Pierwszoligowcy zjeżdżają już do bazy, więc czas na sezon podsumowań. Oglądający stawkę z góry Bruk-Bet Termalica Nieciecza i kiszące się za jego plecami drużyny z aspiracjami pełne są zawodników, którzy mają za sobą rundę życia – pierwszą lub kolejną. Na zapleczu Ekstraklasy karty rozdaje weteran, zmierzający ku zakończeniu kariery radny miasta Pruszków, ale poza taką osobliwością jedenastka sezonu układa się wyjątkowo logicznie. Jak? Przekonajcie się sami.
1. liga. Najlepsza jedenastka jesieni 2024/2025
Bramkarze
- Adrian Chovan (Słowacja; Bruk-Bet Termalica Nieciecza)
- Marcel Łubik (GKS Tychy)
- Mateusz Kuchta (Polonia Warszawa)
Bramkarz przewodzącej stawce Bruk-Bet Termaliki Nieciecza nie należy do najbardziej zapracowanych osób na naszej planecie, jednak nie potrzeba badań radzieckich naukowców, żeby wiedzieć, że posiadanie kogokolwiek innego niż Thomas Daehne pomaga w osiągnięciu sukcesu. Adrian Chovan jeszcze parę lat temu mógłby prychnąć na ofertę z polskiego pierwszoligowca; ze Slovanem Bratysława grał nawet w Europie. Zamiana greckiego Seres na gminę Żabno nie brzmiała już jednak tak fatalnie.
Jeśli chodzi o jakość piłkarską, Chovan ma dokładnie to, czego oczekuje się od bramkarza klubu aspirującego do bycia numerem jeden w stawce. Potrafi wyciągnąć coś ekstra, uratować tyłek, gdy przeciwnik dojdzie do tej jednej, jedynej sytuacji w meczu. 29-letni Słowak (czyli jeszcze nie stary!) interweniuje średnio 2,45 razy na 90 minut, ale należy do ścisłej czołówki zarówno pod względem „uratowanych bramek” (3,24), jak i parad na refleks (66%) według WyScout. Miał pewne zasługi w dziewięciu czystych kontach BBT.
W tle Chovan zostawił kilku innych solidnych bramkarzy. Marcel Łubik haruje za dwóch, sporo goli wpuszcza, ale też sprawia, że GKS Tychy przynajmniej remisuje, a nie przegrywa. W środowisku jest chwalony jako golkiper z największym potencjałem na zapleczu Ekstraklasy, co potwierdza pozycja lidera jeśli chodzi o „uratowane bramki” (4,8) i interwencje na refleks (82%). Trójką jest ligowiec solidny i uznany, Mateusz Kuchta z warszawskiej Polonii, który od dawna sprawia, że ligowe dziady stają się ligowymi średniakami.
Łukasz Zwoliński przyłapany na próbie wrzucenia słowackiej dumy Niecieczy do bramki razem z piłką; próba nieudana
Prawi obrońcy
- Jakub Bednarczyk (Górnik Łęczna)
- Damian Hilbrycht (Bruk-Bet Termalica Nieciecza)
- Dominik Sokół (Znicz Pruszków)
Był taki czas, w którym Jakuba Bednarczyka wypatrywaliśmy w cyklu stranieri, łudząc się, że w Bayerze Leverkusen lub FC St. Pauli zaliczy więcej niż epizody. Niestety, na wahadle u Xabiego Alonso hasa Jeremie Frimpong, ale Bednarczyk po niepowodzeniu w Lubinie i ponad półrocznym pobycie w pośredniaku nie skończył najgorzej. Pavol Stano zrobił z niego naprawdę solidnego bocznego obrońcę, jak na warunki drugiego szczebla rozgrywek w Polsce. 25-latek z Górnika Łęczna wygrywa blisko siedemdziesiąt procent pojedynków w defensywie, ma także niezłą skuteczność dośrodkowań — czterdzieści procent.
Na sam koniec rundy postanowił przebiec pół boiska i przymierzyć w dolny róg bramki, notując całkiem efektowne trafienie. Jego ofensywne liczby nie są wybitne (dwa gole, dwie asysty), ale w zasadzie pod każdym względem wyglądał przynajmniej solidnie, więc można go uznać za gościa, który zawsze prezentuje określony poziom. Jego największy atut to wydolność, motoryka. Biega tak dobrze, że gdyby w futbolu liczyło się tylko to, Alonso nawet nie pomyślałby o Frimpongu.
