Niedawne zwycięstwo GKS-u Katowice z Puszczą Niepołomice obrodziło w rekordowe wydarzenia. I to takie, których pobicie będzie pewnie niemożliwe przez długie lata. Nigdy wcześniej w historii Ekstraklasy więcej niż sześciu Polaków nie strzeliło gola w jednym meczu dla jednej drużyny. Nigdy też beniaminek nie wygrał aż tak wysoko na wyjeździe.
GKS Katowice bardzo dobrze radzi sobie po powrocie do Ekstraklasy. Zajmuje miejsce w górnej części tabeli, a pod względem liczby strzelonych bramek, których ma 18, wyprzedza go tylko Lech i Cracovia.
Szczególnie imponujący jest fakt, że drużyna radzi sobie tak dobrze mimo, że opiera się przede wszystkim na Polakach. Jedynymi obcokrajowcami w składzie są estoński obrońca Marten Kuusk, słowacki napastnik Adam Zrelak oraz hiszpański pomocnik Borja Galan. Japończyk Shun Shibata nie zaliczył w tym sezonie występu w barwach GieKSy i odszedł do Warty. Wszystkie pozostałe kluby Ekstraklasy, poza Zagłębiem Lubin, mają w kadrze co najmniej ośmiu obcokrajowców. Raków ma ich aż 19. Ostatnim klubem z zaledwie trzema zagranicznymi zawodnikami w składzie był osiem lat temu Ruch Chorzów, w którym grali Słowak Hrdlicka, Łotysz Visnjakovs oraz w dwóch meczach Bułgar Gamakow.
W dodatku Polacy w Katowicach odgrywają kluczowe role, w tym także pod względem strzelania goli i to mimo tego, że podstawowym napastnikiem jest Słowak Zrelak, który trafił w tym sezonie do siatki dwa razy. Wyręczają go polscy pomocnicy – Repka, Marzec, Kowalczyk, Błąd, Wasilewski, Nowak i Antczak, z których każdy zdobył już bramkę, a nawet obrońca Jędrych, który trafił już trzy razy.
GKS liderem tabeli polskich goli
Gdyby stworzyć tabelę zliczającą wyniki meczów z uwzględnieniem wyłącznie goli strzelonych przez Polaków, GKS Katowice byłby liderem, mając aż 21 punktów! Bilansem bramek wyprzedzałby Piasta i Zagłębie. 16 goli naszych rodaków dla GieKSy to wynik aż dwukrotnie lepszy od ośmiu goli drugiego w klasyfikacji Piasta. Trzeba podkreślić, że katowiczanie ratują Ekstraklasę przed mocniejszym pogrążeniem się w negatywnym trendzie. Dokładnie tydzień temu profil EkstraStats na portalu X podał, że Polacy strzelili w tym sezonie zaledwie 31,7% bramek w Ekstraklasie, co jest znacznie gorszym wynikiem od ubiegłorocznego wyniku – 39%. A przecież jeszcze trzy sezony temu to miejscowi zawodnicy strzelali więcej od obcokrajowców.
Tylko 31,7% goli w tym sezonie Ekstraklasy strzelili Polacy. Najgorszy w historii pod tym względem był poprzedni sezon – wtedy 39,1% goli Polaków.
2020/21 – 48,0%
2021/22 – 50,1%
2022/23 – 45,6%
2023/24 – 39,1%
2024/25 – 31,7% (trwa)— EkstraStats (@EkstraStats) October 2, 2024
Obecnie, w znacznej mierze dzięki wyskokowi GKS-u, udział Polaków w golach przekroczył 33%. Wciąż jest jednak historycznie mały i pewnie taki pozostanie do końca sezonu.
Sześciu różnych Polaków z golem dla tej samej drużyny
GieKSę ma zatem szerokie możliwości w ataku, ale to, czego dokonała w ten weekend przejdzie do historii i to pod wieloma względami. Sama wygrana w Krakowie z Puszczą nie była może wielką sensacją, ale jej rozmiar – już tak.
Wygrana 6:0 na wyjeździe w meczu między dość wyrównanymi drużynami nie zdarza się często. Natomiast to, kto strzelał gole dla gości to wydarzenie prawdziwie historyczne. Otóż dla GieKSy po jednym golu zdobyło sześciu różnych zawodników, w dodatku wszyscy byli Polakami. W pierwszej połowie trafili Mateusz Kowalczyk i Sebastian Bergier, w drugiej strzelił Oskar Repka, a po nim rzuty karne na gola zamienili Arkadiusz Jędrych i Bartosz Nowak, zaś w końcówce wynik spotkania ustalił Jakub Antczak. Rekordu by nie było, gdyby nie koleżeńska postawa kapitana Jędrycha, który oddał drugi rzut karny Nowakowi. W wywiadzie dla GieKSa.pl Bartosz podkreślił:
„Arek to jest prawdziwy kapitan – dał mi karnego, aby każdy dzisiaj dołożył swoją cegiełkę.”
