To nie jest pierwszy raz, kiedy Olimpia Grudziądz pokazała się z bardzo dobrej strony w Pucharze Polski. Sukcesywnie wspina się po szczebelkach na piłkarski Olimp, ale za każdym razem, mimo usilnych starań, spada i za jakiś czas ponawia próbę. Tym razem napsuła krwi mistrzowi Polski, Jagiellonii Białystok, ale finalnie przegrała 1:3 w 1/8 finału. Piłkarze i kibice czują ogromny niedosyt. – Przy takich starciach mówi się, że musiałby się stać cud, żeby drużyna z niższego poziomu rozgrywkowego przeszła dalej. Nam tego cudu zabrakło. Znowu – słyszymy.
Największy sukces Olimpii Grudziądz w Pucharze Polski to sezon 2021/22, kiedy to dotarła aż do półfinału tych rozgrywek. Po drodze eliminując m.in. Wartę Poznań czy Wisłę Kraków. Na drodze do szczytu ich marzeń, czyli gry na PGE Narodowym, stanął wówczas Lech Poznań, który finalnie wygrał 3:0. Z kolei w 2013 roku ekipa z województwa kujawsko-pomorskiego odpadła po dwumeczu z Legią (2:6) w ćwierćfinale, u siebie przegrywając tylko 1:2. Te dwa spotkania w rozmowach z kibicami i pracownikami klubu były często wspomniane jako dowód na to, że mimo dobrej gry, świetnej postawy, walki i zaangażowania, rywali z tej najwyższej półki, którzy na poważnie podchodzą do tego meczu, po prostu nie da się ograć. – Jest takie powiedzenie, że wyżej dupy nie podskoczysz i to oddaje Olimpię – mówił nam jeden ze starszych kibiców.
Grudziądz nieprzyjemny, ale szczęśliwy. Mistrz Polski w ćwierćfinale Pucharu Polski
Przed meczem pesymizm z nutką wiary
– Niech zrobią to, co robili ich poprzednicy w poprzednich edycjach Pucharu Polski. Niech powalczą. W lidze jest kiepsko, brakuje mi charakteru u tych chłopaków. Czego oczekuję? Postawić się – tylko tyle i aż tyle – zaznacza ten sam fan. – Boję się, że dostaną łomot. To jednak mistrzowie Polski i z tego, co widzę, podchodzą na poważnie do tego meczu. A nasi ostatnio słabo grają – to głos jednej z pań pracujących przy meczu. – Jestem kibicem, więc wierzę w wygraną, ale wiadomo, że będzie ciężko – Imaz, Pululu, Czurlinow… Nie lekceważą nas. Ich ofensywa robi wrażenie – dodaje inna osoba, będąca na trybunach.
W lidze Olimpia Grudziądz zakończyła rundę jesienną na 13. miejscu, które na ten moment daje jej grę w barażach o utrzymanie. W 19 meczach zdobyła 19 punktów. – Chcieliśmy odpłacić się kibicom za nieudaną rundę. Wiele przedłużających się urazów piłkarzy i wypuszczanie klarownych zwycięstw, sprawiły, że ten dorobek punktowy jest zdecydowanie zbyt mały – podkreślał nam prezes klubu, Tomasz Asensky.
– Gdy jest sukces, to jest też większe zainteresowanie kibiców. To pokazał nam dobitnie ten mecz z Jagiellonią – trzy tysiące osób na trybunach, najwyższa frekwencja w tym sezonie. Wszystkie bilety, które były do wyprzedania, się rozeszły – dodał. Musimy przyznać, że kibice dopisali. Główna trybuna była wypełniona. Głośny doping niósł się cały czas, a gdy Tomasz Kaczmarek wykorzystał rzut karny w 15. minucie, fani byli w ekstazie i uwierzyli, że można sprawić niespodziankę. Ta euforia długo nie trwała, bo w krótkim odstępie czasowym Jagiellonia zapakowała trzy gole i mogła też kolejne, ale w przerwie już nastroje wśród kibiców były już nieco inne.
Reakcja kibiców Olimpii na gola 1:0 w starciu z Jagiellonią Białystok 🔥
Grudziądz jak na razie w piłkarskim raju.
Sceny!#pucharpolski pic.twitter.com/BGTBJKCmig
— Arek Dobruchowski (@ADobruchowski) December 5, 2024
– Początek – rewelacja, palce lizać. O to chodzi! Później proste błędy, ale wie pan, co? Oni jeszcze powalczą, nie odpuszczą, widzę ogień w oczach. Może być dogrywka – rzucił nam starszy kibic Olimpii. – To, że gola kontaktowego zdobędą to jestem przekonany, tylko pytanie, jak Jagiellonia do tego podejdzie, bo może spuścić z tonu – dodaje nieco młodszy fan. I po zmianie stron Olimpia ruszyła do ataku, stworzyła sobie wiele sytuacji bramkowych. Bramka wisiała w powietrzu.