Gdyby patrzeć tylko na to, co boczny obrońca oferuje w grze do przodu, wyżej mogłyby stać akcje Damiana Hilbrychta. Jest to przypadek niecodzienny, ciekawy, bo mimo ośmiu ostatnich podań na koncie, Hilbrycht nie potrafi zagrzać na dłużej miejsca w jedenastce zespołu Marcina Brosza. Być może dlatego, że w obronie radzi sobie znacznie gorzej niż Bednarczyk, a jednak defensor powinien przede wszystkim bronić.
Spośród kilku potencjalnych trójek ciekawą opcją okazuje się Dominik Sokół, który przekształcony z dziewiątki w obrońcę konkurencję w postaci Kacpra Michalskiego czy Michaela Kostki wyprzedza dzięki lepszym liczbom defensywnym. Dwie bramki oraz dwie asysty stanowią sympatyczne uzupełnienie.
Nie wiadomo, od ilu bramek z dystansu zawodnicy z numerem 21 należą do klubu Andrei Pirlo, ale Bednarczyk jest o gola bliżej członkostwa
Środkowi obrońcy
- Michał Marcjanik (Arka Gdynia)
- Szymon Szymański (Ruch Chorzów)
- Arkadiusz Kasperkiewicz (Bruk-Bet Termalica Nieciecza)
- Michał Kozajda (Kotwica Kołobrzeg)
- Mateusz Grudziński (Miedź Legnica)
Catenaccio nie zapomina się w rok, nawet jeśli we Włoszech było się rok. Michał Marcjanik na południu Europy nie powtórzył kariery Tomasza Kupisza, więc stwierdził, że skoro nie najeździł się po Italii, to i na zwiedzanie Polski szkoda czasu. Właśnie leci mu piąty sezon w pierwszoligowej Arce Gdynia. W tym momencie chciałby pewnie dorzucić: i ostatni, bo kolejny będzie w Arce ekstraklasowej. Jeśli tak się stanie, to dorzuci do tego cegiełkę za sprawą bycia skałą nie do przejścia.
Marcjanik wygrywa trzy z czterech pojedynków w obronie oraz połowę starć w powietrzu. Dysponuje przy tym topowym wśród pierwszoligowych stoperów wprowadzeniem, jego podania do przodu są bardzo dokładne, pomagają napędzać akcje. Wiele wskazuje na to, że pod względem liczb w ofensywie przeżywa rok konia, albo przynajmniej Kamila Glika. Cztery razy walnął z główki, wpisując się do protokołu, trzykrotnie sam podawał kolegom.
Najbardziej niedoceniany stoper nad Wisłą to facet, który cztery lata temu walczył o tytuł króla strzelców trzeciej ligi. Szymon Szymański ogarnia futsal, ale jako dziesiątka nie przebiłby się na zaplecze Ekstraklasy. Gdy Jakub Dziółka zrobił z niego stopera, odkrył gościa, który wyczyści nawet najtrudniejszą sytuację, a przy tym nie będzie ograniczał się do wachlarza zagrań Sebastiana Janikowskiego, gdy trzeba będzie wprowadzić piłkę do gry.
Po spadku Ruchu Chorzów z Ekstraklasy można było pomyśleć, że zakręci się na wyższym szczeblu, ale jedyne, co zakręcił, to piłkę z trzydziestu metrów, strzelając kapitalnego gola Wiśle Kraków. Szymański wygrywa 76,6% pojedynków w obronie i 59,5% starć w powietrzu. W ostatnim czasie doczekał się nawet opaski kapitana Ruchu.
Maciej Sadlok pyta Szymona Szymańskiego, jak to jest uderzyć z dystansu i trafić w bramkę
Ciężko przebrać pozostałych ligowych stoperów i wybrać z nich równie dostojnych obrońców, ale spróbować trzeba. Najbliżej wyjściowej jedenastki drużyny, nazwijmy to szumnie, marzeń był Arkadiusz Kasperkiewicz, o którym możemy powiedzieć mniej więcej to samo, co o wymienionej wyżej dwójce — wygra starcie na ziemi, skoczy wyżej niż rywal, przepchnie się, odbierze i jeszcze kopnie do przodu tak, że zwykle umyślnie zaadresuje piłkę do kolegi z zespołu.
