrotem do Polski z powodu problemów rodzinnych. W tym czasie jego zespół udał się do Argentyny w okolice El Chaltén.
– Po dziesięciu dniach wróciłem – opowiada Bargiel. – I zakończyliśmy wyprawę bardzo dobrym czasem w Patagonii. Obecnie realizujemy film z całego przedsięwzięcia. Myślę, że na wiosnę powinien być gotowy. Będzie można zobaczyć dokładnie, co tam robiliśmy i dostrzec wyjątkowość miejsc, które odwiedziliśmy.
Przed początkiem wyprawy Bargiel podkreślał, że liczy na odkrycie nowych i ciekawych zjazdów. Czy zatem w Ameryce Południowej znalazł to, czego szukał? – Na pewno znaleźliśmy tam mnóstwo niewyeksplorowanej przestrzeni – odpowiada. – Pod kątem uprawiania narciarstwa jest tam bardzo dużo do zrobienia. Fajnie jest być w nowym miejscu, w nowym otoczeniu, w nowej kulturze. Ameryka Południowa i w ogóle całe Andy są przeolbrzymie. I na pewno chciałbym jeszcze wrócić w tej rejony. Może tym razem do Peru, Boliwii.
Nie brakuje ani zdrowia, ani chęci, ani pomysłów
W jaki jeszcze sposób Bargiel spędził ostatnie 12 miesięcy? Z powodu narodzin dziecka naturalnie ograniczył liczbę dalekich wypraw. Ale i tak był bardzo aktywny. – Na pewno za mną dużo treningów w Alpach, jak i Tatrach. Mimo tego, że nie mamy wokół siebie dużych gór, to wciąż można się tutaj rozwijać. W tym roku byłem sporo czasu w Europie. Urodziła mi się córka, więc nie miałem zbyt wiele długoterminowych ekspedycji. Starałem się na bieżąco działać w miejscu, w którym żyję. Treningi były jednak owocne. Zdrowie wciąż mi dopisuje. Chęci nie brakuje. Z tego wszystkiego bardzo się cieszę – podkreśla.
Co natomiast przed Bargielem kryje rok 2025? – Planów jest dużo. Na pewno jednym z nich jest to, żeby wrócić w wysokie góry. Chciałbym też bardzo pojechać na Antarktydę, to jest wyjątkowe miejsce – mówi Andrzej – Szczegółów na razie nie będę zdradzał. Obecnie skupiam się na spokojnym treningu, przygotowywaniach. Tak jak zazwyczaj, w momencie, kiedy coś zacznie się fizycznie dziać i będziemy gotowi do wyprawy, to zacznę o tym oficjalnie mówić. Mam jednak nadzieję, że to będzie udany rok. I dopisze mi zdrowie, dobra dyspozycja, które pozwolą zrealizować wszystkie cele.
Narciarstwo wysokogórskie to oczywiście nie przelewki. Sport nie tylko wymagający fizycznie oraz psychicznie, ale niezwykle kosztowny. Na tej płaszczyźnie od wielu sezonów zimowych Bargielowi pomaga jednak zaufany partner. A więc Totalizator Sportowy, który jest właścicielem marki LOTTO.
– Wsparcie jest superważne. Dzięki Totalizatorowi Sportowemu tak naprawdę mogę realizować marzenia. Pamiętam, że nasza pierwsza współpraca rozpoczęła się w 2006 roku, więc minęło już od niej prawie dwadzieścia lat – zauważa skialpinista.
Fot. Archiwum Andrzeja Bargiela
– Cieszę się więc, że jesteśmy tyle czasu ze sobą i udało nam się zrealizować tyle wyjątkowych wypraw oraz przedsięwzięć – kontynuuje Bargiel. – Mam nadzieję, że jeszcze wiele przed nami. Dofinansowanie sportu jest istotne, a niestety te wszystkie rzeczy, którymi się zajmuje, są bardzo kosztowne. Nie ma struktur i związku sportowego, które je wspierają. To sprawia, że całe moje działanie opiera się w zasadzie na finansowaniu partnerów, którzy to czują, którzy wyznają podobne wartości i z którymi dobrze się dogadujemy. Bardzo się więc cieszę, że Totalizator Sportowy jest ze mną. I jak wspomniałem: liczę, że będzie przez jeszcze wiele lat, bo nowych pomysłów i projektów nie brakuje.
Czas pokaże, jakich kolejnych niesamowitych wyzwań podejmie się jeden z najbardziej zasłużonych i rozpoznawalnych przedstawicieli sportów zimowych w Polsce.
Fot. Facebook.com/Jedrek.Bargiel