Koniarek raz po stronie strzelców, raz po stronie rozbitych
Sześciu różnych Polaków strzelających gola dla jednej drużyny w meczu Ekstraklasy? Takie zdarzenie miało miejsce dopiero drugi raz w ostatnich 40 latach i prawdopodobnie szósty raz w historii!
Olimpia Poznań była klubem, który w czasie upadku PRL-u radził sobie całkiem nieźle, grając przez siedem sezonów w Ekstraklasie. Właścicielem klubu był “Bolo” Krzyżostaniak, który uwikłał się w wiele dziwnych biznesów i zastawił w banku karty zawodnicze między innymi Mirosława Szymkowiaka i Grzegorza Mielcarskiego. Na mecze dawnego milicyjnego klubu nikt w Poznaniu nie chodził, więc Bolo postanowił przenieść zespół do Gdańska, gdzie występował pod nazwą Lechia/Olimpia. W kwietniu 1996 roku twór ten mierzył się z Widzewem, walczącym o mistrzostwo Polski.
Na stadionie przy ul. Traugutta zjawiło się prawie dziesięć tysięcy widzów, którzy przeżyli duży zawód. RTS wygrał aż 7:1, a jedynego gola dla gospodarzy strzelił w 90. minucie Emmanuel Tetteh. W bramce gospodarzy kontuzji doznał Piotr Wojdyga, ale wchodzący za niego Dariusz Gładyś tylko raz wyciągał piłkę z siatki. Dla Widzewa strzelali: Paweł Miąszkiewicz (dwa gole), Zbigniew Wyciszkiewicz, Ryszard Czerwiec, Rafał Siadaczka, Marek Koniarek oraz Marek Citko. Był to ostatni przypadek, gdy sześciu różnych Polaków strzeliło gola dla swojej drużyny w Ekstraklasie!
Wcześniej zdarzyło się to ponad 40 lat temu. 13 maja 1984 roku Pogoń była na trzecim miejscu z niewielką stratą do Widzewa i Lecha. Podejmowała ostatnie w tabeli Szombierki, które jeszcze na wyjeździe nie wygrały. Przed spotkaniem trenera gości Romana Durnioka zastąpił Marian Ginter. Mecz zakończył się wynikiem 8:1, a gole dla Portowców zdobyli: Marek Leśniak, Leszek Wolski (dwa), Adam Kensy, Andrzej Burchacki (dwa), Kazimierz Sokołowski oraz Marek Włoch. Co ciekawe, Adam Kensy jeszcze w 2007 roku wystąpił w jednym z meczów Pogoni Szczecin Nowej – klubu prowadzonego przez kibiców Granatowo-Bordowych.
W składzie bytomian był Marek Koniarek, czyli ten sam zawodnik, który strzelił szóstego gola dla Widzewa dwanaście lat później. Grał on nie tylko w Szombierkach i Widzewie, ale przede wszystkim w GKS-ie Katowice, dla którego rozegrał ponad sto meczów w latach 80. Gdyby okazało się, że był obecny na trybunach podczas meczu z Puszczą, byłby pewnie jedyną osobą, która łączy trzy ostatnie spotkania Ekstraklasy, w których sześciu różnych Polaków strzeliło gola dla jednej drużyny.
Rekordy dawnych czasów
W dawniejszych czasach polskiego futbolu klubowego wysokie wyniki zdarzały się znacznie częściej niż obecnie. Jednocześnie jednak, w takich kanonadach zazwyczaj jeden lub dwóch zawodników trafiało wielokrotnie do bramki gości. Dlatego sześciu różnych strzelców dla jednej drużyny zdarzało się niezmiernie rzadko. Wyszukanie takich spotkań nie było łatwe i nie mam pewności, czy udało się wyłowić je wszystkie. Z całą pewnością wymienić można jednak trzy takie mecze.
10 czerwca 1951 roku Unia Chorzów zmierzyła się z Gwardią Szczecin. Były to stalinowskie czasy ujednolicania nazewnictwa klubów. Pod nazwą „Unia” krył się Ruch, a „Gwardia” później znana była jako Arkonia. Goście byli beniaminkiem i nie mieli jeszcze na koncie żadnego zwycięstwa w Ekstraklasie. Chorzowianie próbowali nawiązać do sukcesów przedwojennych, ale szło im przeciętnie – zajmowali trzecie miejsce od końca. W obecności pięciu tysięcy widzów nastąpiło jednak przełamanie. Do goli Kubickiego i Przecherki w pierwszej połowie, w drugiej po dwa trafienia dorzucili Cieślik i Suszczyk, a na koniec swoje dołożyli Alszer i Pohl. Końcowy wynik to 8:0, a gole strzelało dla Ruchu sześciu różnych zawodników. Oczywiście Polaków, bo w tamtych czasach innych narodowości w lidze nie było. Wszyscy poza Pohlem (Eugeniuszem, słynny Ernest nie grał w Ruchu) zagrali w reprezentacji kraju.
