W Sandecji Nowy Sącz, najbardziej patologicznym miejskim klubie na piłkarskiej mapie Polski, nigdy nie będzie normalnie. Już oficjalnie wiadomo, że nie zostanie ona sprzedana Zbigniewowi Szubrytowi, który na dosłownie ostatniej prostej wycofał się z transakcji ze względu na sprawy prywatne. Najpierw wyceniono wartość klubu na 671 złotych. Później dogadano się z lokalnym biznesmenem na sprzedaż za 3268,56 złotych (prawie pięć razy powyżej rynkowej ceny!). Wrzucono do sieci fotkę wiceprezydenta Nowego Sącza i niedoszłego właściciela po sfinalizowaniu umowy. Miasto zgodziło się nawet na dopłacanie do prywatnego interesu milionów – i to rokrocznie. I co? I dupa. Sączersi nadal będą taplać się w miejsko-patologicznym bagnie.
Do przejęcia klubu brakowało już tylko zgody rady miasta (formalność) i oficjalnego komunikatu. Na zeszły piątek, 6 grudnia, zaplanowano konferencję prasową ze Zbigniewem Szubrytem, na której miało dojść do przejęcia spółki. W ostatniej chwili odwołano wydarzenie, podobno przez problem natury dentystycznej biznesmena. Kolejny termin spotkania z mediami wyznaczono na ten tydzień i znów odwołano je z inicjatywy inwestora za pięć dwunasta, tym razem z nieznanego powodu. W mieście zapewniano, że transakcja nie jest w żaden sposób zagrożona, a niedyspozycja lokalnego króla wędlin to zwykły przypadek losowy. Szubryt w końcu spotkał się z oddelegowanym przez miasto Arturem Bochenkiem, zastępcą prezydenta, bez obecności kamer, by później pochwalić się osiągniętym porozumieniem w mediach społecznościowych.
Powyższa fotka miała puentować wielomiesięczne negocjacje i przenieść Sandecję w erę względnej normalności. Względnej, bo przekazanie stu procent akcji w prywatne ręce miało odciążyć budżet miasta, ale tylko w jakimś stopniu. Nowy Sącz obiecał bowiem, o czym czytamy na portalu radia RDN, że przez pięć lat będzie dalej wspierał lokalny klub:
- w trzeciej lidze miał przekazywać mu cztery miliony złotych na sezon.
- w drugiej – pięć.
- w pierwszej bądź wyżej – sześć.
Wszyscy w Nowym Sączu oczekiwali prywatyzacji, bo beznadziejnie zarządzana Sandecja przejada sezon w sezon szokujące kwoty. W nowym układzie miasto miało stracić jakąkolwiek kontrolę nad klubem i dalej bulić – w najlepszym wypadku dwadzieścia milionów w pięć lat.
Lot w przepaść
Nigdzie nie przejada się publicznych środków z taką lekkością i bezmyślnością jak na nowosądeckiej ziemi. Tylko w 2023 i 2024 roku grająca na poziomie drugiej i trzeciej ligi Sandecja otrzymała od ratusza siedemnaście milionów złotych. Mimo że reszta stawki o porównywalnym wsparciu nie mogła nawet śnić, ekipa z województwa małopolskiego przyklepała swój drugi spadek w ciągu dwóch lat. W Nowym Sączu nie mieli żadnego pomysłu na to, jak uczynić z klubu rentowny biznes. Choć funkcjonują w regionie pełnym milionerów, mają problem ze ściągnięciem jakichkolwiek sponsorów. Dość stwierdzić, że jeszcze w sezonie 22/23 na same wynagrodzenia wydawali 222% przychodów.
Wsparcie z ratusza rok po roku układa się następująco:
2024: 7 milionów złotych.
2023: 10 milionów złotych.
2022: 7,5 milionów złotych.
2021: 5 milionów złotych
2020: 2 miliony złotych
2019: 6 miliony złotych
2018: 7,8 miliony złotych
Istny kosmos, jak na wyniki i poziom rozgrywkowy.
Sandecja. Spalarnia pieniędzy z Nowego Sącza [REPORTAŻ]
Zimą 23/24, w obliczu nadchodzących wyborów samorządowych, przed którymi beznadziejna postawa klubu była rządzącym wybitnie nie na rękę, podjęto jeszcze próbę organizacyjno-sportowej reanimacji pacjenta w poważnym stanie. Na prezesa zarządu powołano Tomasza Bałdysa, pracującego przez wiele lat w Cracovii, z kolei trenerem zespołu został Robert Kasperczyk, również mający przeszłość w Ekstraklasie. Niedługo później prezydent miasta został bohaterem niecodziennego protestu kibiców…
Trumna wystawiona przed stadion, dmuchana lalka i płachta z hasłem o „koalicji nieudaczników” nie stanęły jednak Lubomirowi Handzlowi na drodze do kolejnej kadencji. Podobnym instynktem przetrwania nie wykazała się sama Sandecja, choć jej nowy prezes mydlił kibicom oczy, że jego zdaniem obecną kadrę stać na coś więcej niż tylko druga liga. No cóż, mimo tej optymistycznej recenzji i wydanych kroci z miejskich kroplówek Sączersi zlecieli z hukiem do trzeciej ligi, a Bałdys po spadku zapadł się pod ziemię, nie wyjaśniając przyczyn degrengolady i nie przedstawiając dalszego pomysłu na klub. Jedyną reakcją bezpośrednio po tej katastrofie było… zwolnienie kitmana, który spędził w klubie długie lata.
Klub za 671 złotych
Samorząd w Nowym Sączu jest naszpikowany kibicami, którzy żyją w przekonaniu, że przelewając bezrefleksyjnie miliony na lokalny klub przyczyniają się do jego rozwoju. Po dwóch spadkach z rzędu władze miasta nie mogą już jednak w żaden sposób bronić tezy o tym, że są jedynym gwarantem stabilności i sukcesu Sandecji. Degradacja niejako wymusiła na nich sprzedaż klubu, o której – jak w wielu tego typu ośrodkach – trąbiono przez lata, lecz nie podejmowano w jej kierunku żadnych działań. Aż w końcu nagle okazało się, że jest kilku biznesmenów, którzy chętnie wyłożą swoje środki na Sączersów. Prawdopodobnie nic nie mówi więcej o Sandecji niż to, że zewnętrzni i niezależni fachowcy wycenili jej wartość na 671 złotych.
Trudno się jednak takim wyliczeniom dziwić. Wraz z akcjami Sandecji nowy nabywca otrzymuje przecież zupełnie nierentowny biznes – pełen zobowiązań i ze znikomymi przychodami – do którego na starcie będzie musiał wrzucić kilka milionów. Jako pierwszy chęć przejęcia klubu wyraził Marek Niedźwiedź, brat obecnego trenera Stali Mielec, który przedstawia się jako biznesmen zajmujący się restrukturyzacją firm w Wielkiej Brytanii. Jego nagły zryw wzbudzał wątpliwości. Pojawił się znikąd. 17 maja założył na Facebooku profil „Nowa Sandecja – Okiem Niedźwiedzia”. Wyraził na nim chęć kupna klubu, choć samemu nie ma kompletnie nic wspólnego z Nowym Sączem. Deklarował gotowość, zorganizował live z kibicami, przyjechał do Polski i zaznaczył, że jego oferta jest ważna… zaledwie do końca miesiąca. Czyli dwa tygodnie.
Niedźwiedź uwiarygadniał się tym, że sponsorował Sheffield United i jest właścicielem innych brytyjskich klubów sportowych. Podczas wspomnianej transmisji na żywo, jak relacjonował portal dts.24.pl, nie chciał jednak wymienić ich nazw. Rzucił tylko, że chodzi o drugoligowy angielski klub siatkarski i organizację zajmującą się sportami walki. – Dokładniej mówiąc, byłem sponsorem jednego zawodnika, który grał w Sheffield – tak z kolei doprecyzował swoje wsparcie dla klubu z Championship. Po kilku tygodniach aktywności w mediach społecznościowych napisał, że „ma dość”, mając na myśli opieszałe traktowanie, z jakim spotkał się w Nowym Sączu. Trudno nie odnieść wrażenia, że brat ekstraklasowego trenera wywierał niezdrową presję i nad jego kandydaturą wisiały oczywiste znaki zapytania.
Niedługo później pojawiła się propozycja doskonale znanego w lokalnym środowisku Arkadiusza Aleksandra, który w przeszłości piastował stanowisko prezesa Sandecji. Działacz miał wziąć na swoje barki prowadzenie klubu wraz z przedsiębiorcą Grzegorzem Stawiarskim. W międzyczasie zaczęło mówić się o poważnym zainteresowaniu ze strony byłego sponsora głównego trzecioligowca – Zbigniewa Szubryta. I kiedy temat ten okazał się realny, Aleksander wraz ze wspólnikiem postanowili wycofać się z walki, uznając, że to pod właścicielem firmy wędliniarskiej Sączersi mieliby bezpieczniejszy byt.
– Nie chcemy przedłużać sprawy poprzez to, że będzie dwóch chętnych. Klub potrzebuje szybkich zmian, nie spowalniania tego całego procesu. Zostawiamy pana Szubryta ze względu na szacunek i dobro klubu. (…) Nie chcemy brać udział w bratobójczej walce na oferty – wyjaśniał Aleksander w Gazecie Krakowskiej.
Nie potrzeba było bratobójczej walki, kandydatura Szubryta wykończyła się sama.
Pół na pół
Niedoszły właściciel od lat wspiera Sandecję. To z logiem jego firmy na koszulkach zawodnicy tego klubu grali w Ekstraklasie. Biznesmen ogólnie hojnie wydaje na sport. Zaczynał od sponsorowania Wisły Kraków Bogusława Cupiała, z którą się utożsamiał i na której meczach regularnie bywał. Następnie wpompował miliony w lokalną Limanovię Limanowa. Zdarzyło mu się z nią trafić nawet na usta całego kraju, gdy mały klubik wyrzucił z Pucharu Polski ekstraklasową Lechię Gdańsk. Szubryt wolał angażować się w lokalną drużynę niż w Wisłę Kraków, bo na lokalnym podwórku mógł zagwarantować sobie decyzyjność przy pozyskiwaniu zawodników czy zatrudnianiu trenerów. Zrezygnował z Limanovii po dziewięciu latach, gdy spostrzegł, że mimo przelewania wielkich środków klub ten swojego sufitu nie przebije.
Tak zainteresował się Sandecją, której pomógł w awansie do Ekstraklasy. Niektórzy wytykają mu, że pompował do klubu w najwyższej klasie rozgrywkowej mniejsze pieniądze niż do tego z Limanowej, tkwiącego w niższych ligach, mimo że to nowosądecki zespół zapewniał jego firmie nieporównywalnie większą ekspozycję. Szubryt miał różne fazy swojego zaangażowania – od bycia głównym partnerem klubu, przez opłacanie kontraktów kilku zawodników takich jak Małkowski, Korzym czy Baran, po zupełne obcięcie finansowania. Nie był człowiekiem z przypadku. Nie reprezentował żadnej firmy-krzaka. Trudno było mieć wątpliwości, co do jego wiarygodności czy intencji.
Ale… zrezygnował.
W oświadczeniu wysłanym do radia RDN pisze, że jego “decyzja wynika z przyczyn natury osobistej i została podjęta w poczuciu odpowiedzialności za przyszłość klubu”. Zapewnia jednocześnie, że dalej będzie sponsorował Sandecję. Kwoty przelewane w ramach umowy partnerskiej nie zmienią jednak kondycji klubu, która obecnie jest beznadziejna.
Przez ostatnie siedem lat Nowy Sącz przepalił w klubie 45 milionów złotych. Miasto nie ma żadnego pomysłu na to, jak uzdrowić finanse spółki. Płaci, bo twierdzi, że to jedyne wyjście. Ale żeby wydatków na piłkę nożną nie było zbyt mało, na dokończenie budowy stadionu Nowy Sącz wyda dodatkowe 55,5 milionów złotych. Można się ładnie bawić w piłkę nożną? Można. Prywatyzacja klubu miała uspokoić nastroje wokół klubu, ale w rzeczywistości tylko podbiła minorowe nastroje. Od ludzi związanych z klubem słyszymy obawy, że po rezygnacji Szubryta Sandecję może czekać droga w stronę przepaści.
WIĘCEJ O NIŻSZYCH LIGACH:
- Syn legendy Wisły Kraków ofiarą rasistowskich kiboli. “Krzyczeli: małpy, niewolnicy”
- Skandal! Gracz Mławianki uderzony przez kibica. “Nie czujemy się winni” [WIDEO]
- “Miałem dość wszystkiego. Życie oddało”. Kamil Socha po ograniu Motoru i GKS-u Katowice
Fot. Stowarzyszenie Kibiców Sandecji / Biuro Prasowe UM Nowego Sącza / newspix.pl