W momencie, gdy fani gospodarzy odpalili race i coraz głośniej zaczęli dopingować, a spiker prosił o zaprzestanie używania środków pirotechnicznych, Iwan Ciupa oddał strzał życia i ponownie wprowadził w ekstazę trybuny. – A nie mówiłem? Gol kontaktowy jest, będzie dogrywka – usłyszeliśmy. Po kilku minutach sędzia, po analizie VAR, anulował bramkę, sprawiając, że trybuny nieco przycichły. – Biednemu zawsze piach w oczy. Czemu to się musi zawsze tak kończyć? A już człowiek się łudził, że wydarzy się cud – mówił nam ów starszy kibic gospodarzy.
Na tym meczu byli nie tylko zagorzali sympatycy Olimpii, ale też ludzie, którzy wiedzieli, że dzieje się w Grudziądzu coś wielkiego. Innymi słowy laików też nie brakowało. Urocze było pytanie jednej z pań, która po decyzji sędziego o anulowaniu gola, odwróciła się w naszą stronę i zapytała z lekkim podenerwowaniem: – To przez to, że kibice odpalili race, sędzia nie uznał bramki!?
Poczucie niedosytu
W rozmowach z piłkarzami była jedna rzecz, która cały czas się powtarzała – poczucie niedosytu. Czuli, że Jagiellonia była tego dnia do ukąszenia. Poprzez agresywny, wysoki doskok przejmowali piłki w środku pola i wychodzili z groźnymi kontrami. A w drugiej połowie w ataku pozycyjnym też całkiem nieźle operowali futbolówką. U mistrzów Polski widoczny był brak Tarasa Romanczuka. Miałby tego dnia sporo pracy, gdyby był w pełni zdatny do gry. Napracował się za to przy pozowaniu do fotek. Był postacią niezwykle rozchwytywaną i nie było widać, by robił to z przymusu.
Będąc przy Romanczuku, pozwólmy sobie jeszcze na jedną dygresję. Mieliśmy idealny widok na strefę, gdzie siedzieli zawodnicy Jagiellonii, którzy nie byli wpisani do protokołu meczowego. I w momencie gdy spiker powiedział, że za moment uczcimy minutą ciszy pamięć Lucjana Brychczego, Taras zdjął czapkę, wyjął ręce z kieszeni i w ten sposób oddał szacunek legendzie Legii. Powiecie, że to nic wielkiego i każdy by się tak zachował. Otóż nic bardziej mylnego. Romanczuk był odosobniony w tej postawie. Owszem, wśród tych zawodników byli obcokrajowcy, od których nie wymagamy takich gestów, ale młodych Polaków też nie brakowało.
Wracając do Olimpii i jej świetnej postawy. Kilka opinii po meczu:
– Wielkie święto w Grudziądzu. Fajny mecz dla lokalnej społeczności. Mecz rozpoczął się dla nas bardzo dobrze. Zdobyliśmy bramkę. Wiedzieliśmy, że Jagiellonia ma bardzo dużą jakość piłkarską i spodziewaliśmy się tego, że będą kontrolowali przebieg spotkania. Jednak tak było tylko w pierwszej połowie, bo po zmianie stron uważam, że mecz się wyrównał z momentami naszej przewagi. Szkoda, że bramka na 2:3 nie została uznana, bo myślę, że końcowe 10 minut inaczej by wyglądało. Na pewno z podniesionymi głowami możemy po spotkaniu usiąść i porozmawiać – mówił nam Oskar Sewerzyński, pomocnik Olimpii, były zawodnik m.in. Korony Kielce.
– Musimy zachować chłodną głowę i czasem po prostu wybić piłkę, a my się niepotrzebnie bawiliśmy… Jagiellonia nie wybacza błędów i to skrzętnie wykorzystała. Ale myślę, że pokazaliśmy się całej piłkarskiej Polsce z dobrej strony, że potrafimy grać w piłkę i wyszliśmy box to box na mistrza Polski – ocenił napastnik grudziądzkiej ekipy Szymon Krocz.