Nie jest jednak tak, że wśród pierwszoligowców kuwetę ogarniają tylko doświadczeni stoperzy. Ciekawie pokazał się na przykład Michał Kozajda z feralnej Kotwicy Kołobrzeg. Plotki głoszą, że gdyby nie zerwane więzadła krzyżowe, mógłby trafić do Arki Gdynia, bo jego grę upodobał sobie Dawid Szwarga. Nie ma co się dziwić, Kozajda był bardzo skuteczny na ziemi (74,6% wygranych pojedynków w obronie) oraz w powietrzu (65,5% wygranych główek), do tego miał wysoką skuteczność podań zyskujących teren.
Last but not least, Mateusz Grudziński. Intrygował już przed rokiem, rosnąc u Mariusza Misiury w Zniczu. Lewonożni stoperzy to w Polsce mizeria ze śmietaną, więc warto docenić Grudzińskiego, który stawia kroczki do przodu w karierze. W Miedzi Legnica wymiata w powietrzu, współtworzy całkiem skuteczny blok obronny, a gdy zajdzie potrzeba załata lukę na lewej stronie.
Lewi obrońcy
- Florian Hartherz (Niemcy, Miedź Legnica)
- Dawid Gojny (Arka Gdynia)
- Rafał Mikulec (Wisła Kraków)
Taka potrzeba zachodzi jednak rzadko, bo w Legnicy mają w domu produkt oznaczony stempelkiem niemieckiej precyzji. Florian Hartherz potrafił błysnąć nawet w chyboczącym się Podbeskidziu, więc i w Miedzi musiał nadejść jego moment. To facet, który jeździ Mini Cooperem i wrzuca piłki precyzyjnie, z gracją, nadzwyczaj skutecznie. Połączmy to z koszykarską ekipą Ireneusza Mamrota i mamy przepis na cztery gole głową (Mioć, Drygas, Kovacević, Mansfeld, wszystkich obsłużył Hartherz, który łącznie ma na koncie dwa gole, pięć asyst, dwie asysty drugiego stopnia oraz wywalczony rzut karny).
Co więcej, Hartherz sam jest skuteczny w powietrzu, w zasadzie to trzeci najlepiej główkujący lewy obrońca wśród pierwszoligowców. W defensywie pozostaje solidny, rzetelny i tyle, wystarczy, żeby wygrzewać się w blasku jako najlepszy w stawce. Głównie dlatego, że na lewej obronie mamy do czynienia z wiecznym przypadkiem Wawrzyniaka. W jego rolę wciela się Dawid Gojny, który miejsce w najlepszej trójce zajmuje jak lewicowi aktywiści czyjeś mieszkania w Barcelonie; przez zasiedzenie. Oczywiście Gojnemu oddać trzeba, że i wrzucić potrafi, i bronić umie, więc żadna to złośliwość.
Trójką w zestawieniu wybraliśmy innego zwykle solidnego, a więc Rafała Mikulca z krakowskiej Wisły. Nie, żeby Mikulec sprzedawał tysiące koszulek ze swoim nazwiskiem pod Wawelem, ale całkiem dobrze wywiązuje się z roli bocznego obrońcy, który holuje piłkę, napędzając akcje i jeszcze nie zawali każdej sytuacji w obronie.
Jeszcze pół roku z Bartoszem Kwietniem i Florian Hartherz zamieni Mini Coopera na opancerzony wóz z floty Rutkowskiego
Defensywni pomocnicy
- Maciej Ambrosiewicz (Bruk-Bet Termalica Nieciecza)
- Dani Pacheco (Hiszpania, Wisła Płock)
- Wiktor Nowak (Znicz Pruszków)
Fakt, że Maciej Ambrosiewicz rokrocznie melduje się w czołówce defensywnych pomocników ligi i mimo to nadal tkwi w Bruk-Bet Termalice Nieciecza, zasługuje na medal honorowego obywatela gminy Żabno. Przez polską ligę przewinęli się w tym czasie kompletnie przypadkowi obcokrajowcy, tymczasem on pokazuje jednej hiszpańskiej szóstce za drugą, że swój język mamy i to lokalny produkt może najlepiej odpowiadać potrzebom pierwszoligowców w zakresie defensywnego pomocnika.
