Nie ma co wyjątkowo rozwodzić się nad faktem, że mamy problem. Duży problem, jeśli ktoś miał wcześniej nadzieje, że reprezentacji Polski uda się wywalczyć pierwsze miejsce w grupie eliminacyjnej do mundialu w 2026 roku. Patrząc na to, że trafimy na Hiszpanię lub Holandię, pozostaje wierzyć, że zachowamy w sobie umiejętność wygrywania baraży.
Oczywiście nie chodzi o to, żeby zaraz wywiesić białą flagę. Krajobraz porażek w 2024 roku w starciach z mocnymi rywalami każe nam jednak dzisiaj sądzić, że bez rozegrania cudownych zawodów nie mamy czego szukać. Ani z Holandią, z którą przegraliśmy na ostatnim EURO, ani z Hiszpanią, którą z kolei kilka lat temu akurat zatrzymaliśmy na EURO 2020. Nie ma w tym logiki, po prostu.
Pytanie, na kogo lepiej trafić? Szczerze mówiąc, to jak wybór między dżumą a cholerą. To i to mogłoby nas zmieść, nie zważając na style gry, trenerów, jakość piłkarzy i najnowsze osiągnięcia. Bo albo zagramy z mistrzem Europy, który w optymalnym składzie gra efektownie i efektywnie, będąc w dodatku jednym z faworytów do sięgnięcia po medal na mundialu, albo na Holandię, która zawsze jest mocna i była półfinalistą ostatniego turnieju. Ba, nie broni nas zarówno najnowszy bilans, jak i historyczny punkt widzenia:
- ostatni wygrany mecz Polaków z Holandią: 1979, eliminacje do EURO,
- ostatnie pięć spotkań: cztery porażki, jeden remis.
Nie lepiej jest z Hiszpanią, choć tu trzeba zaznaczyć, że w XXI wieku nie mieliśmy częstych okazji do stawiania z nią w szranki:
- ostatni wygrany mecz Polaków z Hiszpanią: 1980, mecz towarzyski,
- ostatnie pięć spotkań (sięgające lat 90.): trzy porażki, dwa remisy.
Właściwie cała nadzieja na to, że w 2025 roku uda nam się urwać punkty jednym albo drugim, będzie tkwić w formie dnia. A to o tyle problematyczne, że obie ekipy nie mają tendencji do rozdawania punktów słabszym, kiedy przychodzi grać poważne mecze. Owszem, Holandia pogubiła się trochę w Lidze Narodów i potrafiła zremisować z Bośnią czy Węgrami. Ale co z tego, skoro na właściwej arenie, na mistrzostwach Europy, ograła nas mimo naszego niezłego występu, a potem skończyła turniej tuż przed finałem.
A co dopiero powiedzieć o Hiszpanii, która w 2024 roku przegrała tylko jeden towarzyski mecz z Kolumbią? I to w marcu, więc dość dawno. Od tamtej pory zdarzyły jej się tylko remisy z Brazylią i Serbią, a poza tym – wygrana za wygraną, oczywiście z piękną wisienką na torcie w postaci zwycięstwa na EURO. Jeśli zdrowi są najważniejsi piłkarze, ostatnio oparci o gwiazdy Barcelony z Yamalem na czele, nie będzie szans na równą rywalizację. To już ułożona i dojrzalsza kadra niż rok temu, mimo że wciąż młoda i nadal zbliżająca się do swojego piku.
Hiszpanie przebudowę pokoleniową znieśli świetnie. Pod tym względem nie mamy do nich podjazdu. Wszystko wskazuje na to, że – przynajmniej na ich terenie – dostalibyśmy wpierdziel. Nie czarujmy się. Może na Stadionie Narodowym udałoby się postawić i strzelić bramkę. Generalnie nie sprawić, żeby część trybun miała ochotę wyjść przed 90. minutą. Ale to tyle.
Dlatego, mimo wszystko, odrobinę korzystniejszym przeciwnikiem wydaje się Holandia. Kogoś musimy w tej kwestii postawić wyżej, a z racji na większą chwiejność formy z kwartału na kwartał, większą niż Hiszpanii, stawiamy właśnie na ekipę Ronalda Koemana. Tylko nie myślcie, że to wiele zmienia. Z jednymi szanse na utarcie nosa są na poziomie 5%, a z drugimi 15%. Jasne, że do marca wiele może się zmienić, a kluczowi piłkarze mogliby się najzwyczajniej w świecie posypać. Sęk w tym, że to życzeniowe, bardzo optymistyczne teorie.
Trudno było trafić gorzej w losowaniu z pierwszego koszyka, dlatego pierwsze miejsce w grupie (na koniec 2024 roku, za kilka miesięcy to zaktualizujemy) trzeba traktować jak marzenie. Celem dalej musi być awans na mundial, natomiast całokształt sytuacji reprezentacji Polski sprawia, że przystąpimy do eliminacji z ostudzonym nastrojem. Nie nastawiajmy się na wiele. Skoro potrafili nas ogolić Portugalczycy ze starym Ronaldo, tym bardziej zrobi to Hiszpania, może w mniej dotkliwym wymiarze Holandia.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Piątek trzynastego. Dobry termin na najdziwniejsze losowanie w historii
- Czuć zmęczenie. Smutna zgoda Legii z Jagiellonią [KOMENTARZ]
- Nuda i wpierdziel. Z tej strony Jagiellonii jeszcze nie znaliśmy
- Stępiński dalej grzeje ławę, bo powiedział nieukom parę słów prawdy
Fot. Newspix