Paweł Wąsek wyrasta w ostatnim czasie na lidera naszej kadry skoczków. W drugim konkursie w Wiśle był 11., najwyżej z Biało-Czerwonych. Jak skakało mu się przed swoimi kibicami? I czy czuł stres związany z ciężarem oczekiwań?
Wąsek w Wiśle dwukrotnie był najlepszym z Polaków i dwukrotnie zajął… 11. miejsce. Zabrakło mu więc trochę do najlepszej “10”, w którą celował razem z trenerem, ale to i tak stabilne skakanie na solidnym poziomie. A o to chodziło, jak mówi sam Paweł.
– Założenie było takie, by stabilnie, nieźle zacząć, a w kolejnych weekendach się poprawiać. I tak jest – twierdzi najmłodszy z Polaków skaczących aktualnie w kadrze A. To on, razem z Olkiem Zniszczołem, stał się teraz liderem polskiej reprezentacji. I to od tej dwójki sporo w Wiśle oczekiwano, tym bardziej, że Zniszczoł mieszka blisko skoczni, a Paweł pochodzi z graniczącego z tą miejscowością Ustronia. Stąd Wąsek mówił też o tym, że czuł wsparcie, ale i presję związaną z obecnością swoich fanów.
– Bardzo dobrze czułem się w Wiśle. Świetnie mi się tu skakało, miałem dużo pewności siebie. Trudno jest dźwigać ciężar oczekiwań, jest ten stres, emocje chcą dotrzeć do głowy, ale myślę że przez ten weekend całkiem dobrze sobie z tym poradziłem – mówił.
Teraz, jak sam stwierdził, po dobrych występach urósł mu apetyt i chciałby lądować na wyższych miejscach. Owszem, do czołówki nieco mu brakuje, ale wierzy, że wcale nie tak dużo, jak mogłoby się wydawać. – Na pewno apetyt rośnie w miarę jedzenia. Oczekiwania są coraz większe, ja od siebie też oczekuję coraz więcej. Ale to normalne. Nie jest tak, że rywale odjechali całkowicie. Na pewno są w zasięgu. Trzeba skupiać się na swoich skokach, starać się poprawiać błędy, a nie na tym, ile brakuje mi do czołówki.
Dziś, po raz pierwszy w tym sezonie, a… drugi w karierze chciał wskoczyć do dziesiątki. Zabrakło nie tyle niewiele, co właściwie nic – dokładnie jednej dziesiątej punktu. Tyle dzieliło Pawła od Mariusa Lindvika. Jak mówi sam Paweł – trochę żal. – Szczególnie dlatego, że zabrakło telemarku w pierwszej serii, a więcej punktów za styl dałoby najlepszą “10”. Ale to jeden z łatwiejszych błędów do naprawienia, więc i tak jest pozytywnie.
I pozytywnym akcentem zakończył całą rozmowę. Stwierdził bowiem:
– Teraz Titisee-Neustadt, lubię tę skocznię, skacze mi się tam fajnie. Pojadę tam z optymizmem.
Fot. Newspix