Ambrosiewicz to szóstka kompleksowa: trzy sztuki, cztery asysty, dwie asysty drugiego stopnia, dwa na trzy wygrane pojedynki w obronie oraz w powietrzu, klasa. Nie jest może najbardziej kreatywnym cofniętym pomocnikiem, jednak dużą przewagę zyskuje dzięki motoryce, co jak ulał pasuje do redbullowego grania Marcina Brosza, który preferuje wyższy pressing i zamienianie odzyskanych piłek w podania do przodu.
Mały Red Bull Marcina Brosza. Czy potrzebujemy sukcesu Bruk-Bet Termaliki Nieciecza?
Troszkę innym typem zawodnika, zdecydowanie mniej fizycznym, jest natomiast Dani Pacheco. Hiszpan stawia bardziej na właściwe ustawianie się, przewidywanie ruchów rywala, pełnienie funkcji schowka na piłki: podajesz, on zabezpiecza temat i odgrywa. Zdecydowanie nie do najbliższego, Pacheco sięga dalej, kreuje. Ze Stalą Rzeszów potrafił asystować przy ośmiu strzałach kolegów. W tym gronie ciekawostką jest młodziutki Wiktor Nowak. Do Pruszkowa już kursują wysłannicy z Ekstraklasy. Chłopak nie jest typową, twardą szóstką, ale jest skuteczny w odbiorze i stara się grać do przodu (dwa gole, trzy asysty).
Maciej Ambrosiewicz gra w Niecieczy tak długo, że nie może już patrzeć na kukurydzę. Nawet w formie popcornu
Prawi skrzydłowi
- Andreu Arasa (Hiszpania, ŁKS)
- Tornike Gaprindaszwili (Gruzja, Arka Gdynia)
- Miłosz Kozak (Ruch Chorzów)
Łódzki Klub Sportowy i nieźli Hiszpanie – mówi wam to coś? Co jakiś czas do fabrycznego miasta przywędruje facet z szybką nóżką, niezłym celownikiem i wyśmienitą techniką. Andreu Arasę zapowiadano nam jako więcej niż dziewiątkę, zawodnika uniwersalnego, świetne czującego się w bocznym sektorze boiska. Wszystko się zgadza, operując na pograniczu pola karnego i skrzydła Arasa zaserwował nam sześć trafień, cztery asysty. Z ponad siedemdziesiącioprocentową skutecznością dryblingów wygląda na strzałę nie do zatrzymania.
Czy ŁKS potrafi znaleźć dobrego napastnika?
Arasa znalazł nić porozumienia ze Stefanem Feiertagiem i szyje, ten drugi dorobił się już trzech bramek po dograniach pierwszego. Andreu mógłby być jeszcze ciutkę skuteczniejszy, ale nie ma na co narzekać. Jego aktywność w polu karnym sprawia, że bronić się przed ŁKS jest wyjątkowo ciężko, bo w polu karnym rywala zawsze panuje spory tłok.
Niespodzianką nie może być to, że jeśli już ktoś dotrzymuje kroku takiej gwiazdeczce, to jest nią inny obcokrajowiec. Jednak że akurat chodzi o Tornike Gaprindaszwiliego – to heca. W ekstraklasowym Zagłębiu razem z Guramem Giorbelidze byli jak Flip i Flap, ale w Trójmieście urósł od zmiennika do najlepszego asystenta. Obsłużył pół drużyny: Marcjanika, Sobczaka, Vitalucciego, Oliveirę i Czubaka. Trójkę uzupełnia niestrudzony drybler z Chorzowa, autor dwóch goli i pięciu asyst, Miłosz Kozak, który na pierwszoligowych boiskach wciąż prezentuje migawki z tego, że kiedyś miał talent.
