Reklama

Mamy problem. Grosicki to wciąż nasz najlepszy skrzydłowy

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

29 grudnia 2024, 08:11 • 4 min czytania 53 komentarzy

36-letni Kamil Grosicki nadal jest najlepszym polskim skrzydłowym. Dominik Marczuk jeszcze się nie rozkręcił w MLS. Michał Skóraś ma problemy z grą w Belgii. Adrian Benedyczak stracił pół roku z powodu kontuzji, a Kamil Jóźwiak cierpi na chroniczny brak liczb. Kiedyś mawiano, że polska skrzydłowymi stoi. Dziś trudno o podobny wniosek.

Mamy problem. Grosicki to wciąż nasz najlepszy skrzydłowy

I oczywiście – gdyby nasza kadra grała klasycznymi bocznymi pomocnikami, a Grosicki nie zakończyłby reprezentacyjnej kariery, to i tak numerem jeden na lewą stronę byłby Nicola Zalewski, którego umieściliśmy wśród wahadłowych. Nie zmienia to jednak sytuacji, że na kolejnej pozycji w naszym rankingu jest bidnie. Dość stwierdzić, że żaden z piłkarzy nie dostał od nas klasy B (europejskie granie), ba, żaden nie był nawet blisko. Od klasy C (solidne granie) rozpoczynaliśmy też zestawienia stoperów, lewych obrońców i wahadłowych oraz środkowych pomocników.

No cóż.

Nieśmiertelny „Grosik” odebrał pod koniec zeszłego sezonu na gali Ekstraklasy nagrodę dla najlepszego ligowca w rozgrywkach. Nic dziwnego, pod względem liczb to był najlepszy okres w jego karierze. Jesienią trochę przyhamował, przy czym „przyhamował” oznacza w jego kontekście cztery gole i siedem asyst, więc wciąż mówimy o naprawdę rewelacyjnej formie. Ktoś powie – to tylko Ekstraklasa. Można łatwo zbić ten argument – gdy grali w niej Marczuk, Skóraś czy Jóźwiak, nie notowali aż tak dobrych liczb jak długowieczny Grosicki.

Dominik Marczuk ma już wprawdzie na swoim koncie gola w narodowych barwach, ale to wciąż bardziej obietnica piłkarza niż gotowy produkt. Po świetnym sezonie na polskich boiskach (bezdyskusyjnie najlepszy młodzieżowiec zeszłego sezonu) wybrał Real Salt Lake City, co wywołało niemałe oburzenie – czy nasze młode perełki nie powinny celować wyżej niż w Stany Zjednoczone?

Reklama

Mistrz Polski z Jagiellonią tłumaczy w rozmowie z Tomaszem Ćwiąkałą, że miał oferty z lig top5, ale nie chciał rzucać się na głęboką wodę, a Real miał na niego konkretny pomysł. 21-latek faktycznie dostaje wiele szans, ale póki co jeszcze brakuje mu konkretów – drugie półrocze zakończył z zaledwie golem i asystą.

Michał Skóraś przekonuje, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak mocna jest liga belgijska. Ostatnio brutalnie przekonuje się o tym także on sam, bo w tym sezonie ligowym zaliczył zaledwie 380 minut. Polak mocno zaplusował w kluczowej dla końcowej tabeli rundzie play off – był wtedy podstawowym zawodnikiem, a Club Brugge rzutem na taśmę sięgnął po mistrzostwo kraju. Skóraś stał się trochę ofiarą tego sukcesu (gra mniej, w samej Lidze Mistrzów tylko dwa razy wybiegł na boisko), ale sam jest też sobie winien – jesienią ma na koncie tylko jednego gola, a kilka tygodni temu nie trafił na pustą bramkę z kilku metrów.

No cóż, westchniemy raz jeszcze.

W Ekstraklasie, poza Grosickim, brylowali Ameyaw i Chodyna. Pierwszy wyróżnia się przebojowością i odwagą, a drugi jak mało kto w lidze potrafi zadbać o liczby. Obaj obronili się po zmianie klubów ze średnich na mocne, choć obaj mieli po drodze lekkie turbulencje – o Ameyawie najgłośniej było po symulce w Białymstoku, a Chodyna początkowo nie odnajdywał się na pozycji wahadłowego, lecz na jego szczęście Goncalo Feio zdecydował się w końcu na grę klasyczną czwórką z tyłu. W Ekstraklasie nieźle spisywał się  także Samiec-Talar, ale fatalna runda w wykonaniu Śląska odbiła się negatywnie także na skrzydłowym.

„Nie czuł się gorszy od gwiazdy Premier League”. Ameyaw i jego droga do kadry

Benedyczak miał duży wkład w awans do Serie A i – jak na złość – na sam koniec zeszłego sezonu doznał groźnego urazu kostki, przez który stracił pół roku – i tylko dlatego dostaje od nas zaledwie klasę D. Jóźwiak z kolei – podobnie jak w Championship – praktycznie nie ma liczb. Przez cały rok zanotował ledwie dwie asysty, gra w kratkę, ta sytuacja nie zmieniła się nawet po spadku z LaLiga.

Reklama

Stawkę zamykają ligowcy o zupełnie różnych historiach. Ceglarz wprowadził Motor do Ekstraklasy i samemu zadebiutował w niej w wieku… 32 lat. Lukoszek z kolei coraz bardziej rozkręca się w Górniku Zabrze, strzela efektowne bramki i – kto wie – może to on wejdzie wiosną w buty Ennaliego czy Yokoty. Kto się nie załapał? Najmocniej rozważaliśmy jeszcze Tomasza Pieńko (rozwija się w rozczarowującym tempie, chyba Lubin mu nie służy), Przemysława Płachetę i Olafa Kobackiego (obaj niewiele grają w Championship przez problemy ze zdrowiem), Mariusza Fornalczyka (brak liczb), Jakuba Sypka, Konrada Michalaka i Miłosza Kozaka. 

POZOSTAŁE CZĘŚCI RANKINGU:

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

53 komentarzy

Loading...