MASZYNA RUSZYŁA ⚽️ Trzy gole Jagi do przerwy! Mistrz Polski prowadzi w Grudziądzu z Olimpią 3:1
🔴📲 OGLĄDAJ ▶️ https://t.co/pISyWALPh6 pic.twitter.com/436BQpYfin
— TVP SPORT (@sport_tvppl) December 5, 2024
– Na pewno jest niedosyt, bo w pierwszej połowie powinniśmy troszkę lepiej się zachować w niektórych momentach. Te stracone bramki… No szkoda, bo jednak wynikały z błędów indywidualnych, choć też do tego trzeba dorzucić jakość przeciwnika. Ale przy naszym lepszym zachowaniu, do tego trochę szczęścia i byśmy tego uniknęli. Kilka było tych sytuacji, żeby złapać kontakt i utrzeć nosa, ale nie wpadło. Można powiedzieć, że fajne święto w Grudziądzu, ale to tylko tyle, bo to Jagiellonia gra dalej – zaznaczał nam pomocnik Olimpii, Oskar Sikorski.
– Trzeba było być szaleńcem, żeby mówić o tym, że liczyliśmy na zwycięstwo. A Olimpia wielokrotnie pokazywała w Pucharze Polski, że potrafi ogrywać renomowane firmy. Gdy mecz się rozpoczął, mieliśmy dogodną sytuację, potem rzut karny – zamieniony na gola i chciałoby się więcej. Druga połowa pokazała, że nie pękliśmy i dążyliśmy do zdobycia bramki, odrobienia niekorzystnego wyniku. Jestem dumny z tej połowy. Bo postawiliśmy się mistrzom Polski. Szkoda tej anulowanej, pięknej bramki, bo bylibyśmy jeszcze w grze, a emocje byłyby jeszcze większe. Pokazaliśmy jednak w regionie i w Polsce, że łatwo z nami nie jest – stwierdził prezes Olimpii Asensky.
– Chcieliśmy jak najlepiej zakończyć ten rok. Fajna otoczka meczu. Z szatni wyszliśmy z nastawieniem bojowym. Powiedzieliśmy sobie, że strzelimy gola kontaktowego i będzie gorąco. Tak się jednak nie stało, ale możemy śmiało powiedzieć i nikt temu nie zaprzeczy, że się postawiliśmy. Szkoda. Zasłużyliśmy chociaż na tę bramkę kontaktową w drugiej połowie. No szkoda, że nam nie uznali tego gola, bo w końcówce byłoby na pewno gorąco – to z kolei słowa bramkarza gospodarzy Pawła Depki.
Paweł Depka bramkarz Olimpii Grudziądz
– Prowadząc 1:0 nie ustrzegliśmy się błędów, bardzo szybko straciliśmy trzy bramki i przegrywaliśmy do przerwy dwoma golami, a wynik mógł być jeszcze wyższy. W szatni powiedzieliśmy sobie, że nie mamy nic do stracenia – to już słowa trenera Grzegorz Nicińskiego z konferencji prasowej. – Chciałbym podziękować moim zawodnikom, że podjęliśmy walkę i momentami graliśmy jak równy z równym. To trzeba docenić. Jesteśmy drużyną z drugiej ligi, a mierzyliśmy się z mistrzem Polski, który godnie reprezentuje nas w Europie. To nas cieszy. Cenna lekcja. Pokazaliśmy, że jesteśmy fajnym, młodym zespołem, który stara się grać przyjemnie dla oka. Każdy wynik inny niż porażka byłby wielką sensacją. Oczywiście mieliśmy marzenia, nikt nam tego nie odbierał. Siła rażenia Jagiellonii jest bardzo duża. Pululu, Imaz, Hansen… mogę wymienić wielu zawodników. Oni z tych prezentów skorzystali. Jagiellonia jest klasowym zespołem, choć my im pomogliśmy – dodał.
To, jak trudny był mecz i jak ciężko się grało z Olimpią, podkreślał też sam Adrian Siemieniec na konferencji: – To nie jest normalny mecz ligowy, tylko wyjątkowy: z mistrzem Polski. Można pokazać swoje umiejętności na tle silnego przeciwnika. Wkłada się w to całego siebie i znajduje pokłady energii, których wcześniej nie miałeś. Chwała moim chłopakom, że wykazali się dużym doświadczeniem i jakością po straconym golu. Wbrew pozorom nie jest to łatwy moment. Masz taki mecz, który musisz wygrać, a przeciwnik tylko może. Dostajesz bramkę na początku spotkania i drużyna może stracić głowę, może się wkraść nerwowość. A tu wręcz przeciwnie, zareagowaliśmy bardzo dobrze i pogratulowałem tego zawodnikom, bo to świadczy, że nabieramy dojrzałości.