Andreu Arasa ogląda relikwie z czasów hiszpańskiej inkwizycji Kiko Ramireza na stadionie przy Reymonta
Ofensywni pomocnicy
- Radosław Majewski (Znicz Pruszków)
- Angel Rodado (Hiszpania, Wisła Kraków)
- Jime (Hiszpania, Wisła Płock)
- Kacper Karasek (Bruk-Bet Termalica Nieciecza)
- Sebastien Thill (Luksemburg, Stal Rzeszów)
Najlepszym politykiem, który harata w piłkę w Polsce, wcale nie jest Donald Tusk, lecz skromny radny z Pruszkowa. Radny, który futbol uprawia zawodowo, a nie hobbystycznie; który ma 37 lat i ośmiesza pierwszoligowców z gracją młokosa walczącego o uznanie szerszej publiki. Radosław Majewski kręci w Zniczu liczby niewyobrażalne, liczby kosmiczne. Maleńki klub, który aspiruje do roli średniaka, obdarzył już czterema bramkami i dziewięcioma asystami w obecnym sezonie oraz trafieniem i siedmioma ostatnimi podaniami w poprzednim.
Majewski: Nigdy nie wrócę do zeszytu w sklepie, biedy i starego bloku
Jeśli uwzględnimy jeszcze trzy asysty drugiego stopnia i zabawimy się w Stefana Banacha, okaże się, że weteran zalicza udział przy golu co sto osiem minut. Wystarczająco, żeby obalić dominację Angela Rodado jako najlepszego grajka rozgrywek, chociaż Hiszpana z wyjściowej jedenastki wykurzyć się nie da. Sam sobie zapracował na uznanie, strzelając dwanaście bramek i asystując cztery razy. Jak na cofającego się na dziesiątkę napastnika przystało, dwukrotnie strzelił zza pola karnego. Wiele wskazuje na to, że Rodado pobije wiosną świetny wynik z poprzednich rozgrywek, gdy uzbierał 21 goli i trzy asysty. Byłby krok bliżej, gdyby nie cztery strzały w obramowanie.
Na zapleczu Ekstraklasy, jak co roku, obrodziło w ciekawostki z Półwyspu Iberyjskiego. Takową jest Jime, który w płockiej maszynce Mariusza Misiury stał się sercem i rozumem. Dwie bramki zza pola karnego (łącznie sztuk siedem), czwarta najwyższa skuteczność dryblingów, domieszka niemiłosiernego kopania po kostkach przez bezradnych rywali – na Mazowszu mogą patrzeć na futbol z uśmiechem, gdy widzą Jime przy piłce. Nie ma co ukrywać: w innych okolicznościach facet byłby pewnie w jedenastce jesieni, ale pech chciał, że w ofensywie ścisk jak w maluchu, którym familia wyprawiła się na wakacje do Bułgarii.
Nawet krakowski smog nie pali w nos tak, jak swąd pierwszej ligi unoszący się wokół Wisły zdecydowanie zbyt długo
Jimenez nie jest jedynym i ostatnim pokrzywdzonym przez fakt, że futbol ewoluował i odszedł od zwyczaju wystawiania pięciu czy sześciu ofensywnych zawodników. Weźmy Kacpra Karaska, który raz strzelił bramki trzy, a innym razem nawet cztery i kończył jesień z dorobkiem czternastu wypracowanych goli. Albo Sebastiena Thilla, absolutnie nieodzowną postać rzeszowskiej ferajny, który młodzieży ze Stali serwuje podanie za podaniem, asystę za asystą.
Thill uzbierał najwięcej asyst drugiego stopnia (pięć) na zapleczu Ekstraklasy, dzięki czemu przy jego nazwisku w kanadyjce stoi liczba piętnaście, na którą składają się także trzy bramki i siedem asyst. Z racji, że postawiliśmy na dwie dziesiątki, ucierpiały też świetne ósemki, takie jak Michał Mokrzycki (pięć goli, cztery ostatnie podania) czy przebojowy Igor Strzałek (dwie sztuki, sześć asyst), który w Niecieczy buduje swoją pozycję w polskiej piłce, a nie tylko zbiera ogony, jak w Legii.
Lewi skrzydłowi
- Kamil Antonik (Miedź Legnica)
- Joao Oliveira (Szwajcaria, Arka Gdynia)
- Antoni Młynarczyk (ŁKS)
Czasy się zmieniają, a Kamil Antonik zawsze jest w komisjach. Komisjach od tych, którzy biorą piłkę i dryblują. Skrzydłowy Miedzi Legnica zawsze odznaczał się wyjątkową chęcią do pojedynkowania się z rywalami: czołówki zestawienia najczęściej dryblujących gości w lidze nie opuszcza od czterech sezonów, czyli w zasadzie od momentu, kiedy rozhuśtał się na tym poziomie rozgrywek. Co prawda skuteczność tego manewru nie jest wzorowa, jednak ciężko stwierdzić, że chłopak kiwa się z cieniem, bo efekty są wymierne.
