Nie mieliśmy jeszcze w Ekstraklasie trenera, który mógłby się pochwalić tym, że w przeszłości konfrontował się w Premier League z takimi gigantami jak Jose Mourinho, Arsene Wenger czy Manuel Pellegrini. Dlatego przelotne spojrzenie na CV Johna Carvera, nowego szkoleniowca Lechii Gdańsk, musi robić piorunujące wrażenie. Anglik pracował przecież w Newcastle United, Leeds United czy Sheffield United, a zatem w klubach, które nigdy nie postawiłyby na przedstawiciela polskiej myśli szkoleniowej. Kiedy jednak zdrapiemy tę atrakcyjną powłokę i pokopiemy nieco głębiej, to szybko się okazuje, że Carver jako pierwszy trener tak naprawdę kompletnie nie ma się czym pochwalić. Przeciętnie wypadł za oceanem, szybciutko pogoniono go z Cypru, a jego samodzielna praca w Newcastle kojarzona jest głównie z kuriozalnymi wypowiedziami na konferencjach prasowych, serią ośmiu ligowych porażek z rzędu i rekordowo niską średnią punktów na mecz.
Jako członek sztabu szkoleniowego, Carver dokładał w przeszłości mniejsze lub większe cegiełki do pięciu spadków. W Gdańsku ma szansę na dołączenie szóstej degradacji do kolekcji (albo siódmej, jeśli wcześniej reprezentacja Szkocji przegra baraż o utrzymanie w dywizji A Ligi Narodów). Trzeba mu natomiast oddać, że potrafi zjednywać sobie ludzi. Przez długie lata w gronie swoich współpracowników chętnie widzieli go choćby Bobby Robson, Alan Pardew czy – rzecz jasna – Kevin Blackwell. Nie chcemy przez to powiedzieć, że Carver jest szkoleniowcem spod szyldu BMW (bierny, mierny, ale wierny), jednak nie ma też co owijać w bawełnę. Do ekipy Biało-Zielonych dołączył trener, który prędzej zaapeluje do piłkarzy o więcej zaangażowania, niż zaproponuje im jakieś przełomowe rozwiązanie taktyczne.
Prześledźmy wspólnie losy 59-letniego Anglika.
Prawa ręka Bobby’ego Robsona
– Wciąż uważam, że jestem najlepszym trenerem w Premier League – oświadczył John Carver w maju 2015 roku, ku zdumieniu słuchających go dziennikarzy. Newcastle United, dowodzone wówczas właśnie przez Carvera, notowało bowiem serię ośmiu ligowych porażek z rzędu i w szalonym tempie pruło w stronę degradacji. – Dzień, w którym stracę wiarę w siebie, będzie moim ostatnim w tym zawodzie. Wtedy odejdę na emeryturę – zaznaczył jednak śmiało szkoleniowiec Srok.
Dla Carvera – urodzonego w Newcastle upon Tyne – samodzielna praca na poziomie Premier League była od dawna największym marzeniem. Wprawdzie Anglik nie zdołał zrobić w ekipie Srok wielkiej kariery jako zawodnik z powodu poważnej kontuzji, ale jako szkoleniowiec był z nią związany przez naprawdę długie lata. Współpracował między innymi z Ruudem Gullitem i legendarnym sir Bobbym Robsonem, a kiedy ten ostatni niespodziewanie stracił pracę na starcie sezonu 2004/05, tymczasowo zastąpił go Carver. Działacze Newcastle od początku postawili jednak sprawę jasno – dotychczasowy asystent Robsona miał się zaopiekować drużyną wyłącznie podczas poszukiwań nowego managera. Ostatecznie na St James’ Park wylądował Graeme Souness, który przyprowadził ze sobą własny sztab.
Kontrakt Carvera został rozwiązany. Na pocieszenie pozostała mu wygrana w jedynym meczu, jaki ekipa Newcastle rozegrała wtedy pod jego wodzą. 11 września 2004 roku Sroki rozbiły 3:0 Blackburn Rovers, a Carver zadedykował ten triumf Robsonowi. – To był fantastyczny czas. Dokonałem czegoś, o czym wielu marzy. Mogłem wybrać jedenastkę Newcastle i wyjść z zespołem z tunelu, a potem poprowadzić go z ławki trenerskiej. Jestem z tego dumny – podsumował Anglik.
