Reklama

Nigdy nie lekceważ serca mistrza. Real zwycięski w Bergamo!

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

10 grudnia 2024, 23:24 • 5 min czytania 8 komentarzy

Lider Serie A. Bayer Leverkusen sezonu 2024/25. Najbardziej romantyczna drużyna z europejskiego topu. Atalanta Bergamo jest tej jesieni tak świetna, że do meczu z Realem Madryt przystępowała jako faworyt. Jeśli ktoś jednak myślał, że maszyna Gian Piero Gasperiniego będzie dla Królewskich takim samym walcem jak Liverpool, musiał przeżyć spore rozczarowanie. Włosi owszem, długimi momentami grali bardzo ciekawie, ale na obrońcę trofeum to nie starczyło. Real wygrał w jaskini siwowłosego lwa 3:2, dzięki czemu nadal pozostaje w grze o czołową ósemkę tabeli.

Nigdy nie lekceważ serca mistrza. Real zwycięski w Bergamo!

Największych trenerów świata poznaje się po tym, jak ich drużyny wychodzą z kryzysów. Po wygranej w Bergamo jest jeszcze oczywiście za wcześnie, aby wieszczyć powrót Realu Carlo Ancelottiego do królewskiej formy, niemniej jednak Hiszpanie są na dobrej ścieżce, aby ją odnaleźć. W sobotę wygrali z Gironą na wyjeździe 3:0, dziś znów zapakowali na obcym boisku rywalowi trzy bramki. I to jakiemu rywalowi! Przecież Gasperini stworzył w tym sezonie potwora, który wygrał dziewięć ostatnich spotkań. A w Lidze Mistrzów w tym sezonie stracił tylko gola.

Niesamowite osiągnięcia, ale piłkarze Realu Madryt za bardzo się nimi nie przejęli. Dziś od początku nie byli – jak na Anfield Road – zlepkiem wystraszonych, pogodzonych z losem gości. Nie, mowa ciała zawodników Królewskich od pierwszych sekund przekazywała jasną informację – przyjechaliśmy tu po wygraną. Już w 10. minucie spotkania to podejście golem potwierdził Kylian Mbappe. Francuz dostał niezłe podanie od Brahima Diaza, ale magią nie było to zagranie, a jego przyjęcie piłki, po którym zgubił Martena De Roona i dopełnił formalności. Kapitan Atalanty będzie wspominał ten wieczór jako istny koszmar – bramkę na 3:1 też możemy zapisać na jego konto, ale o tym za chwilę.

Gdy Królewscy otworzyli wynik, nie zamierzali hamować. Prowadzili grę, a poza rozochoconym golem Mbappe w tym czasie wyróżniali się aktywni na całej szerokości boiska Brahim Diaz i Jude Bellingham. Nieco gorzej radził sobie Vinicius, ciężko jednak wymagać od gościa, który dopiero wraca do grania, cudów. 

Ale to nie tak, że tylko Real atakował. Piłkarze z Bergamo owszem, zostali draśnięci, ale jednak nie ciężko ranni. Nadal byli więc przekonani co do swoich umiejętności, dlatego raz po raz pewnie wpadali w okolice pola karnego Królewskich. Nam najbardziej podobał się wszędobylski Ederson – naprawdę ciężko dziwić się, że tego gościa chcą oba wielkie kluby z Manchesteru – oraz Raoul Bellanova.

Reklama

Wisienką na torcie były jednak starcia Charlesa De Ketelaere z Antonio Ruedigerem. Belg z wyglądu bardziej niż fightera przypomina młodego członka rodziny królewskiej, czekającego na przyszłe objęcie tronu. Jak bardzo mylą te pozory! Facet napieprzał się ze stoperem Realu non stop, robił wszystko, by wpisać się na listę strzelców. I w końcu to zrobił, ale po rzucie karnym, wykonanym zresztą wyjątkowo pewnie. Szymon Marciniak podyktował jedenastkę po tym, jak Aurelien Tchouameni zahaczył w szesnastce Seada Kolasinaca. 

Francuz zaliczył jak dla nas dziwaczny występ. Z jednej strony bywał w tej obronie niepewny, za co opierdzielał go zresztą raz po raz wspomniany Ruediger. Z drugiej jeździł na tyłku na maksa, grał tak, jakby od tego jednego występu miała zależeć cała jego przyszłość w Realu.

Bramka do szatni nie sprawiła jednak, że po przerwie Atalanta zamieniła się w tę ofensywną bestię, która w poprzednich czterech meczach strzeliła 13 goli, nic z tych rzeczy. Więcej – to Real znowu szukał swoich szans i znalazł je dwukrotnie, w 56. i 59. minucie.

Najpierw do przypadkowo zagranej przez jednego z gospodarzy piłki doskoczył Vinicius. Ok, mogło brakować mu ogrania, mógł irytować próbami wymuszeń na Marciniaku wolnych, ale jak przyszło co do czego – instynkt zadziałał. Miał ułamek sekundy, kropnął idealnie i dał Realowi kolejne prowadzenie.

Kibice z Bergamo jeszcze nie otrząsnęli się po tym trafieniu, a dobił ich wracający do wielkiej formy Bellingham. Jude strzelił gola rodem z orlika – wpadł w pole karne, przełożył piłkę z nogi na nogę, nie robiąc sobie absolutnie nic ze stojącego przed nim de Roona, i pokonał Marco Carnesecchiego. Marka strassenkicker kojarzy się z Lukasem Podolskim, ale w tym konkretnym momencie tym fantastycznym, ulicznym grajkiem był Anglik.

Dwubramkowa strata nie ścięła z nóg dzielnych chłopców z Bergamo. Piłkarze Gasperiniego byli jeszcze w stanie odpowiedzieć golem Ademoli Lookmana, który zabawił się z Lucasem Vasquezem trochę jak Bellingham z de Roonem.

Reklama

Po tym trafieniu gospodarze mieli jeszcze 25 minut, aby pójść za ciosem. Gdyby udało im się wyjść z 1:3 na 4:3, byłby to mecz, o którym w Lombardii opowiadano by przez kolejne pół wieku.

Tak się jednak nie stało, ba, Włosi nie byli nawet w stanie wyrównać, choć w ostatniej akcji spotkania stworzyli spektakularną okazję. Nie wykorzystał jej superstrzelec Mateo Retegui, który w tym konkretnym momencie przepoczwarzył się w Kacpra Sezonienkę i spudłował z… trzech metrów. OK, niewykluczone, że był na spalonym, to była sytuacja stykowa, ale niezależnie od tego, powinien był dać Atalancie remis, a dopiero po bramce Marciniak sprawdziłby co i jak.

Starcie dwóch siwowłosych, włoskich trenerskich mędrców wygrał zatem o rok młodszy Ancelotti. Carletto jest dziś wielki. Ciekawe, czy w okolicach maja i czerwca napiszemy o nim to samo…

Atalanta Bergamo – Real Madryt 2:3 (1:1)

  • 0:1 – Mbappe 10′
  • 1:1 – De Ketelaere 45+1′ (karny)
  • 1:2 – Vinicius 56′
  • 1:3 – Bellingham 59′
  • 2:3 – Lookman 65′

WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW NA WESZŁO:

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

8 komentarzy

Loading...