1/8 finału Pucharu Polski w Kielcach była starciem drużyn od pewnego czasu dołujących, które awansem do ćwierćfinału mogły się znacząco podbudować na koniec roku. I udało się to Koronie, która pokonała Widzew po golu Martina Remacle’a z rzutu karnego.
Jednym i drugim nie idzie. W przypadku Korony nie jest to jakieś wielkie zaskoczenie, biorąc pod uwagę nieustanne problemy tego klubu. O tym, że Złocisto-Krwistych raczej znów czeka walka o utrzymanie wiedzieliśmy od początku sezonu. Ostatnio jednak nawet jak na te okoliczności drużyna Jacka Zielińskiego nie zachwycała. Po zaskakującej wygranej w… Łodzi z Widzewem pozytywnie zaskoczyła w Katowicach i Częstochowie, ale oprócz tego zawodziła swoich kibiców. Szczególnie bolesna była domowa porażka z Górnikiem Zabrze z minionego weekendu. Goście prowadzili już nawet 4:0, a kielczanie dwie bramki na otarcie łez zdobyli dopiero w samej końcówce, gdy rywal zaczął wpuszczać więcej młodzieżowców dla nabicia minut.
Co innego Widzew, który ma ambicje, by w niedalekiej przyszłości rokrocznie liczyć się w walce o czołowe miejsca w Ekstraklasie. Rzecz w tym, że nie widać postępu. Łódzki zespół pod wodzą Daniela Myśliwca ciągle prezentuje bardzo nierówną formę. Pokaże coś lepszego w kilku meczach, rozbudzi nadzieje, by potem wpaść w serię kiepskich występów. I tak w kółko. Teraz Widzew znajduje się na końcu (?) okresu pod formą. Pięć ostatnich kolejek ligowych to wygrana z Zagłębiem Lubin i cztery porażki. Nawet ciepełko środka tabeli zdaje się ulatywać.
Perspektywa wejścia do najlepszej ósemki Pucharu Polski mogła zatem mocno osłodzić widzewskim kibicom tygodnie pełne rozczarowań. Zamiast jednak dosypać cukru do tej niesmacznej herbaty, ich piłkarze dorzucili następną gorzką pigułkę.
Nie chodzi bowiem tylko o to, że Widzew przegrał w Kielcach, ale o to, że przegrał zasłużenie. W całym meczu niepewny dziś Rafał Mamla tylko raz musiał się naprawdę porządnie wysilić, gdy zaskakująco z pola karnego uderzał Jakub Łukowski. Raz bramkarzowi gospodarzy dopisało mnóstwo szczęścia – “wypluł” piłkę po dalekim uderzeniu Kerka, z czego skorzystał Rondić, ale okazało się, że bośniacki napastnik znajdował się na minimalnym spalonym. A tak, już przy stanie 1:0, Mamla musiał obronić strzał głową Shehu i wyciągnąć się przy jednym niedokręconym dośrodkowaniu. Bida z nędzą w łódzkiej ofensywie.
Korona powinna prowadzić już do przerwy, gdy Zator nie zdołał strzelić gola Szykawką, a dobitkę Pedro Nuno odbił Rafał Gikiewicz. Po przerwie znów Szykawka nie trafił do siatki z paru metrów (choć samo uderzenie piętą było efektowne), ale akcja dalej się toczyła. Luis Da Silva zagrał piłkę ręką w taki sposób, że sędzia musiał wskazać na jedenasty metr i bez wahania to zrobił. Karnego na bramkę zamienił Martin Remacle, który choć o tej rundzie pewnie chciałby zapomnieć, to dziś akurat pokazał się z dobrej strony. Wreszcie.
Ostatnie pół godziny to nieudolne ataki Widzewa i groźne kontry Korony. Prędzej gospodarze podwyższyliby prowadzenie niż goście wyrównali.
Piłkarzom Myśliwca przed przerwą świąteczną pozostaje domowy mecz ze Stalą Mielec. Podbudowana Korona na koniec zmierzy się u siebie z Pogonią Szczecin. Przed własną publicznością w podstawowym czasie gry nie udało się jej wygrać od 15 września, więc jedną złą passę już przełamała. Teraz jest szansa przerwać ją w lidze.
Korona Kielce – Widzew Łódź 1:0 (0:0)
- 1:0 – Remacle 57′ karny
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Mieć czy być, czyli skomplikowana sprawa Mo Salaha
- Kibice Omonii odpowiadają Stępińskiemu. A mogli się już zamknąć
- Historyczny sukces piłkarek! Po golu Ewy Pajor awansowały na ME!
- Bez Lewego i co z tego? Barcelona wygraną dostała na tacy
- Probierz: Jestem cierpliwy. Nie powinniśmy obawiać się nikogo
Fot. Newspix