Czy czeka to kogoś z szóstki graczy GKS-u? Jeszcze niedawno wydawało się to nierealne, ale na wrześniowe zgrupowanie powołany został Mateusz Kowalczyk. Nie zagrał i nie pojechał na zbliżające się mecze Ligi Narodów, ale być może wśród świetnie spisujących się graczy z Bukowej znajduje się ten, który po 21 latach zagra w biało-czerwonej koszulce jako gracz GKS-u. Ostatnim w meczu z Litwą na Malcie w grudniu 2003 był Jacek Kowalczyk.
Przedwojenni strzelcy ginęli w Auschwitz i Katyniu
Udało mi się znaleźć jeszcze dwa przedwojenne spotkania, w których sześciu Polaków strzelało bramki dla jednej drużyny. 5 listopada 1933 roku Pogoń Lwów podejmowała ŁKS. Wygrała aż 9:0, a gole strzelali: Deutschman, Zimmer (dwie), Nahaczewski, Niechcioł (dwie), Mieczysław Matyas oraz Michał Matyas (dwie).
Jak potoczyły się ich losy? Alfred Zimmer stał się siedem lat później ofiarą zbrodni katyńskiej. Edmund Niechcioł zmienił natomiast nazwisko na Majowski, a po podpisaniu volkslisty nie mógł po wojnie wrócić do kraju. Był między innymi selekcjonerem Norwegii – jedynym w latach 1945-1990, który zanotował więcej zwycięstw, niż porażek. Przebił go dopiero Egil Olsen w latach dziewięćdziesiątych.
Był też inny taki przypadek. Sezon 1932 Warta i Wisła zaczęły kiepsko. 22 maja mierzyły się w Poznaniu, a mecz zakończył się hokejowym rezultatem 8:3. Bramki dla gospodarzy zdobyli: Kajetan Kryszkiewicz (dwie), Adam Knioła (dwie), Fryderyk Scherfke, Roman Nowacki, Henryk Nowicki i Witold Różycki.
Historie życia bohaterów także tego meczu pokazują pogmatwane losy Polaków w czasie wojny. Scherfke strzelił pierwszego gola dla Polski w finałach mistrzostw świata z Brazylią w 1938 roku. Gdy w 1942 roku służył w Wehrmahcie, w tym samym czasie innego strzelca – Adama Kniołę Niemcy zagazowali w Auschwitz.
Pięciu polskich strzelców w ostatnich latach
Spotkań z pięcioma różnymi polskimi strzelcami goli dla jednej drużyny było wiele, szczególnie w odległych czasach. Ostatni zdarzył się jednak piętnaście lat temu, gdy Cracovia w Sosnowcu podejmowała Lechię. Mecz zakończył się wynikiem 2:6, a dla gości trafili: Marcin Kaczmarek, Piotr Wiśniewski, Hubert Wołąkiewicz, Maciej Rogalski i Paweł Nowak (dwa).
W maju 2006 Amica pokonała Górnika Łęczna 6:0 po golach Jacka Dembińskiego, Jarosława Bieniuka, Karola Gregorka (dwóch), Marcina Wasilewskiego i Zbigniewa Grzybowskiego. Były to jedyne w ostatnim dwudziestoleciu mecze z pięcioma różnymi Polakami strzelającymi gola dla jednej z drużyn. Tym bardziej godnych szacunku jest aż sześciu piątkowych strzelców dla Gieksy.
Najwyższa wyjazdowa wygrana beniaminka w Ekstraklasie
To jednak nie koniec rekordów pobitych przez GKS w piątek. Była to dopiero dziesiąta w historii wygrana beniaminka w Ekstraklasie sześcioma lub więcej golami. Dotąd zdarzyło się to tylko w tych spotkaniach:
- 2024: Puszcza – GKS Katowice 0:6
- 2013: Zawisza – Piast 6:0
- 2004: Zagłębie Lubin – GKS Katowice 7:0
- 2003: Lech – Pogoń 6:0
- 1977: Odra Opole – Lech 7:1
- 1962: Arkonia – Stal Mielec 7:1
- 1958: Cracovia – Polonia Bydgoszcz 6:0
- 1929: Garbarnia – Turyści Łódź 8:2
- 1928: Cracovia – ŁKS 7:1, Cracovia – Czarni Lwów 6:0
Najwyższą wygraną nowej ekipy w lidze pozostaje 7:0 Zagłębia Lubin z… właśnie Gieksą z 2004 roku, ale od teraz rekordowe wyjazdowe zwycięstwo to właśnie wygrana 6:0 z Puszczą Niepołomice.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Goncalo F. ma zostać w Legii i to… zrozumiała decyzja
- Motor Lublin, Jaskółki z Gollobem, a może Byki? Top 10 drużyn w historii Ekstraligi!
- Radomiak znajdzie stopera w Niemczech? Grał w znanym klubie, przyjechał na testy
- Ravas: Odkąd zostałem tatą, jestem bardziej zrelaksowany [WYWIAD]
Fot. Newspix