Olimpia Grudziądz docelowo mierzy w I ligę
Olimpia Grudziądz w I lidze nieprzerwanie występowała w latach 2011-2018. Siedem kolejnych sezonów na zapleczu Ekstraklasy. A spadła, choć w ostatniej serii gier miała idealną okazję do tego, żeby się utrzymać, bo wyniki innych meczów układały się pod nią. Wystarczyło wygrać z Sandecją i była ku temu kapitalna okazja – rzut karny, który został fatalnie przestrzelony przez Ricky’ego van Haarena (więcej o tym meczu). Po degradacji przyszedł kolejny spadek. I ekipa z kujawsko-pomorskiego musiała odbudowywać się od III ligi. I to właśnie będąc na tym poziomie rozgrywek dotarła aż do półfinału Pucharu Polski, eliminując ekstraklasową, zmierzającą do spadku w lidze, Wisłę Kraków Jerzego Brzęczka.
Teraz drugi sezon są w II lidze i myślą o awansie. Z tym, że rzecz jasna już raczej nie w tej kampanii, bo tracą do strefy barażowej 10 punktów, a do miejsca gwarantującego bezpośredni awans aż 30 oczek. – Myślimy o tej I lidze. Bo to wiąże się z dużo większymi przychodami, bodaj dziesięciokrotnie z praw telewizyjnych i sponsora tytularnego, więc jest się o co bić. Mając większe środki, możemy zatrudnić lepszych piłkarzy i walczyć o wyższe cele. Chcemy wrócić do I ligi i dostarczać poprzez akademię młodych, zdolnych zawodników do pierwszego zespołu. Do tego korzystać z polityki transferowej i uzyskiwać odpowiednie środki z odejść piłkarzy. Bo to jest ważne, żeby klub mógł się rozwijać. Nie tylko wydawać pieniądze, ale i też zarabiać. To jest nasz cel, do którego chcemy dążyć – podkreśla nam Asensky.
Gdy Olimpia grała w I lidze, Szymon Janczyk nieraz na łamach naszego portalu informował o patologiach, które kilka lat temu działy się w tym klubie. Ekipa z Grudziądza zalegała z pieniędzmi zawodnikom. Rozwiązywanie umów niektórych piłkarzy wywołało sporo zamieszania. Do tego dochodziło złe potraktowanie Jacka Trzeciaka i głosy ze strony szatni krytykujące prezesa. – Prezes… Nie no, przepraszam, przez usta mi to nie przejdzie. Ja go nie nazywam prezesem. Ja nawet jego imienia nie wymawiam – takimi słowami określał Tomasza Asensky’ego jeden z zawodników tamtej Olimpii.
“To wy, Polacy, robicie tu gnój!”. Jak zarządzana jest Olimpia Grudziądz?
Tak, dobrze widzicie, zbieżność imion i nazwisk nie jest przypadkowa. Stanowisko prezesa Olimpii wciąż piastuje ten sam człowiek. Czy się zmienił? W dniu meczu żadne niepokojące głosy nas nie dochodziły, ale całkiem możliwe, że przede wszystkim z uwagi na to, że odbywało się wielkie święto – 1/8 finału Pucharu Polski, gdzie do Grudziądza przyjechał mistrz Polski. Uwaga wszystkich była skupiona na tym wielkim wydarzeniu.
Z Asenskym porozmawialiśmy o wizji klubu, budżecie, zaległościach i planach na przyszłość. Z jego słów można wysnuć wniosek, że zarówno on, jak i cała Olimpia wyciągnęła wnioski z przeszłości i nie popełni tych samych błędów. Ale wracając jeszcze do wspomnianego tekstu Szymona Janczyka, warto przytoczyć opinię jednego z piłkarzy o prezesie: – Mocny narcyz. Niektórzy żartują, że jak mówi “dzień dobry”, to już kłamie. Dlatego też należy z pewnym dystansem podchodzić do tego, co zaraz przeczytacie i patrzeć ostrożnie na słowa Asensky’ego.
Jak wygląda budżet Olimpii? – Dolna połówka II ligi. Oglądamy pieniądze z każdej strony i na tę chwilę nie mamy żadnych zaległych zobowiązań wobec piłkarzy. Wszyscy pracownicy klubu są opłacani na czas. To jest podstawa. Długofalowo dawny pobyt w I lidze spowodował pewne zadłużenia i musieliśmy dokonać restrukturyzacji – wprowadzić plan naprawczy. Wiemy, gdzie jest granica i na co możemy sobie pozwolić, a na co nie. Staramy się to racjonalnie budować – zapewnia.