Newcastle United 1995/96, czyli porażka powracająca w koszmarach
Niespełna siedem lat później szefostwo Newcastle ponownie włączyło go do sztabu pierwszej drużyny. Tak się złożyło, że Sroki miały wówczas za sobą niezwykle trudny, chaotyczny okres, ale nowe porządki na St James’ Park zaczął już zaprowadzać Alan Pardew i to właśnie on zaprosił Carvera do współpracy, pragnąc rozszerzyć zespół swoich podwładnych o człowieka o silnych związkach emocjonalnych z klubem. Panowie nie znali się zbyt dobrze, ale szybko przypadli sobie do gustu i Carver ponownie zadomowił się w sztabie szkoleniowym Newcastle. W sezonie 2011/12 ekipa Srok uplasowała się zresztą na znakomitym, piątym miejscu w angielskiej ekstraklasie, co było jej najlepszym wynikiem od czasu rozstania z Robsonem. Można zatem powiedzieć, że Carver przyniósł swojemu ukochanemu klubowi szczęście.
Tylko że później nie było już tak kolorowo.
Najlepszy trener w Premier League
W sezonie 2012/13 Newcastle z trudem utrzymało się w Premier League, a kolejną kampanię Sroki zakończyły na rozczarowującej, dziesiątej lokacie. Pardew w ekspresowym tempie stracił poparcie kibiców, którzy nieustannie domagali się zmiany na ławce trenerskiej. Dość powiedzieć, że podczas jednego z meczów ligowych fani Newcastle zademonstrowali 200 transparentów i 15 tysięcy kartek z hasłem: “ZWOLNIĆ ALANA PARDEW”. Trudno zatem o bardziej dobitny przekaz ze strony trybun. – Nigdy w historii klubu żaden manager nie spotkał się z aż tak ostrą, personalną krytyką jak Alan Pardew – oceniła lokalna prasa.
Sęk w tym, że właściciel Mike Ashley – też niepopularny i obrażany przez kibiców – nie miał wielkiej ochoty na rozstanie z managerem. Z pomocą Srokom przyszli jednak działacze Crystal Palace, którzy w grudniu 2014 roku zaproponowali Pardew robotę. Trener ofertę przyjął, otrzymał błogosławieństwo prezesa, a John Carver po raz drugi przeskoczył na stołek pierwszego trenera Newcastle. Niby znów tymczasowo, niby w kooperacji z Peterem Beardsleyem i Stevem Stonem, lecz Anglik świetnie zdawał sobie sprawę, iż lepsza okazja na utrzymanie pozycji managera Srok na dłużej może się nie nadarzyć. – Z jakiegoś powodu sięgnąłem wczoraj po autobiografię sir Bobby’ego i po raz setny przeczytałem dedykację. Kiedy wręczał mi książkę, powiedział: “Pracujesz dla wielkiego klubu. Gdy nadejdzie twój dzień, nie wahaj się – chwyć szansę w obie ręce i ciesz się nią”. To właśnie mam zamiar teraz zrobić – zapowiedział Carver w rozmowie ze Sky Sports.
– Jestem katolikiem i wierzę, że sir Bobby będzie obserwował mnie z góry. Naprawdę w to wierzę. Chyba to mnie właśnie zainspirowało, by znowu zacząć czytać jego autobiografię. On będzie z nami, gdy zasiądę na ławce trenerskiej. Też będzie tam siedział, bo ja nigdy nie przestanę o nim myśleć – dodał Carver.
1 stycznia 2015 roku Anglik po raz drugi w karierze poprowadził ekipę Newcastle w meczu ligowym, a jego podopieczni podzielili się punktami z Burnley po zwariowanym widowisku, zakończonym remisem 3:3. Strata punktów przed własną publicznością sprawiła, że Sroki osunęły się na dziesiąte miejsce w tabeli Premier League po dwudziestu seriach spotkań. Carver nie mógł jednak wiedzieć, że to dopiero początek jego poważnych zmartwień. Od 4 marca do 2 maja Sroki przerżnęły bowiem osiem ligowych meczów z rzędu i niespodziewanie – niejako na własne życzenie – włączyły się do walki o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Trener wychodził z siebie – po laniu zebranym od Leicester City (0:3) nazwał swoich zawodników mięczakami, a jednemu z nich wprost zarzucił, że celowo wyleciał z boiska z drugą żółtą kartką na koncie. – To nic osobistego. Czasami po prostu trzeba wsadzić kij w mrowisko. Muszę coś zrobić, by powstrzymać gnicie tej drużyny – powiedział podczas jednej z konferencji prasowych. – Chciałbym zobaczyć u moich zawodników taką samą wolę walki i wolę zwycięstwa, jaką sam odczuwam.
Właśnie wtedy Carver nazwał się też “najlepszym trenerem w Premier League”. – Kiedy gram w golfa, jestem najlepszym golfistą na świecie. Dawniej, gdy grałem w krykieta, również byłem w tym najlepszy. Takie mam podejście do wszystkiego, za co się zabieram. Odbierajcie to jak chcecie – skwitował.
Medialny wstrząs zafundowany drużynie przez managera przyniósł pewne efekty – w trzech ostatnich meczach sezonu Newcastle przyzwoicie zapunktowało i ostatecznie rzutem na taśmę uniknęło spadku z angielskiej ekstraklasy. No ale samego Carvera to oczywiście nie uratowało. Nie utrzymał stanowiska na stałe i został zapamiętany jako jeden z najgorszych szkoleniowców w najnowszych dziejach klubu, z katastrofalną średnią punktów na mecz na poziomie 0,65. – Obrywało mi się za to, że byłem zbyt szczery – żalił się potem Anglik w wywiadzie dla “The Telegraph”. Odgrażał się również, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w Premier League.
Kibice Newcastle mogą się natomiast zastanawiać, jak potoczyłyby się losy klubu, gdyby zimą 2015 roku Mike Ashley nie zaufał Carverowi, tylko postawił na pewnego obiecującego niemieckiego szkoleniowca, którego zachwalało mu parę osób z pionu sportowego Srok – niejakiego Thomasa Tuchela.
Stary druh Kevina Blackwella
Prawda jest taka, że klęska poniesiona wiosną 2015 roku na St James’ Park definitywnie przekreśliła marzenia Carvera o zrobieniu dużej kariery na krajowym podwórku w roli pierwszego szkoleniowca. Już wcześniej wszystko wskazywało zresztą na to, że Anglik najlepiej sprawdza się w roli asystenta. I właśnie w ten sposób jego zawodowa ścieżka przecięła się z trenerską drogą Kevina Blackwella. Panowie po raz pierwszy podjęli współpracę w Leeds United blisko dwie dekady temu. Kiedy Blackwell poleciał ze stanowiska po nieudanym starcie sezonu 2006/07, Carver na krótko wskoczył na jego miejsce, lecz spisał się koszmarnie – owszem, zwyciężył w debiucie, ale później przegrał cztery spotkania z rzędu, w tym 0:4 ze Stoke City i 1:5 z Luton Town. Szybciutko przegoniono go z Elland Road, a sezon zakończył się dla Leeds spadkiem z Championship. Inna sprawa, że klub znajdował się już wówczas w marnej kondycji organizacyjno-finansowej.
– Nie chciałem brać roli trenera tymczasowego. Wiedziałem, że nie mamy wystarczająco wielu jakościowych zawodników, by wydostać się z tarapatów. No ale miałem ważny kontrakt z klubem, więc nie mogłem odmówić. Musiałem spłacać kredyt – wspominał Carver w rozmowie z BBC.
Kevin Blackwell: Od piłkarzy trzeba wymagać więcej. W Polsce trenerzy się tego boją [WYWIAD]
Blackwell nie zapomniał jednak o swym dawnym towarzyszu i w sezonie 2007/08 ściągnął go do wspomnianego przed chwilką Luton. Wtedy już trzecioligowego i również pogrążonego w gigantycznych finansowych kłopotach. Co, swoją drogą, może tłumaczyć, dlaczego po latach panowie spotykają się ponownie akurat w Lechii. Ich wspólna przygoda w Luton potrwała bardzo krótko, bo Blackwell został zwolniony w połowie stycznia 2008 roku razem z całym swoim sztabem.
Podupadający w zatrważającym tempie The Hatters zakończyli sezon 2007/08 spadkiem do League Two.
W grudniu 2009 roku Carver wylądował w Plymouth Argyle, późniejszym spadkowiczu z Championship, zaproszony do sztabu przez Paula Marinera. W sierpniu 2010 roku w Sheffield United (późniejszym… spadkowiczu z Championship) połączył zaś siły z Garym Speedem, swoim starym znajomym z Newcastle. Tutaj akurat jego drogi z Blackwellem minimalnie się rozminęły, ponieważ Speed na ławce trenerskiej The Blades zastąpił właśnie obecnego dyrektora technicznego Lechii. Tak czy owak, w połowie sezonu Walijczyk porzucił Sheffield i chwycił za ster w drużynie narodowej, a jego następca nie znalazł już dla Carvera miejsca w gronie swoich współpracowników. Anglik zdążył jednak przyłożyć rękę do degradacji ekipy z Bramall Lane, przegrywając dwa z trzech meczów jako manager tymczasowy.
Carver nie miał nigdy żalu do Speeda o nagłą rezygnację z pracy w Sheffield. – Dostał ofertę, jakiej nie mógł odrzucić. Reprezentacji się nie odmawia. Pamiętam, gdy Gary powiedział mi o tej propozycji. Był wyraźnie zawstydzony, ale od razu mu przerwałem i stwierdziłem, że musi przyjąć tę ofertę. Gary w swoim stylu zapytał mnie, jak sobie poradzę i obiecał, że jeśli coś się stanie, to opłaci mój kontrakt z Sheffield w całości z własnej kieszeni – wspominał na łamach The Athletic.
Wywiad z Johnem Carverem [ARCHIWUM WESZŁO]
Z kronikarskiego obowiązku wypada jeszcze dodać, że w sezonie 2017/18 Anglik pracował przez chwilę w West Bromwich Albion. Ściągnął go tam nie kto inny, tylko Alan Pardew, który podjął się misji uratowania ekipy z The Hawthorns przed spadkiem z Premier League. No ale, jak się zapewne domyślacie, misja ta zakończyła się niepowodzeniem. Pardew wyleciał z roboty na początku kwietnia 2018 roku, a Carver wraz z nim. West Brom zakończył ligowe zmagania na ostatnim miejscu w stawce. Od 2020 roku Anglik jest zaś członkiem sztabu reprezentacji Szkocji. – Na co dzień nasz sztab liczy od dwunastu do piętnastu osób. Jestem asystentem głównego trenera, Steve’a Clarke’a. Moim zadaniem jest trzymanie wszystkiego w ryzach, organizacja, zdejmuję to z głowy selekcjonera. Wnoszę swoje doświadczenie z pracy pierwszego szkoleniowca w Newcastle United, Toronto FC, Omonii Nikozja… Widziałem wiele – opowiadał Carver w rozmowie z Weszło.
Klapa na Cyprze
No dobrze, czas zatem pochylić się nad nielicznymi przygodami nowego trenera Lechii w roli pierwszego szkoleniowca.
Jeśli chodzi o Toronto FC, to Carver wylądował tam w 2008 roku, krótko po epizodach w Leeds i Luton. Dla kanadyjskiej ekipy był to dopiero drugi sezon w Major League Soccer, trudno było zatem oczekiwać od podopiecznych Carvera cudów. I rzeczywiście, ekipa z Toronto notowała przeciętne rezultaty, choć jej trener był na ogół oceniany pozytywnie przez dziennikarzy zza oceanu. Kontrowersje budziły wyłącznie jego gwałtowne reakcje i ostre komentarze na temat sędziowskich decyzji. Tym większym zaskoczeniem była nagła decyzja Carvera o rezygnacji ze stanowiska. W kwietniu 2009 roku Anglik porzucił Toronto FC tuż przed kolejnym meczem ligowym. Potem przyznał kanadyjskim mediom, że miał dość reprymend dotyczących jego wypowiedzi na konferencjach prasowych. – Od samego początku nakładano na mnie ograniczenia. Cokolwiek powiedziałem, władze ligi dzwoniły ze skargą do właścicieli klubu. Liczył się tylko wizerunek MLS. Ja najwyraźniej go psułem.
Omonia Nikozja to nieco świeższy temat, Carver trafił bowiem na Cypr w 2016 roku. I na pierwszy rzut oka może się wydawać, że spisał się tam całkiem znośnie, ostatecznie wygrał 17 z 32 spotkań. Ale to tylko pozory. Anglik rozczarował już na starcie, gdy jego zespół poległ w dwumeczu z Beitarem Jerozolima, rozegranym w ramach 2. rundy eliminacji do Ligi Europy. Z kolei na krajowym podwórku Omonia regularnie zbierała lanie od głównych konkurentów w rywalizacji o najwyższe cele. 1:2 (dwukrotnie) z Apollonem Limassol, 0:1 z AEL-em Limassol, 1:4 (!) w derbach z APOEL-em Nikozja, 2:4 z AEK Larnaka… Jedna bolesna porażka po drugiej.
Komunistyczne szmaty na stadionie Omonii. Wypierd… z tym!
Pod bramą dziewiątą. Ultralewicowi kibice Omonii
Czarę goryczy przelało lanie od Apollonu w rewanżowym starciu ćwierćfinałowym w Pucharze Cypru. Starcia nie udało się nawet dokończyć – kibice z Nikozji przerwali spotkanie przy wyniku 1:3, obrzucając murawę racami. Ostatecznie mecz został sklasyfikowany jako walkower, a następnego dnia szefostwo Omonii oficjalnie poinformowało o rozwiązaniu kontraktu z Anglikiem, który zawalił sprawę na wszystkich frontach – i w Europie, i w pucharze, i w cypryjskiej ekstraklasie. Koniec końców Omonia zakończyła sezon 2016/17 na piątym miejscu w lidze, które nie zagwarantowało jej przepustki do europejskich pucharów. Carvera obwiniano przede wszystkim o chybione sugestie transferowe, totalny bałagan w grze defensywnej i przesadne przywiązanie do formacji 4-4-2 z drugą linią ustawioną wąsko w romb.
Od lutego 2017 roku Anglik nie pracował już nigdzie jako pierwszy trener. Aż do teraz.
Solidny asystent, trener bez dorobku
Podsumujmy trenerską drogę nowego szkoleniowca Lechii Gdańsk:
- asystent w Newcastle United
- trener tymczasowy w Newcastle United (1 mecz)
- asystent w Leeds United
- trener tymczasowy w Leeds United (5 meczów)
- asystent w Luton Town
- pierwszy trener w Toronto FC (40 meczów)
- asystent w Plymouth Argyle
- asystent w Sheffield United
- trener tymczasowy w Sheffield United (3 mecze)
- asystent w Newcastle United
- trener tymczasowy w Newcastle United (20 meczów)
- pierwszy trener w Omonii Nikozja (32 mecze)
- asystent w West Bromwich Albion
- asystent w reprezentacji Szkocji
59-letni John Carver odniósł jak dotąd 35 zwycięstw w roli pierwszego trenera. To mniej od 32-letniego Adriana Siemieńca. Z drugiej jednak strony, można się zastanawiać, czy Carver aby na pewno ma być numerem jeden w sztabie szkoleniowym Lechii? Jego dotychczasowe współprace z Kevinem Blackwellem polegały na tym, że to ten ostatni pociągał za sznurki jako manager. Wydaje się więc mało prawdopodobne, by teraz Carver miał nagle zmarginalizować rolę swojego starego kumpla w sztabie Biało-Zielonych. Wręcz przeciwnie – dyrektorowi technicznemu łatwiej będzie zdominować Carvera niż Szymona Grabowskiego.
Anglik to niewątpliwie sympatyczny facet. Na każdą okazję ma przygotowaną anegdotkę z sir Bobbym Robsonem w roli głównej, a Alan Shearer bardzo lubi pykać z nim w golfa. Uchodzi też za niezłego łącznika w relacjach między kierownictwem klubu a zawodnikami. – Jeszcze za czasów Ruuda Gullita w Newcastle nie rozumiałem, na czym polega moja rola. Popełniłem wtedy wielkie błędy – przyznał Carver w rozmowie z The QT. – Byłem człowiekiem managera, a nie łącznikiem między sztabem a drużyną. Prawie straciłem przez to zawodników. Musiałem z nimi usiąść i przyznać się do swoich pomyłek, poprosić o drugą szansę. Na szczęście ją otrzymałem. Dlatego później, gdy sir Bobby przejął zespół, od razu mu zapowiedziałem, że jeśli szuka potakiwacza, to musi znaleźć innego asystenta, bo ja mam zamiar wyrażać swoją opinię. Tak jak za kadencji Ruuda. Na szczęście Bobby tylko się uśmiechnął i powiedział: “dokładnie to chciałem od ciebie usłyszeć”.
Jednak na koniec dnia najważniejsza dla Carvera jest lojalność względem przełożonych. To on w 2015 roku wziął na siebie przykry obowiązek poinformowania Ryana Taylora i Jonasa Gutierreza, że Newcastle nie przedłuży z nimi kontraktów. Szczególnie kontrowersyjne było rozstanie z Argentyńczykiem, który był świeżo po wygranej walce z nowotworem, a w ostatniej kolejce sezonu 2014/15 zdobył gola pieczętującego utrzymanie “Srok” w Premier League. – John zadzwonił i przyznał, że klub nie zaoferuje mi nowej umowy. Potem poprosił, by przekazał telefon Jonasowi, bo jemu chciał powiedzieć to samo. To było niebywałe. Ale rozmawiałem potem o tym z Johnem i sprawiał wrażenie szczerze przybitego tą sytuacją. Nie mam do niego żalu. Wykonywał czyjeś polecenia – skomentował Taylor w rozmowie z BBC.
Rozwścieczony Gutierrez wytoczył potem Newcastle sądową wojnę. Uznał bowiem, że wiosną celowo ograniczano liczbę jego występów w pierwszym zespole Srok, by nie aktywowała się przypadkiem klauzula automatycznego przedłużenia kontraktu. Sąd przyznał mu rację.
***
I tu docieramy do sedna.
John Carver nie trafił do Gdańska dlatego, że jest wybitnym taktykiem. Skoro przez dwadzieścia lat trenerskiej pracy nie zabłysnął na tej płaszczyźnie, to można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że już nie zabłyśnie. Anglik jest potrzebny Lechii jako element właścicielsko-dyrektorskiej układanki Paolo Urfera i Kevina Blackwella. Nie będzie marudził, nie będzie publicznie domagał się transferów, nie będzie się rozpychał łokciami w walce o wymiar swoich kompetencji. Po prostu wykona powierzone mu zadania, nie wychylając się przed szereg. Tak jak w reprezentacji Szkocji, gdzie bardzo go zresztą cenią jako asystenta Steve’a Clarke’a.
Tak bardzo, że Carver wciąż nie rozstał się tak do końca ze szkocką kadrą. – Lechia porozumiała się ze szkocką federacją, aby John Carver mógł rozpocząć natychmiast pracę w klubie. Jednocześnie klub i federacja uzgodniły, że podczas przerwy na mecze reprezentacji w marcu 2025 trener Carver będzie obecny w sztabie reprezentacji Szkocji podczas barażowego dwumeczu z Grecją – informuje gdański klub w oficjalnym oświadczeniu.
Czy duet Blackwell-Carver okaże się skuteczniejszy od duetu Blackwell-Grabowski? Mało prawdopodobne, o ile Lechia jakimś cudem nie przeprowadzi zimą transferowej ofensywy. No ale groźba spadku z ligi i finansowej katastrofy to przecież nie pierwszyzna dla Anglików. Poczują się jak za starych, dobrych lat.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Lukas Podolski i jego najgorsze boiskowe oblicza. „Chłopu puściły lejce. To chory człowiek”
- Slotball lepszy niż heavy metal Kloppa? Futbolowy Verstappen rządzi w Liverpoolu
- Chciała go Legia, on wreszcie błyszczy w Lechu. „Może grać w reprezentacji Portugalii”
- Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów
fot. NewsPix.pl