Trudno o spotkanie lepiej pasujące do określenia „mecz dwóch połówek” niż dzisiejsze starcie Tottenhamu z Aston Villą. Przed przerwą gospodarze zasłużenie przegrywali, a w ofensywie męczyli się tak, że aż zęby bolały od oglądania ich monotonnej gry. Ale druga odsłona spotkania to zupełnie inna historia. Jak już londyńczycy zdołali złapać swoich oponentów za gardło, to nie wypuścili ich ze swoich szponów. Efekt? Wysoki triumf i chwila spokoju dla trenera Ange’a Postecoglou.
Z polskiej perspektywy najważniejsza informacja to z kolei kontuzja Matty’ego Casha.
Początkowe problemy Tottenhamu
W pierwszej połowie Tottenham wzniósł się na wyżyny bezproduktywności w ofensywie.
Owszem, gospodarze mieli przewagę i starali się nieustannie utrzymywać Aston Villę w okolicach jej szesnastki, z wysoko uniesioną gardą. Problem w tym, że jednocześnie brakowało im mocy, by się przez tę gardę przebić. W fazie konstruowania akcji wszystko było jeszcze w porządku – Spurs grali szybko, bardzo sprawnie przenosili się z piłką pod pole karne przeciwnika. Ale później… totalna niemoc. Niby podopieczni Unaia Emery’ego bronili się bardzo głęboko, ale ani przez moment nie mieliśmy wrażenia, że są bliscy pogubienia się. Wręcz przeciwnie – wyglądało na to, że Aston Villi taki przebieg meczu zwyczajnie pasuje.
I faktycznie, ekipa z Birmingham przyjęła dziś stare jak świat założenie: podpuścić i skasować. Pozwoliła się zatem bezzębnemu Tottenhamowi wyszumieć, a w 32. minucie sama wyszła na prowadzenie. Futbolówkę do siatki skierował z najbliższej odległości Morgan Rogers, korzystając na niepewnej postawie golkipera „Kogutów”, który zbyt łatwo dał się przyblokować we własnym polu bramkowym. Prowadzenie gospodarzy jeszcze przed przerwą mógł zresztą podwyższyć Ollie Watkins.
W grze Tottenhamu uwidoczniły się wszystkie niedociągnięcia, za które mocno krytykowany jest Ange Postecoglou. Spurs znowu byli jednowymiarowi w ofensywie, znowu zabrakło im planu „B”, znowu stracili gola jako pierwsi, grając przed własną publicznością, no i znowu nie popisali się przy stałym fragmencie rywala.
Co tu dużo mówić, źle to wyglądało z perspektywy londyńskiej ekipy.
Aston Villa pękła
Po przerwie Tottenham zademonstrował jednak swoje piękniejsze oblicze. To co najważniejsze dla gospodarzy wydarzyło się zresztą już w 49. minucie, gdy fenomenalnie dogranie Heung-min Sona na wyrównującego gola zamienił Brennan Johnson. Ta bramka ewidentnie dodała gospodarzom skrzydeł – wcześniej defensywa Aston Villi wyglądała na niemożliwą do ukruszenia, ale jak już raz udało się przebić przez ten mur, to o kolejne trafienia było już „Kogutom” znacznie łatwiej. I to pomimo dość zaskakującej decyzji Postecoglou, by już w 56. minucie ściągnąć z boiska bohatera pierwszej akcji bramkowej.
Son był wyraźnie niezadowolony, że manager zdejmuje go z murawy na tak wczesnym etapie spotkanie, ale z drugiej strony, ryzykowanie zdrowiem Koreańczyka byłoby ze strony Postecoglou dalece nieroztropne. Tym bardziej że mecz obfitował w ostre starcia, a sędzia nie spieszył się z sięganiem po kartki. Z powodu urazów boisko musieli przedwcześnie opuścić Cristian Romero, Richarlison (zmiennik Sona) oraz… Matty Cash, rozgrywający wcześniej całkiem solidne zawody.
Matty Cash schodzi z boiska w 60. minucie. Wygląda to na kolejną kontuzję mięśniową reprezentanta Polski #domPremierLeague pic.twitter.com/CkZvVXDQhE
— Viaplay Sport Polska (@viaplaysportpl) November 3, 2024
Tak czy owak, nawet bez Sona rozpędzony Tottenham nie odpuścił już Aston Villi.
Bohaterem Spurs został Dominic Solanke, a więc napastnik mocno w ostatnim czasie krytykowany za kiepską skuteczność i w ogóle niemrawą postawę na boisku. Dziś Anglik nie dał jednak powodów, by stawiać mu kolejne zarzuty. Dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, odbierając przyjezdnym resztki nadziei na wywiezienie z Londynu choćby jednego punktu. Na tym jednak strzelanie się nie skończyło, bo w doliczonym czasie efektowną bramkę zapisał na swoim koncie James Maddison. Gdyby ktoś nam w przerwie meczu powiedział, że po końcowym gwizdku Tottenham będzie świętował tak okazały triumf, to w życiu byśmy nie uwierzyli.
***
A jednak! Spurs efektownie wygrywają i zbliżają się znów do ligowej czołówki. Ange Postecoglou może głęboko odetchnąć z ulgą – gdyby jego ekipa dziś poległa, kibice Tottenhamu zapewne znów zasypaliby managera krytycznymi komentarzami pod hashtagiem #AngeOut, a tak?
Australijczyk zapewnił sobie znów trochę spokoju.
TOTTENHAM HOTSPUR – ASTON VILLA 4:1 (0:1)
B. Johnson 49′, D. Solanke 75′ 79′, J. Maddison 90+6′ – M. Rogers 32′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Pół człowiek, pół podanie. Sebastian Kerk dojechał, ale jedzie dalej
- Krytyka, gwizdy, brak występów, marne liczby. Reprezentanci Polski mają poważne kłopoty
- Prezes Motoru: Zbigniew Jakubas mnie zadziwił
fot. NewsPix.pl