Trzy gole i sześć asyst, świetne statystyki holowania piłki w kierunku bramki oraz aktywności w samym polu karnym wyróżniają podopiecznego Ireneusza Mamrota na tle kolegów po fachu. Za rzadki przypadek trzeba uznać fakt, że Antonik za każdym razem dogrywał komu innemu, raz nawet rywalowi, który pechowo interweniował. W każdym razie gra w stylu “zabieram się i jadę” skutkuje nominacją, przebija wyczyny Joao Oliveiry, któremu kibice Arki wybaczyli już chyba grę dla Lechii Gdańsk.
Szwajcar, który dla zmyłki nazywa się jak Portugalczyk, co ściąga na Gdynię zagrożenie w postaci wycieczek skautów Radomiaka (kogo?) na trybuny, zaliczył sympatyczny powrót na polskie boiska. Cztery bramki, dwa ostatnie podania, top dziesięć pod względem dryblingów i Dawid Szwarga powinien być zadowolony. Tak, jak w Łodzi cieszą się z kolejnego obiecującego wychowanka. Antoni Młynarczyk jest przebojowy, czasem zbyt naiwny, ale nikt nie odmówi mu zawzięcia i pomysłowości. Efektem trzy gole i tyle samo asyst, solidny wynik jak na dziewiętnastolatka.
POV: ostatnie co widzisz, gdy szarżuje na ciebie Kamil Antonik
Napastnicy
- Karol Czubak (Arka Gdynia)
- Łukasz Zwoliński (Wisła Kraków)
- Przemysław Banaszak (Górnik Łęczna)
Karol Czubak od dłuższego czasu prowadzi eksperyment społeczny, który polega na tym, że on strzela gola za golem, a nikt poważny nie kwapi się do położenia na stół gotówki, która sprawi, że w Arce stwierdzą: dobra, za tyle puszczamy. Szanując lojalność napastnika, nie da się nie podrapać po głowie, zadając sobie pytanie, co on jeszcze robi na zapleczu Ekstraklasy? Ano na przykład wskakuje do czołowej dziesiątki strzelców tych rozgrywek w XXI wieku.
Lider rankingu, Arkadiusz Aleksander, walnął 90 bramek. Szósty w stawce Czubak ma już 65 sztuk na koncie i mknie w kierunku podium, do którego brakuje mu jeszcze trzech goli. Jesienią dołożył ich czternaście, wyższe xG w przeliczeniu na 90 minut miał tylko Łukasz Zjawiński z Polonii Warszawa. Nie ma co się dłużej rozwodzić, Karol może rzucić pierwszoligowcom to, co zaserwował sali Cezary Kulesza: panowie, znacie mnie!
Święty pilaw i skład z kartki właściciela. Przemysław Banaszak opowiada o Uzbekistanie
Dobrać do trójki kogoś jeszcze wcale nie było łatwo. Pójściem na łatwiznę byłoby zerknięcie na skład Górnika Łęczna, gdzie szaleją Damian Warchoł i Przemysław Banaszak. Pierwszy strzelił goli dziesięć, drugi dziewięć. Warchoł się odbudował, już pyta o niego Ekstraklasa, rozstrzyga mecze na korzyść Górnika trafieniami w końcówce. Banaszak ma bramkę mniej na koncie, aż cztery razy trafił w słupek lub poprzeczkę, jest jednak bardziej wszechstronny.
Tak czy siak, musi jeszcze ustąpić Łukaszowi Zwolińskiemu, który spłaca się Wiśle Kraków, wchodzi na właściwe tory. Wypracował aż trzynaście bramek, udowadniając, że nie trzeba go ograniczać do roli egzekutora, bo i dograć potrafi (pięć asyst).
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Marcus. Brazylijczyk, który został Polakiem
- Zadymy, słonecznik i niemieckie wątki. Odra Opole pożegnała kultowy stadion
- Piłkarski Januszex Adama Dzika chyli się ku upadkowi
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix