Reklama

Przemiana Afonso Sousy. Od wyśmiewanego flopa do najlepszego pomocnika w lidze

Radosław Laudański

Autor:Radosław Laudański

01 listopada 2024, 11:39 • 10 min czytania 12 komentarzy

Przed przyjściem Nielsa Frederiksena pobyt Afonso Sousy w Lechu Poznań był traktowany jako rozczarowanie. Teraz 23-letni Portugalczyk stał się jednym z liderów zespołu i niewykluczone, że włączy się do walki o tytuł MVP sezonu. Dziś trudno wyobrazić sobie, aby „Kolejorz” był w stanie tak wyraźnie dominować nad rywalami bez kreatywności, jaką prezentuje wychowanek FC Porto. 

Przemiana Afonso Sousy. Od wyśmiewanego flopa do najlepszego pomocnika w lidze

Wpływ Afonso Sousy na grę Lecha najdobitniej pokazują cztery ostatnie kolejki Ekstraklasy.

Portugalczyk zaliczył asystę w każdym ze spotkań i bez jego ostatnich podań „Kolejorz” miałby na koncie cztery punkty mniej, czyli straciłby pozycję lidera na rzecz Jagiellonii Białystok. Po 13. kolejkach można stwierdzić, że mówienie o wzroście jego formy nie jest przypadkowe, ponieważ Portugalczyk wygląda dobrze w niemalże każdym spotkaniu. Jeszcze kilka miesięcy temu mało kto uwierzyłby w to, że stać go na dawanie konkretów w ofensywie.

Trudne początki

W momencie kiedy Sousa przychodził do Lecha Poznań po zdobyciu mistrzostwa Polski, był to transfer, który najbardziej działał na wyobraźnię kibiców. Widząc potencjał Portugalczyka spodziewano się tego, że poprowadzi „Kolejorza” do kolejnego tytułu, po czym zostanie sprzedany za dziesięć milionów euro. Pomocnik w młodym wieku dobrze radził sobie w FC Porto, a już jako piłkarz Lecha Poznań był powoływany do reprezentacji Portugalii U-21, dla której zdobywał bramki. Ba, w młodzieżowej kadrze nie wyglądał gorzej niż kupiony za 35 mln przez Arsenal Fabio Vieira.

Co więcej, wcześniej w UEFA Youth League obecny zawodnik „Kolejorza” miał lepsze liczby niż Vitinha, który dziś jest gwiazdą PSG i słusznie jest uznawany za jednego z najlepszych pomocników na świecie. W tamtych spotkaniach Sousa zdobył siedem bramek oraz zaliczył dwie asysty, a obecny reprezentant Portugalii zaliczył taką samą liczbę asyst, ale zapisał na swoim koncie tylko jedno trafienie. Piłka młodzieżowa pokazywała, że Sousa ma ogromny potencjał.

Reklama

Przejście do piłki seniorskiej potrafi być bolesne dla wielu zawodników. Często odpowiednia adaptacja zajmuje kilka lat. Wydaje się, że głównym problemem Sousy były problemy fizyczne, a także fakt, że trafiał na nieodpowiednie kluby i niekompetentnych trenerów. Przed przyjściem do Lecha Poznań występował w B-Sad, które zajęło ostatnie miejsce w lidze portugalskiej, spadło z ligi i za jakiś czas ogłosiło upadłość. To twór, który miał zastąpić Belenenses. Nietrudno zauważyć, że w takim miejscu trudno się rozwijać. Problemy natury organizacyjnej, a także brak sytuacji bramkowych to czynniki, które mogą odbić się czkawką nawet najlepszym piłkarzom.

Nielubiany przez van den Broma

Wydawało się, że przejście do Lecha Poznań będzie lekiem na jego wcześniejsze bolączki. Tak się jednak nie stało. Po przyjściu do Ekstraklasy było widać, że Sousa ma kłopoty fizyczne, a także to, że jakiś problem ma z nim John van den Brom. Przykład? Portugalczyk w sierpniu 2022 roku zdobył bramkę dającą zwycięstwo w meczu z Piastem Gliwice, po czym w dwóch następnych kolejkach nie powąchał murawy, a w spotkaniu z Villarrealem otrzymał zaledwie minutę. Wtedy wybory personalne trenera wydawały się frustrujące zarówno dla zawodnika, jak i kibiców. Później jego bramka i asysta dawały wygrane z Wartą oraz Radomiakiem, po czym znów musiał usiąść na ławce w lidze i nie dostał szans w Lidze Konferencji Europy. Szkoleniowiec wolał stawiać na Filipa Marchwińskiego, który tamtej jesieni zawodził.

Van den Brom miał problem z odpowiednim wykorzystaniem zarówno Sousy, jak i Pedro Rebocho. W Poznaniu istnieje powszechne przekonanie, że Holendrowi nie było po drodze z Portugalczykami, co ma pokazywać ich późniejsza postawa. Pomocnik zaczął występować regularniej podczas rundy wiosennej, wtedy zdobył dwie bramki podczas wyjazdowego meczu z Legią, a także trafił do siatki podczas spotkania z Fiorentiną na Stadio Artemio Franchi. W tamtym momencie kibice „Kolejorza” bardzo mocno uwierzyli w niego uwierzyli. Wierzyli, że wreszcie odpali na dobre, ale tak się w tamtym momencie nie stało. Jego pierwszy sezon można ocenić jako słodko-gorzki czas. Cztery bramki i dwie asysty nieco ponad 1300 minut w Ekstraklasie nie jest jakimś tragicznym wynikiem, jednak w momencie transferu oczekiwano więcej.

Było już widać, że to piłkarz o dużej jakości, który posiada wysokie jak na naszą ligę umiejętności techniczne. Zazwyczaj podejmował dobre decyzje na boisku i potrafił panować nad futbolówką. Oglądając go w akcji można było odnieść wrażenie, że dużo lepiej wyglądałby w zespole, który ma więcej do zaoferowania w ataku pozycyjnym i tworzy większą liczbę sytuacji bramkowych. Po przepracowaniu okresu przygotowawczego zespół zaczął zawodzić, co wpłynęło na formę Sousy. Im dalej w las, tym mocniej w zespole Johna van den Broma uwidaczniały się braki taktyczne.

Reklama

Sezon do zapomnienia

W sezonie 2023/24 Afonso Sousa z przyczyn zdrowotnych opuścił 16 spotkań w Ekstraklasie. O ile początek jego przygody w Lechu wydawał się obiecujący, o tyle końcówka pracy van den Broma, a także kadencja Mariusza Rumaka to dla Portugalczyka najgorszy okres w karierze. Wtedy mało kto wierzył, że może coś jeszcze dać poznańskiemu klubowi. W mediach pojawiało się wiele głosów, że mamy do czynienia z flopem transferowym. Kiedy był zdrowy, jego gra stała się do bólu jałowa, bezpieczna i przewidywalna. Zagrywał najczęściej do najbliższego kolegi, nie wchodził w pojedynki, a dryblingu i podań między liniami unikał niczym ognia.

Czy taka postawa ma jednak prawo dziwić? Nie do końca. Tak wyglądał cały Lech Poznań. Jedynym wyjątkiem był Mikael Ishak, który wracając po kontuzji zdobył pięć bramek w ostatnich dziewięciu kolejkach Ekstraklasy. Tamten czas był najbardziej irytującym dla kibiców od wielu lat. Nieudolna praca Mariusza Rumaka w znaczący sposób odbiła się na piłkarzach, niemalże każdy z nich zapomniał jak się gra w piłkę.

Po Sousie uwidoczniło się to w sposób szczególny, w końcu jest piłkarzem, którego postawa w dużej mierze zależy od tego jak wygląda drużyna.

Odbudowa formy

Po przyjściu Nielsa Frederiksena rola Afonso Sousy znacząco wzrosła. Portugalczyk we wszystkich 13 kolejkach wychodził w pierwszym składzie. Mimo że do klubu trafił mający doświadczenie we Włoszech Filip Jagiełło, to tercet pomocników Radosław Murawski – Antoni Kozubal – Afonso Sousa stał się świętością. Dziś zdaniem wielu obserwatorów Ekstraklasy jest to najlepsza druga linia w naszej lidze. Duński szkoleniowiec od początku uwierzył w Afonso Sousę, który nadaje rytm wielu akcjom ofensywnym. Jego obecna postawa udowadnia, że jest to piłkarz o niezwykle wysokich umiejętnościach, musi tylko grać w zespole, który jest w stanie eksponować jego atuty.

Portugalczyk zaczął grać przede wszystkim odważniej.

Dziś nie boi się tego, że straci piłkę, co przekłada się na większą liczbę dryblingów, a także podań między liniami. Obecnie drybluje średnio 1,6 na mecz, a w zeszłym sezonie licznik zatrzymał się na kuriozalnie wyglądającym 0,5. Po 13. kolejce Ekstraklasy Sousa łącznie wyprowadził 18 kluczowych podań, a w całych minionych rozgrywkach miał ich zaledwie 12. Najlepiej jego rozwój oddaje jednak statystyka big chances created, która odnosi się do stworzonych naprawdę dogodnych sytuacji bramkowych. Przez pierwsze dwa sezony wychowanek FC Porto stworzył ich zaledwie cztery, po przyjściu Frederiksena zaliczył ich aż siedem. Przepaść.

Wszystkie szczegółowe statystyki przełożyły się na konkrety w ofensywie, z których korzysta drużyna. W bieżącym sezonie Sousa zaliczył pięć asyst i lepszym wynikiem może pochwalić się tylko Benjamin Kallman. Łącznie w klasyfikacji kanadyjskiej ma osiem punktów i przegrywa tylko z wcześniej wspomnianym Finem Mikaelem Ishakiem, Leonardą Rochą oraz Imadem Rondiciem. Wszyscy wymienieni gracze są napastnikami. Żaden inny pomocnik w Ekstraklasie nie daje tak dobrych liczb, co Portugalczyk. W kilku meczach jego trafienia i asysty przesądzały o zwycięstwach Lecha Poznań, bez jego konkretów w ofensywie „Kolejorz” zdobyłby sześć punktów mniej.

Można być pewnym tego, że bez jego kreatywności zespołowi byłoby trudno być liderem Ekstraklasy, a także punktować najlepiej w lidze od 2007 roku. Postawa „Kolejorza” jest imponująca. W ostatnich kolejkach nieco gorzej zaczęli wyglądać Dino Hotić i Ali Gholizadeh, za to najbardziej kluczowi stali się Sousa i Ishak. Zaczynają przypominać duet z sezonu mistrzowskiego, kiedy świetnie układała się współpraca Szweda z Joao Amaralem.

Niedawno w jednym z wywiadów Portugalczyk odniósł się do przyczyn swojej lepszej formy. Wydaje się, że kluczowe znaczenie miało zaufanie ze strony trenera, którego wcześniej brakowało.

– To pierwszy raz, kiedy zagrałem tyle meczów z rzędu. Czułem wcześniej dyskomfort z tym związany, z decyzjami trenera. Miałem moment zwątpienia w czasie pracy Johna van den Broma. W tych trudnych chwilach zawodnik zmaga się z wieloma wątpliwościami. Czasami zawodnik myśli sobie, że to nie fair. Musi jednak to zaakceptować – powiedział Afonso Sousa w wywiadzie na kanale „Flesz”.

Materiał na gwiazdę ligi

Z perspektywy finansowej kibice, a nawet bardziej właściciele Lecha Poznań mogą żałować, że Afonso Sousa odpalił tak późno. Wcześniej nie miał jednak zbyt dobrych warunków ku temu, aby pokazać swoje umiejętności. Kontrakt Portugalczyka obowiązuje do końca czerwca 2026 roku, co oznacza, że latem Lech nie będzie mógł go sprzedać za wielkie pieniądze. Brak europejskich pucharów, a także krótki kontrakt wykluczają możliwość zarobku kwoty dwucyfrowej. Przedłużenie kontraktu wydaje się mało prawdopodobne. W końcu mówimy o młodym piłkarzu, który ma perspektywę zrobienia kariery w silniejszej lidze. Przyjechał do Ekstraklasy głównie po to, aby poprawić się pod względem fizycznym, co niewątpliwie zostało uczynione. Jeśli zdecydowałby się na podpis nowej umowy, pozbawiłby się wielu opcji ze względu na kwotę odstępnego.

Sousa mając długi kontrakt, a także świetne liczby mógłby kosztować sporo. Biorąc pod uwagę jego narodowość, a także imponującą przeszłość w portugalskich młodzieżówkach, niewykluczone, że w przypadku dwóch lat kontraktu, po bardzo dobrym sezonie udałoby się otrzymać za niego kwotę dwucyfrową. Lech musi to jednak włożyć między bajki i cieszyć się z tego, że tak utalentowany zawodnik reprezentuje barwy „Kolejorza”. Jeśli podopieczni Nielsa Frederiksena w obecnym sezonie wywalczą tytuł mistrza Polski, Sousa wydaje się jednym z głównych faworytów do odebrania nagrody dla najlepszego piłkarza sezonu. Dziś jest to najlepszy pomocnik w Ekstraklasie.

Jego forma wreszcie jest adekwatna do oczekiwań kibiców przed jego transferem. Prezentując tak wysoką inteligencję boiskową, niewykluczone, że zrobi ciekawą karierę w Europie. Obecnie po przejściu do Serie A bardzo dobrze wygląda Jesper Karlstroem. Mówimy co prawda o innych pozycjach, jednak Szwed to dużo mniej utalentowany piłkarz od Portugalczyka. Sousa jest piłkarzem, który wierzy w swoje umiejętności, co mogliśmy zobaczyć w jednym z wywiadów na naszej stronie.

Wszyscy wiedzą, jak było. Uważam, że w pierwszym sezonie były momenty, w których byłem traktowany niesprawiedliwie. Grałem, strzelałem, a potem siadałem na ławce. Jako zawodnik musiałem jednak szanować decyzję trenera. Czułem się z tym źle, bo nie widziałem rozwoju i poprawy w mojej grze, komunikacja też nie stała na dobrym poziomie. Wierzę jednak, że mogę zagrać w ligach TOP5 lub w pierwszej drużynie FC Porto, ale wcześniej chciałbym z Lechem zagrać w Lidze Mistrzów. To mój cel i uważam, że jest to w moim zasięgu – ocenił Afonso Sousa w rozmowie z naszym dziennikarzem Szymonem Janczykiem.

Afonso Sousa: Stać mnie na grę w reprezentacji i ligach TOP5

Na razie przyszłość portugalskiego pomocnika nie jest jasna. Sousa skupia się na tym, aby wyglądać jak najlepiej w kolejnym meczu i nie myśli za bardzo nad tym, co wydarzy się za kilka miesięcy. Czynnikiem sprzyjającym jego pozostaniu w Polsce może być fakt, że poznał w naszym kraju dziewczynę, co znacząco poprawiło jego komunikację w języku angielskim. Dziś Afonso Sousa znajduje się w tak dobrej dyspozycji, że można się zastanawiać czy uda mu się zakończyć sezon z double-double, czyli dziesięcioma bramkami oraz dziesięcioma asystami na koncie. Brzmi to również jak cel, ponieważ od potencjalnego MVP ligi należy oczekiwać takich statystyk.
WIĘCEJ NA WESZŁO: 

Urodzony w tym samym roku co Theo Hernandez i Lautaro Martinez. Miłośnik wszystkiego co włoskie i nacechowane emocjonalną otoczką. Takowej nie brakuje również w rodzinnym Poznaniu, gdzie od ponad dwudziestu lat obserwuje huśtawkę nastrojów lokalnego społeczeństwa. Zwolennik analitycznego spojrzenia na futbol, wyznający zasadę, że liczby nie kłamią. Podobno uważam, że najistotniejszą cnotą w dziennikarstwie i w życiu jest poznawanie drugiego człowieka, bo sporo można się od niego nauczyć. W wolnych chwilach sporo jeździ na rowerze. Ani minutę nie grał w Football Managera, bo coś musi zostawić sobie na emeryturę.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Zaskakująca niemoc Rakowa i Jagiellonii. Rzuty rożne przestały być ich specjalnością

Bartosz Lodko
2
Zaskakująca niemoc Rakowa i Jagiellonii. Rzuty rożne przestały być ich specjalnością

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Zaskakująca niemoc Rakowa i Jagiellonii. Rzuty rożne przestały być ich specjalnością

Bartosz Lodko
2
Zaskakująca niemoc Rakowa i Jagiellonii. Rzuty rożne przestały być ich specjalnością

Komentarze

12 komentarzy

Loading...