– Operujemy w określonych widełkach finansowych, których wiemy, że nie możemy przekroczyć. Ew. dokonujemy roszad piłkarzy, którzy się nie sprawdzili albo odeszli na zasadzie transferu definitywnego. Celujemy w młodzież. Szkoła Mistrzostwa Sportowego funkcjonuje prawie pięć lat i tu też coraz lepsi jakościowo młodzi piłkarze przychodzą do nas. Chcemy z tego skorzystać i stworzyć więcej możliwości, żeby móc sprowadzać też bardziej doświadczonych zawodników – dodaje.
W składzie Olimpii na mecz z Jagiellonią roiło się od zawodników urodzonych po 2000. roku. Z dobrej strony pokazał się ich wychowanek Jan Bonikowski. Widać, że trener Niciński stawia na młodzież, ale to też wynika z polityki klubu, co podkreśla prezes Asensky: – To też jest to związane z budżetem klubem i możliwościami budowania tej kadry. Często korzystamy z okazji – piłkarzy na dorobku, który chcą osiągnąć więcej w piłce, a po drodze się zagubili. Mierzymy możliwości i zamiary pod tym kątem, żeby to funkcjonowało. A do tego też dochodzi Pro Junior System, dzięki któremu klub otrzymuje określone kwoty za to, że stawia na młodzież.
Cel na najbliższe pięciolecie to powrót do I ligi? – Nawet nie w okresie pięcioletnim, bo jak startowaliśmy do rozgrywek w tym sezonie po udanej poprzedniej rundzie, gdzie skład był mocno ustabilizowany, doszło kilku zawodników i liczyliśmy, że będziemy w górnej części tabeli i może udałoby nam się zagrać w barażach o I ligę. Mieliśmy też pecha, bo nasza siła ofensywna mocno ucierpiała na urazach Nowaka, Wójcika i Gutowskiego. Z nimi siła rażenia byłaby większa. Przed sezonem wewnętrznie postawiliśmy sobie cel – miejsce gwarantujące udział w barażach. A tak znajdujemy się owszem na miejscu barażowym, ale o utrzymanie. Nie składamy broni. Dystans do czołówki jest spory.
– Widać, że nasi zawodnicy też sobie klasyfikują mecze i z mocniejszymi rywalami wznoszą się na wyżyny, wystarczy przytoczyć starcie z Wieczystą Kraków (0:0 – przyp. red.) czy Polonią Bytom (1:1), gdzie wyniki były dość korzystne, mimo braku wygranych. To pokazuje, że marka wyzwala dodatkowe pokłady motywacji i umiejętności, które potem sprzedają. Wierzę w to, że piłkarze mają umiejętności. Jednak trzeba je pokazywać regularnie, a nie tylko w pojedynczych sytuacjach. Kwestia podejścia do zawodu – dodaje.
Czy w Grudziądzu uważają się za numer jeden w województwie kujawsko-pomorskim? I czy odczuwają to w jakiś sposób? – Przez wiele lat spoglądaliśmy z dużym zaciekawieniem na to, co się dzieje w Bydgoszczy. Zespół funkcjonował w Ekstraklasie, mieli europejskie puchary. To był produkt, na którym się wzorowaliśmy. Chcieliśmy go dogonić. Udało się nawet przegonić, ale na skutek różnych zawirowań w bydgoskim klubie. Jesteśmy z tego dumni, że jesteśmy siłą numerem jeden w regionie, w województwie. I będziemy tego bronić, żeby trwało to jak najdłużej. Wiadomo, że kto jest najwyżej, jest najlepiej oceniany i zainteresowanie też jest największe tym zespołem.
*
W Grudziądzu czuć było atmosferę wielkiego święta. Chwilowego odcięcia się od realiów II ligi i walki o marzenia. Piłkarze Olimpii mają coś z mitologicznego Syzyfa, którego uwypukliliśmy w tytule. Męczą się, szarpią, dają z siebie wszystko, a na końcu kamień spada. Oby tylko nie zwiastowało to kolejnych problemów, bo nad strefą spadkową mają przewagę tylko trzech punktów. Jednak na razie nikt o tym nie myśli. Teraz jest jeszcze czas, żeby czuć dumę z tego, że doprowadzili do starcia z mistrzem Polski.
Z GRUDZIĄDZA – ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI
WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI:
- Ćwierćfinały Pucharu Polski bez kopciuszków. A niektórych nadal pamiętamy…
- O czym marzą fani trzecioligowej Unii Skierniewice? [REPORTAŻ]
- Pogoń lubi zabawę w paszczy lwa. Dreszczowiec na własne życzenie
Fot. Newspix